Zwariowałeś, Parker |SPIDEYPO...

By ZuzannaSemenov

19.8K 1.7K 468

Wade klepie biedę, a Peter ma dość Starka i Rogersa - czyli swobodnie pisana historia o tym, jak Deadpool wko... More

1. Na paragonie były bułki
2. Szybko i beznadziejnie
3. To raczej Wilson jest tu wariatem
4. Romantycznie, ale tak tylko trochę
5. Śniadanie po studencku
6. Lubię słowo "randka"
7. Tfu rzeczywistość
8. Pieski
9. Bez kolorowych naklejek
11. Cukrzyca z Predatorem
12. Misja Zdeptać Pająka
13. Dupek pozostanie dupkiem
14. Teście chyba mnie lubią
15. My tylko poszliśmy na kawę
16. Teraz to naprawdę mnie lubią

10. W życiu nie odda tego jednorożca

1.1K 102 38
By ZuzannaSemenov


Peter zapewne starał się to ukryć, gdy rozmawialiśmy już na zwykłe tematy, jednak bardzo go martwiła nasza poprzednia rozmowa. Zresztą, co się dziwić? Ledwie się obudził, a ja mu powiedziałem takie rewelacje z wczorajszego wieczora. Trochę się dziwię, że nie zapamiętał chociażby fragmentu, bo wtedy w nocy trzymał się całkiem nieźle, nawet jeżeli był nawalony. Może po prostu wzięło go wtedy duże zmęczenie i nie skupiał się za bardzo? Nie wiem, ale generalnie było mu dosyć przykro, że jego wyznanie swoich uczuć względem mnie wyszło tak, a nie inaczej. Pewnie go zawiodłem, ale co miałem mu powiedzieć? „Spoko, bądźmy w związku, skoro oboje tego pragniemy, ale za kilka miesięcy nie zdziw się, że będziesz mieć mnie dość, bo jestem spierdolony"? Mniej więcej to chciałem mu przekazać, ale w mniej dobitny sposób. Nawet jeżeli faktycznie nie miałby mnie dość, to coś mogło mu się przy mnie stać. Na co dzień żyłem z zabijania, trzymałem się z nieciekawymi ludźmi, chodziłem w ciemne zaułki. Nie byłem człowiekiem kultury, piłem na udawany umór alkohol, co noc zwalczałem chęć zajebania się albo beznadziejnego płaczu masturbacją do taniego pornosa. Można mnie uznać za definicję żałosnej marności, a ten chłopak się we mnie zauroczył? Chyba sam los w to nie wierzył, że tak to się mogło potoczyć.

Po zjedzeniu płatków z mlekiem na śniadanie zrobiłem Peterowi witaminki musujące na pokrzepienie dręczącego kaca. Siedzieliśmy w kuchni, szatyn sączył powoli swój napój, ja przeglądałem media społecznościowe. Napisał bowiem do mnie zleceniodawca - dostał info o tym, że wczorajszego wieczora Tony Stark wygrał swoją rozprawę sądową, dzisiaj ogarnie jeszcze kilka formalności, a jutro już będzie z powrotem w Stanach. Cholera, szybko.

- Który dzisiaj mamy? - spytałem. Pete wzruszył ramionami, więc sprawdziłem w kalendarzu telefonicznym. - Dwudziesty pierwszy. Czyli jutro jest dwudziesty drugi... kurde, nie ogarnę się z tym chyba. - burczałam do siebie, dalej pisząc z typem od zlecenia.

- A co tam robisz? - spytał mnie Spidey, jednak spojrzałem na niego dopiero, gdy skończyłem pisać do typa, że potrzebuję trochę czasu.

- Uch, praca. Mam szybszy deadline, niż sądziłem. Jeden gościu mi komplikuje sprawę ze swoim wyjazdem. - wolałem mu nie mówić, że miałem zamiar zajebać Tony'ego Starka. Peter wiedział, że jestem najemnikiem, a skoro powiedziałem słowo „praca", to znaczy, że szykuje się pobrudzenie rączek. Słyszałem jednak, że młody współpracował niegdyś z Iron Manem, więc nie wiem, jaki mógłby mieć do tego nagle stosunek. Oczywiście i tak się pewnie dowie - więc z naszego związku będą nici. Ot co, z mordercą nie ma co się umawiać, skoro ma zamiar uśmiercić twojego dawnego mentora. Pewnie się na mnie strasznie wkurzy, zechce zerwać kontakt albo zacznie ze mną walczyć i och, oczywiście, że mi to nie pasowało, bo nie chcę go tracić, ale jeśli to ma go ode mnie uchronić, to mogę zostać znienawidzony. Spochmurniałem i odłożyłem telefon. Pomasowałem dłońmi twarz, czując ogarniające mnie zmęczenie życiem i samym sobą. Jeny, czy coś nie mogłoby się kiedyś potoczyć dobrze? Tak bez nadmiernych zmartwień, wątpliwości albo przekręcania całej rzeczywistości o sto osiemdziesiąt stopni? Chciałbym. Byłoby zajebiście po prostu móc się cieszyć z faktu, że pewien seksowny student na mnie leci, zacząć się z nim przytulać przy akompaniamencie losowego serialu z Netflixa i nie myśleć o sobie jak o największym gównie, które nie zasługuje na takie szczęście.

- Wade, czy coś się stało? - od dłuższego czasu czułem na sobie wzrok Petera, ale starannie go ignorowałem. Westchnąłem i bardziej schowałem się we własnych dłoniach.

- Ja się stałem. Kurna, że nie mogłeś wybrać sobie kogokolwiek innego do zabujania się. - burknąłem, nadal nie unosząc wzroku. Pete odłożył szklankę na stół.

- Chciałeś odstawić ten temat na później.

- Co nie znaczy, że nie będę teraz o tym myślał. Wiesz, jak mnie kusi, żeby powiedzieć ci "tak, zawsze śniłem o byciu z tobą, ziścijmy to marzenie"? Ta granica jest tak cienka, jak ta od mojej orientacji seksualnej.

- To dlaczego tego po prostu nie powiesz? - spytał cicho, a ja w końcu na niego spojrzałem. Wyglądał na mocno przybitego, ale i zdeterminowanego. Zagryzłem wargi. Cisnęło mi się na usta stwierdzenie "doskonale wiesz czemu, bo spierdolę ci życie", ale nie chciałem go już bardziej dobijać.

- Nie wiem - odparłem jedynie. To była jedyna sensowna odpowiedź, jaka przychodziła mi do głowy. Atmosfera w pokoju była strasznie ciężka i raczej przygnębiająca. Ja już serio nic nie wiedziałem. Siedziałem po prostu jak ten kołek i nie potrafiłem podjąć żadnej racjonalnej decyzji. Kontynuowanie samotnego życia wydawało mi się prostsze i bezpieczniejsze, a jednak wizja związku z tak dobrym człowiekiem jak Peter Parker mnie bardzo przyciągała. A nuż sam bym zszedł na lepszą ścieżkę? Oczywiście o ile nic mu się przy mnie nie stanie, co było całkiem prawdopodobne. Zacząłem nerwowo bawić się palcami, powstrzymując się przed zwyczajnym wstaniem i pójściem do innego pokoju, by przerwać tę cichą udrękę. Zakończył ją jednak Pająk, który nagle podniósł się z krzesła, podszedł do mnie i przytulił mocno. Zamarłem w bezruchu, gdy moja głowa zetknęła się z brzuchem chłopaka, który mnie do siebie czule przyciskał. Zacisnąłem wargi, w pierwszym odruchu chcąc się wyrwać, ale jednak zamknąłem oczy i również objąłem go ramieniem.

- Mam zacząć prawić ci, jak bardzo jesteś wartościowy i dlaczego tak mi na tobie zależy? - spytał nagle, na co się cicho zaśmiałem.

- Nie musisz na to strzępić języka... gaah, Parker, co ty ze mną robisz? Na serio tego chcesz? - wahałem się coraz bardziej. Byłem gotowy zgodzić się, jeżeli powie mi zaraz, że jest absolutnie pewien swoich uczuć. Potwierdził. Wziąłem głębszy wdech i ponownie tego dnia westchnąłem.

- Już nie będzie odwrotu, ostrzegam. - zażartowałem. 

- Absolutnie mi to nie przeszkadza.

- A to, że zabijam za hajs? To gorsze niż dawanie dupy na ulicy.

- Jakoś to przeżyję.

- A jak będę męczącą marudą z depresją?

- To cię wtedy przytulę tak jak teraz i już nie będziesz.

- A co jak coś ci będzie grozić? Obiecaj, że nie będziesz się wtryniał w moje misje i nie będziesz dla mnie nadstawiał karku, nawet jeżeli będę w czarnej dupie.

Tu się zawahał.

- Przecież potrafię się obronić.

- Ale jak mi odstrzelą łeb, to za kwadrans jestem zdatny do użytku, a ty nie. Obiecaj.

- Postaram się.

- O b i e c a j.

- Gah! No dobra, obiecuję.

Poszło nam szybciej, niż przypuszczałem, serio. Oczywiście od samego początku przyświecała mi myśl zgodzenia się, ale nooo - znacie już przecież moje wszystkie argumenty przeciw, które ten chłopak właśnie rozwalił. No, a przynajmniej na moment odsunął, bo potem i tak będę się tym katować. 

- Cudownie! A teraz, panie Parker... - nagle wstałem z zawadiackim uśmiechem, chwyciłem go pod boki i szybko przycisnąłem go do najbliższego blatu. - ...skoro nie pamiętasz naszego wczorajszego pocałunku, może go powtórzymy? - zaskoczyłem go tą nagłą zmianą, ale w widocznie pozytywny sposób. Po wyjściu z szoku odwzajemnił uśmiech i pokiwał lekko głową, dając mi tym samym znak, że nadal jest zainteresowany w całowaniu mnie. Nie mogłem ukryć, że podobał mi się ten zwrot akcji, a moja decyzja, mimo że dość egoistyczna, również mnie zadowoliła. Położyłem więc dłonie na biodrach chłopaka, przysunąłem się do niego bardziej i musnąłem jego rozchylone już wargi. Parker szybko podjął pocałunek. Zarzucił mi ręce za kark i przyciągnął mnie do siebie łapczywie. Uśmiechnąłem się lekko, nie spodziewając się, że mógł być takim ukrytym talentem w całowaniu. Rozchyliłem bardziej usta, a nasze języki momentalnie spotkały się. Z początku poznawały dość nieśmiało, jednak nadmiar dzisiejszych emocji związanych z trudnymi rozmowami sprawił, że musieliśmy się jakoś rozładować. No, wczoraj też się lizaliśmy na kanapie, więc dla mnie nie był to duży skok w tej relacji. Wsunąłem mu mocniej język do ust, odbierając mu szansę na dominację i z pewnością penetrowałem jego jamę ustną smakującą musującą witaminką. Staliśmy tak dobrych parę minut, odwzajemniając sobie pieszczoty i pewnie nadal cieszylibyśmy się tym, ale mój głupi pies musiał do nas przyjść i zacząć szczekać, że chce iść na dwór. We własnym wyobrażeniu wywróciłem oczami i odsunąłem się na kilka centymetrów od zaczerwienionego Petera. Posłałem mu zaczepny uśmiech.

- Rany! Ależ chciałem to zrobić. Wiem, że na pewno strasznie zależy ci, by tego nie kończyć, ale ktoś tu musi siku na śniegu.

- Gah, a mógł pójść spać. - zaśmiał się cicho i przeczesał dłonią włosy. Wyglądał na nieco speszonego, że nadal stałem tak blisko niego, ale nie odsuwał się (tylko bardziej czerwienił, co było mega słodkie) - No to trzeba z nim iść, ale muszę przyznać, że skończyłeś tę rozmowę w bardzo przyjemny sposób.

- Miałem ochotę to zrobić od wczoraj albo nawet i dłużej. Dobrze się z panem robi interesy, panie Parker, ale teraz chodźmy, bo ktoś bardzo, bardzo się domaga.

Dopiero teraz odsunąłem się od niego. Swobodnym, a nawet radosnym krokiem podążyłem do swojej sypialni, gdzie ubrałem na tyłek spodnie, zostawiając studenta w kuchni z motylami w brzuchu.

***

Namówiłem Petera, by został u mnie jeszcze trochę, na co chętnie przystał, bo w domu i tak nikt na niego nie czekał. Po szybkim spacerze z Tabu, którego dzisiaj na szczęście nie musieliśmy ganiać po lodzie, zawinęliśmy się wspólnie w duży koc na kanapie, włączyłem nam film i siedzieliśmy wtuleni w siebie jak dwie papużki. Cholera jasna, w życiu bym nie podejrzewał, że skończę w taki sposób. Czym ja sobie zasłużyłem, by obejmować ciepłe, kochane ciałko Spider-Mana pod kocem? I to w tak niespodziewanie szybki sposób? Nie dziwcie się, że będę o tym pierdolił przez cały rozdział, ale nikt nie myślał, że Pete mógłby wyznać mi uczucia! W sumie pominęliśmy tę część pełną cringu, gdzie pada oświadczenie "dobra, to od tej minuty jesteś moim chłopakiem". Bo po co to nam? Zwykłego kumpla się chyba nie całuje przy blacie kuchennym, chyba że ktoś lubi niezobowiązujące relacje. Wciąż ciężko było mi w to uwierzyć, jednak nie za bardzo mogłem się tym teraz cieszyć, bo głośniej odzywała się do mnie myśl o mojej misji zamordowania Starka. Nie martwiłbym się tym, ale Spidey zareagowałby źle na śmierć któregokolwiek z członków Avengers, a jeśli miał to być jego mentor, to tym bardziej. Obejmowałem go więc tym ramieniem, ale bez pewności. Co, jeśli mnie po tym znienawidzi? Pewnie tak będzie. Cholera no. Nie mogłem nawet odwołać tego zlecenia, skoro już wziąłem zaliczkę od gościa i wydałem część tego hajsu. A może zdołam zrobić to w taki sposób, by Pete nie dowiedział się, że to moja sprawka? Czy ukrywanie prawdy to też kłamstwo? Podobno tak. Kurna, po co przyjąłem uczucia Pająka? Łatwiej byłoby to jednak odrzucić. Kurwa. Ja pierdolę. Shit, dawno nie miałem tak ochoty przeklinać, jak teraz.

Siedziałem totalnie spięty i wolałem, by szatyn nie zwrócił na to uwagi, ale, na szczęście, ktoś właśnie do niego zadzwonił. Spojrzał na ekran (ja też), na którym wyświetliła się nazwa "Steve". Chyba wspominał ostatnio, że to jeden z jego tatów, tak? Przeprosił mnie, wstał i poszedł odebrać. Nie przysłuchiwałem się jego rozmowie, bo aż tak niewychowany to nie byłem. Skupiłem się na puszczonym filmie, choć i tak nie rozumiałem wątku, skoro przez całą poprzednią część go nie oglądałem. Dobrze jednak było odciągnąć myśli. Rozciągnąłem się i usiadłem wygodniej na kanapie, a Peter wrócił kilka minut później z uśmiechem na twarzy. Przysiadł się do mnie, a ja znowu oderwałem się od oglądania seansu.

- Co jest? - zagaiłem.

- Dzwonił tata numer dwa. Okazało się, że jednak będzie na Święta. Wiem, że już się umówiliśmy i nie chcę tego odwoływać, więc może chcesz do nas wpaść i go poznać?

- Hola, hola! Czekaj, młody. Miałbym poznać twojego ojca? Chcesz, by mi złamał rękę przy powitaniu? Wiesz przecież, jak kończą się spotkania z ojcami. No, złamanie paru kości nie robi mi różnicy, skoro zaraz się zrosnę, ale wciąż...!

- Uspokój się. Powiedziałem, że przez te ich ciągłe wyjazdy umówiłem się już z przyjacielem, to znaczy z tobą, a żeby nikomu nie robić przykrości, można spędzić je razem! Przecież Wigilii nie trzeba spędzać tylko w rodzinnym gronie, zresztą sam nie jestem z nimi spokrewniony. To będzie taki, no, męski wieczór, czy coś, ale z barszczem i siankiem pod stołem.

- Ugh, mieliśmy iść na kebaba. To przecież zupełnie co innego! Ja się nie nadaję na uroczyste kolacje, koszule i muszki, a do tego cały ten pseudo-świąteczny nastrój i kolędowanie... Nie ma mowy. Wybacz. Wolę nikomu nie zepsuć nocy.

- Nie wydziwiaj, nic nie zepsujesz. Aczkolwiek... w sumie chyba już się nawet znacie. Chyba. No, na pewno musisz ich kojarzyć. Ech, słuchaj, nikomu nie wyjawiałem, kim są moi ojcowie, ale tobie chyba mogę.

Zmarszczyłem brwi. O czym on teraz mówił? Jeśli powie mi, że jego tatowie to gwiazdy show biznesu albo wybitni piosenkarze, to całkiem chętnie wpadnę na tę ich kolację. Miałem co do tego jednak mieszane uczucia. Co to za wielki sekret, że tak oficjalnie to zabrzmiało? Nawet nie wiem, czy powinienem się cieszyć, że robił mi tę "łaskę" zaufania mi.

- Więc?

- Więc, ekhm... - pokazał mi swoją komórkę, na ekranie której widniało zdjęcie trzech osób. Wysoki blondyn stojący pośrodku obejmował silnymi ramionami Petera, którego rozpoznałem od razu, bo wyglądał jak słodka kluseczka, oraz jeszcze jednego bruneta. Zwężyłem powieki i skupiłem wzrok na mężczyźnie o charakterystycznym zaroście, spojrzeniu mądrali i wyglądzie bogatego dupka. Tony Stark. 

- O kurwa.

- Wiem, przepraszam, że nie powiedziałem ci tego od razu, bo wolałem, by to nagle nie urosło w mediach, o ile ktoś chciałby o tym trąbić, ale wiesz, jak ludzie lubią gadać... Nie jesteś na mnie zły, że zrobiłem to dopiero teraz? Ej, ale to chyba niczego nie zmienia, nie? Czemu tak dziwnie na to patrzysz? Tony mówił, że ukradłeś mu kiedyś całą skrzynię broni, ale pewnie już o tym zapomniał.

- Nie o to chodzi. - burknąłem. Kurde, to wszystko zmieniało. W s z y s t k o. - Jakbyś powiedział mi to, no, jakieś kilka dni temu, to byłoby łatwiej.

Peter wyglądał na skonfundowanego.

- Nie rozumiem. O co ci chodzi? Przeszkadza ci to?

- Co? Nie! Jasne, że nie. Nawet jakby Hitler był twoim ojcem, nie miałbym nic przeciwko, mimo że chciałem go zabić, gdy był niemowlęciem... Nieważne. Słuchaj, Pete, muszę ci to powiedzieć prosto z mostu, bo totalnie nie wiem, co mam zrobić z tym fantem, że dostałem grube zlecenie na zamordowanie Starka.

- Słucham? Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?!

- Bo dopiero teraz dowiedziałem się, że robi ci za tatę?

Chłopak wyglądał na skołowanego, ale od razu zaczął myśleć o tej sytuacji głębiej. Ja już miałem zbyt duży mętlik w głowie, by się tym trzeźwo zajmować.

- A co to za problem, by tego po prostu nie robić? Możesz odwołać zlecenie.

- Żeby typ zapłacił za to komuś innemu? Kolesiowi zależy na tej śmierci, a zresztą wziąłem już od niego zaliczkę. Wycofanie się nie będzie takie od razu łatwe. - burknąłem. Zresztą nie chciałem się wycofywać. To brzmi nieprofesjonalnie, nie sądzicie? Po takiej akcji nie będę mieć klientów! Ale wolałem nie mówić o tym Pająkowi. Nie żeby mi zależało na zajebaniu jego niby-ojca, ale mój system moralny upadł bardzo dawno temu i leżał w gruzach niczym Mur Berliński.

- Możesz mu oddać te pieniądze.

- Eee, no nie bardzo. Sporą część wydałem. Myślisz, że czemu mieszkam w melinie i nie stać mnie było nawet na normalny koc? Nie mam jak mu się wypłacić.

- Wade, nie możesz zabić Tony'ego Starka. Musisz coś wymyślić! Co cię w ogóle wzięło na przyjęcie tego zlecenia? Pozbycie się Iron Mana nie jest takie hop siup!

- Dwa miliony piechotą nie chodzi. - mruknąłem cicho, bardziej do siebie - No i wiem, że nie byłoby to łatwe. Bez powodu nie przeżyłby ponad dziesięciu lat filmów, w których grał bohatera!

- Przecież on nie jest aktorem... Rany, błagam, skup ty się w końcu. Dobrze, że powiedziałem ci to teraz, a nie na samej kolacji wigilijnej, na którą przyszedłbyś uzbrojony.

- Znając mnie, pewnie tak. Ale nie zabiłbym ci ojca przy stole, bez przesady. Skoro ci mówię, że mam jakieś krzywe układy za dwa miliony, to chyba znaczy, że nie chcę tego robić. W pewnym sensie. No, wiesz, jesteś dla mnie ważniejszy niż wielki hajs.

- Zabrzmiało prawie jak komplement. Dobra, proponuję się tym teraz nie spinać. Razem coś wymyślimy, dobra? Choćbyśmy mieli się zatrudnić w budce z hot-dogami, by odpracować ten twój wydany hajs z zaliczki.

- No to byśmy musieli harować w tej budce ze trzy lata albo i więcej. Już lepiej sprzedać nerkę.

- To co ty zdążyłeś kupić przez ten czas? Ile wydałeś?

- Wiesz ile kosztuje nowa broń? Nawet wczoraj przy tobie zamawiałem sobie pociski. No i zalegałem z czynszem, więęęc tak z kilka... kilkanaście tysięcy?

- I to tylko broń i czynsz mówisz? - uniósł w niedowierzaniu brew, co w jego wydaniu wypadło niezwykle uroczo. Chyba cokolwiek by nie zrobił, byłoby słodkie. 

Zrobiłem niewinną minkę, ale nie zdołałem powstrzymać szerszego uśmiechu. Szybko chwyciłem telefon i pokazałem Peterowi dużego jednorożca, którego zamówiłem.

- Po co ci wielki jednorożec?

- Przyda się, szczególnie tobie. Nie grałeś w Wiedźmina?

- Nie, ale znam memy. Masz brudne myśli, jeśli myślisz, że ten sztuczny zwierzak przyda nam się do... no, w taki sposób. - do tej pory utrzymywał kamienne spojrzenie, ale w końcu się zaczerwienił. Uśmiechnąłem się zaczepnie i przejechałem palcami po linii jego żuchwy, przyciągając go do siebie delikatnie za podbródek.

- Mówię ci, jeszcze polubisz tego jednorożca. 

Prychnął, nadal czerwony na twarzy. 

- Ty się lepiej zajmij zleceniem, które musisz odwołać, a nie zabawą na rogatych koniach. 

_____________________

nie wiem czemu, ale jak ja to wszystko piszę, to czuję taki wewnętrzny cringe z ich dziwnej relacji XDDD ale nikt nie powiedział, że to musi być poważne opowiadanie 

Continue Reading

You'll Also Like

78.2K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
44.2K 2.4K 87
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...
11.4K 449 39
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...
12.9K 771 21
Rosalia Gonzalez ma wszystko, czego pragnęła. Cudownego chłopaka, z którym planuje przeprowadzkę do Madrytu, świetnych przyjaciół, i super pracę w ka...