Stay Beautiful // kth+jjk

By LilMochi_

166K 19.5K 7.8K

17-letni Taehyung boryka się z wielkimi kompleksami. 05.09.16 - #36 w Losowo :") More

Prolog
1
2
3
4
6
7
8
9
10
11
12
13
14
Epilog
Zakończenie Alternatywne
PODZIĘKOWANIE

5

9.9K 1.1K 742
By LilMochi_

-Taehyungie, wyłącz ten komputer - matka nie przestawała mnie irytować swoimi uwagami od blisko półtorej godziny. - Zobacz, jaka ładna pogoda jest, ciepło, słoneczko świeci, nie marnuj czasu i idź na spacer - kontynuowała swój monolog, podnosząc z podłogi w moim pokoju kolejną brudną parę spodni.

Siedziałem wgapiony w ekran laptopa i ignorowałem obecność kobiety. Wystukiwałem kolejne słowa, które po chwili wysłane zostały do Jungkooka, z którym od czasu spaceru po terapii odrobinę mocniej się zakolegowałem. Zdaje mi się, że mi zaufał, a przynajmniej próbował, co mnie niezmiernie cieszyło. Ja byłem wsparciem dla niego, on dla mnie- układ idealny.

-Pojebało cię!? - krzyknąłem, kiedy rodzicielska zupełnie bez ostrzeżenia dosłownie wyrwała kabel od Internetu z mojego laptopa.

-Koniec tego dobrego, ile możesz się lenić!? - wrzasnęła nie kryjąc złości. - Może ci się wreszcie poukłada w tym łbie i weźmiesz się w garść!

- Kurwa, oczywiście! Brak Internetu magicznie sprawi, ze przestanę się sobą brzydzić - parsknąłem, lekko się przy tym śmiejąc.

Wstałem z krzesła i rzuciłem się na łóżko. Złapałem za telefon i włączyłem pakiet danych. Kobieta wciąż trzymając w lewej dłoni kabel, wystawiła dłoń w moją stronę.

- Telefon - powiedziała, wpatrując się we mnie surowym wyrażę twarzy.

-Spierdalaj - starałem się przedrzeźniać jej ton głosu.

- Nie zapominaj, gówniarzu, ze mówisz do matki.

- Jako matka zawiodłaś na całej linii, więc na twoim miejscu nawet bym siebie tak nie nazywał - moja odpowiedź najwyraźniej osiągnęła swój cel i wyprowadziła ja z równowagi, dzięki czemu po paru sekundach usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.

Głośno westchnąłem.

Nie chciałem być niemiły względem moich rodziców, nie lubiłem tego, ale to była jedyna forma ochrony. Cały czas uważali, że jestem po prostu leniwy, że nie mam żadnych problemów i wszystko wymyślam tylko po to, aby żyć na ich utrzymaniu i dalej być pasożytem... No niestety, prawda była nieco inna, ale już dawno straciłem nadzieję na to, że ojciec czy też matka okażą zrozumienie i czułość, której niesamowicie potrzebowałem.

Wtuliłem twarz w poduszkę i starałem się uspokoić. Mocno zacisnąłem zęby i zacząłem w myślach odliczać od dziesięciu w dół. Po trzeciej takiej kolejce zdawało mi się, ze zaczyna działać. Telefon, który trzymałem w dłoni zaczął wibrować. Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc na ekranie imię Jungkooka.

- Myślałem, że nie lubisz rozmawiać przez telefon?- powiedziałem, delikatnie się uśmiechając.

- Bo nie za bardzo lubię... Ale trochę się zmartwiłem, bo przestałeś dopisywać... - odpowiedział mi bardzo cichy głos w słuchawce.

- Zdenerwowałem się i musiałem chwilę pooddychać.

- A, ok... Przepraszam, że zawracam głowę... Po prostu mieliśmy umowę, że jeśli znikamy, to o tym mówimy i j-jakoś tak... - w słuchawce nastała cisza.

Westchnąłem i zacząłem wyrzucać z siebie uspokajające mojego przyjaciela zapewnienia.

- Jungkookie, przestań. Przecież nic się nie stało, nie musisz się stresować. Nawet się cieszę, że zadzwoniłeś, to znaczy, że naprawdę się mną przyjmujesz. A wiesz, co to pokazuje?

- Co?

- To, że chyba naprawdę mam przyjaciela - zaśmiałem się cicho.

- Masz - odpowiedział mi cichy głosik, z którego wyłapałem lekką radość.

Ktoś zapukał do moich drzwi.

- Jungkookie, odezwę się później, dobrze?

- Dobrze, trzymaj się.

- Ty też i w razie czego pamiętaj, że możesz zadzwonić i ci pomogę.

- Będę pamiętał - chłopak cicho się zaśmiał, po czym, ponownie się ze mną żegnając, nacisnął czerwoną słuchawkę.

- Wejść!- krzyknąłem.

Po paru sekundach osoba po drugiej stronie drzwi nacisnęła klamkę i niepewnie je pchnęła.

- Taehyung, musimy porozmawiać - po pokoju rozszedł się niski głos mojego ojca.

- Ugh, co znowu zrobiłem źle? - przewróciłem oczyma i używając resztek sił, podniosłem się do siadu, po czym wlepiłem wzrok w mojego ojca, który usiadł na krześle.

- Musisz przestać.

- Przestać co?

- Przestać robić to wszystko. Rozumiem, że potrzebujesz naszej uwagi, starasz się zrobić wszystko, żeby ją na siebie zwrócić, ale to zaczyna być już męczące.

- Słucham? - zmarszczyłem brwi i wypowiedziałem te słowo kpiącym tonem.

No proszę, kolejna pogadanka o tym, jak to bardzo jestem niedorobiony i jak to wszystko udaję... Ile to jeszcze potrwa? Kiedy wreszcie do nich dotrze, że nie potrzebuję ich uwagi, tylko po prostu zachorowałem?

- Niszczysz swoją matkę, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś. Masz to skończyć. Dla naszego dobra. Zrozumiano?

- Jesteś pierdolnięty - odpowiedziałem, śmiało wpatrując się w twarz osoby, która podawała się za mojego ojca.

- Wstyd mi za ciebie. Liczyłem na to, że mój syn będzie silnym, ogarniętym mężczyzną, który osiągnie sukces w życiu. Tymczasem ty... - tu wskazał na mnie otwartą dłonią, aby po chwili, głośno wzdychając, machnąć nią w powietrzu.

Ja natomiast cały czas wlepiałem w niego wzrok. Zabolały mnie te słowa. Było mi wystarczająco wstyd za to, że rzuciłem szkołę, że nie dałem rady ukończyć liceum jak i za to, że nie potrafię zachowywać się jak normalny człowiek... A no i oczywiście za to, że wyglądam jak świnia.

Do tego teraz dochodzi dodatkowy powód. Zawiodłem nie tylko siebie, ale i osoby, które powinny być ze mnie dumne... Chociaż, czy powinienem się tym przejmować?

Oni nie przejmują się mną, gnoją mnie jak tylko mogą, więc po co miałbym się starać zdobyć ich pochwały i sprawić im radość?

- To tyle? - wydusiłem przez zaciśnięte gardło, wzrok przenosząc w bok, aby nie widzieć tego jak ojciec na mnie patrzy. Jego wzrok pełen zawodu przepełnił szalę goryczy.

W pomieszczeniu nastała cisza.

Cisza, która dosłownie rozrywała moje serce.

Bardzo niezręczna, przepełniona smutkiem cisza.

Przerwało ją głośne westchnięcie i kolejne słowa padające z ust ojca, których nie dane było mi usłyszeć.

Skupiłem się na moich myślach, które jak mantrę powtarzały mi, że do niczego się nie nadaję, że jestem bezużytecznym grubym śmieciem. Nie chciałem w to wierzyć, jednak wiedziałem, że jest to prawdą.

Parę minut później siedziałem już sam, szczelnie otulając swoje nogi ramionami i wtulając brodę w kolana.

Wpatrywałem się przed siebie i rozmyślałem.

Zmarszczyłem brwi.

Cały czas biłem się ze sobą w głowie. Jedna strona mówiła, że wszystko będzie dobrze, że niedługo uda mi się pozbyć kompleksów i rozpocząć normalne życie. Druga natomiast nie była tak optymistycznie nastawiona. W kółko powtarzała, że z tego się nie wychodzi, że będę już taki do końca mojego marnego życia.

Której stronie mam wierzyć?

Wpełzłem pod kołdrę bez dalszych chęci do życia i męczenia siebie, po czym zamknąłem oczy i starałem się usnąć.

-Jungkook, nie daję rady! - wysapałem, starając się dorównać tempa chłopakowi jadącemu na rowerze przede mną, jednak, jak sądzę, mój organizm chciał mi pokazać, że ilość kalorii jaką zaserwowałem sobie na śniadanie była stanowczo za mała.

Od sprzeczki z rodzicami minęła cała doba. Cała doba milczenia i rzucania sobie spojrzeń pełnych żalu i nienawiści. Cała doba głodowania, zaćwiczania siebie, płaczu i smutku. Nienawiści do własnego ciała, obwiniania siebie za urodzenie się ze słabą psychiką, za wpakowanie się w różne zaburzenia.

Cała doba spędzona na wyzywaniu siebie.

- No weź! - chłopak zaśmiał się cicho i zatrzymał, czekając na mnie.

Wyjechaliśmy z miasta, kierowaliśmy się leśną droga. Oboje chcieliśmy odpocząć, oboje chcieliśmy uciec od rzeczywistości. Zdziwiło mnie, kiedy Jungkook sam wyjechał z inicjatywą spotkania, do tego przejażdżki na rowerach. Zgodziłem się od razu, wynajdując w takim spotkaniu kolejne zalety. Dwie z nich to spędzenie czasu z moim nowo zyskanym i lekko zdziczałym przyjacielem oraz spalenie dodatkowych kalorii podczas jazdy.

- Albo mi się zdaje, albo to ja miałem prowadzić - podjechałem do czekającego na mnie, po czym zatrzymałem pojazd i sięgnąłem do plecaka po butelkę wody z cytryną. Od razu przyssałem się do niej i upiłem parę pokaźnych łyków.

- No wiem... - odpowiedział odrobinę ciszej. - Ale, tak dawno nie wychodziłem, mam aż za dużo energii - lekko się zaśmiał.

- To jedź sobie, proszę bardzo. Skręcisz w złą drogę i nie trafisz, a wtedy chuj z naszego pikniku.

- P-przepraszam- jęknął ze słyszalną skruchą i odwrócił wzrok.

- Kurwa, chłopie, przecież żartuję! - zaśmiałem się lekko, klepiąc go w ramię, na co odpowiedział mi zwróceniem wzroku w moją stronę i lekkim uśmiechem.

Nie miałem pojęcia jak obchodzić się z osobą chorą na fobię społeczną, ale zdaje mi się, że powoli się tego uczyłem.

Ponownie usadowiłem się na siodełku i głęboko westchnąłem, wręczając butelkę z wodą Jungkookowi, który od razu powtórzył moją czynność i zachłannie opróżnił zawartość.

- Teraz skręcamy w lewo, a potem już tylko paręnaście metrów i się zatrzymujemy - oznajmiłem rozglądając się po cichej okolicy.

Nie było tu nikogo prócz nas. No, chyba że liczymy ptaki skaczące po drzewach czy też wiewiórki przebiegające od czasu do czasu po ściółce. Czułem się w tym miejscu bardzo swobodnie. O dziwo, w obecności Jungkooka nie byłem skrępowany, nie zamartwiałem się tym, jak wyglądam. Nie bałem się o to, że chłopak mnie osądzi lub też powie coś niemiłego względem wyglądu. Kolejne plusy przyjaźni ze świrem. Jeden drugiego zrozumie jak nikt inny.

Przejechaliśmy wyznaczony dystans, po czym zatrzymałem się przy polu, który był celem naszej podróży.

- To tu.

- To tu? - Jungkook zapytał, rozglądając się dookoła.

- Tak, to tu - odpowiedziałem z uśmiechem, wpatrując się w krajobraz.

To miejsce było dla mnie bardzo ważne. Wcześniej, kiedy moja choroba nie była aż tak rozwinięta, a pogoda dopisywała, wybierałem się tu, rozkładałem koc i najzwyczajniej w świecie wpatrywałem się w chmury, zajadając owoce, popijając wcześniej przygotowaną herbatę z termosu i słuchając ulubionej, spokojnej muzyki. Nigdy nikogo tu nie zabrałem, jednak poczułem, że akurat ta osoba zasługuje na poznanie tego miejsca. Szczególnie po wysłuchiwaniu mojego narzekania i pomocy w czasie ataków nienawiści do samego siebie.

Odstawiłem rower pod płotem, a gdy mój towarzysz zrobił to samo, ruszyłem przed siebie, chcąc znaleźć się na samym środku owego pola. Dążyłem do mojego ulubionego miejsca na górce, z której doskonale widać było poustawiane w oddali domki, zagrody i wiejskie zwierzęta.

Wyjąłem z plecaka koc i rozłożyłem go na trawie, następnie ułożyłem na nim pojemniki z owocami oraz termos z niesłodzoną herbatą. Posłałem chłopakowi lekki uśmiech, na który od razu mi odpowiedział i nie czekając dłużej, wygodnie ułożyłem się na materiale. Chłopak zajął miejsce obok mnie i obaj w ciszy zajęliśmy się oglądaniem lecących po błękitnym niebie puchatych chmurek.

- Wiesz co?

- Hm? - zerknąłem na leżącego obok mnie i wciąż wlepiającego wzrok w niebo.

- Dziwnie się czuję, mając przyjaciela - chłopak lekko się zaśmiał, a ja powtórzyłem za nim ten gest. Nie odezwałem się, dając mu kontynuować - Wszyscy odwracali się, kiedy tylko dowiadywali się o mojej chorobie albo chociażby o orientacji - ponownie się zaśmiał.

- Orientacji? - zapytałem, marszcząc brwi.

Jungkook przeniósł na mnie wzrok, otwierając szerzej oczy. Wyglądał na przestraszonego, jakby dotarło do niego, że powiedział coś, czego nigdy nie miał zamiaru wypowiadać.

- Znaczy się, ehm - odchrząknął, po czym uniósł się do siadu. - Zapomnij.

- Jesteś gejem? - zapytałem, również siadając.

Chłopak zaczął bawić się swoimi palcami. W momencie, w którym zauważyłem, że ponownie zaczął obrywać skórki przy paznokciach, pacnąłem go otwartą ręką w dłonie.

- Jeśli ci to przeszkadza, to mogę jechać... - odpowiedział, przestając skubać palce.

- A co miałoby mi w tym przeszkadzać? - lekko się zaśmiałem - Człowiek jak człowiek, do łóżka nikomu nie zaglądam.

Ponownie ułożyłem się na kocu i splotłem dłonie pod głową.

- Z resztą i tak nie mam się czego bać. Nikt nie leci na tłuste świnki... Chrum - zaśmiałem się, na co Jungkook odpowiedział mi uśmiechem i przewróceniem oczami. Wyglądał jakby kamień spadł mu z serca.

- Już ci mówiłem, że nie jesteś świnką - zaśmiał się i ponownie wrócił na swoje miejsce.

- "Chrum" powiedziałem - uśmiechnąłem się.

Sam nigdy nie myślałem o swojej orientacji. Z resztą, o związkach również nie. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że ktoś mógłby chcieć z własnej woli mnie dotknąć, przytulić czy też pocałować. Przecież jestem obrzydliwy. Tłusty, okropnie gruby, okropnie brzydki. Tak więc kwestię związków miałem z głowy. Przynajmniej dopóki wyglądam jak wyglądam.

Złapałem za telefon i włączyłem ulubioną playlistę, po czym ułożyłem urządzenie pomiędzy nami. Tak minęła nam reszta popołudnia. Leżeliśmy, słuchaliśmy muzyki, wpatrywaliśmy się w chmury i podjadaliśmy niskokaloryczne przygotowane przeze mnie wcześniej owoce, które zapijaliśmy jeszcze odrobinę ciepłą herbatą.

Godzina robiła się późna, słońce zaczęło zachodzić, a nam nie bardzo widziało się wracanie już do domu. Gdyby nie chłód, który sprawił, że Jungkook zaczynał dygotać, chętnie zostałbym tam całą noc i spał pod gwiazdami.

- Zimno ci? - zapytałem widząc, że chłopak zaczyna szczękać zębami. To pytanie było raczej retoryczne.

- Odrobinkę - zaśmiał się, obejmując szczelniej ramionami.

- A mówiłem, żebyś nie zakładał krótkich spodni, to nie, bo jesteś mądrzejszy - lekko się zaśmiałem.

Bez dłuższej chwili ociągania przysunąłem się do chłopaka i objąłem go ramieniem. Nic nie rozgrzewa człowieka tak, jak drugie ciało, prawda? A skoro Jungkookie jest moim przyjacielem, to powinienem o niego dbać. Tak przynajmniej mi się wydaje... Poza tym, naprawdę marnie wygląda, kiedy się telepie, a nie chcę, żeby mój jedyny kumpel się rozchorował i nie miał czasu na spotkania ze mną.

Jungkook wlepił wzrok przed siebie. Sporo czasu zajęło mu położenie głowy na moim ramieniu. Cicho się zaśmiałem i dłonią potarłem ramię chłopaka, chcąc go ocieplić.

Oparłem głowę o tę chłopaka i przymknąłem oczy, lekko się uśmiechając.

Bardzo dawno nikogo nie przytulałem i nikt nie przytulał mnie. W sumie, to uczucie było całkiem... miłe.

- Halo! - głośny krzyk sprawił, że powróciłem do rzeczywistości.

- Haloo! - odpowiedziałem, rozglądając się na boki, a gdy zauważyłem rolnika, lekko się uśmiechnąłem. Wstałem i chciałem już iść w stronę mężczyzny z zamiarem porozmawiania, jednak widły, które trzymał w dłoni i jego wyraz twarzy odwróciły mnie od tego pomysłu.

- Won mi stąd, gówniarze! - mężczyzna krzyknął, po czym machnął widłami.

- No już, już, przecież nic nie robimy! - odkrzyknąłem, a Jungkook zaczął składać koc.

- Won, bo po policję zadzwonię!

- No, kurwa, spokojnie, już idziemy - odpowiedziałem.

Mężczyzna, widząc, że nam się nie śpieszy, zaczął szybko kroczyć w nasza stronę, co spowodowało, że łapiąc wszystkie nasze rzeczy popędziliśmy z Jungkookiem biegiem w stronę naszych rowerów.

- Palant! - odwróciłem się i wrzasnąłem do właściciela pola, na którym przesiedzieliśmy cały dzień. - Co mu, kurwa, przeszkadza, że sobie tam siedzimy?

- No właściwie to chyba jego własność - odpowiedział Jungkook, zakładając na plecy mój plecak.

- I chuj mu w dupę - odpowiedziałem, łapiąc za rączki kierownicy. - Oddaj plecak.

- Teraz ja go ponoszę - chłopak zaśmiał się, a ja nie miałem zamiaru się z nim kłócić.

Obgadując mężczyznę, który przegonił nas z mojego ulubionego miejsca ruszyliśmy w kierunku głównej szosy, która jak na tę porę dnia wydawała się być bezpieczniejsza niż leśne ścieżki.

Continue Reading

You'll Also Like

106K 3.4K 27
Min Yoongi to szef jednej z największych kancelarii w Korei, a Park Jimin to jego uroczy chłopiec z bolesną przeszłością. pobocznie : taekook, może n...
303K 11.7K 88
"𝗸𝗶𝗺𝘁𝗮𝗲𝗵𝘆𝘂𝗻𝗴 znalazłem cudnego chłopca na tiktoku" JEŻELI JAKIEŚ SCENY SĄ CRINGOWE TO POWINNY BYĆ CRINGOWE - TAKI BYŁ ZAMYSŁ
2.7K 137 6
Madeline Lore's to młoda osiemnastoletnia dziewczyna, która od dzieciństwa musiała zmagać się z trudnościami i traumami spowodowanymi przez własnego...
3.9K 177 9
Kim Taehyung idzie na licytacje żywym towarem z nadzieją znalezienia czegoś dla siebie. Po raz kolejny myśli, że wyjdzie z pustymi rękoma dopóki nie...