Zostaw coś po sobie, buziaki!
Z Samem miałam spotkać się w środę po południu, a panikowałam już od poniedziałkowego rana. Ciągle miałam w głowie najgorsze scenariusze. Bałam się tego spotkania, bo nie wiedziałam o czym będziemy rozmawiać. Ba, byłam przerażona. Fakt, że mieliśmy wyjść gdzieś tylko we dwoje od tak dawna sprawiał, że miałam ciarki.
We wtorkowy poranek świeciło słońce i była na prawdę piękna pogoda, ale to chyba nic szczególnego, jeśli chodzi o Los Angeles. Szczególnie w marcu.
Miałam dzisiaj dwie matmy, na których prawie zasnęłam, próbując skupić się na słowach nauczyciela. Na poezji przerabialiśmy jakiś mało znany wiersz, a po dwóch angielskich zaczęłam odczuwać dyskomfort.
Na ostatnich zajęciach siedziałam jak na szpilkach. Ciągle obgryzałam końcówkę długopisu, którym stukałam o stolik i czułam jak się trzęsę.
- Zimno Ci, że masz takie drgawki?- zapytał Trey, kiedy siedzieliśmy później na stołówce.
Miałam przed sobą sok pomarańczowy w małym kartoniku i sałatkę z makaronem, którą próbowałam w siebie wmusić.
- Nie - odparłam krótko, opierając się łokciami o stolik i grzebiąc w moim talerzu.
- Ktoś tu jest chyba nie w sosie - odparł, szturchając mnie widelcem w policzek.
- Za to tobie chyba dopisuje humor - przeniosłam na niego wzrok.
- W piątek jest mecz. Na treningach idzie nam świetnie, wiec jeśli uda nam się wygrać to awansujemy - powiedział rozradowany.
Zaśmiałam się pod nosem i w końcu zabrałam się za sałatkę.
- Ostatnio, kiedy byłam na waszym treningu, to chyba nie był Twój dzień - zażartowałam.
Faktycznie, kiedy obserwowałam ich ćwiczenia z trybun ostatnim razem, Trey ciągle się potykał i nie skupiał się na grze, ukradkiem spoglądając w moją stronę.
- Dekoncentrowałaś mnie - powiedział niskim głosem, pochylając się w moją stronę z drugiej strony stolika.
- Ach tak?- zaczęłam, również się nachylając - A więc to moja wina?
Uniosłam brew i cwanie się uśmiechnęłam, a Trey oblizał swoją dolną wargę i spojrzał na moje usta.
- Owszem - odpowiada - przez Ciebie mam nieprzyzwoite myśli.
W tym momencie kręcę głową i kopiè go lekko w nogę pod stołem. Następnie zjadam swoją sałatkę, a później obydwoje wracamy do swoich akademików.
*
W środę po zajęciach byłam na skraju depresji. Już nawet chciałam napisać do Sama i odwołać spotkanie, ale ciekawość za bardzo mnie zżerała. Zastanawiałam się co powinnam na siebie włożyć i gdzie pójdziemy. Nie wiem dlaczego tak bardzo się tym przejmowałam, skoro powinnam mieć to gdzieś. Ale z drugiej strony, gdzieś tam w głębi mnie, bardzo chciałam pokazać mu co stracił.
Ubrałam na siebie niebieską sukienkę z krótkim rękawkiem i lekko poprawiłam makijaż. Umówiliśmy się na szóstą, a było już za piętnaście. Mieliśmy spotkać się w parku niedaleko kampusu, więc na szczęście ( lub nie ), na pewno zdążę.
Wyszłam z pokoju, nic nie mówiąc Hannah i po prostu pogrążona w myślach ruszyłam na wskazane miejsce.
Po drodze zaczęłam się zastanawiać dlaczego jestem taka głupia. Przecież ten chłopak Cię zostawił, złamał Ci serce, a teraz co? Nie wiedziałam tak na prawdę nic. I to było najgorsze.
Nogi miałam jak z waty, kiedy z oddali widziałam wejście do parku. Myślałam, że zaraz zemdleję, kiedy skręciłam w lewo i zobaczyłam Sama siedzącego na ławce.
Wzięłam głęboki wdech, a później wytarłam mokre dłonie o tył sukienki.
- Dasz radę, Melanie - wyszeptałam sama do siebie i ruszyłam w jego stronę.
Sam siedział, wpatrzony w telefon i opierał się łokciami o uda. Podeszłam do niego powoli i stanęłam prosto przed nim.
- Ups, chyba się trochę spóźniłam - powiedziałam sarkastycznie z założonymi rękami.
W tym momencie Sam jakby podskoczył i spojrzał w górę. Jego oczy wlepiły się prosto w moje i przez chwilę widziałam w nich błysk. Po chwili potrząsnął głową i wstał.
- Okej, chyba sobie zasłużyłem.
No co Ty, w ogóle.
- Więc?- westchnęłam, próbując udawać jak bardzo mam go gdzieś - Co będziemy robić?
Sam podrapał się po głowie, po czym szeroko się uśmiechnął, pokazując mu rząd swoich białych zębów. Tęskniłam za tym uśmiechem.
- Masz ochotę na lody truskawkowe?
Mimowolnie mój kącik ust powędrował w górę. Zawsze mam na nie ochotę. Niestety Sam dobrze wie jak mnie przekupić i sprawić, żebym trochę przymknęła oko. Tyle że tym razem lody truskawkowe mogą okazać się mniej skutecznie.
- Chodźmy - powiedziałam, przybierając z powrotem obojętny wyraz twarzy.
Szliśmy ramię w ramię alejką w parku, obserwując ludzi bawiących się ze swoimi pupilami. Nic nie mówiliśmy, ale o dziwo nie było niezręcznie. Chyba obydwoje zastanawialiśmy się nad tym o czym będziemy rozmawiać. Miałam wrażenie, że Sam nie do końca przemyślał jak bardzo będzie nam ciężko, gdy zapraszał mnie na to spotkanie.
W kilka minut dotarliśmy do najbliższej kawiarni, gdzie Sam zamówił dla nas po gałce lodów truskawkowych i małej kawie. Weszliśmy po schodkach i usiedliśmy na tarasie lokalu przy stoliku z widokiem na miasto. Mogło się wydawać, że było tak zwyczajnie, a jednak gdzieś w środku coś ciągle przypominało mi, że to wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane.
- Więc.. co u Ciebie? Podoba Ci się na uczelni?- zapytał niepewnie, stukając palcami o szklany stolik.
Spojrzałam na niego zagryzając policzek od środka i mrugając kilka razy.
- Tak teraz będziemy rozmawiać?- zapytałam.
- Co masz na myśli?
- Jak dwójka starych znajomych, których drogi się rozeszły.
Sam otworzył lekko usta jakby ze zdziwienia i spojrzał w bok, unikając mojego spojrzenia.
- Chciałbym móc to zmienić. Na prawdę..- wyszeptał bardziej sam do siebie.
Pokręciłam głową i nie wiedziałam czy mam się rozpłakać czy może zacząć śmiać.
- Skąd taka nagła potrzeba?- zapytałam złośliwie, krzyżując ręce.
Znów na mnie spojrzał, a jego wzrok był stanowczy i pełen.. bólu?
- Nie masz pojęcia co działo się u mnie przez ostatnie miesiące, Mel..
- Właśnie!- prawie krzyknęłam, ale zaraz po tym ściszyłam głos, widząc jak parę osób w kawiarni odwróciło głowy w naszą stronę - Nie wiem, masz racje. Nie wiem, bo się ode mnie odsunąłeś. Rozumiem, że znalazłeś kogoś innego i że przestało Ci na mnie zależeć, ale nie rozumiem dlaczego nie odzywałeś się również do Emmy, Darcy i Scotta!
Kiedy to powiedziałam, Sam zmrużył oczy i zrobił zdezorientowaną minę, jakbym opowiadała mu bajeczki. A przecież tak było!
- Co? To nie tak.. Ja..
- To może w końcu powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? Nie sądzisz, że należałaby mi się odrobina prawdy? Może łaskawie powiesz mi co tu do cholery robisz?- wybuchłam, obsypując go pytaniami.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy Sam wypowiedział jedno, krótkie zdanie, które sprawiło, że doznałam szoku.
-Mój tata zmarł.
______________________
Wybaczcie, że rozdział taki krótki i że dopiero teraz, ale mam mały kryzys ostatnio, jeśli chodzi o pisanie 😩
Staram się jak mogę, mam nadzieję, że ze mną zostaniecie, do następnego!
Ps. Jak myślicie, dlaczego Sam jest w LA?