Snajper [Zwiadowcy]

Por Agamemnona

5.6K 389 220

Po II wojnie światowej, kiedy dyktator Morgarath, odpowiedzialny między innymi za rozpad Wielkiej Brytanii, z... Más

Wstęp
Prolog
1. SZEREGOWY
2. KOMENDANT
4. STRZELEC WYBOROWY
5. PORUCZNIK
6. SZEJK

3. PUŁKOWNIK

570 49 14
Por Agamemnona

Najwyższy stopień oficerów starszych.
W Korpusie: zwiadowca uprawniony do szkolenia rekrutów.


Halt liczył odgłosy strzałów dobiegających z ruin Gorlanu. Spojrzał na zegarek. Jego uczeń miał dobry czas, choć szło mu wolniej niż podczas wcześniejszych gier terenowych. Najwyraźniej zastosował się do rady i wyłapywał rytm swojego serca przed pociągnięciem za spust.

Kiedy ucichło echo siódmego wystrzału, usłyszał krzyk. Słowa były zniekształcone przez dzielącą go od zamku odległość, ale nadal dało się wyczuć, że były pełne przerażenia.

Pułkownik zmarszczył brwi. Jego umysł zaczął błyskawicznie wyszukiwać możliwych przyczyn strachu swojego ucznia. Niemożliwe, żeby Will skądś spadł; za dobrze znał te ruiny i wiedział, gdzie lepiej nie stawać. Nie mogło się też nic zawalić, bo byłoby słychać spadające kamienie i marmur. Jeśli ktoś złamałby zakaz wstępu i z jakiegoś powodu zaatakował młodego snajpera, ten mógłby się obronić; niewykluczone, że rozległby się kolejny strzał.

Więc co się stało?

Wszystkie te opcje zwiadowca rozpatrzył w ciągu sekundy, kiedy zdecydował, że pójdzie sam się dowiedzieć. W połowie drogi przez poligon zobaczył pędzącą w jego stronę drobną sylwetkę szeregowego. Chłopak, któremu strach dodał skrzydeł, przeskoczył przez ogrodzenie i niemal stratował swojego mentora. Twarz miał bladą jak ściana, a oczy wielkie niczym spodki.

- Ha-h-halt, ja-a go nie... znalazłem go i... nie wiedziałem, ż-że... - Will żywo gestykulował, co tylko potęgowało chaotyczność jego wypowiedzi.

- Spokojnie, synu. - Halt położył mu rękę na ramieniu. Dwudziestolatek cały się trząsł. - Powiedz mi, co się stało. - Uczeń wziął kilka głębokich oddechów, ale niewiele to pomogło. Widząc, że w ten sposób nic z niego nie wyciągnie, starszy zwiadowca zmienił taktykę. - No dobrze, a gdzie to się stało?

Will się zawahał, jakby przez chwilę rozważał ogłuszenie nauczyciela i ucieczkę. Potem jednak odwrócił się z powrotem w stronę zamku.

- Ch-chodź za mną.

Przeszli przez płot i minęli kamienny łuk. Halt od razu zorientował się, że z tarczą czternastą jest coś nie tak.

Ktoś musiał ją podmienić przemknęło mu przez głowę.

Chłopak, jakby czytając mu w myślach, skinął nerwowo i dał nauczycielowi znak, żeby zajrzał za tarczę. Pułkownik, cały czas obserwowany przez stojącego z boku ucznia, zrobił krok bliżej ściany i wzdrygnął się niezauważalnie.

Martwy mężczyzna patrzył przed siebie niewidzącymi, zamglonymi oczami. Był wyjątkowo barczysty, jak na dobrego ochroniarza przystało. Ręce i nogi miał skrępowane grubymi sznurami. Halt zastanawiał się, w jaki sposób ktoś zdołał związać takiego dryblasa. Zerknął jeszcze na strużkę ciemnej krwi, spływającą leniwie po metalu i połączył fakty.

Jego podopieczny nie przestraszył się widokiem zwłok. Bał się, że zanim strzelił, wcale nie były zwłokami.

- Powinniśmy za-zadzwonić na policję, p-prawda? - spytał Will, a jego głos zdradzał, że wcale tego nie chciał. Czuł się winny i wiedział, że funkcjonariusze za takiego by go uznali.

- Tak, powinniśmy - odparł Irlandczyk nie spuszczając wzroku z trupa.

Szeregowym targały tak silne emocje, że był bliski płaczu.

- Dlaczego nie krzyczał? Przecież musiał słyszeć, jak strzelałem, jak chodziłem po zamku, więc czemu nie wołał o pomoc?

Starszy zwiadowca w końcu spojrzał na towarzysza, a jego myśli wjechały na nowe tory. Świeżak właśnie zadał najtrafniejsze pytanie w ciągu całego dnia. Wyciągnął telefon z wewnętrznej kieszeni kurtki i szybko wybrał numer. Brunet przyglądał mu się zrezygnowanym wzrokiem. Po dwóch sygnałach w słuchawce rozległ się znudzony głos:

- Dodzwoniłeś się do Kliniki Wojsko...

- Tu Halt. Gorlan. Teraz. Bądź sam. Weź chłodziarkę - i rozłączył się. Znów odwrócił się do Willa, który patrzył na niego nic nie rozumiejąc.

- Zdaje się, że nie zadzwoniłeś po policję - bąknął w końcu chłopak, zaskoczony niezbyt obfitującym w informacje telefonem nauczyciela. Szpakowaty snajper tylko pokręcił głową i zabrał ucznia pod ogrodzenie.

Paręnaście minut później na skraju poligonu stanęła srebrna furgonetka. Wysiadł z niej drobny szatyn, który truchtem pokonał dzielącą go od ruin odległość. Pod pachą trzymał czarną torbę.

- Mam nadzieję, że nie wzywasz mnie, bym ci nakleił plasterek - rzucił Malcolm Grimsdell na przywitanie. - Żeby dotrzeć tu szybciej, jechałem na sygnale. Wiesz, że nieuzasadnione użycie może być karalne? Obyś miał coś ciekawego, bo w każdej chwili mogę być potrzebny gdzie indziej.

- Na pewno miałeś masę roboty, zanim zadzwoniłem, ale sądzę, że teraz najbardziej przydasz się tutaj - odrzekł pułkownik i położył Willowi rękę na ramieniu. - Pamiętasz mojego ucznia, prawda?

Lekarz uśmiechnął się ciepło do dwudziestolatka.

- Oczywiście. W końcu to ja go badałem, kiedy zaciągnął się do waszej wesołej gromadki. Okaz zdrowia. Dobra wydolność płuc, świetny wzrok, gibkość i mocne kości, ani grama zbędnej masy... - przerwał, widząc jak Halt wywraca oczami. - Och, tak, jasne. To gdzie jest mój pacjent?

Zwiadowcy pomogli przejść niewygimnastykowanemy mężczyźnie przez ogrodzenie i zaprowadzili go do ciała. Po cichym uch, medyk wziął się do pracy. Założył lateksowe rękawiczki i rozwiązał sznury krępujące zwłoki. Przeszukał ubrania, ale nie znalazł żadnych dokumentów, portfela ani broni. Obszedł tarczę dokoła i delikatnie udsunął od niej głowę ofiary. Już chciał ogłosić najoczywistszą przyczynę zgonu, ale zauważył przerażony wzrok Willa i karabin przewieszony przez jego plecy. Patrzył to na niego, to na Irlandczyka i nagle nie czuł się już tak pewnie. Nie chcąc się zdradzić, oznajmił najnormalniejszym tonem, na jaki było go stać w obecności trupa:

- Nie ma przy sobie dowodu tożsamości. Możliwe, że on albo osoba, którą ochraniał, padli ofiarą napaści w celach rabunkowych. Byłoby to wielce nieroztropne ze strony złoczyńcy, ale kto wie, co takim siedzi w głowach. Dziwi mnie, że znaleźliście go tutaj, gdzie nikt poza zwiadowcami nie chodzi. Zupełnie jakby komuś zależało, żeby miejscem zbrodni był teren odwiedzany wyłącznie przez was.

Obaj snajperzy spojrzeli na siebie dziwnie, a starszy z nich zauważył:

- W takim razie chyba powinienem zawiadomić komendanta.

Lekarz pokiwał głową, choć dość niechętnie, widząc załamaną minę szeregowego.

- Tylko powiedz mu trochę więcej niż mnie - rzucił z przekąsem, gdy Halt ponownie sięgał po telefon.

Malcolm odprowadzał pułkownika wzrokiem, gdy ten odchodził na stronę, po czym skierował spojrzenie na Willa. Nie chciał go dodatkowo stresować, ale musiał przestrzegać procedur.

- Skąd wiedzieliście, że tu jest?

Przerażony kadet chciał coś powiedzieć, ale zdołał wydusić z siebie tylko strzępki urywanych zdań. Szatyn nie naciskał dłużej i zaczekał, aż Halt zakończy swoją krótką wymianę zdań z dowódcą, żeby ponowić pytanie.

- Will znalazł go podczas treningu. W głowie tego mężczyzny jest kula z jego karabinu. Robił, co do niego należało, ale nie wiedział, że za tarczą był człowiek. Facet, mimo niezaklejonych ust, nie wołał o pomoc, zupełnie jakby spał albo był nieprzytomny.

Medyk zastanawiał się przez chwilę patrząc na zwłoki, po czym otworzył szerzej oczy, jakby wpadł na pomysł

- Lub martwy... - szepnął i rzucił się na bezwładne ciało.

Przeszukiwał swoją torbę, aż znalazł pęsetę i ponownie odchylił do przodu głowę nieboszczyka. Metalowa tarcza spowolniła nabój na tyle, że ten zatrzymał się w mózgu na głebokości równej długości małego palca. Przez chwilę mocował się z kością potyliczną, ale udało mu się wyciągnąć kulę z karabinu wyborowego, którą wrzucił do plastikowego woreczka. Przyjrzał się ranie wlotowej, po czym mruknął pod nosem:

- Post mortem...

- Co takiego? - spytał młodszy snajper, mając nadzieję, że nowe odkrycie nie jest tak złe, jak brzmiało.

- Post mortem znaczy po śmierci. - wyjaśnił lekarz. - Rana powstała, kiedy ustała już praca serca. Postrzeliłeś trupa.

Will patrzył na Malcolma oniemiały, a gdy dotarło do niego, że nie jest mordercą, osunął się zmęczony na kamienie. Mimo ogromnej ulgi zdawał sobie sprawę, że skoro nie on zabił tego mężczyznę, zrobił to ktoś inny.

- Możesz ustalić prawdziwą przyczynę zgonu? - spytał lekarza, który już wcielił się w rolę profesjonalnego patologa i go nie słuchał.

Grimsdell pogrzebał w torbie i wyciągnął z niej narzędzie przypominające z wyglądu strzykawkę oraz nożyczki. Rozpiął granatową kurtkę ofiary, rozciął koszulę i wbił igłę w ciało. Trzymał ją nieruchomo patrząc na zegarek i po minucie spojrzał na przymocowany do szpikulca termometr.

- Temperatura wątroby wskazuje na to, że zmarł nie wcześniej, niż trzy dni temu. - Otworzył nieboszczykowi usta. - Rozkład nie zdążył się jeszcze na dobre rozpocząć. Wokół nie latają muchy, co znaczy, że musiano go tu przenieść dzisiaj, prawdopodobnie pod osłoną nocy. Nie ma żadnych otwartych ran, nie licząc jednej, pośmiertnej. Nie wątpię, że nie zjadę odcisków rąk na szyi; takiego wielkoluda nie dałoby się udusić. Podejrzewam, że ktoś go otruł. Potwierdzę to, kiedy zabiorę go do kostnicy i zbadam w jakichś cywilizowanych warunkach.

W tym momencie zza dużego głazu wyszedł Crowley. Malcolm, zupełnie na to nieprzygotowany, podskoczył i zmrużył oczy ze zirytowaniem.

- Mógłbyś ostrzegać, kiedy będziesz szedł?

Mimo grozy sytuacji, w jakiej się znalazł, Will nie mógł się nie uśmiechnąć słysząc własną kwestię z ranka. Komendant najwyraźniej uznał zaskoczenie lekarza za komplement.

- Ma się jeszcze ten dar, co? - rzucił, zadowolony, że jego umiejętności nie zniknęły pod natłokiem papierkowej roboty. Spoważniał, zobaczywszy zwłoki. - Co mu się stało?

Halt pokrótce opowiedział mu wszystko, od znalezienia ciała do jego przyjazdu. Kiedy pułkownik oznajmił, że nie znają tożsamości ofiary, blondyn przyjrzał się nieboszczykowi, a jego twarz stężała jeszcze bardziej.

- Był ochroniarzem Evanlyn Wheeler.

Wszyscy zebrani spojrzeli na niego zdumieni. Crowley zastanawiał się już w drodze, czy mówić przyjacielowi i jego uczniowi o zaginięciu polityka, ale uznał, że i tak w końcu dowiedziałaby się cała Anglia.

- Jenny przesłała mi dane i zdjęcia najbliższych współpracowników panny Wheeler, która najwyraźniej została urpowadzona tydzień temu. Prezydent zlecił mi śledztwo w tej sprawie. To mój pierwszy trop. - Westchnął ciężko, po czym dodał: - Niepokoi mnie, że znaleźliście go martwego. Teraz Evanlyn ma tylko jednego ochroniarza z osobistej obstawy, o której słuch zaginął razem z nią. Obawiam się, że skoro jeden z nich nie żyje, ten sam los może spotkać drugiego. Wtedy nie będzie jej miał kto bronić i możliwe, że skończy tak jak on - wskazał głową na mężczyznę opartego o tarczę strzelniczą.

Halt pogrążył się w ponurych rozmyślaniach. Znał Evanlyn osobiście, odkąd była jeszcze raczkującym dzieckiem. Odziedziczyła temperament po ojcu, więc nie wątpił, że jeśli porywacze będą chcieli zrobić jej coś złego, dziewczyna zdoła się obronić sama. Będzie do końca walczyć jak lwica.

- Dlaczego ktoś miałby ją porwać? - zaciekawił się Will.

Crowley uśmiechnął się w duchu. Młodzik go nie zawiódł i od razu szukał najistotniejszej odpowiedzi.

- Możliwych jest kilka powodów - odparł. - Startuje w wyborach prezydenckich, a konkurencja jest spora i doświadczona...

- To możliwe, żeby została prezydentem? Nie ma przypadkiem tylu lat, co ja?

- Młody wiek nie szedłby w parze z poparciem, jakie uzyskała, gdyby nie wrodzony talent. Dorastała w domu, w którym polityka to chleb powszedni. Jej kandydatura została przegłosowana w Parlamencie, więc nikt nie ma prawa się sprzeciwiać. Wielu oponentów zapewne nie miałoby nic przeciwko zniknięciu faworytki tłumu, w dodatku prowadzącej kampanię, której oni nie poparli. To pierwszy motyw. Drugim może być szantaż, wywarcie presji lub wymuszenie okupu. Ewentualnie wszystko naraz.

- Kogo mieliby szantażować? - dociekał chłopak.

- Anglię, oczywiście - prychnął komendant. - Niektórzy nadal nie mogą się pogodzić ze zniesieniem monarchii, więc obmyślili plan idealny: porwać kandydata z największym popraciem, żeby ludność musiała wybrać kogoś, kogo wcale nie chce widzieć na czele państwa. Wtedy rozpoczęłyby się zamieszki i ogólby chaos, a kto zakończyłby krzyzys polityczny? Nasi kochani podżegacze, którzy zyskaliby aprobatę i wstąpili na tron.

- Plan godny neowargali - mruknął Halt. Wargalami nazywano wiernych popleczników Morgaratha. Mimo końca wojny znaleźliby się tacy, którzy nadal wierzyli w ideologię dyktatora.

Crowley pokiwał powoli głową.

- Też tak uważam - odparł - ale muszę mieć pewność. Prezydentowi zależy, żeby znaleźć Evanlyn jeszcze przed pierwszą turą wyborów.

- Dał ci miesiąc? - zdziwił się Malcolm. - Śledztwa mogą trwać kilka tygodni, jeśli nie lat!

- Zależy od śledczych. Nie mogę zaangażować wystarczającej liczby detektywów z zewnątrz, więc muszę posłużyć się własnymi ludźmi - skierował wzrok na dwóch pozostałych zwiadowców - i chciałbym zaangażować Willa.

Dwudziestolatek zamrugał kilkukrotnie, czując się równie zaskoczony, co wyróżniony. Zanim zdążył spytać, dlaczego akurat on, odezwał się Halt:

- To dobry pomysł. - Komendant i szeregowy spojrzeli na niego z wysoko uniesionymi brawiami. Żaden z nich nie spodziewał się aprobaty z jego strony i sądzili, że czeka ich zażarta dyskusja. - Potrzebujesz kogoś, kto nie będzie bał się pytać i szukać odpowiedzi. Jestem pewien, że młody sprawdzi każdy kąt miejsca zbrodni, żeby nie przegapić żadnego tropu. Jako jego nauczyciel, będę go mieć na oku i nie pozwolę mu zaniedbywać treningu - dodał, choć wiedział, że śledztwo może całkowicie pochłonąć ciekawskiego zwiadowcę. Jego zresztą również.

Crowley uśmiechnął się zadowolony. Jak na razie prawie wszystko szło zgodnie z planem. Odwrócił się do lekarza wojskowego, który właśnie wstał i otrzepywał pył ze spodni.

- Oczywiście mogę liczyć na twoją pomoc?

- Beze mnie nie dacie rady - odparł Malcolm - choć mam nadzieję, że nie będziecie musieli mnie za często wzywać. Jedna sekcja zwłok w tej sprawie absolutnie mi wystarczy. A teraz, skoro wszyscy jesteśmy oficjalnie wplątani w śledztwo, może pomoglibyście mi zanieść tego wielkoluda do furgonetki?

We czterech udało im się, choć nie bez wysiłku, przenieść zwłoki za ogrodzenie. Kiedy srebrny samochód odjechał w stronę kostnicy, słońce chyliło się ku zachodowi. Trzej zwiadowcy wiedzieli, że w słabym świetle popołudnia nie znajdą wielu śladów, a istniała możliwość, że nieumyślnie by je zadeptali, szukając po ciemku. Wrócili więc na leśną drogę, którą kilka godzin wcześniej Halt i jego uczeń szli na cotygodniowy trening nie spodziewając się, że znajdą zwłoki.

Abelard stał dokładnie tam, gdzie zostawił go właściciel. Will zerknął z ukosa na opiekuna, ale nie poruszył ponownie tematu antykradzieżowych motocykli snajperów. Jego myśli krążyły wyłącznie wokół tajemniczego zaginięcia Evanlyn Wheeler i zagadkowej śmierci jej ochroniarza. W połowie obecny rozstał się z pułkownikiem i komendantem, po czym ruszył do swojego mieszkania.

Szkoła wojskowa zapewniała swoim uczniom noclegi w akademiku, choć korzystały z niego głównie sieroty. Członkowie Korpusu byli rozsypani po całym kraju, więc na obrzeżach każdej stolicy hrabstwa znajdowały się zwiadowcze domki, w których rezydowali pełnoprawni snajperzy. Rekruci natomiast mieli swoje koszary na przedmieściach Londynu.

Światło w chatce Willa było zgaszone, ale jej jedyny mieszkaniec nie spał jeszcze długo po zapadnięciu zmroku. Próbował wczuć się w porywacza, myśleć jak on i odpowiedzieć sobie na dręczące go pytania.

Gdzie ukryłbym Evanlyn?

Dlaczego zabiłem ochroniarza?

Jaki mam cel?

______________________

Dzisiaj wyjątkowo pozbawiony dużej ilości akcji, ale spokojnie, w następnym się poprawię.

Dobiliśmy do 150 wyświetleń yaaaaay

Seguir leyendo

También te gustarán

1.7M 63.6K 43
" Wtf is wrong with you, can't you sleep peacefully " " I-Its pain..ning d-down there, I can't...s-sleep " " JUST SLEEP QUIETLY & LET ME ALSO SLEEP...
1M 34K 80
"𝙾𝚑, 𝚕𝚘𝚘𝚔 𝚊𝚝 𝚝𝚑𝚎𝚖! 𝚃𝚠𝚘 𝚕𝚒𝚝𝚝𝚕𝚎 𝚗𝚞𝚖𝚋𝚎𝚛 𝚏𝚒𝚟𝚎𝚜! 𝙸𝚝'𝚜 𝚕𝚒𝚔𝚎 𝚝𝚑𝚎𝚢'𝚛𝚎...𝚍𝚘𝚙𝚙𝚎𝚕𝚐ä𝚗𝚐𝚎𝚛𝚜 𝚘𝚏 𝚎𝚊𝚌𝚑...
383K 33.5K 94
Sequel to my MHA fanfiction: •.°NORMAL°.• (So go read that one first)
300K 14.6K 94
Riven Dixon, the youngest of the Dixon brothers, the half brother of Merle and Daryl dixon was a troubled young teen with lots of anger in his body...