Oczami Nashi:
Zeszliśmy na dół do jadalni. Na kolacji mają być rodzice Lucasa, moje rodzeństwo i Lucy. To taka kolacja rodzinna. Szczerze mówiąc nie wiem co będzie na kolację.
Klara: Kochanie, wiesz który to miesiąc?
Ja: Po widoczności brzuszka to wychodzi że koniec drugiego.
Jackob: Więc kiedy planujecie ślub.- popatrzyłam na Lucasa i uśmiechnęłam się
Lucas: Będzie po narodzinach dziecka.- złapał mnie za rękę. Zauważyłam że mój brat unika mojego wzroku. Cos ukrywa, zawsze się tak zachowuje.
Ja: Nickolasie Aronie Adashi czy my o czymś nie wiem?- popatrzyłam na brata, który unikał wzroku.
Nick: Nic, siostrzyczko.
Ja: Zawsze unikasz wzroku kiedy czegoś nie mówisz. O co chodzi?- zapytałam patrząc na brata
Nick: Nieprawda. Nie unikam wzroku.- zaprzeczył szybko.- Lily powiedz coś kochana siostrzyczko.
Lily: Prawda. Jak wczoraj zapytałam ciebie gdzie moje ciasteczka, które upiekła Nana to powiedziałeś że krasnoludki zjadły bo Królewna Śnieżka nie zrobiła im kolacji.- nie wierzę. On dalej kręci swoje zmyślone historyjki. Wszyscy momentalnie się zaczęli śmiać
Ja: No, to co zrobiłeś?- zapytałam się opierając o oparcie dalej się śmiejąc
Nick: Dostałem list od wuja.- humorek znikł.- Chce się spotkać. Dowiedział się że żyje i wy także.
Jackob: Ten wuj, co was chciał zabić?- kiwnęłam twierdząco głową. Lily wybiegła z jadalni, pewnie do swojego pokoju.- Nie możecie się spotkać. Może wam coś zrobić.
Nick: Chce się zobaczyć z naszą trójką ale Lily nie puścimy. Pójdę sam.
Ja: Bo ja ciebie samego puszczę. Idę z tobą. Nie rób takiej miny Lucas.
Lucas: Ja i inne wilki też pójdziemy. W razie czego.- przytuliłam się do niego.- Kiedy to spotkanie?
Nick: Jutro o 12:00 na granicy.- wstałam i poszłam w kierunku schodów.- Gdzie idziesz?
Ja: Do Lily.- weszłam po schodach i kiedy byłam pod drzwiami siostry zapukałam ale słyszałam tylko cichy szloch. Weszłam od razu. Leżała na łóżku płacząc w poduszkę. Usiadłam obok niej i złapałam jej rękę. Ta, jak na zawołanie przytuliła się do mnie co oddałam.- Nie płacz słoneczko. Nie spotkasz ich. Ja i Nick pójdziemy. Zostaniesz z Lucy w domu. Wrócę.
Lily: Ale obiecaj że cała i zdrowa.- zapytała patrząc w oczy
Ja: Obiecuję.- uśmiechnęłam się.- Po za tym, niedługo zostaniesz ciocią.
Lily: Będziesz miała dziecko?- zapytała radośnie. Kiwnęłam twierdząco. Siedziałyśmy do 21:00 i rozmawiałyśmy aż mała w końcu usnęła. Wyszłam z pokoju całując ją w czoło. Skierowałam się do naszego pokoju gdzie czekał już Lucas. Weszłam i przytuliłam go co oddał.
Lucas: Nie martw się kochanie. Będę tam i nic ci nie będzie grozić. Tak jak Lily.- pocałował mnie namiętnie w usta.- Leć się przebrać. Poczekam.- poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Przebrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki. Leżał na łóżku i położyłam się na jego torsie po czym usnęłam.
NASTĘPNEGO DNIA:
Wstałam o 7:25. Lucas spał więc popatrzyłam na niego. Kiedy bawiłam się włosami mruknął, a to oszust.
Ja: Nie ładnie jest oszukiwać.- powiedziałam rozbawiona. Ten popchnął mnie na plecy i zawisł nade mną całując mnie namiętnie. Potem odsłonił koszulkę i pocałował brzuszek, który było już widać.
Lucas: Jak się czujemy?
Ja: Dobrze. Ale dziecko domaga się jeść tak jak mama. Zjadłabym naleśniki z bitą śmietaną, truskawkami, brzoskwiniami, jagodami, kiwi, wiśniami, musem truskawkowym. Do tego jeszcze sok pomarańczowy.- powiedziałam wyliczając, a mój mate parsknął śmiechem.- Co ciebie tak bawi?
Lucas: Ty, kochanie. To wszystko?- zapytał dalej rozbawiony
Ja: Masz rację, jeszcze maliny.- teraz to wybuchł całkowitym śmiechem.- Dobrze się czujesz, bo jak tak to zasuwaj do kuchni i to migiem.
Lucas: Aj, kapitanie.- zasalutował mi.- Już idę, tylko się ubiorę.- wybrał coś tam z szafy i się ubrał. Potem wyszedł. Podeszłam do szafy i wybrałam ubrania, dzięki Bogu mam na czas ciąży specjalne. Brzuch mi widać jakby był czwarty-piąty miesiąc. Wybrałam ubrania i poszłam wziąć prysznic. Po wyjściu wyglądałam tak...
Gotowa zeszłam na dół i tam zastałam Omegę robiąca śniadanie. To Nana, ona bawi się moją siostrą. To jej opiekunka.
Ja: Dzień dobry Nano.- powiedziałam przechodząc obok niej i uśmiechając się
Nana: Dzień dobry Luno. Śniadanie zaraz będzie takie jak chciałaś.- usiadłam obok Lucasa, który pił kawę. Po chwili przyszli Nick, Lucy i Lily. Usiedliśmy i czekaliśmy na śniadanie. Po chwili było już gotowe.
Lucy: Naleśniki, zachcianki twoje czy dziecka?- zapytała spoglądając na swój talerz
Ja: Naszej dwójki.- zaczęliśmy jeść.- O której jedziemy?- zapytałam
Nick: O 11:30 wyjeżdżamy. Na pewno chcesz jechać?
Ja: Tak. Lucy zostaniesz z Lily?
Lucy: Jasne. Porobimy coś na pewno.
Lucas: Ale w domu. Nie wychodźcie do naszego powrotu.- kiwnęła twierdząco. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 8:00. Po śniadaniu udaliśmy się do salonu i oglądaliśmy film z Lily i Lucy. Parę godzin później przyszedł Lucas i Nick.- Kochanie, jedziemy.- dałam całusa Lily w czoło i wyszłam z domu. Usiedliśmy do samochodu. Nick prowadził, obok inny beta. Ja i Lucas z tyłu. Za nami jechały jeszcze dwa auta. Czas na spotkanie po roku. Zatrzymaliśmy się przy granicy. Wysiadłam z resztą.
Nick: Poczekajcie trochę dalej. Bądźcie w pogotowiu.- kiwnął głową i dał mi buziaka. Złapałam za ramię Nicka i ruszyliśmy w stronę granicy parę metrów od nas. Gdy byliśmy przy granicy pojawili się wuj z ciotką. Byli tez inni członkowie watachy.- Czego od nas chcecie? Mało nam krzywdy wyrządziliście?
Wuj: Porozmawiajmy na spokojnie. Chcemy żebyście do nas wrócili, całą trójką.- przesłyszałam się.
Ja: Po tym wszystkim co nam zrobiliście. Możecie zapomnieć.
Ciotka: Ale musicie!- cofnęłam się. Zawsze jej bałam
Nick: Gdzie jest haczyk?
Wuj: Nie chcą się słuchać, wszczynają bunty. Chcą ciebie na Alfę Nashi. Myślą że Nick nie żyję. Wróć i powiedz im że przekazujesz władzę mi.
Ja: Nigdzie z tobą nie jadę. Mam własną rodzinę i jestem tutaj szczęśliwa. Nienawidzę was. Radźcie sobie sami. Żegnam.- odwróciliśmy się i ruszyliśmy w stronę samochodów kiedy brat zatrzymał się w połowie drogi. Popatrzyłam na niego i zobaczyłam...srebrny nóż w jego plecach. Zaczął mi się osuwać.- Nick, Nick, obudź się. LUCAS!!!!- krzyknęłam na całe gardło. Po chwili się pojawił z resztą watachy. Dwoje z nich podeszło do nas w tym Lucas. Wzięli go, a reszta watachy zaczęła gonić moje wujostwo. Lucas pomógł mi wstać i ruszyliśmy biegiem do samochodu. Lucas usiadł obok drugiego bety, a ja z Nickiem na tyłach. Łzy lały się ciurkiem z oczu że ledwo widziałam.- Nick, obudź się, proszę. Ile jeszcze?!?!?
Beta: Już niedługo Luno.
Ja: Pośpiesz się. Migiem.- przyśpieszył. Po chwili byliśmy pod domem i zabrali go. Ruszyłam za nim z Lucasem za nimi. Oby mu nic nie było.