KISS ME SLOW

By Crazy__Princess9

269K 9.2K 2K

Nie wiedziałem, że to Ty na mnie czekasz, bo byliśmy dziećmi, kiedy zakochaliśmy się w sobie. Nie wiedzieliśm... More

Prolog
1.Gdzie jest Twoja dzisiejsza zabawa?
2.Nick, nie zostawiaj mnie tu.
3.Historia lubi się powtarzać.
4.Chcesz się mną zajmować?
5.Jesteś zazdrosny?
6.Czasami mam wrażenie, że opowiada o nas.
7.Żaden z nas na Ciebie nie zasługuje.
8.Pozwól mi Ci zaufać.
9.Co powiesz na camping?
10.Chcesz mieć z nim dzieci?
11.Szaleje za Tobą.
12.Nie ma drugiej takiej, jak Ty, Victoria.
13.Zaczynamy zabawę.
14.Teraz ja się zrewanżuje.
15.Nikt się o tym nie dowie.
16.Nie da mi spokoju.
17.Tu chodzi o Ciebie.
18.Tą dziewczyną byłaś Ty.
19.Shane z Tobą przyszedł?
Nowa książka
20.Przy Tobie miłość była prawdziwa.
21.Rozstanie wpisane jest w miłość.
23.I pomyśl o mnie.
24.Byłam Wam to winna.
25.Żaden z nas nie będzie jej miał.
26.Moje dziecko potrzebuje ojca.
27.Jesteście dla mnie wszystkim.
Epilog
Podziękowania
Nowa książka

22.Zrobię wszystko.

5.5K 209 53
By Crazy__Princess9

Victoria POV 

    Pomału otwieram swoje oczy, od razu się krzywiąc na rażące promienie słońca. Niechętnie podnoszę się do pozycji siedzącej, przykładając dłoń do szyi, która lekko mnie boli. W sumie to cała czuję się obolała. Biorę głęboki wdech, mając nadzieję, że nie bierze mnie żadna grypa.

    W tej samej chwili spoglądam na drugą połowę łóżka, która okazuje się pusta. W moim ciele od razu pojawia się panika, jednak staram się uspokoić. W pośpiechu wstaję na nogi, kierując się na dół. Już po kilku sekundach wchodzę do kuchni, gdzie zastaję mojego szatyna.

    - O...dzień dobry – wita mnie czułym uśmiechem. – Musisz jeszcze chwilkę poczekać na śniadanie – zapowiada, przygryzając dolną wargę.

    - W porządku – odpowiadam, podchodząc do niego, aby móc bez problemu się w niego wtulić.

    - A to za co? – Śmieje się, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.

    - Tak po prostu. – Wzruszam ramionami, delikatnie się od niego odsuwając. – Kiedy się obudziłam, a Ciebie nie było, przestraszyłam się, że... – zaczynam, czując dziwne ukłucie w klatce piersiowej.

    - Spokojnie – przerywa mi, obejmując moją twarz. – Jestem przy Tobie. Na razie jesteśmy bezpieczni – zapewnia, a ja wierzę mu pod każdym względem.

    - Myślisz o tym, żeby kontynuować ucieczkę? – dopytuję, bo już wcześniej się nad tym zastanawiałam.

    - Sam nie wiem. Pogadam z panem Munro i zobaczę, jaki On ma plan – wyjaśnia, na co jedynie kiwam głową.

    - Mi wszystko jedno. Bylebym była blisko Ciebie – wypowiadam nieco ciszej, zaglądając głęboko w jego tęczówki.

    Chłopak słabo się uśmiecha, po czym składa na moim policzku subtelnego całusa. Zanim jednak się ode mnie odsunie, ponownie zanurzam się w jego ramionach, pragnąc poczuć znajome ciepło. Trwamy tak przez dłuższą chwilę, ale zdaje się, że żadnemu z nas to nie przeszkadza.

    W końcu pozwalam mu wrócić do przyrządzania śniadania, podczas gdy ja siadam przy blacie i cierpliwie na niego czekam. Nalewam do szklanki soku pomarańczowego, żeby zaspokoić swoje pragnienie, bo dziwnie zaschło mi w gardle. W ogóle czuję się taka ospała. Chyba przez te wszystkie wydarzenia, mój organizm jest bardzo osłabiony.

    - Musimy się zorganizować i przenieść Twoje rzeczy do mojego mieszkania – zagaduje Nick, wyrywając mnie z zewnętrznej zadumy.

    - Czyli naprawdę to robimy – stwierdzam spokojnie, lecz tak naprawdę przeżywam istne szaleństwo.

    - Chyba, że wtedy nie mówiłaś poważnie. – Odwraca się do mnie, a w jego głosie wyczuwam smutek oraz rozczarowanie. – Jeśli jeszcze nie jesteś pewna... – zaczyna, lecz nie pozwalam mu dokończyć.

    - Oczywiście, że jestem – przerywam mu. – Naprawdę tego chcę i nie mam żadnych wątpliwości – zapewniam zgodnie z prawdą.

    - Nawet nie wiesz, jaką radość sprawiają mi te słowa – wyznaje, podchodząc do mnie bliżej, dzięki czemu mogę ścisnąć jego rękę. – Marzyłem o tym, aby mieć Cię na wyłączność, od kiedy przyznałem się do swoich prawdziwych uczuć. – Cmoka skórę na mojej dłoni.

    - Teraz już będziesz mnie miał – anonsuję, mając nadzieję, że te słowa są prawdą. – Jedyne, co mi tu przeszkadza, to Shane. – Wzdycham zrezygnowana.

    - Mi też, ale nie możemy pozwolić, żeby zrujnował nam wszystko – zauważa, a ja przyznaję mu stuprocentową rację.

    - Więc zapomnijmy o jego istnieniu, jak najbardziej się da – proponuję, bo myślę, że jeżeli będziemy ignorować, choć w małym stopniu ten bałagan, będzie nam łatwiej.

    - Ok – zgadza się. – A teraz dokończę te gofry, bo nigdy ich nie zrobię – żartuje, co doprowadza nas do śmiechu.

    - To ja pójdę do łazienki – informuję, zeskakując z wyższego kszesła.

    Podażam do obranego celu, idąc naprawdę wolno, bo mam wrażenie, jakby głowa mi wirowała, a widok przede mną jest lekko zamazany. Nagle odczuwam dziwne uczucie przy swoim nosie, dlatego dotykam tamtego miejsca, a następnie spoglądam na palce. Momentalnie zamieram, widząc tam krople krwi.

    W pośpiechu wchodzę do łazienki, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Z mojego nosa leci krwotok i nie wygląda to dobrze. Chwytam w ręce ręcznik, namaczając go zimną wodą i przykładam w miejsce, gdzie sączy się krew. Próbuję powstrzymać go przez dobrą chwilę, jednak najwidoczniej wcale nie widać końca. W moich powiekach pojawiają się łzy, ponieważ naprawdę nie mam pojęcia, co robić. Nigdy nie miałam żadnych takich problemów, a jeszcze gorsze jest to, że to wcale nie wygląda, jak normalny krwotok z nosa.

    Co się ze mną, do cholery, dzieje?

    - Tori... – Do moich uszu dociera głos Nicholasa, który popycha drzwi od pomieszczenia. – Wszystko w porządku? – pyta, na co cała zaczynam się trząść.

    - Nie wiem, co się stało – wyjąkuję, odwracając się w jego kierunku. – Ciągle leci – szepczę, widząc, jak mierzy mnie przerażonym spojrzeniem.

***

    - Po co przyjechaliśmy do szpitala? Przecież już ze mną dobrze – przekonuję go dalej, mając nadzieję, że jakoś na niego wpłynę i się stąd ulotnimy.

    Mimo ustąpienia krwotoku, który w końcu dał mi spokój, Nicholas zdecydował, że powinniśmy porozmawiać o tym z jakimś lekarzem. Za wszelką cenę chciałam tego uniknąć, bo to wszystko mnie przeraża, ale On nie dał za wygraną.

    - Ale to nie zmienia faktu, że krwawiłaś i to mocno – upiera się, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

    - Może to od stresu. – Wzruszam ramionami, wciąż podtrzymując opatrunek na swojej ręce, gdzie niedawno została wbijana igła. Na szczęście jestem odporna na takie rzeczy.

    - Właśnie dlatego zrobiliśmy badania, żeby dowiedzieć się dokładnie, o co tu chodzi – wyjaśnia, podchodząc do mnie, aby móc objąć mnie w talii. – Przynajmniej nie musimy długo czekać. Zaraz lekarz nas poprosi. – Całuje mój policzek.

    - Przecież wiesz, że nie lubię szpitali oraz robienia jakichkolwiek badań. – Dąsam się, posyłając mu widoczny grymas. – To mnie przeraża – dopowiadam z naburmuszoną miną.

    - Wiem, jednak musisz chwilę ścierpieć – oświadcza, na co biorę głęboki wdech. – To dla Twojego dobra. – Posyła mi znaczące spojrzenie.

    Nie komentuję już jego słów, a jedynie czekam na zawiadomienie o wynikach. Kiedy słyszę, jak pielęgniarka wywołuje moje nazwisko, cała się spinam. Z lekkim zawahaniem kieruję się do gabinetu doktora, ciesząc się, że Nick dotrzymuje mi kroku. Już po krótkiej chwili siadamy przy biurku mężczyzny, a ja próbuję wyrównać oddech.

    - Cieszę się, że postanowiliście zaczekać do końca – zaczyna, świdrując wzrokiem po jakichś kartkach. – Mamy coś do omówienia. – Masuje się po skroniach.

    - Z moimi wynikami jest coś nie tak? – jąkam, będąc niezmiernie zdenerwowana.

    - Cóż, jeżeli chodzi o samo zdrowie, to nie – tłumaczy, na co dokładnie analizuję jego słowa. – Gdyby nie... – zaczyna, lecz nagle się zacina.

    - Gdyby nie co? – dopytuje chłopak, a w jego głosie wyczuwam, że jest tak samo wystraszony, jak ja.

    - Wykryliśmy we krwi obcą substancję, która na pewno nie działa korzystnie na organizm – wypala, kładąc przed nami moje wyniki. – Po dokładnym zbadaniu okazało się, że jest to silna trucizna – informuje, przez co zamieram.

    - Zostałam otruta? – dukam, nie mogąc w to uwierzyć.

    - Najwidoczniej tak – potwierdza, kiwając przy tym głową. – Trucizna jest przystosowana dość wyjątkowo. Nie działa od razu i przejmuje narządy krok po kroku. Ostatecznie zabija dopiero po jakimś czasie – wyjaśnia powoli.

    - Czyli dobrze, że zdiagnozowaliśmy wszystko dość prędko. Wystarczy, że podacie antidotum i będzie dobrze, tak? – Szatyn patrzy na niego z nadzieję, podczas gdy ja jestem bliska załamania.

    - Mogłoby tak być, gdybyśmy tylko wiedzieli, jaka to jest trucizna. – Wzdycha, a ja mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.

    - A co to za różnica? – Marszczy brwi, patrząc na niego niezrozumiale.

    - Każda substancja trująca powinna mieć antidotum, ale musi być ono przyrządzone specjalnie dla niej. Dopóki nie będziemy wiedzieli, co to za trucizna, nie możemy zrobić właściwego leku – oznajmia, na co w moich oczach pojawiają się łzy.

    - Więc jak mamy usunąć to cholerstwo z jej ciała? – ciągnie dalej.

    - Obawiam się, że tylko tak – wypowiada ze współczuciem, co powoduje, że pojedyncza łza uwalnia się z moich powiek. – Nie wiem, ile dokładnie potrwa przemieszczanie się toksyny, ale dolegliwości będą pojawiały się stopniowo. Najpierw na pewno wystąpiło osłabienie, złe samopoczucie – wymienia, a ja stwierdzam, że to pasuje do mojego wcześniejszego zachowania. – Potem wystąpił krwotok z nosa, teraz trzeba przygotować się na to, że nie będzie można zapanować nad ruchem różnych części ciała, w końcu zacznie się słabnąć, można dostać paraliżu, aż wreszcie dojdzie do krztuszenia się własną krwią – zapowiada, a jego słowa są straszne.

    - A co potem? – odzywam się, choć sama nie wiem, czy chcę poznać odpowiedź na to pytanie.

    - Kiedy trucizna zawładnie całym sercem...raczej nie ma już ratunku – ostrzega, przez co po moim ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz.

    Spoglądamy na siebie z Nicholasem, sami nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Chłopak sięga po moją dłoń, subtelnie ją ściskając. Przymykam lekko swoje oczy, marząc, żeby był to tylko głupi koszmar.

***

    Staram się słuchać rozmowy pana Munro z Nicholasem, ale nie potrafię się na niczym skupić. Myślami jestem całkowicie gdzie indziej i choć chciałabym przestać nad tym rozmyślać, to nie mogę. Cieszę się, że szatyn postanowił mnie wyręczyć i to On opowiada o całej sytuacji, bo nie jestem pewna, czy byłabym w stanie o tym rozmawiać. Sama myśl sprawia mi ogromny ból, a co dopiero wypowiadanie tego.

    - Tori. – Słysząc znajomy głos, wyrywam się z dziwnego amoku. – Wszystko w porządku? Chcesz wody? – dopytuje z troską, kładąc dłoń na moim udzie.

    - Nie, jest dobrze. – Odchrząkuję, poprawiając się nerwowo na miejscu.

    - Pytałem się o to, czy poza kasynem, gdzieś jeszcze wychodziłaś i może wypiłaś coś podejrzanego? Shane na pewno wybrał najmniej zauważalny moment – sugeruje prokurator, szukając czegoś w swoim laptopie.

    - Nie, nie jadłam nigdzie poza domem – zaprzeczam zgodnie z prawdą.

    - A więc to musiało stać się w kasynie – zakłada, przecierając swoją twarz. – Musiał się dowiedzieć, że tam będziemy i wszystko zaplanował. – Wypuszcza ciężko powietrze z ust.

    - Możemy zobaczyć, kto wtedy był tam kelnerem. Weźmiemy ich na przesłuchanie – proponuje Nick, wciąż dotykając mojego ciała, za co jestem mu wdzięczna, bo to dodaje mi otuchy.

    - Dobry pomysł, ale najpierw ściągniemy tutaj Vanessę – informuje, przywołując do siebie jakiegoś policjanta. – To Ona miała największy dostęp do Waszego towarzystwa – przypomina, zapisując coś na kartce.

    - Kiedy wtedy ją złapaliśmy, wydawała się naprawdę zdziwiona naszą obecnością – mówię, wspominając jej reakcję na widok naszej dwójki.

    - Ale dobrze wiemy, że jest królową aktorstwa. – Chłopak posyła mi znaczące spojrzenie, a ja przyznaję mu rację.

    Z szybko bijącym sercem czekam na to, aż prokurator zawiadomi rudowłosą o nakazie przybycia na komisariat. Mimo, że nie chcę robić sobie zbędnych nadziei, wierzę w jakiś cholerny cud. W to, że Van przyzna się do zatrucia mojego napoju, poda nazwę trucizny i lekarze przygotują antidotum na czas. Chciałabym, żeby sprawy potoczyły się właśnie tak, lecz zgaduję, że to by było zbyt piękne oraz łatwe.

    Zanim zdążę się obejrzeć, mężczyzna prosi nas, żebyśmy udali się do sali przesłuchań. Jego zdaniem to my powinniśmy przeprowadzić przesłuchanie, bo może uda nam się coś wyciągnąć. Przez cały czas trzymam się blisko szatyna, czując dziwną potrzebę jego bliskości.

    - Co tutaj robię? – wybucha dziewczyna, kiedy tylko wchodzimy do pomieszczenia. – Czy Wy naprawdę nie rozumiecie, że ja nie wiem, gdzie jest ten idiota? – syczy, zaciskając swoją szczękę.

    - Nie o to tutaj chodzi. Uspokój się – odzywa się mój towarzysz, zajmując miejsce po drugiej stronie stołu, a ja powtarzam jego ruchy.

    - Więc tym bardziej nie widzę sensu, dlaczego tu jestem – fuka, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

    - Vanessa, daj nam chociaż małą chwilę. Proszę – wypowiadam cicho, posyłając jej błagalne spojrzenie.

    - Dobra, daję Wam pięć minut – ulega, siadając naprzeciwko nas. – Ale jeżeli zaczniecie pytać o jakieś głupoty, od razu dzwonię po swojego adwokata – ostrzega, celując w nas palcem.

    - Pamiętasz kasyno? – zaczynam, nie chcąc od razu jej wszystkiego narzucać, a Ona twierdząco kiwa głową. – Czy przed pójściem tam, wiedziałaś, że mamy się tam pojawić?

    - A skąd niby miałabym wiedzieć? Nieźle mnie wtedy zaskoczyliście – odpowiada, wzruszając ramionami.

    - Może zauważyłaś nas, kiedy już tam byliśmy? – ciągnę dalej, wciąż wyczekując najbardziej wygodnych słów.

    - O co Wam chodzi? Nie widziałam Was – upiera się, marszcząc gniewnie brwi. – Po co w ogóle pytacie o tamten wieczór...wszystko już wyjaśniłam – przypomina, patrząc na nas trochę nieufnie.

    - Czyli twierdzisz, że nie miałaś nic wspólnego z otruciem Tori? – warczy Nick, któremu zapewne już straciła się cierpliwość.

    - Że co? – rzuca, rozchylając lekko wargi i uważnie skanując nas wzrokiem. – Chwila, czy Ty oskarżasz mnie o próbę zamordowania Twojej dziewczyny? – Kręci głową w boki, ukradkowo na mnie spoglądając.

    - Posłuchaj, Van. Obiecuję, że nie wniosę żadnych zarzutów i nie zostaniesz, nawet w najmniejszym stopniu, ukarana, ale jeśli masz z tym coś wspólnego, to powiedz – błagam, mając nadzieję, że ją jakoś przekonam.

    - Tyle, że ja nic nie zrobiłam. Uwierzcie mi! Nie mam z tym nic wspólnego – zarzeka, a w jej głosie bije dziwna szczerość, której jeszcze u niej nie słyszałam. – Lepiej szukajcie Shane'a – radzi.

    - Jego tam wtedy nie było – oznajmia chłopak, przeczesując swoje włosy.

    - Myślicie, że On działa sam? – prycha, zdobywając naszą uwagę. – Jego rodzice mają hajs, a On może mieć wszystko. Wynajmuje ludzi, którzy dla niego pracują, więc bez problemu mógł Cię otruć – sugeruje, na co zaczerpuję powietrza.

    Im bardziej zagłębiam się w słowa dziewczyny, tym bardziej orientuję się, że jestem skończona. Mogę się założyć, że mój były dokładnie to wszystko zaplanował i nie mamy szans, aby dotrzeć do kogoś, kto mógłby nam pomóc. Czy naprawdę tak wygląda mój koniec?

    - Na razie nie opuszczaj miasta. Jeszcze musimy przeprowadzić śledztwo – informuje prokurator, gdy wszyscy wychodzimy na korytarz. – A gdyby coś Ci się przypomniało, od razu tu przyjdź – nakazuje jeszcze.

    - Ok – mamrocze, wywracając oczami. – Kiedy odzyskam zaufanie, żebym mogła normalnie żyć? – pyta, poprawiając włosy.

    - Jeszcze nie wiem. Pewnie wtedy, kiedy znajdziemy Shane'a – anonsuje, co sprawia, że na twarzy rudowłosej maluje się zirytowanie.

    - Jak już go namierzycie, to dajcie mi znać, żebym mogła dać mu w pysk – mruczy, a ja pewnie bym się roześmiała, gdyby nie to, że jestem zbyt przygnębiona.

    - Odezwiemy się – spławia ją, przez co Vanessa kieruje się do wyjścia.

    Pan Munro i Nicholas zaczynają o czymś dyskutować, podczas gdy ja opieram się o ścianę, chcąc chwilę odpocząć. Biorę głębokie wdechy, bo jest mi strasznie duszno. Przymykam na chwilę oczy, modląc się, żeby to w jakiś sposób pomogło.

    - Tori, chcesz usiąść albo czegoś się napić? – Otwieram swoje oczy, od razu dostrzegając przed sobą twarz Nicka. – Jesteś strasznie blada – zauważa ze zmartwieniem.

    - Po prostu musiałam odetchnąć – usprawiedliwiam, kładąc dłoń na jego torsie. – Co teraz robimy? – pytam, ponieważ nie mam pojęcia, jakie mamy dalsze zamiary.

    - Wrócimy do domu, żebyś trochę odpoczęła. Niech policja robi swoje – mówi, jednak mam wrażenie, że jest niepewny swoich słów.

    - Ok – przytakuję, przygryzając swoją wargę, aby się nie rozpłakać.

    - Hej, znajdziemy jakieś rozwiązanie. – Obejmuje dłonią mój policzek, przez co od razu się w nią wtulam. – Nic Ci się nie stanie – szepcze, gładząc mnie kciukiem.

    - Chciałabym w to wierzyć, ale trudno to zrobić, kiedy wiem, że z każdą sekunda jakaś toksyna mnie zabija – dukam, nie mogąc już powstrzymać swoich łez.

    - Zdobędę przepis na to antidotum, choćbym nie wiem, co musiał zrobić – daję słowa, w których jest sama prawda. – Zrobię wszystko. – Patrzy głęboko w moje oczy.

    Jego zadeklarowanie sprawia, że znowu pojawia się jakaś cząstka nadziei. Bez zastanowienia wtulam się w jego tors, a On w żaden sposób się temu nie sprzeciwia. Ręką gładzi moje włosy, zaś ustami składa pocałunki na mojej głowie. I jeśli tylko tak mogę chociaż przez chwilę poczuć się bezpiecznie, to na pewno nie zamierzam tego przerywać. Uwielbiam to, jak szatyn kojąco na mnie działa.

    - Przepraszam. – Odsuwamy się od siebie, gdy słyszymy czyjeś odchrząknięcie. – Mogę z Wami chwilę porozmawiać?

    - A kim jesteś? – wypytuje szatyn, a ja orientuję się, że skądś go znam.

    - Ja Cię pamiętam. – Reflektuję, mrużąc lekko oczy. – Rozmawiałam z Tobą w kasynie, kiedy... – urywam, nie mogąc wypowiedzieć tego na głos.

    - Kiedy Cię otruli – dokańcza za mnie, na co unoszę brwi wysoko w górę, bo nie mam pojęcia, skąd o tym wie. – Jestem na siebie cholernie zły za to, że zaproponowałem Ci szampana. Ten kelner musiał być podstawiony – stwierdza przez zaciśnięte zęby.

    - Czekaj...skąd, u licha, o tym wiesz? – fuka Nicholas, mierząc go piorunującym spojrzeniem.

    - Eliot Eddington. Jestem prywatnym detektywem – powiadamia, przez co moje usta otwierają się ze zdziwienia. – Mogłaś mi powiedzieć już wtedy, że potrzebujesz pomocy w jakimś śledztwie – kieruje do mnie.

    - Mogłeś już wtedy mi powiedzieć, że jesteś detektywem – odbijam piłeczkę, subtelnie się uśmiechając.

    - Racja, wybacz. – Śmieje się, czym szybko mnie zaraża. – Chciałbym Wam pomóc. Jeśli oczywiście się zgodzicie – mówi, jeżdżąc wzrokiem po twarzy mojego chłopaka.

    - Cóż, teraz przyda się nam każda pomoc – zauważa, tym samym dając mu pozytywną odpowiedź.

    - Więc pójdę porozmawiać z prokuratorem i opowiedzieć mu o sobie – informuje, po czym od nas odchodzi.

    - A my pojedźmy do domu, żebyś trochę odpoczęła – oferuje, na co kiwam głową, trzymając się za nadgarstek, bo moja ręka ni stąd, ni zowąd zaczyna się ruszać. – Idziemy? – Wyciąga kluczyki od auta.

    - Mamy coraz mniej czasu – szepczę, zdobywając jego uwagę. – Nie mogę zapanować nad swoją ręką – nawiązuję do tego, jak lekarz wymieniał kolejne dolegliwości.

    Pewne jest to, że moje chwile na tym świecie dobiegają końca i z bólem zakładam, że nic na to nie poradzimy.

Continue Reading

You'll Also Like

5.7M 286K 41
Bronte Davis to złote serce Worthington High. Cechuje ją charyzmatyczna i sympatyczna osobowość oraz chęć niesienia pomocy każdemu. Nie trudno więc z...
9.9M 298K 29
Druga część opowiadania ''Mój mały chłopczyk'' Marnie Wilson przejęła firmę po swojej mamie w Nowym Jorku. Jak potoczy się jej życie, gdy poza pojawi...
199K 1.2K 1
PIERWSZA CZĘŚĆ TRYLOGII OGNISTEJ #trylogiaognista Jedna historia, dwie perspektywy, dzięki którym widzimy, że nie wszystko jest takie, jak nam się wy...
115K 2.7K 23
TA KSIĄŻKA UTRZYMUJE SIĘ TUTAJ TYLKO Z SENTYMENTU! Czy dwa silne charaktery mogą się połączyć? Schować swoją dumę do kieszeni i powiedzieć co czują...