Camille • George Weasley

By Rosemary_Weasley

684K 40.4K 51.5K

❝Nie wiem, czy to zauważyłeś, ale chwilę przed wyznaniem, że ma tutaj wszystko, co kocha, zerknęła na ciebie... More

Wstęp
Zwiastun
Rozdział 1 - Podwójne kłopoty
Rozdział 2 - Zajęcia czas zacząć
Rozdział 3 - Zakazane piętro
Rozdział 4 - Boże Narodzenie
Rozdział 5 - Smok i Zakazany Las
Rozdział 6 - Wakacje
Rozdział 7 - Z Nory do Hogwartu
Rozdział 8 - Strzeżcie się wrogowie dziedzica
Rozdział 9 - Walentynki
Rozdział 10 - Dlaczego to nie mogą być motyle?
Rozdział 11 - Malfoy Manor
Rozdział 12 - Do the Hippogriff
Rozdział 13 - Draco
Rozdział 14 - Hogsmeade
Rozdział 15 - Gryffindor vs. Slytherin... a może Hufflepuff?
Rozdział 16 - Mapa Huncwotów
Rozdział 17 - Dodatkowe zajęcia
Rozdział 18 - Patronus
Rozdział 19 - Wszystkiego najlepszego Gred i Forge!
Rozdział 21 - Władcy czasu
Rozdział 22 - Dolina Godryka
Rozdział 23 - Wakacje z bliźniakami
Rozdział 24 - Mistrzostwa Świata w Quidditchu
Rozdział 25 - Czwarty rok
Rozdział 26 - Czara Ognia
Rozdział 27 - Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu
Rozdział 28 - Świetnie Rogogon!
Rozdział 29 - George
Rozdział 30 - To nie jest randka!
Rozdział 31 - Kłopoty w raju
Rozdział 32 - Pod Trzema... Randkami?
Rozdział 33 - Ferie zimowe
Rozdział 34 - Bal Bożonarodzeniowy
Rozdział 35 - Better than Firewhiskey
Rozdział 36 - Na lądzie trudno śpiewać nam
Rozdział 37 - Drugie zadanie
Rozdział 38 - Wizje cz.1
Rozdział 39 - Wizje cz.2
Rozdział 40 - Trzecie zadanie
Rozdział 41 - Nasze serca biją jednym rytmem
Rozdział 42 - Nieproszeni goście
Rozdział 43 - Grimmauld Place 12
Rozdział 44 - The kids are back
Rozdział 45 - Nocny napój
Rozdział 46 - I Don't Want To Miss A Thing
Rozdział 47 - I znowu na Grimmauld Place
Rozdział 48 - Debahanacja
Rozdział 49 - Ronuś Prefekt
Rozdział 50 - Uśmiechy dla Umbridge
Rozdział 51 - Obrona Przed Czarną Magią
Rozdział 52 - Pomóż mi zakopać zwłoki
Rozdział 53 - Nowy obrońca
Rozdział 54 - Wielki Dewastator Hogwartu
Rozdział 55 - Żadnego znaku pulsu
Rozdział 56 - Gospoda Pod Świńskim Łbem
Rozdział 57 - Szwadron Czarodziejów Alfa
Rozdział 58 - Nieszczęście ubiera się w szmaragdowe szaty
Rozdział 59 - Czas milczenia
Rozdział 60 - Zamknięci w czterech ścianach
Rozdział 61 - Świadkowie śmierci
Rozdział 62 - Wypowiedzenie wojny Weasleyowi
Rozdział 63 - Święta na Grimmauld Place cz.1
Rozdział 64 - Święta na Grimmauld Place cz.2
Rozdział 65 - Kołatka w kształcie orła
Rozdział 66 - Sylwester u Krukonów
Rozdział 67 - Po północy
Rozdział 68 - Co rude to wredne
Rozdział 69 - Weasley & Weasley & Rainwood
Rozdział 70 - Ciasteczka, gwiazdy i my dwoje
Rozdział 71 - Mecz z Puchonami
Rozdział 72 - Pogromca Daviesa
Rozdział 73 - Patronusy
Rozdział 74 - Nowy dyrektor
Rozdział 75 - Narowiste Świstohuki Weasleyów
Rozdział 76 - Babski wieczór
Rozdział 77 - Porady zawodowe
Rozdział 78 - Ucieczka Freda i George'a
Rozdział 79 - Standardowe Umiejętności Magiczne
Rozdział 80 - Lot na testralach
Rozdział 81 - Departament Tajemnic

Rozdział 20 - Pełnia

9.4K 546 492
By Rosemary_Weasley

Euforia po zdobyciu pucharu trzymała nas jeszcze długo po meczu. Zbliżał się czerwiec, a wraz z nim egzaminy, co tym bardziej dobijało, gdy na dworze zrobiło się ciepło i zamiast leniuchować na błoniach, siedzieliśmy w zamku przy książkach. Percy przygotowywał się do ostatecznych egzaminów przed ukończeniem Hogwartu, czyli "owutemów" (Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych), a nawet Fred i George wzięli się za naukę, gdyż w tym roku czekały ich Standardowe Umiejętności Magiczne, nazywane przez uczniów "sumami". Widok zakuwających bliźniaków był na tyle niecodzienny, że musiałam zrobić im zdjęcia.

— Oprawię to w ramkę i wyślę waszej mamie na święta — powiedziałam, przyglądając się świeżo zrobionej fotografii.

— Teraz ci do śmiechu, ale poczekaj jeszcze dwa lata — rzekł Fred, uśmiechając się konspiracyjnie.

— Ale po co te groźby, Freddie — poklepałam rudzielca czule po głowie.

Nagle do pokoju wbiegła Granger obładowana książkami i różnymi notatkami.

— O, Camille! — zawołała. — Akurat do ciebie szłam. Te kartki na wierzchu są dla ciebie, weź je sobie, bo ja nie mam wolnej ręki.

— Dzięki, Miona! — uśmiechnęłam się do szatynki, po czym przeskoczyłam przez oparcie kanapy i położyłam się na niej wygodnie, a następnie zaczęłam się uczyć do wieczora.

~ * ~

Wylegiwałam się na kanapie w prawie pustym pokoju wspólnym, kręcąc różdżką między palcami. Na moim brzuchu leżały notatki od Hermiony z historii magii, na której zwykle spałam, lub odpływałam gdzieś myślami, dlatego nie miałam swoich własnych.

Granger siedziała w fotelu obok, przysłonięta tomiszczem o wojnach goblinów; Harry usadowił się na dywanie przy kominku, opierając się o kanapę i studiował daty, a Ron przerzucił nogi przez podłokietnik drugiego fotela i zagapił się gdzieś w przestrzeń, trzymając w ręku te same notatki od Granger.

Expecto patronum — mruknęłam pod nosem, a z mojej różdżki wystrzelił lśniący wilk. Biegał w powietrzu, zostawiając za sobą smugi niebieskiego światła.

— Uau... — wymamrotał Weasley z podziwem, wpatrując się w patronusa.

— Nie powinnaś się czasem uczyć? — zapytała Hermiona, zerkając na mnie oskarżycielskim wzrokiem znad książki.

— To jest tak nudne, że się ciągle rozpraszam — bąknęłam, nie odrywając wzroku od wilka, który teraz przebiegł między Fredem i George'em, którzy od dawna przestali się uczyć i zaczęli grać w szachy.

— W takim razie, jak zamierzasz to zdać?

— Liczę na pytania zamknięte — odparłam, przerywając zaklęcie, przez co wilk rozpłynął się w powietrzu. Szatynka wywróciła oczami przez moją odpowiedź i powróciła do nauki, a z końca salonu Gryfonów usłyszałam zduszony chichot.

Podniosłam się i spojrzałam na roześmianych bliźniaków.

— Co was tak bawi?

— Dużo rzeczy nas bawi — odparł George. — Kawały, nieszczęście naszych wrogów, ty...

— Szczególnie ty — parsknął Fred, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.

— Ale z was głupki — rzekłam, kręcąc głową, po czym powróciłam do uczenia się na historię magii.

W międzyczasie dowiedzieliśmy się z liściku od Hagrida, że w ostatnim dniu egzaminów ma się odbyć apelacja w sprawie Hardodzioba, ale miał również przyjechać kat. Czuliśmy, że Komisja Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń podjęła już decyzję.

~ * ~

W końcu rozpoczęły się egzaminy i nienaturalna cisza ogarnęła zamek. W poniedziałek mieliśmy transmutację, a naszym zadaniem było zamienić dzbanek od herbaty w żółwia błotnego. Przez cały stres zamiast żółwia błotnego wyszedł mi żółw morski, ale w duchu liczyłam na to, że dostanę wystarczającą ilość punktów na zaliczenie. Przecież żółw to żółw, prawda?

Po pośpiesznie zjedzonym śniadaniu udaliśmy się do sali Flitwicka na egzamin z zaklęć. Sprawdzana była nasza umiejętność rzucania zaklęcia rozweselającego. Po pamiętnym incydencie z Semusem wiedziałam czego nie robić i poszło mi znakomicie.

Po obiedzie mieliśmy chwilę przerwy przed egzaminem z opieki nad magicznymi stworzeniami, eliksirów i astronomii. Każdy wziął się za powtarzanie różnych wiadomości. Odpuściłam sobie powtarzanie na opiekę, ponieważ jest to jeden z moich ulubionych przedmiotów i wiem bardzo dużo na temat magicznych zwierząt. Skupiłam się bardziej na powtórce do eliksirów, gdyż chciałam zdobyć najwyższą ocenę i na powtórce z astronomii.

Gdy nadszedł czas egzaminu, poczułam lekki zawód, gdy Hagrid przydzielił każdemu gumochłona i powiedział nam, że jeśli pozostanie on żywy przez godzinę, to zaliczymy egzamin. Jako że te zwierzęta mają się najlepiej, jak zostawi się je w spokoju, był to najłatwiejszy egzamin. Liczyłam na coś ciekawszego, ale nie ma co narzekać.

— Dziobek markotnieje — powiedział nam gajowy, pochylając się nad naszym stołem i udając, że sprawdza, czy gumochłon Harry'ego nadal żyje. — Za długo siedzi zamknięty. No, ale pojutrze już wszystko będzie jasne... albo wte, albo wewte...

— Jeżeli zapadnie na niego wyrok, to sama tu przyjdę i go uwolnię — burknęłam pod nosem, gdy Hagrid odszedł sprawdzić, jak radzą sobie inni.

Na eliksirach mieliśmy uwarzyć eliksir powodujący chaos w głowie, czyli tak jak zapowiedział Snape. Zaczęłam robić wszystko, jak na zajęciach: zagotowałam wodę z lubczykiem, po czym ostudziłam kociołek do temperatury pokojowej. Energicznym ruchem wrzuciłam do środka kichawiec i ponownie doprowadziłam do wrzenia wodę w kociołku. Zamieszałam pięć razy w lewo i pięć razy w prawo, a na końcu delikatnie włożyłam do środka posiatkowaną warzuchę i poczekałam chwilę. Mikstura zmieniła kolor na jasnozielony, a na jej powierzchni zaczęły unosić się zielone bąble.

Eliksir wyszedł mi perfekcyjnie, co skwitował profesor Snape, gdy stanął przy moim stanowisku, zapisując w notesie maksymalną ilość punktów, nie wyrażając przy tym żadnych emocji.

O północy poszliśmy na egzamin z astronomii na najwyższej wieży, a w środę przed południem zaczął się test z historii magii, który zawaliłam. Bardzo dużo dat zapomniałam, a niektóre wydarzenia całkiem mi się pomieszały.

— A mówiłam, żebyś się pouczyła! — powiedziała Hermiona, gdy byliśmy w drodze na egzamin z zielarstwa.

— Przecież się uczyłam! — żachnęłam się. — Poza tym, poszłoby mi lepiej, gdyby było więcej zamkniętych pytań. Tylko potwór daje tyle otwartych...
W złym humorze zaczęłam test z zielarstwa, który też nie poszedł mi najlepiej.

Przed ostatnim egzaminem, w czwartek przed południem, była obrona przed czarną magią. Profesor Lupin wymyślił nam zupełnie niezwykły sprawdzian: tor przeszkód na wolnym powietrzu. Musieliśmy przebrnąć przez sadzawkę, w której urywał się druzgotek, pokonać kilka wykrotów pełnych czerwonych kapturków, przejść krętą ścieżką przez bagno, ignorując mylącego drogę zwodnika i wleźć do dziupli w starym pniu, by stoczyć walkę z boginem.

— Wspaniale, Camille! — mruknął Lupin, gdy pokonałam ostatnią przeszkodę. — Najwyższa ocena! Jesteś na równi z Harrym!

Podeszłam do przyjaciół i przybiłam piątkę z Potterem, po czym czekaliśmy na kolej Rona i Hermiony, ciekawi, jak sobie poradzą. Weasley radził sobie nieźle, póki nie doszedł do zwodnika, któremu udało się wciągnąć go w bagno. Granger bez przeszkód dotarła do pnia, ale już po chwili wyskoczyła z niego z wrzaskiem.

— P-p-profesor McGonagall! — wydyszała, wskazując na pień. — P-powiedziała, że wszystko oblałam!

— Serio, Miona? To jest twój bogin? — zapytałam, dusząc w sobie śmiech.

Chwilę trwało, zanim udało nam się ją uspokoić. Kiedy w końcu się opanowała, wróciliśmy razem do zamku. Ron naśmiewał się z jej bogina, lecz zanim doszło do kłótni, zobaczyliśmy z daleka coś, co kazało nam zapomnieć o egzaminach.

Na szczycie schodów stał Korneliusz Knot, pocąc się trochę w swojej pelerynie w prążki i obserwując błonia. Na widok Harry'ego drgnął.

— Witaj, Harry! Prosto z egzaminu, co? Już prawie koniec?

— Tak — powiedział brunet.

— Piękny dzień — rzekł Knot, rzucając okiem na jezioro. — Szkoda... szkoda... Jestem tu w niezbyt przyjemnej misji. Komisja Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń musi mieć swojego świadka podczas egzekucji wściekłego hipogryfa.

— On nie jest wściekły — oznajmiłam, lecz przez wzrok ministra słowa ugrzęzły mi w gardle. Ron i Hermiona stali obok onieśmieleni, a ja wykrztusiłam po chwili: — To nie jego wina, że Malfoy nie słuchał, jak z nimi postępować.

— No cóż... Znamy już okoliczności w tej sprawie, dziękuję panno...

— Rainwood — mruknęłam niepewnie.

— Ach, Rainwood! Tak, tak... znam panienki ojca — odparł minister, zmieniając temat. — Świetny pracownik, bardzo dobrze się sprawuje.

— Skoro pana wezwano, to oznacza, że apelacja już się odbyła? — zapytał Harry, robiąc krok do przodu.

— Nie, nie, wyznaczono ją na dzisiejsze popołudnie — odrzekł Knot, patrząc dziwnie na Rona.

— To może w ogóle nie będzie pan świadkiem egzekucji! — powiedział Ron buntowniczym tonem. — Przecież mogą uwolnić hipogryfa!

Zanim Knot zdołał odpowiedzieć, zza jego pleców wyszło dwóch czarodziejów. Jeden z nich był dosyć stary i zdawał się więdnąć w oczach, drugi zaś był wyskoki i krzepki, a w ręku trzymał wielki topór. Musieli być to przedstawiciele Komisji Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń.
Ron otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz Hermiona szturchnęła go w żebra i wskazała wejście do zamku.

— Dlaczego mnie powstrzymałaś? — zapytał rudzielec, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali na drugie śniadanie. — Widziałaś ich? Przygotowali już topór! I to ma być sprawiedliwość!

— Twój tata pracuje w Ministerstwie. Nie możesz obrażać jego szefa! — powiedziała Granger, ale również była przygnębiona.

— Mam nadzieję, że Hagrid tym razem niczego nie popląta na tej apelacji — westchnęłam.

~ * ~

Ostatnim egzaminem było wróżbiarstwo. Profesor Trelawney każdego wzywała osobno. Gdy nadeszła moja kolej weszłam po drabinie i usiadłam na krześle przed szklaną kulą. W pokoju na szczycie wieży było jeszcze cieplej niż zwykle; kotary w oknach były zasunięte, w kominku płonął ogień, a odurzające kadzidełka sprawiły, iż zaczęłam kaszleć.

— Powiedz mi, co widzisz — rzekła łagodnie nauczycielka, gdy już udało mi się opanować atak kaszlu.

Pochyliłam się nad kulą i utkwiłam w niej spojrzenie. Nie widziałam nic, poza kłębiącą się w niej mgiełką. Byłam już gotowa wcisnąć jej jakąś bajeczkę, tak jak to zrobił Ron, gdy nagle coś zobaczyłam.

— Widzę... jakieś drzewo. To chyba Bijąca Wierzba — mruknęłam, mrużąc oczy i przybliżając się do kuli. Profesor zaczęła coś zapisywać na pergaminie.

— Widzisz coś jeszcze? Coś się dzieje? Może ktoś zostaje ranny? — Trelawney zaczęła dopytywać nieco podnieconym tonem.

— Nie... nie widzę nikogo rannego, ale widzę pełnię księżyca między gałęziami.

— Rozumiem — westchnęła. — Myślę, że na tym skończymy.

Wyprostowałam się i odeszłam do klapki w podłodze, po czym zeszłam na dół, gdzie jako ostatni został Harry.

— I jak? — zapytał Potter.

— Sama nie wiem... Chyba była zawiedziona, że nie widzę rozlewu krwi czy coś — wzruszyłam ramionami.

— Harry Potter! — usłyszeliśmy głos nauczycielki.

— To widzimy się w pokoju wspólnym — powiedziałam, po czym zbiegłam po schodach, kierując się do najbliższego skrótu, aby szybciej dostać się do salonu Gryfonów. Pięć minut później wspinałam się już na siódme piętro.

— A wy co tacy smutni? — zapytałam Rona i Hermionę, gdy przeszłam przez dziurę w portrecie Grubej Damy.

— To od Hagrida — mruknęła Hermiona i podała mi kawałek pergaminu.

Przegrałem apelację. Egzekucja ma się odbyć o zachodzie słońca. Nic nie możecie poradzić. Nie przychodźcie. Nie chce, żebyście to oglądali.

Hagrid

— Nie wierzę... nie... — wymamrotałam, a po policzku zaczęły mi płynąć łzy. Ron wstał i objął mnie ramieniem, a chwilę później przyszedł Harry.

— Co się stało? — zapytał zbity z tropu.

— Już po Hardodziobie — powiedział Weasley, a ja podałam brunetowi list, który szybko przewertował.

— Musimy tam iść — oznajmił, gdy przeczytał wiadomość od Hagrida.

Postanowiliśmy wymknąć się z zamku po kolacji pod peleryną-niewidką. Zeszliśmy z wszystkimi do Wielkiej Sali i usiedliśmy do stołu. Nic nie ruszyłam, gdyż nie byłam w stanie nic przełknąć.

— Hej — szturchnął mnie Fred.

— Co się dzieje? — zapytał George z zaniepokojoną miną.

— Chodzi o Dziobka... — wydukałam, nie podnosząc wzroku z jajecznicy.

— Co z nim?

— Mają go... zabić — ledwo przeszło mi to przez gardło, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. George, widząc mnie w takim stanie, od razu mnie objął.

— Nie płacz — szepnął mi do ucha, a po szyi przeszły mnie ciarki.

— Staram się, ale... to jest trudne...

Weasley wziął w dłonie moją twarz, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Zobaczyłam jego brązowe oczy, które wpatrywały się we mnie z troską. George uśmiechnął się pokrzepiająco, a kciukiem otarł mi łzy.

Po kolacji bliźniacy chcieli dotrzymać mi towarzystwa, za co byłam im wdzięczna, ale wyjaśniłam im, że razem z Harrym, Ronem i Hermioną chcemy odwiedzić Hagrida i Hardodzioba.

W czwórkę schowaliśmy się pod peleryną-niewidką i wyszliśmy z zamku. Słońce już zachodziło za Zakazanym Lasem, złocą szczyty drzew. Przed chatką zauważyliśmy hipogryfa, który wylegiwał się między dyniami. Dotarliśmy do drzwi chatki Hagrida i zapukaliśmy. Nie otworzył od razu, dopiero po chwili staną w drzwiach i zaczął się rozglądać ledwo przytomnym wzrokiem.

— To my — syknął Harry. — Mamy na sobie pelerynę. Wpuść nas, to ją zdejmiemy.

— Nie powinniście tu przychodzić! — wyszeptał, cofając się, aby zrobić nam przejście i weszliśmy do środka.

Gajowy zamknął szybko drzwi, a my ściągnęliśmy z siebie pelerynę i spojrzeliśmy na Hagrida. Nie płakał ani nie rzucił nam się na szyje. Wyglądał, jakby nie bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Ta beznadziejna rozpacz była o wiele gorsza od łez.

— Chcecie herbatki? — zapytał, a ręce trzęsły mu się tak bardzo, że upuścił dzbanek, który rozbił się na kawałeczki.

— Ja to zrobię, Hagridzie — powiedziała Hermiona, chwytając za jakąś ścierkę i zaczęła zbierać kawałki porcelany.

— W kredensie jest drugi — mruknął Rubeus, siadając na krześle i ocierając oczy rękawem.

Podeszłam do kredensu i wyjęłam kolejny dzbanek, w którym coś się ruszało.

— Ron! — zawołałam. — Tu jest Parszywek!

— Co? — zapytał zdezorientowany.

— Zobacz! — podałam mu naczynie, a ten wyjął szczura ze środka i dokładnie się mu przyjrzał. Gryzoń strasznie się rzucał i piszczał, a wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnio.

— Parszywku, ty żyjesz! — ucieszył się młody Weasley.

— Chyba powinieneś kogoś przeprosić — stwierdziła Hermiona.

— Racja. Jak spotkam Krzywołapa, to go przeproszę — odparł Ron.

— Przeproś mnie! — krzyknęła i w tym samym momencie rozbił się dzbanek.

— Cholibka, co to było? — zapytał gajowy.

— To kamień — powiedziałam, podnosząc go z miejsca, gdzie stał dzbanek.

— Auć! — syknął Harry, łapiąc się za szyję, po czym odwrócił się do okna. — Hagridzie, już idą.

Po stopniach wiodących do Kamiennego Kręgu schodziła grupa ludzi. Na przedzie kroczył Albus Dumbledore, za nim posuwał się truchtem Korneliusz Knot, potem wlókł się zgarbiony staruszek z komisji, a na końcu szedł kat Macnair.

— Już późno. Prawie noc. Nie powinno was tu być. Jak was ktoś zobaczy o tej porze poza zamkiem, będziecie mieli kłopoty. Zwłaszcza ty, Harry — rzekł Rubeus, dygocąc na całym ciele.

Ron wepchnął Parszywka do kieszeni bluzy, a Granger sięgnęła po pelerynę-niewidkę.

— Wyprowadzę was tylnym wyjściem — mruknął gajowy. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. — Momencik!

— Hagridzie, powiemy im, co naprawdę się stało, oni nie mogą go zabić... — zaczęłam.

— Nie możecie. Wiejcie, prędko! — wtrącił Hagrid.

— Będzie dobrze, zobaczysz — dodał Potter i schowaliśmy się pod pelerynę, a następnie wyszliśmy tylnymi drzwiami. Ruszyliśmy w górę łagodnego zbocza i z daleka spojrzeliśmy na chatkę. Słońce już prawie zaszło, a niebo zasnuło się jasną szarością podszytą purpurą. Po chwili rozległ się świst, a potem głuche uderzenie topora.

— Zrobili to! — szepnęłam, a głos mi się załamał.

— N-n-nie mogę w to uwierzyć... — załkała Hermiona.

Zamarliśmy. Dopiero po dłuższej chwili zaczęliśmy kroczyć w stronę zamku, gdy nagle Ron się zatrzymał, gdyż nie mógł utrzymać Parszywka.

— Ugryzł mnie! — syknął Weasley, a szczur upadł na ziemię i zaczął uciekać. — Parszywku, wracaj!

Rudzielec wybiegł spod peleryny-niewidki i zaczął gonić swojego zwierzaka.

— Czekaj! — zawołał Harry i ruszyliśmy za Ronem, aż do Bijącej Wierzby.

— Ron, uciekaj! To Bijąca Wierzba! — krzyknęłam, widząc, iż drzewo zrobiło niebezpieczny zamach.

— Uciekajcie! — zawołał Ron, który cały zbladł, wskazując palcem w naszą stronę. — To Ponurak!

Odwróciłam się i nagle go zobaczyłam. Olbrzymi, kruczoczarny pies o lśniących szarych ślepiach utkwionych w młodym Weasleyu. Nie wyglądał tak przyjaźnie, jak zwykle.

Nagle pies skoczył i uderzył Harry'ego przednimi łapami, co spowodowało, że wylądował twardo na ziemi. Ponurak pobiegł w stronę Rona, złapał go pyskiem za nogę i zaczął ciągnąć do przejścia w Bijącej Wierzbie.

— Ron! — krzyknął Harry, rzucając się ku niemu, ale gruba gałąź świsnęła przed nim złowrogo, więc szybko się cofnął.

— Ratunku! — zawołał Ron.

Pobiegliśmy w jego stronę, lecz wierzba uderzyła nas gałęziami z mocą, która zwaliła nas z nóg. Gdy się podnieśliśmy, widać było jedynie nogę Weasleya, która zahaczyła o korzenie, a po chwili usłyszeliśmy przeraźliwy trzask łamanej nogi, a jego stopa zniknęła w czeluści drzewa.

— Musimy biec po pomoc! — krzyknęła Hermiona, która krwawiła, gdyż drzewo rozcięło jej ramię.

— Nie! Ten potwór może go pożreć, nie mamy czasu! — odparł brunet.

Następna gałąź przecięła ze świstem powietrze.

— Musimy się tam jakoś dostać, tylko jak... — wydyszałam, rozglądając się wokoło, mając nadzieję, że znajdę gdzieś rozwiązanie.

— Och... pomocy, pomocy... — szeptała gorączkowo Granger, a z ciemności wyłonił się Krzywołap, który zwinne prześlizgnął się między gałęziami i przednimi łapami oparł się o grube zawęźlenie na pniu.

Nagle drzewo znieruchomiało.

— Krzywołap! Skąd on wiedział... — wyszeptała zdumiona szatynka.

— On się przyjaźni z tym psem, widziałem ich razem — odpowiedział ponuro okularnik.

— Nie wiem, co się z nim stało, to był kochany i niegroźny pies! — powiedziałam nagle.

— Czyli to był ten pies, którego dokarmiałaś? — zapytała.

— Tak...

— Lepiej już chodźmy! Szybko! — odezwał się Potter. — Wyjmijcie różdżki!

W mgnieniu oka dotarliśmy do jamy w drzewie. Harry wszedł jako pierwszy, a za nim ja, a następnie Hermiona. Zapaliliśmy różdżki i ruszyliśmy wzdłuż tunelu za Krzywołapem.

— Dokąd ten tunel prowadzi? — wydyszała Granger za moimi plecami.

— Nie mam pojęcia... — odparł brunet.

— Jest zaznaczony na Mapie Huncwotów, a biegnie aż do jej skraju — rzekłam. — Chyba kończy się w Hogsmeade, nie wiem...

Tunel był długi, a my musieliśmy iść zgięci wpół. Po jakimś czasie sklepienie zaczęło się podnosić, a chwilę później zobaczyliśmy plamę światła padającego z małego otworu. Przeszliśmy przez klapę i znaleźliśmy się w zakurzonym pokoju. Ze ścian odpadły tapety, podłoga była zaplamiona meble połamane, jakby ktoś je roztrzaskał, a okna były pozabijane deskami. Natychmiast poznałam to wnętrze.

— Jesteśmy we Wrzeszczącej Chacie — oznajmiłam, rozglądając się po pokoju.

Drzwi na prawo były otwarte; wiodły do mrocznego korytarza.

W tym momencie coś zatrzeszczało nad naszymi głowami i usłyszeliśmy krzyk Rona, dochodzący z góry.

— Szybko!

Ruszyliśmy przez korytarz, a potem wspięliśmy się po rozpadających się schodach. Za drzwiami z naprzeciwka znów usłyszeliśmy jakiś szmer. Wymieniliśmy spojrzenia i kiwnęliśmy głowami, a Harry jednym kopnięciem otworzył drzwi.

Na łóżku leżał Krzywołap, mrucząc głośno, a na podłodze Ron, trzymający się za nogę.

— Jesteś cały? Gdzie jest pies?

— To pułapka, to nie jest pies. To animag... — rzekł, zaciskając zęby z bólu.

Nagle drzwi za nami zatrzasnęły się z hukiem. Odwróciliśmy się gwałtownie, a przed nami stał mężczyzna z długimi, splątanymi włosami. Jego szare oczy odznaczały się przez głębokie, ciemne oczodoły, a woskowa skóra opinała jego wychudzoną twarz. Był to Syriusz Black.

Expelliarmus! — zawołał ochrypłym głosem, wskazując na nas różdżką Rona, a nasze różdżki wyrwały nam się z rąk i wystrzeliły w powietrze.

Black zręcznie je złapał, a oczy miał utkwione w Harrym.

— Byłem pewny, że przyjdziesz, żeby ratować przyjaciela. Twój ojciec zrobiłby to samo dla mnie — powiedział Syriusz, a Harry zrobił gwałtowny krok do przodu, jakby chciał się na niego rzucić, lecz razem z Ronem go przytrzymaliśmy.

Niespodziewanie Hermiona stanęła przed Harrym, po czym zawołała:

— Żeby zabić Harry'ego, musisz zabić i nas!

— Nie. Dziś zginie tylko jeden — odparł Black.

— I to będziesz ty! — ryknął Potter, po czym wyrwał się nam i rzucił na mężczyznę.

Zaczęli się szarpać, a Harry zdołał odebrać swoją różdżkę i wymierzył nią w Syriusza.

— Zabijesz mnie, Harry? — Syriusz zapytał drwiącym głosem.

Expelliarmus! — głos Lupina rozległ się po pokoju. Rozbroił okularnika, a ja złapałam go za ramię i przyciągnęłam do siebie.

Widok nauczyciela obrony przed czarną magią dodał mi otuchy, lecz Remus zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Uścisnął Blacka jak brata.

— Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił — oznajmił Black łamiącym się głosem.

— Wiem, przepraszam. Byłem zaślepiony nienawiścią...

— A mała Larissa... wygląda dokładnie jak ona... Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, przez chwilę myślałem, że to Cert — dodał Syriusz, przez co Lupin wyglądał, jakby miał zaraz paść na kolana i się rozpłakać.

— Gdzie on jest, Syriuszu? — zapytał Lupin drżącym głosem, zaciskując mocniej dłoń na ramieniu Blacka.

— Jest tutaj — wskazał na Rona. — Zabijmy go!

Drgnęłam niespokojnie, zastanawiając się, o co tu do cholery chodzi.

— Ty! — Hermiona wskazała na naszego profesora.

— Hermiono, uspokój się... — rzekł Remus, lecz szatynka go nie słuchała.

— Nie powiedziałyśmy nikomu! Razem z Camille ukrywałyśmy to ze względu na pana! A przez cały ten czas był pan jego przyjacielem!

— Hermiono, wysłuchaj mnie, zaraz ci wyjaśnię! — krzyknął Lupin.

— O co tutaj chodzi? — zapytał Harry, spoglądając pytającym wzrokiem to na mnie to na szatynkę.

— Chodzi o to, że on jest wilkołakiem... — wyjaśniłam, będąc nadal nieco otępiana przez całe zdarzenie. — To dlatego opuszczał zajęcia.

— Odkąd wiecie?

— Ja odkąd profesor Snape zadał wypracowanie — szepnęła Granger. — a Camille rozpracowała to nieco później.

— Wiedział pan! — ryknęłam niespodziewanie, a Lupin spojrzał na mnie. — Wtedy w gabinecie, powiedziałam panu o tym psie... a pan wiedział, że to on!

— Rzeczywiście tak pomyślałem, ale nie miałem dowodów, że to był Syriusz.

— To byłeś ty! — krzyknęłam, gotując się z wściekłości, wskazując na Blacka, który teraz patrzył w moją stronę. — Przez cały czas... a ja cię karmiłam i...

— Byłaś pierwszą osobą, która zwróciła na mnie uwagę, a poza tym, jak cię pierwszy raz zobaczyłem, wydawałaś się smutna — odezwał się po chwili. — Chciałem dotrzymać ci towarzystwa... A zresztą, dość gadania! — zniecierpliwił się. — Remusie! Zabijmy go!

— Zaczekaj! — powiedział Remus.

— Czekałem dość! Dwanaście lat! W Azkabanie! — ryknął Syriusz.

— Ale zaczekaj jeszcze chwilę — odparł. — Harry ma prawo znać powód.

— Znam. Zdradziłeś moich rodziców! — Harry krzyknął w stronę Blacka. — Przez ciebie nie żyją!

— Nie, nie przez niego. Ktoś zdradził twoich rodziców... ktoś, kogo do niedawna miałem za martwego! — wyjaśnił Lupin.

— Kto taki? — zapytał okularnik.

— Peter Pettigrew! — krzyknął Black.

— On nie żyje! — odpowiedział zniecierpliwiony Potter.

— Też tak do niedawna myślałem, ale dzisiaj w gabinecie przyjrzałem się Mapie Huncwotów...

— Wiesz, jak ona działa? — zapytał podejrzliwie zielonooki.

— Oczywiście. Pomagałem ja narysować. To ja jestem Lunatyk... tak mnie nazywali w szkole moi przyjaciele.

— Pan ją narysował?! — zdziwiłam się. Kto by pomyślał, że jeden z nauczycieli stworzył w przeszłości mapę, pomagającą "łamaczom prawa".

— Najważniejsze jest to, że dziś wieczorem zobaczyłem waszą czwórkę wchodzącą do chaty Hagrida. Dwadzieścia minut później wyszliście stamtąd i skierowaliście się w stronę zamku, ale wówczas ktoś wam towarzyszył.

— Co?

— Ja też nie mogłem w to uwierzyć! Bo niby skąd on się tam wziął? — ciągnął Lupin.

— Nikogo z nami nie było! — powiedziałam, marszcząc brwi.

— A właśnie, że był i po chwili zobaczyłem jeszcze jedną plamkę, poruszającą się w waszym kierunku, a był to Syriusz Black. Zobaczyłem, jak ciągnie was dwóch pod wierzbę... — wskazał na Rona.

— Jednego z nas! — krzyknął Weasley.

— Nie, Ron. Dwóch... ciebie i Pettigrew — wyjaśnił Remus.

— On zwariował — mruknął do nas rudzielec.

— Mógłbym rzucić okiem na twojego szczura? — zapytał profesor, spoglądając na młodego Weasleya, który teraz siedział na łóżku ze szczurem w ręku.

— Co? A co ma z tym wspólnego mój szczur?

— To animag? — zapytałam, spoglądając na Parszywka, który nadal wił się jak opętany w uścisku mojego przyjaciela.

— Tak. Staliśmy się animagami, aby towarzyszyć Remusowi jako zwierzęta w trakcie pełni — wyjaśnił Syriusz.

— Mój tata też? — zapytał Harry.

— Tak — odpowiedział Lupin.

Nagle do pokoju wpadł Snape, który celował różdżką w Blacka i Lupina. Był nieco zdyszany, ale nie mógł ukryć wyrazu triumfu na twarzy.

— Zemsta jest słodka... — szepnął w kierunku byłego więźnia. — Tak bardzo chciałem cię schwytać osobiście.

— Severusie... — zaczął Remus, ale Snape nie dał mu dokończyć.

— Mówiłem Dumbledore'owi, że pomagasz kumplowi dostać się do zamku. Oto dowód.

— Wspaniale, Snape — odezwał się Syriusz. — Wysiliłeś swój przenikliwy umysł i jak zwykle doszedłeś do błędnych wniosków.

— Dość tego. Idziemy. Wszyscy — zagrzmiał Snape i spojrzał na nas. — Proszę przodem.

Expelliarmus! — krzyknęłam.

Nie byłam jedyną osobą, która to zrobiła. Całą czwórką rzuciliśmy zaklęcie i trzasnęło tak, że drzwi zadygotały, a Snape dostał poczwórnym zaklęciem prosto w klatkę piersiową, co wyrzuciło go w powietrze i całym ciałem rąbnął w ścianę. Stracił przytomność.

— Zaatakowaliśmy nauczyciela... — powtarzała Hermiona, patrząc przerażonym wzrokiem na nieruchomego nauczyciela eliksirów.

— Pokażcie, że to Pettigrew to wam uwierzę — rzekł Harry. — Ron daj im szczura.

— Co chcecie mu zrobić? — zapytał Weasley.

— Jeżeli to szczur to nic mu się nie stanie — wyjaśnił Lupin. Ron zawahał się, a potem wyciągnął rękę z Parszywkiem w stronę nauczyciela obrony przed czarną magią.

Gryzoń zaczął uciekać, a Syriusz i Remus rzucali zaklęciami, aż w końcu trafili w szczura, który zamienił się w niskiego mężczyznę z rzadkimi włosami i łysiną na czubku głowy. Był to Peter Pettigrew.

Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się całej prawdy oraz tego, jak Syriuszowi udało się uciec z Azkabanu, oszukując dementorów, gdyż było im o wiele trudniej wyczuć zwierzęce emocje, gdy Black zmienił się w psa i przecisnął przez kraty.

Harry zdecydował, że zaprowadzimy Pettigrew do zamku, a tam zajmą się nim demetorzy, więc ruszyliśmy do przejścia w podłodze. W tunelu na przodzie kroczył dumnie Krzywołap, za nim Lupin, Pettigrew i Ron skuci ze sobą kajdankami. Dla Rona cała ta sprawa z Peterem była osobista, w końcu pozwalał "szczurowi" spać w swoim łóżku. Za nimi szybował, wciąż nieprzytomny, Snape, a za nim szłam ja i Syriusz, który utrzymywał Severusa w powietrzu. Harry i Hermiona zamykali ten dziwaczny pochód.

— Przepraszam za ugryzienie — powiedział Syriusz. — Pewnie trochę boli.

— Trochę?! — krzyknął Ron, ale zanim rudzielec coś dodał, Black mu przerwał.

— Chodziło mi o szczura. Zwykle jako pies jestem bardzo miły.

— Tak, mogę to potwierdzić — zaśmiałam się cicho. — Chociaż to nie zmienia faktu, że to było trochę dziwne.

— Wybacz, to nie miało takie być — mruknął Black.

Na tle głuchej ciszy było słychać jedynie nasze kroki i głowę Snape'a obijającą raz po raz o niskie sklepienie tunelu.

— Wydaje mi się, czy specjalnie nic nie robisz, aby temu zapobiec? — zapytał Harry z rozbawieniem w głosie, patrząc na opiekuna Ślizgonów.

— Nie wiem, o czym mówisz, Harry — oznajmił zadowolony z siebie Syriusz.

— Powiem wam szczerze, że poczułam się świetnie, gdy rzuciłam zaklęciem w Snape'a — rzekłam. — Taka miła odmiana.

— O tak, ja też! — zawtórował mi Ron.

— Nie jestem zaskoczony — dodał rozbawiony Black.

— Nie mogę się doczekać min Freda i George'a jak im powiem, że to wy jesteście Huncwotami! Tyle wam zawdzięczamy.

— Camille i moi dwaj bracia są dowcipnisiami w szkole — wyjaśnił Weasley, idący na przedzie.

— Ach tak? — Black spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

— Dużo z nimi problemów — rzekł Lupin lekko rozbawionym tonem.

— To dobrze, że mamy jakichś godnych następców — zaśmiał się Syriusz.

Gdy w końcu wyszliśmy z tunelu, Harry i jego ojciec chrzestny odeszli kawałek, aby porozmawiać. Ja zostałam z resztą i pilnowaliśmy Petera.

— Ron! Przecież byłem dobrym zwierzakiem! Nie pozwolisz im mnie wydać... — błagał Pettigrew.

— Odwal się — odparł Ron z obrzydzeniem w głosie.

— Jeżeli byłeś lepszym szczurem, niż człowiekiem to nie masz się czym chwalić — oznajmił Lupin.

Westchnęłam głęboko i spojrzałam na niebo. Serce mi podskoczyło, gdyż ujrzałam dokładnie tę samą scenę, którą widziałam w kryształowej kuli. Chmura minęła księżyc. Na ziemi pojawiły się długie cienie, a całą grupę skąpało blade światło.

— Pełnia! — zawołałam przerażona, a Potter i Black do nas dobiegli.

Syriusz zamarł. Wyciągnął rękę, aby odciągnąć nas jak najdalej od Remusa, który cały dygotał.

— Nie zażył eliksiru! Może być groźny! — krzyknęła Hermiona.

— Uciekajcie! Szybko! — szepnął Syriusz.

— Ale, Ron... — zaczął Harry, gdyż Weasley nadal był skuty z Peterem i Remusem.

— Zostawcie to mnie... UCIEKAJCIE! — ryknął Black.

Patrzyłam otępiałym wzrokiem na profesora. Rozległo się ohydne warczenie. Głowa Lupina zaczęła się wydłużać. Ramiona zwisły. Gęste włosy wyrastały na twarzy i dłoniach. Nogi się wydłużały i wyrosły mu długie pazury na łapach. Przemiana się skończyła, a przed nami stał wilkołak, który głośno zawył.

Staliśmy osłupiali z przerażenia. Syriusz zmienił się w psa. Wilkołak wyszarpał łapę z kajdanków, a pies chwycił go za kark i odciągnął od Rona i Petera. Drapali się wściekle pazurami. Pettigrew korzystając z okazji, sięgnął po różdżkę Lupina, leżącą na trawie. Coś huknęło, rozbłysło światło i Ron znieruchomiał na trawie.

Expelliarmus! — krzyknęłam, a różdżka Lupina wystrzeliła z ręki Petera.

— Nie ruszaj się! — ryknął Harry z wyciągniętą różdżka, ale było już za późno, gdyż Peter zdążył się przemienić w szczura i uciekł w stronę lasu.

— Nie!

Pobiegłam w jego stronę, ale w pewnym momencie się zatrzymałam. Nie miałam szans na złapanie szczura w nocy, tym bardziej że już go nie widziałam.

— CAMILLE!

— UCIEKAJ! — rozległy się krzyki Harry'ego i Hermiony.

Usłyszałam za sobą warczenie, wzdrygnęłam się i odwróciłam. Wilkołak miał już wyciągniętą łapę. Chciałam biec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa.

"A więc tak umrę?" – pomyślałam.

Continue Reading

You'll Also Like

11.1K 839 25
𝐎𝐊𝐎 𝐙𝐀 𝐎𝐊𝐎, 𝐊𝐑𝐄𝐖 𝐙𝐀 𝐊𝐑𝐄𝐖 "𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐃𝐈𝐃𝐍'𝐓 𝐌𝐀𝐊𝐄 𝐔𝐒 𝐊𝐈𝐍𝐆𝐒, 𝐃𝐑𝐀𝐆𝐎𝐍𝐒 𝐃𝐈𝐃" ➡︎ 𝐎 𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐤𝐚𝐜𝐡 𝐩𝐨...
6.1K 566 30
Erwin i Gregory byli kiedyś nierozłączni, łączyła ich prawdziwa miłość, która wydawała się niezniszczalna. Jednak z czasem ich relacja zaczęła się po...
17.8K 4.1K 135
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...
12.3K 1.1K 27
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...