Związana przeznaczeniem | Rom...

By KorpoLudka

322K 34.9K 5.6K

Kiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodzie... More

1. Dorothy i tajemniczy klucz
2. Dorothy i Czarownica ze Wschodu
3. Dorothy i Manczkinowie
4. Dorothy i jej sława
5. Dorothy i Strach na Wróble
6. Dorothy i Kalidachy
7. Dorothy i ruda zielarka
8. Dorothy i latający dom
9. Dorothy i gościnność rodem z Oz
10. Dorothy i Miasto Graniczne
11. Dorothy i pamiątki z przeszłości
12. Dorothy i połówka artefaktu
13. Dorothy i eremita
14. Dorothy i wyrzuty sumienia
15. Dorothy i latające małpy
16. Dorothy i Emerald City
17. Dorothy i Tchórzliwy Lew
18. Dorothy i Czarnoksiężnik
19. Dorothy i więzi rodzinne
20. Dorothy i dzielnica portowa
21. Dorothy i Czarownica z Północy
22. Dorothy i plan awaryjny
23. Dorothy i Tornado
24. Dorothy i wrony
25. Dorothy i czarne pszczoły
26. Dorothy i Czarownica z Zachodu
27. Dorothy i lęk wysokości
28. Dorothy i Winkowie
29. Dorothy i strażnicy lasu
30. Dorothy i Blaszany Drwal
31. Dorothy i kraj Kwadlingów
32. Dorothy i Miasto Portowe
33. Dorothy i droga na zachód
34. Dorothy i niewidzialny zamek
35. Dorothy i Czarownica z Południa
36. Dorothy i spotkania po latach
37. Dorothy i oblężenie miasta
38. Dorothy i dowódca straży
39. Dorothy i Kansas
40. Dorothy i zazdrość
41. Dorothy i wilki
42. Dorothy i pani meteorolog
43. Dorothy i nauka strzelania
44. Dorothy i metody naukowe
45. Dorothy i mężczyzna z tatuażem
46. Dorothy i pościg
47. Dorothy i Ruth
48. Dorothy i albatros
49. Dorothy i pomiędzy
50. Dorothy i kraina Iw
51. Dorothy i rodzina królewska
52. Dorothy i czytająca emocje
53. Dorothy i ekipa ratunkowa
54. Dorothy i więzienna cela
55. Dorothy i dziedziczka tronu
56. Dorothy i magiczne pułapki
57. Dorothy i elektryczne węgorze
58. Dorothy i Król Gnomów
59. Dorothy i serce z kamienia
60. Dorothy i trzęsienie ziemi
61. Dorothy i dwaj królowie
62. Dorothy i psychoanaliza
63. Dorothy i Jolly Roger
64. Dorothy i dobry pirat
65. Dorothy i szalupa ratunkowa
66. Dorothy i antymagiczne więzienie
67. Dorothy i magia
68. Dorothy i resztki człowieczeństwa
69. Dorothy i obce wojsko
70. Dorothy i propozycja króla
71. Dorothy i królowa matka
72. Dorothy i szpital psychiatryczny
73. Dorothy i znak skorpiona
74. Dorothy i zatrute żądło
76. Dorothy i zaklęcie lokalizujące
77. Dorothy i kontrakt małżeński
78. Dorothy i nadworny lekarz
79. Dorothy i jadowite kły
80. Dorothy i podziemne miasto
81. Dorothy i droga na skróty
82. Dorothy i gargulce
83. Dorothy i ruiny w dżungli
84. Dorothy i złe wieści
85. Dorothy i partyzancka armia
86. Dorothy i córka Pastorii
87. Dorothy i oko cyklonu
88. Dorothy i jej przeznaczenie
Epilog
Posłowie

75. Dorothy i złamane serce

2.6K 326 75
By KorpoLudka

Obudziłam się z krzykiem, chwytając się od razu za klatkę piersiową i podnosząc na posłaniu, aż usiadłam, chociaż od tego zakręciło mi się w głowie. Czyjeś ręce chwyciły mnie za ramiona i usadziły w miejscu.

– Dee, spokojnie – usłyszałam kojący, łagodny głos mamy. – Wszystko w porządku, jesteś bezpieczna.

Chwyciłam jej ramię, krzywiąc się z bólu rozprzestrzeniającego się przez całą moją klatkę piersiową. Oddychanie szło mi z trudem, ale przynajmniej w ogóle mogłam oddychać. Wcześniej się dusiłam. Znowu. Rany.

Ile jeszcze razy miałam umierać w tym moim pieprzonym życiu?

– Co się dzieje? – wychrypiałam z trudem. Spróbowałam odkaszlnąć, ale to wywołało jedynie kolejną falę bólu, więc po chwili dałam sobie spokój. Mama podsunęła mi bukłak z wodą, który przyjęłam z wdzięcznością.

– Pij ostrożnie – poleciła mi, a ja oczywiście nie posłuchałam; czułam się tak, jakbym w ustach i gardle miała Saharę, więc połykałam wodę łapczywie, aż prawie nic nie zostało. – Wystarczy, Dee! Jesteś jak dziecko. Byłaś nieprzytomna przez dwa dni!

Odchyliłam się na bok i zwymiotowałam samą wodą poza moje posłanie, prosto na kawałek trawy. Żołądek ścisnął mi się konwulsyjnie, do tego ten ból w piersiach... Pomacałam się tam odruchowo, gdy już torsje mi minęły. Nie widziałam żadnego śladu po ranie, którą sama zadałam sobie skalpelem.

Miałam na sobie luźną, szarą koszulę, którą natychmiast odchyliłam, by się zbadać. Sapnęłam, gdy na skórze tuż pod mostkiem zobaczyłam sporych rozmiarów fioletowego siniaka, pośrodku którego widniało malutkie ukłucie. A więc jednak. Cholerny skorpion.

– Wiedziałam, że się obudzisz – dodała mama zdecydowanie. – Wiedziałam. W końcu jesteś moją córką.

Skinęłam z roztargnieniem głową, a potem w końcu spróbowałam zogniskować na niej wzrok. Była dokładnie taka, jaką widziałam ją w szpitalu. Twarz pokryta siateczką zmarszczek, posiwiałe włosy, pozbawione blasku oczy. Skóra na jej szyi opadała i była pełna ciemnych plam. Mama nie wyglądała już na moją mamę, prędzej na babcię.

Serce zabolało mnie na ten widok, poczułam też wyrzuty sumienia – w końcu to ja ją obudziłam i to przeze mnie tak wyglądała – nic jednak na ten temat nie powiedziałam. Podświadomie rozumiałam, że nie chciałaby tego.

– Co się właściwie stało? – wychrypiałam znowu. – Gdzie ja jestem?

– W obozie, pamiętasz? – przypomniała mi. – Król Iw i jego armia przewieźli was tu, gdy odbili was z rąk Clarissy. Byłaś tu już, powinnaś pamiętać.

Przeczesałam włosy drżącą ręką i rozejrzałam się dookoła. Rzeczywiście, poznawałam przecież to miejsce, chociaż wcześniej widziałam je jedynie po ciemku. Leżałam na łóżku polowym, na posłaniu z koców pod czymś w rodzaju baldachimu, sporych rozmiarów materiałowym dachu rozciągniętym na drewnianym stelażu. Był to niezły pomysł, bo dobrze chronił przed słońcem. Przez wejście w pewnej odległości widziałam jakichś ludzi – był wieczór, słońce powoli zachodziło za horyzontem, ale nadal było ciepło i przyjemnie – ale obok nas nie było nikogo. Pewnie mamie zależało, żebym miała święty spokój.

– Co to było? – zapytałam znowu, stwierdzając z zadowoleniem, że mój głos powoli wracał do normalności. Mama skrzywiła się.

– Kiedy usnęłaś, Clarissa wysłała na ciebie swoją kolejną zabawkę. Skorpiona. Wbił się w ciebie i sączył jad przez dwa dni. Miałaś halucynacje?

Zmarszczyłam brwi. Z perspektywy bezpiecznego miejsca w Oz wydawały się całkowicie idiotyczne, ale kiedy usiłowałam stamtąd uciec, wcale takie nie były.

– Byłam w szpitalu psychiatrycznym, na Ziemi – wyjaśniłam niechętnie. – Wszyscy wmawiali mi, że zwariowałam i że Oz nie istnieje.

– Zaklęte skorpiony są bardzo niebezpieczne – przyznała mama podobnie niepewnym tonem. – Tworzą bardzo realną iluzję, korzystając z zasobów twojego umysłu. Łatwo można się w tym zgubić i uwierzyć, że iluzja jest prawdą, a wtedy można już nigdy się nie obudzić. Jad z czasem staje się coraz mocniejszy i zaatakowana osoba zapada coraz głębiej w sen. Aż w końcu całkiem traci siebie.

– Ale jakoś... jakoś się do mnie przebiłaś – przypomniałam sobie. Skinęła głową.

– To nie było łatwe, ale się udało. Wiedziałam, że musiałaś tam gdzieś widzieć skorpiona. Przypuszczałam, że zabicie go powinno załatwić sprawę. Byłam pewna, że sobie poradzisz, jesteś naprawdę silna, Dee, nie dałabyś się jakiemuś pierwszemu lepszemu zaklęciu Clarissy.

– Więc dlaczego to zrobiła? – zapytałam, zaniepokojona lekko faktem, że niewiele brakło, żebym już nigdy się nie obudziła. – Musiała wiedzieć, że dam sobie z tym radę, więc po co w ogóle próbować?

Mama wzruszyła ramionami.

– Clarissa robi wiele rzeczy tylko po to, żeby się zabawić – prychnęła. – Poza tym... Myślę, że mogło jej też chodzić o mnie. Chciała, żebym wyszła z ukrycia, przyszła do ciebie i spróbowała ci pomóc. Wypłoszyła mnie. Ale nie przejmuj się tym – dodała pospiesznie, gdy już otwierałam usta. – To i tak musiało się wkrótce stać. Clarissa tylko sprawiła, że trochę przyspieszyłam swoje plany. Teraz przede wszystkim cieszę się, że jesteś cała i zdrowa.

Zgięłam nogi w kolanach i oparłam na nich łokcie, po czym ukryłam twarz w dłoniach. Potrzebowałam chwili, żeby na spokojnie to przetworzyć. Odetchnęłam z ulgą, gdy uświadomiłam sobie, że szpital psychiatryczny rzeczywiście był tylko iluzją. Wytworem kolejnego zaklęcia Clarissy. Za to Oz było jak najbardziej prawdziwe.

Poczułam ból w sercu na myśl o tym, że znowu musiałam pożegnać się z ciocią. Nawet jeśli nie była prawdziwa... To przecież wyglądała i zachowywała się tak, jakby była. I znowu moją rzeczywistością był świat, w którym wszystko chciało mnie zabić, w którym nie znosiłam samej siebie i w którym raniłam każdego, na kim mi zależało.

Nie, żeby to było gorsze od świata, w którym uważano mnie za wariatkę. Przecież przez cały czas w psychiatryku wiedziałam, że musiałam wrócić do Oz.

Nie przypuszczałam tylko, że to będzie takie bolesne.

– Wszystko w porządku, Dee? – zapytała mama z niepokojem. Z trudem skinęłam głową.

– Tak... jest okej. Muszę zobaczyć się z Jackiem. Gdzie on jest?

Wyjrzałam zza palców dopiero wtedy, gdy odpowiedź mamy nie nadeszła. Niepokój podszedł mi do gardła.

– Mamo?

– Jack mówił, że nie chce z tobą rozmawiać – odparła mama, na co ból w sercu powrócił ze zdwojoną siłą.

Poczułam się nagle tak, jakby całkowicie mnie zmroziło. Przez moment znowu nie mogłam złapać oddechu, zupełnie tak jak wtedy, gdy się dusiłam. A potem postanowiłam w to nie wierzyć, bo gdybym miała się z tym pogodzić, pewnie wpadłabym w histerię.

– Jak to: nie chce ze mną rozmawiać? – powtórzyłam lekko tylko łamiącym się głosem. – Jack się obudził? Kiedy? Nic mu nie jest? Co się z nim w ogóle dzieje? Mówił, dlaczego nie chce ze mną rozmawiać? Wie, co zaproponował mi Ian?

– Spokojnie, Dee, nie wszystko naraz. – Mama nie dała się wyprowadzić z równowagi ani tej sytuacji, ani moim słowom. Odsunęła moje ręce i zajrzała pod koszulę, w miejsce, gdzie skorpion zostawił po sobie spory siniak. – Powinien obejrzeć cię lekarz. Nie jestem pewna, czy na tym działanie skorpiona się skończy...

– Mamo, mam ważniejsze rzeczy na głowie niż skorpion – przerwałam jej obcesowo. – Nikt nie musi mnie oglądać, bo nic mi nie jest. Chcę się tylko dowiedzieć, dlaczego niby Jack podjął taką decyzję.

Mama posłała mi niepewne spojrzenie, którym kompletnie się nie przejęłam. Odsunęłam ją i spuściłam nogi z posłania, zamierzając wstać, ale mama zatrzymała mnie, chwytając mnie za ramiona. Westchnęłam niecierpliwie.

– Dee, naprawdę nie powinnaś na razie wstawać. Byłaś nieprzytomna dwa dni, musisz coś zjeść, odpocząć...

– Odpocząć? Odpoczywałam dwa ostatnie dni! – A przynajmniej moje ciało, bo psychicznie absolutnie się tak nie czułam. Znowu ją odsunęłam i stanęłam na nogi, a potem przytrzymałam się materaca, bo natychmiast zakręciło mi się w głowie i znowu zrobiło mi się niedobrze. Mama krzyknęła na mnie z niepokojem. – Przestań, nic mi nie jest. Jestem tylko odrobinę zmęczona...

– Właśnie dlatego powinnaś poczekać. Połóż się, przynajmniej dopóki czegoś nie zjesz.

– Nie będę robić z siebie kaleki – warknęłam, chociaż kiedy głębiej odetchnęłam, klatka piersiowa znowu odpowiedziała bólem. Stęknęłam i przysiadłam z powrotem na łóżku. – Przeżyłam już dużo gorsze urazy...

– Wiem, po części z nich nadal masz zabandażowane różne części ciała – mruknęła, ponownie odsuwając moje ręce. Kiedy na nią spojrzałam, stwierdziłam, że jej oczy zmieniły nagle kolor na złoty. Mama dotknęła miejsca, w którym ukąsił mnie skorpion, a po chwili poczułam jak z tego miejsca na całe moje ciało zaczął się rozprzestrzeniać dziwny chłód. Lekki, orzeźwiający chłód, który zostawiał po sobie uczucie ulgi i spokoju. Zaczerpnęłam głęboko oddech, zdziwiona, że mogłam i że to wreszcie nie bolało. – Siedź spokojnie. Zaraz poczujesz się lepiej.

To dobrze, bo musiałam się dowiedzieć, co się działo z Jackiem. Chociaż jednak nadal odczuwałam w związku z nim pewien niepokój, ze zdziwieniem stwierdziłam, że z każdą chwilą byłam coraz bardziej spokojna i rozluźniona. Jakby ona nie tylko mnie leczyła. Jakby w jakiś sposób wpływała też na moje uczucia.

– Przestań – poleciłam, odsuwając się od niej stanowczo. Mama rzuciła mi zaskoczone spojrzenie. – Nie mąć mi w głowie. Jeśli chcę być zdenerwowana, to będę. Mam swoje powody. Będzie lepiej, jeśli po prostu mi powiesz, co się stało.

– Jak się zorientowałaś?

– Przecież nie jestem głupia – prychnęłam. – Nie próbuj uspokajać mnie magią, to nic nie da. Tak czy inaczej nie będę tu bezczynnie leżała.

Mama zawahała się znowu, ale w końcu skinęła głową.

– Więc co chcesz wiedzieć? – zapytała spokojnie, co od razu mnie zirytowało. Posłałam jej niecierpliwe spojrzenie.

– W tej chwili w zasadzie nic. Po prostu zaprowadź mnie do Jacka.

– On nie chce się z tobą widzieć, Dee – powtórzyła takim tonem, jakby faktycznie było jej z tego powodu przykro. Zacisnęłam mocno szczęki.

– Ale dlaczego? – jęknęłam z frustracją, kiedy już byłam w stanie. – O co właściwie chodzi? Czy on kompletnie zwariował?

– Wydaje mi się... – Widziałam po jej minie wyraźnie, że nie chciała tego mówić. W ogóle nie chciała poruszać tego tematu, jakby miała do powiedzenia coś nieprzyjemnego. Nie mogłam się już jednak wycofać. – Wydaje mi się, że to może mieć jakiś związek z tym, że dowiedział się, że jesteś czarownicą. Bardzo mi przykro, Dee.

Poczułam się tak, jakbym dostała obuchem w głowę. Chociaż fizycznie było mi dzięki mamie znacznie lepiej, i tak znowu zabrakło mi tchu i przez moment walczyłam o oddech, próbując pokonać nagły atak paniki. Spokojnie, Dee, to nic pewnego, przecież nie powiedział ci tego wprost!, próbowałam uspokoić samą siebie. Prawdę mówiąc, średnio mi to jednak szło.

Przecież nie bez powodu powstrzymywałam się od powiedzenia Jackowi prawdy. I koniec końców, to ja go zraniłam, nawet jeśli nie magią. Sama jej nie znosiłam i absolutnie nie cieszyłam się, że płynęła w moich żyłach, więc jak Jack, łowca czarownic, mógłby się cieszyć? Podświadomie jednak miałam nadzieję, że kiedy wreszcie powiem mu prawdę, zrozumie. A nawet jeśli nie zrozumie, to pogodzi się z tym, bo na mnie będzie mu zależało bardziej.

Czy naprawdę byłam aż tak naiwna, sądząc, że będzie widział we mnie zakochaną w nim kobietę, a nie czarownicę?

– Zaraz, moment. – Kiedy wreszcie byłam w stanie ponownie się odezwać, głos drżał mi nieco. – Nie uderzyłam go w głowę, tylko w splot słoneczny. Tak ci powiedział? Że nie chce mnie widzieć, bo jestem czarownicą? Jak on się w ogóle czuje?

– Obudził się wczoraj – odpowiedziała, siadając na posłaniu obok mnie. Chociaż bardzo chciałam się stamtąd zabrać i uciec, najlepiej natychmiast, żeby zobaczyć Jacka, zmuszałam się, żeby zostać na miejscu. – Ma się całkiem nieźle jak na kogoś ze złamaną ręką. Nie chciał, żebym mu z tym pomogła, on mi chyba po prostu nie ufa. Martwił się o ciebie i prosił, żeby go poinformować, kiedy tylko się obudzisz, ale nie przyszedł do twojego namiotu. Posłałam jednego ze strażników z wieścią do niego, gdy tylko odzyskałaś przytomność, więc na pewno już wie, że nic ci się nie stało. Ale... nie chciał tu być. Jakby się ciebie obawiał. Naprawdę bardzo mi przykro, kochanie, ale po tym, co się stało w kryjówce Clarissy, musiał się zorientować, że masz magię, pewnie oni mu o tym powiedzieli. I po prostu... nie chce się z tobą widzieć.

– Powiedział to? – zapytałam, ciągle z nadzieją, że ktoś coś po drodze źle zrozumiał. Serce mnie zabolało, gdy mama kiwnęła głową.

– Powiedział. Prosił, żebyś do niego nie przychodziła.

Co? Nie przychodziła? Jack był w stanie powiedzieć coś takiego i myśleć, że naprawdę tego nie zrobię?! Mając go w tym samym obozie, w innym namiocie, że tak po prostu kiwnę głową i uznam „Okej, widocznie mnie już nie chce"?! Jeśli naprawdę tak myślał, to musiał kompletnie oszaleć!

– A czy powiedział to specjalnie, żebym przyszła? Przecież musiał wiedzieć, że nie będę miała najmniejszego zamiaru respektować takiego zakazu! – Zamilkłam na moment, gdy nagle coś przyszło mi do głowy, a potem ponownie poderwałam się z posłania. Czekałam na zawroty głowy, te jednak nie nadeszły, zapewne skutek działań mamy, co przyjęłam z radością. – A może on zrobił to celowo? Może to Ian go do tego zmusił, a Jack specjalnie powiedział coś, o czym wiedział, że mnie rozjuszy i tym bardziej będę chciała do niego iść?

Mama chwyciła mnie za ramię, gdy już chciałam odejść. W jej okolonych siateczką zmarszczek oczach czaiło się współczucie, którego nie chciałam tam widzieć.

– Myślę, że nie powinnaś do niego iść.

– A ja myślę, że nie powinnaś mówić mi, co mam robić – prychnęłam. – Serio myślisz, że tak to zostawię? Ian...

– Ian chce, żebyś została jego żoną – przypomniała mi niepotrzebnie. Na samo wspomnienie rozmowy z nim i z jego matką zrobiło mi się niedobrze. – Rozmawiałam z nimi, kiedy dotarłam do obozu. Nie zamierzam mówić ci, co powinnaś robić, bo sama musisz dojść do tego wniosku. Ale Ian i jego matka są bardzo pewni siebie. Przekonani, że się zgodzisz. Wątpię, żeby zawracali sobie głowę twoimi uczuciami do Jacka...

– A ja myślę, że są zdolni do wszystkiego – prychnęłam. – To manipulanci, mamo. Wiedzą, że jeśli się nie zgodzę, to w dużym stopniu ze względu na Jacka, a nie są skorzy do zmiany zdania, kiedy już raz coś takiego wymyślili. Zależy im na tym. Matka Iana przekonywała mnie na wszelkie możliwe sposoby. Mogli zauważyć...

– Dobrze, więc chodźmy do niego – zadecydowała, przerywając mi w pół zdania. – Przekonasz się na własne oczy, o co chodzi. Może to tylko jakieś nieporozumienie, które da się łatwo wytłumaczyć. A może...

Nie dokończyła i byłam jej za to naprawdę wdzięczna. Nie byłam gotowa uwierzyć, że Jack naprawdę mógł mnie skreślić przez tę jedną rzecz. Przez coś, na co zupełnie nie miałam wpływu. Do diabła, on podobno mnie kochał! Tyle razy ryzykował dla mnie życie! Mógłby to zignorować tak po prostu, dlatego tylko, że okazałam się czarownicą?

Nie byłam gotowa w to uwierzyć. Nie, dopóki nie usłyszałabym tego bezpośrednio od niego, a nie przez jakieś osoby trzecie.

Zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia z namiotu, sprawdzając działanie mojego ciała. Było słabe i mimo działań mamy chodziło mi się z trudem, doszłam więc do wniosku, że mimo wszystko posilenie się przed wyprawą do namiotu Jacka miałoby sporo sensu. Gdybym zemdlała po drodze, w niczym by mi to nie pomogło.

Ostatecznie więc do jego namiotu udałyśmy się nie od razu, a kilkanaście minut później, gdy dostałam już coś do jedzenia, co pochłonęłam natychmiast, w pierwszej chwili nie zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo głodna byłam. Aczkolwiek tempo jedzenia było uzależnione nie tylko od mojego głodu, ale także chęci, by jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Kiedy wybrałyśmy się z mamą do namiotu Jacka, słońce powoli zachodziło już za horyzontem.

Wieczór był ciepły i piękny. Ostatnie promienie zachodzącego słońca pieściły skórę na moich ramionach, gdy wraz z mamą kluczyłam między kolejnymi namiotami. Nie mogłam sobie wprawdzie przypomnieć drogi do tego, w którym znajdował się Jack, ale najwyraźniej mama wiedziała, dokąd szła. Żołnierze znowu odwracali się za nami, doskonale wiedząc, kogo gościli w swoim obozie. Najwyraźniej nadal byliśmy dla nich atrakcją. Albo zagrożeniem.

Kiedy w końcu dotarłyśmy na miejsce, przyspieszyłam kroku, wyprzedziłam mamę i pierwsza wpadłam do namiotu. A potem zatrzymałam się gwałtownie, rozglądając się dokoła dosyć bezradnie.

Wnętrze było puste. Wzrokiem szybko przebiegłam wszystkie sprzęty w namiocie: posłanie było porządnie pościelone, jakby nigdy nikt w nim nie spał, reszta też znajdowała się w dokonałym porządku. Bardzo mi się to nie podobało.

– Gdzie on jest? – Odwróciłam się do mamy, która marszcząc brwi, też rozglądała się dookoła.

– Nie wiem, Dee – odparła. – Widziałam się z nim raz, kiedy jeszcze byłaś nieprzytomna, i wtedy z pewnością tu był. Może po prostu gdzieś wyszedł? Wiem, że w obozie są też ci twoi znajomi, Nick, który miał sprowadzić cię z Iw? Może to z nimi poszedł się zobaczyć?

Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, usłyszałam pisk i po chwili ktoś zawiesił mi się na szyi. Gdy jasne blond włosy połaskotały mnie w twarz, domyśliłam się, kto to był. Odruchowo objęłam Octavię, ciesząc się, że widziałam wreszcie prawdziwą ją, a nie tę wersję Octavii, która twierdziła, że porwali ją kosmici.

– Dee, jak to dobrze, że nic ci nie jest! – wykrzyknęła mi prosto do ucha. – Dostaliśmy wiadomość, że się obudziłaś, a kiedy do ciebie poszliśmy, już nie było cię w namiocie! Od razu domyśliliśmy się, że poszłaś do Jacka. Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Wiedzieliśmy, że uda ci się obudzić!

W końcu odsunęła się ode mnie, dzięki czemu mogłam zauważyć, że w wejściu do namiotu stał również Nick i przyglądał się nam bez słowa, ręce trzymając skrzyżowane na piersi. Uśmiechnęłam się do niego lekko.

– Wszystko w porządku, czuję się dobrze – zapewniłam. – Gdzie jest Jack?

Dobrze, może byłam monotematyczna, ale inaczej nie potrafiłam. Mogłam dowiedzieć się od nich wszystkiego – jak Octavia i Nick poradzili sobie, gdy nas porwała Czarownica, czy mama wiedziała, co działo się z tatą i jak wyglądały przygotowania do walki z Clarissą, i całej reszty – jak tylko dowiem się, gdzie był Jack i wszystko z nim wyjaśnię. Może to było głupie z mojej strony, że miałam takie priorytety i że bardziej przejmowałam się własnymi uczuciami, niż dobrem Oz, ale tak właśnie było i nie zamierzałam tego zmieniać.

Jack był dla mnie najważniejszy.

Octavia i Nick tymczasem wymienili spojrzenia, które bardzo mi się nie podobały. I już wiedziałam, że naprawdę coś było nie tak, że Jack nie wybrał się jedynie na spacer, jak sugerowała to mama.

– Bardzo mi przykro, Dee – odezwała się w końcu Octavia – ale Jack tak jakby... opuścił obóz.

Przez moment nie odpowiadałam, czekając na dalszą część tej wypowiedzi, w której Octavia musiałaby zapewnić, że tylko żartowała. Kiedy to jednak nie nastąpiło, zmusiłam się w końcu do powiedzenia czegokolwiek.

– O czym ty mówisz? Jak to: opuścił obóz?!

Zostawił mnie, wpadło mi nagle do głowy. Chociaż to całkowicie mi się w niej nie mieściło, nie mogłam już pozbyć się tej myśli. Zostawił mnie.

– Spotkaliśmy go, gdy tutaj szliśmy. – Octavia posłała mi zatroskane spojrzenie, na które w ogóle nie zwróciłam uwagi. – Powiedział, że teraz, kiedy wie, że się obudziłaś i jesteś cała i zdrowa, nie może tu dłużej być. I że...

– Co? – ponagliłam ją, gdy się zawahała. Octavia przygryzła wargę, ale potem dokończyła posłusznie:

– Że nie może być blisko ciebie.

– Bo zorientował się, że jestem czarownicą? – wyrzuciłam z siebie, chociaż to tak bardzo bolało. Cholernie. Jakby ktoś włożył mi rozgrzany pogrzebacz między żebra i dotknął nim serca. – O to chodzi, tak? Clarissa mu powiedziała i uznał, że nie może ze mną być? A może po prostu... ma do mnie pretensje o tę złamaną rękę...

– Dee, proszę – Octavia przerwała mi, zanim zdążyłam się jeszcze bardziej nakręcić. – Jestem pewna, że jest na to jakieś inne wytłumaczenie.

– Zostawił mnie – powtórzyłam na głos to, co chodziło mi po głowie. Octavia gwałtownie pokręciła głową. – Zostawił mnie bez słowa...

– Dorothy, to na pewno nie tak...

– Mówił coś więcej? – weszłam jej w słowo. – Dokąd idzie? Po co? Co zamierza zrobić? Pomijając już mnie, Clarissa... Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, zamierza się od tego tak po prostu odwrócić? Nie chce już pomóc jej pokonać?

– Dee, nie wiem – odparła spokojnie Octavia, posyłając niespokojne spojrzenia mojej mamie i Nickowi. – Nie tłumaczył nam się i nie powiedział, czy wróci. Nie wspominał też, dokąd się wybierał. Po prostu oświadczył tylko, że musi odejść. To nawet nie musi być twoja wina.

Prychnęłam.

– Jasne, a niby czyja? – Wiedziałam, że wpadałam w lekką panikę, ale nie umiałam inaczej reagować. W końcu chodziło o Jacka. O Jacka, bez którego nie wyobrażałam już sobie życia. Który uratował mi je tyle razy, że gdyby powiedział, że należało w związku z tym do niego, pewnie bym nie protestowała. Potrafiłam przeżyć, gdy rozłączały nas okoliczności, jak choćby wtedy, gdy Jack trafił do Króla Gnomów, bo wiedziałam, że prędzej czy później się odnajdziemy. Ale jeśli on sam, z własnej woli ode mnie odchodził? – Przecież to oczywiste, że...

Zamilkłam nagle, bo coś okropnego przyszło mi do głowy.

– A jeśli on nie zrobił tego z własnej woli? – zwerbalizowałam swoje myśli. Octavia i mama zmarszczyły zgodnie brwi. – Ian chce, żebym została jego żoną. Co, jeśli Jack odszedł z tego powodu?

– Przecież nie zgodziłby się, żebyś wyszła za innego mężczyznę – zaprotestowała niemrawo Octavia. Potrząsnęłam głową.

– Nie, pewnie nie, ale... Jesteśmy w obozie pełnym żołnierzy. Obcych żołnierzy. Co, jeśli Ian jakoś go zastraszył? Jeśli Jack zrobił to ze względu na nas, a nie przeze mnie?

Kiedy w namiocie na chwilę zapadła cisza, zaczęłam nad tym rozmyślać i po chwili sama doszłam do wniosku, że to było niemożliwe. Jack nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Gdyby Ian mu zagroził, próbowałby za wszelką cenę nas stąd wydostać, przeczuwając ewentualne problemy, a nie zostawił nas samych sobie. Nie odszedłby tak po prostu, bez słowa, nawet się ze mną nie pożegnawszy. To byłoby po prostu nie w jego stylu.

– Muszę go zatrzymać i sama się wszystkiego dowiedzieć – zadecydowałam nagle, ruszając z miejsca i wymijając milczącą Octavię. – Nie może tak po prostu zostawić mnie bez słowa. Nie po tym wszystkim, co przeszliśmy...

– Dee. – Mama chwyciła mnie za ramię, zatrzymując mnie w pół kroku. – Nie sądzisz, że skoro to zrobił, musiał mieć dobry powód?

– Mam nadzieję – prychnęłam. – Bo jeśli nie, własnoręcznie go zabiję. A nie przekonam się, czy go miał, póki sam mi o tym nie powie.

Wyszarpnęłam się i ponownie skierowałam do wyjścia z namiotu. Milczący cały czas Nick odsunął się na ten widok z przejścia. Byłam już praktycznie w wyjściu, gdy znowu zatrzymałam się gwałtownie na widok osoby, która pojawiła się naprzeciwko mnie.

Odruchowo zacisnęłam dłonie w pięści, wyprowadzona z równowagi. Oni naprawdę nie chcieli mnie wyprowadzać z równowagi. Powinni chyba o tym wiedzieć.

– Tak myślałem, że cię tu znajdę – odezwał się Ian, wchodząc głębiej do namiotu i zmuszając mnie do cofnięcia się. Po chwili poczułam na ramieniu rękę mamy, od czego poczułam się nieco pewniej. Tak jakby mama wiedziała, co czułam względem tego faceta. – Cieszę się, że wszystko z tobą w porządku, Dorothy. Naprawdę się martwiliśmy, gdy usnęłaś na tyle czasu.

Och, z pewnością. W końcu gdybym już się nie obudziła, nie mogłabym zostać jego cholerną żoną.

– Bardzo się ucieszyliśmy, gdy twoja matka nas znalazła – dodał, nie doczekawszy się odpowiedzi, wskazując mamę ręką. – Byłem pewien, że pomoże ci się obudzić. W końcu to bardzo utalentowana czarownica. Jak się czujesz, Dorothy?

– Czułabym się znacznie lepiej, gdybym wiedziała, co się tutaj dzieje – warknęłam, nie mogąc się powstrzymać, chociaż mama ostrzegawczo ścisnęła moje ramię. – Gdzie jest Jack? Dlaczego opuścił obóz?

– Nie rozmawiałem z nim – odpowiedział Ian spokojnie, niewzruszony moim tonem głosu. – Z tego jednak, co słyszałem, nie potrafił poradzić sobie z faktem, że jesteś czarownicą i że go zraniłaś. Mimo że z pewnością zależało mu na tobie, skoro poczekał z odejściem, aż dowiedział się, że wszystko z tobą w porządku.

Zrobiłam krok do przodu, uwalniając się z uścisku mamy. W moich żyłach zakotłowała się złość, której nie zamierzałam ani powstrzymywać, ani ukrywać. Wręcz przeciwnie. Miałam nadzieję, że możliwie dużo z niej Ian zobaczył w moich oczach, i podejrzewałam, że wystarczająco, sądząc po tym, że nieco stracił rezon.

– Jeśli cokolwiek mu zrobiłeś, lepiej, żebyś od razu się stąd zabrał – warknęłam; nie obchodziło mnie już, czy brzmiałam jak wariatka. – Jeśli dowiem się, że to twoja wina, że odszedł... Obiecuję, że tego pożałujesz. Naprawdę nie chciałabym robić ci krzywdy, Ian, a tak właśnie się stanie, jeśli okaże się, że go w jakiś sposób zastraszyłeś.

– Zastraszyłem? Jacka?! – prychnął z niedowierzaniem. – Czy ty sama siebie słyszysz, Dorothy? Myślisz, że byłbym w ogóle w stanie go zastraszyć? Bo ja mam poważne wątpliwości. Jack robi, co chce, nie sądzę, żebym był w stanie w jakikolwiek sposób go kontrolować.

Cholera. Problem w tym, że Ian miał rację. Sama doszłam przecież wcześniej do podobnego wniosku.

– Muszę go znaleźć – oświadczyłam, wymijając stojącego w przejściu Iana. – I wszystko wyjaśnić. Nie mogę...

– Dorothy, on nie chciał, żebyś za nim szła. – Tym razem to Ian chwycił mnie za ramię. Czy oni wszyscy się zmówili?! – Nie rozumiesz? Gdyby chciał ci cokolwiek tłumaczyć, zaczekałby, aż do niego przyjdziesz. Celowo jednak opuścił obóz tak, żeby się z tobą nie spotkać. Nie sądzę, żeby szukanie go mogło ci w czymkolwiek pomóc.

– Nie obchodzi mnie, co sądzisz – warknęłam, ponownie wyszarpując ramię. Ian nie próbował mnie na szczęście zatrzymać. – Tak czy inaczej muszę go znaleźć. Lepiej, żebyście nie próbowali mnie zatrzymywać.

Opuściłam w końcu namiot, czując, jak waliło mi serce, zupełnie jakby chciało wydostać się na zewnątrz. To wszystko po prostu nie mieściło mi się w głowie i nie mogłam, nie potrafiłam tego tak zostawić.

Musiałam znaleźć Jacka i wymusić na nim wyjaśnienia.

Gdy wymijałam kolejne namioty i nadaremnie próbowałam dojść do tego, w którą stronę właściwie powinnam się udać, czując równocześnie, jak napiecie i poddenerwowanie powoli przejmowały nade mną kontrolę, doszłam w końcu do wniosku, że może ten urojony pobyt w psychiatryku nie był jednak taki zły. On przynajmniej nie łamał mi serca.

Życie w świecie, w którym Jack uciekał ode mnie bez słowa, było dużo gorsze.

Continue Reading

You'll Also Like

126K 3.7K 119
Kontynuacja powieści pt. "Ojczym od matematyki".
4.3K 562 32
Znacie to beztroskie uczucie szczęścia, które spływa na was za każdym razem, gdy na niego patrzycie? Uśmiech, który sam ciśnie się na usta, mimo że p...
124K 8.9K 38
Opowiadanie jest w trakcie poprawiania, więc jeśli coś się dzieje z rodziałami to mi to zgłoście ❤. Noc skrywa wiele tajemnic. Najwyżej: #4 w tajemni...
22.4K 529 20
Natalia Mróz i Marek Korwicki. Początek ich znajomości napewno nie zaczął się najlepiej. Marek już pierwszego dnia spóźnił się na służbę, czym zdecyd...