Zapamiętaj |Miraculous| ✔

By Hogatka

761K 65.6K 54.5K

"Kochać to stracić. Jeśli pokochasz, stracisz wszystko. Miłość jest dla ludzi głupich. Zapamiętaj to, Adrieni... More

[ ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ ]
0 | droga powrotna
1 | chłopiec ze złamanym sercem
2 | oczy w kolorze fiołków
3 | na szczęście
4 | poza pustką
5 | życzenie
6 | volpina
7 | dusze ze szkła
8 | szkarłatny początek
9 | serce w kawałkach
10 | stowarzyszenie złamanych serc
11 | nieulotne
12 | zawsze
13 | zakazane wspomnienia
14 | zapomniane
15 | nad życie
16 | błędy
17 | coraz bliżej
19 | bez pożegnania
20 | upadek
21 | reaktywacja
22 | niewiara
23 | obietnice
24 | urodziny
25 | słowa z papieru
26 | zagubione dusze
27 | bez ciebie
28 | po drugiej stronie duszy
29 | przypadkowo zakochani
30 | wróżba
31 | opiekun
32 | kruchość
33 | niewłaściwi
34 | skrawek miłości
35 | odłamki
36 | dom cieni
37 | czerwona sukienka
38 | labirynt
39 | huragan
40 | decyzje
41 | kotwica
42 | pod maską
43 | anioł stróż
44 | kroki
45 | światła
46 | mała nadzieja
47 | ostatnie promienie słońca
48 | niebajka
49 | drogowskazy
50 | ostatni płomień nadziei
finał | mgła
epilog | zapamiętaj
Niezapominajki.
perfidna reklama one-shota

18 | metamorfoza

14.3K 1.2K 1.5K
By Hogatka

M.

Valeria przyszła po mnie dzisiaj rano, chcąc dotrzymać mi towarzystwa w drodze do szkoły. Tak naprawdę był to tylko pretekst do wbicia się na śniadanie i nażarcie się rogalikami do granic możliwości. Mama uwielbiała Valerię. Zawsze narzekała, że za mało jem, tymczasem Vale podczas jednej wizyty potrafiła zjeść kilogram ciastek, co bardzo radowało moją rodzicielkę. Gdyby mogła, pewnie wymieniłaby się z Wielkim Strażnikiem na dzieci.

Wszystko wskazywało na to, że pierwszy raz nie spóźnię się do szkoły. Nigdy nie potrafiłam zdążyć na czas, do klasy wpadałam parę minut po dzwonku, co z biegiem czasu przestało wszystkich dziwić. Podobny problem miał Adrien, chociaż on zawsze mógł liczyć na podwózkę, a ja leciałam na piechotę, przy okazji okazji czesząc włosy, jedząc śniadanie i odrabiając francuski. Ladybug nauczyła mnie robienia paru rzeczy naraz w zadziwiającym tempie.

Valeria kroczyła parę kroków przede mną, nie odzywając się ani słowem (obraziła się za wyśmianie jej pseudopostępów w podrywaniu Nathanaela). Dłuższy odcinek trasy pokonałyśmy w milczeniu. Zimne powietrze opływało moje ciało, wiatr wiał coraz mocniej. Przez ostatnie dni lało jak z cebra, a słońce najwyraźniej postanowiło wyemigrować. Nieciekawy klimat działał negatywnie na Valerię, która od kilku dni chodziła obrażona na wszystkich dookoła, a plan włamania się do pokoju mamy Adriena (co wciąż uważałam za kompletny kretynizm) musiał poczekać, bo uparcie twierdziła, że jego ojciec jest w Paryżu, kiedy miał niedawno miał samolot do Mediolanu - ona już zupełnie zgłupiała. Przez ten czas starałam się nie wchodzić jej w drogę. Mimo przygnębiającej aury, nasze problemy spadły do minimum. Żadnych ofiar Akumy. Żadnych nowych taktyk Władcy Ciem. Nawałnica i Ilustrator chwilowo wstrzymali ataki na Paryż i nie dawali znaku życia. Nathanael zachowywał się całkiem normalnie - poza tym, że ciągle mnie unikał, a ja wciąż nie zdołałam wydusić z siebie głupiego "przepraszam".

- Co to jest? - Valeria zatrzymała się gwałtownie, a ja niemalże na nią wpadłam.

- Już ci przeszło? Znowu się do mnie odzywasz?

- Nie. Tak. Wrócimy do tego później. Zobacz - uniosła rękę w górę, a ja powędrowałam wzrokiem za ruchem jej dłoni. Zamarłam.

Nad nami unosiła się drobna postać o turkusowych włosach splecionych w dwa długie warkocze i jasnych, prawie białych tęczówkach. W ręku trzymała przedmiot kształtem przypominający berło królewskie, jej policzki pokryte były drobinkami srebra, a do beżowej sukienki miała przypiętą niewielką broszkę. Nie miałam wątpliwości, z kim mam do czynienia. Czyżby Władca Ciem definitywnie pozbył się Ilustratora i Nawałnicy, wracając do starych metod walki? Powoli przestawałam rozumieć tego człowieka. Chyba dopadł go kryzys wieku średniego.

- Nazywam się Transitia.

- Mam to gdzieś.

- Nie chcę zrobić wam krzywdy - kontynuowała niezrażona, a ja szturchnęłam Valerię w bok. - Czy wy też patrzycie na innych i zazdrościcie im wszystkiego, co ich otacza? Macie dość własnego życia? Nie martwcie się. Sprawię, że staniecie się szczęśliwsze.

Próbowałam wymyślić sensowną wypowiedź, która dałaby jej do myślenia, ale Valeria pogardziła psychologicznymi taktykami i przeklinając pod nosem, zaczęła rozglądać się dookoła.

- Co ty robisz?

- Szukam kamienia. Załatwmy to szybko.

Kiedy tłumaczyłam jej, że nie wolno rzucać w ludzi kamieniami, a śmierć nie jest dobrym rozwiązaniem, Transitia skierowała w naszą stronę srebrne berło i wypowiedziała parę niezrozumiałych słów. Nim zdążyłyśmy odskoczyć, było już za późno. Dosięgnął nas oślepiający promień światła. Odczułam chwilowy paraliż, nie mogłam otworzyć oczu, nie słyszałam własnych myśli. Kiedy odzyskałam nad sobą kontrolę, Transitia wylądowała obok mnie i uśmiechnęła się promiennie. O dziwo, czułam się normalnie. Nic mi nie wyrosło, otoczenie wyglądało niezmiennie tak samo, przed moimi oczami nie przelatywały jednorożce. Mimo to, coś tu nie grało.

- Czujesz się inaczej? Bo ja nie. Te Akumy są coraz gorszej jakości.

Dreszcz mnie przeszedł, kiedy usłyszałam swój głos za plecami. Ale jeszcze większy wstrząs nastąpił, gdy ujrzałam jego źródło.

Stałam twarzą w twarz ze swoim lustrzanym odbiciem. Nie wiedziałam, co było gorsze - to, że widzę teraz samą siebie, czy fakt, że włosy mojej kopii wyglądały tragicznie? Powinnam zacząć częściej przeglądać się w lustrze. Kiedy postawiłam krok do przodu, wyłożyłam się jak długa. Zamiast różowych balerin, miałam na sobie botki na niebotycznie wielkich obcasach. Z przestrachem spojrzałam w dół. Wisiorek z lisim ogonem.

- Nie... To nie może być prawda. Wszystko, tylko nie to. Nie mogę być tobą.

Valeria natomiast nic nie powiedziała, tylko zaczęła się wydzierać.

Transitia ponownie wzniosła się do góry, z dumą patrząc na swoje dzieło. Ze wszystkich potworów, jakie kiedykolwiek spotkałam - ona była najgorsza.

- Nigdy nie chciałyście stać się kimś innym? Uwolnić się od swoich problemów? Zamieszkać w cudzym ciele? Ja marzyłam o tym każdego dnia. Teraz i wy możecie doznać tego uczucia.

- No i co mnie to obchodzi? Boże, moja twarz - Valeria rozpaczliwie przyglądała się swojemu (a raczej mojemu) odbiciu w lusterku. - Masz oddać mi mnie z powrotem! Gdzie jest ten cholerny kamień?

Nim Valeria zdołała odnaleźć odpowiednią amunicję, Transitia rozpłynęła się w powietrzu. Nie miałam pojęcia, jak uwolnimy ją od Akumy, skoro jesteśmy uwięzione w innych ciałach i nie możemy skorzystać ze swoich miracul. Wszystko wskazywało na to, że będę musiała odgrywać Volpinę. Vulpii wychylał łepek z kieszeni i z pobłażaniem patrzył w stronę lamentującej Valerii w MOIM ciele.

- Ladybug jest moją idolką - powiedziałam sama do siebie. - To najlepsza bohaterka na świecie.

- Co ty robisz?

- Zawsze chciałam to od ciebie usłyszeć.

Valeria ponownie zaszlochała i zaczęła chodzić w kółko, jak zawsze, kiedy się denerwowała. Przechodnie patrzyli na nas, jak na idiotki, ktoś bezstresowo rzucił, że dostałyśmy pewnie przepustkę z psychiatryka. Ledwo trzymałam się na nogach. Jak ona może chodzić w takich butach?

- Tak nie może być - skwitowała Valeria, podnosząc się z chodnika. - Idę do domu.

- Przecież mamy szkołę. Nie możesz nie przyjść. JA nie mogę nie przyjść.

- Zdążę. Muszę się przebrać. Nie pokażę się w tym ludziom - a raczej ty się nie pokażesz.

- Przecież dobrze wyglądasz. Wyglądam - skorygowałam. - Boże, jakie to dziwne. To najlepsza bluzka, jaką mam.

- ALE TO WSZYSTKO JEST Z ZESZŁEGO SEZONU. Ja nie mogę tego nosić.

Ten dzień nawet się porządnie nie zaczął, a już miałam go dosyć. Skoro nie mogę stać się Ladybug, to jak wygram walkę z Transitią? Valeria pewnie nie poradzi sobie z oczyszczeniem Akumy, pogrąży nas w oczach całego Paryża, a tytuł superbohaterów przejdzie na straż miejską. Okropność.

- Przynajmniej mam teraz fajniejsze kwami. To jedyna zaleta tej przemiany.

Valeria podreptała w stronę swojego domu, a ja pokuśtykałam do szkoły, wywalając się po drodze z 40 razy. W końcu nie wytrzymałam i ściągnęłam z siebie te dziesięciocentymetrowe potwory. Resztę drogi przeszłam boso.

Obiecałam sobie, że postaram się nie nabroić będąc w ciele Valerii.

Ale nie miałam żadnej gwarancji, że to samo spotka mnie z jej strony.

*

Po drodze starałam się na nikogo nie patrzeć, licząc, że żaden ze znajomych nie zwróci na mnie szczególnej uwagi. Nie umiałam być Valerią, poruszać się tak, jak ona, mówić jej słowami. To wszystko było dla mnie kompletnie obce i ogromnie bałam się, że coś zepsuje.

Usiadłam obok Nathanaela, witając się z nim krótkim "cześć". Wydawał się zaskoczony, że poprzestałam na tym jednym słowie. Valeria pewnie składa mu niemoralne propozycje na dzień dobry. Postanowiłam przemilczeć cały ten nieszczęsny dzień, byleby tylko uniknąć niepotrzebnych problemów.

- Jesteś słodka, jak nic nie mówisz.

Twarz Nathanaela w jednej chwili przybrała barwę pąsowej czerwieni, a ja nie wiedziałam, czy grzecznie podziękować, czy wyskoczyć z propozycją małżeństwa, jak na Valerię przystało. Ostatecznie uśmiechnęłam się z wdzięcznością i wróciłam do wgapiania się w okładkę zeszytu, próbując nie myśleć o tych wszystkich strasznych rzeczach, które mogą mnie dzisiaj spotkać.

Valeria wpadła do klasy minutę po dzwonku, przepraszając krótko za spóźnienie. Cóż, punktualność jednak nie jest mi pisana.

Wtedy już wiedziałam, że ją zabiję. Co ona ze mną zrobiła?

Ostatni raz rozpuszczone włosy miałam chyba na komunii. Nie umiałam chodzić na obcasach, a jeśli już, to potrzebowałam stałej asekuracji. Czarne kosmyki opadały na moje blade ramiona. Ubrana byłam w zwiewną, białą sukienkę do kolan. Wyglądałam oszałamiająco.

Korekta. Nie ja, ona.

Przerażona rozejrzałam się po klasie. Wszystkim - bez wyjątku - opadły kopary i każdy wpatrywał się we mnie (a raczej w tę niszczycielkę osobowości, którą wkrótce dorwę), jakbym była co najmniej Jezusem. Nawet Chloe podniosła wzrok znad katalogu, by chwilę później paść ofiarą zawału. Próbowała udawać, że nie wywarłam na niej najmniejszego wrażenia, ale na próżno.

Spokojnie, Marinette. To nic. Pogadają trochę, a potem zapomną. Pozostawała mi ślepa wiara w dobro losu i nadzieja, że nic gorszego się dzisiaj nie stanie.

Jak bardzo się przeliczyłam.

*

V.

- Zobacz - Alya podsunęła mi kolorowy magazyn z Adrienem na okładce. - Twój idol miał nową sesję.

- A co mnie obchodzi Adrien? - fuknęłam, oddając jej czasopismo z powrotem. - To najgorszy dzień w moim życiu, a ty każesz mi oglądać zdjęcia jakiegoś pajaca z brzydką grzywką.

Alya spojrzała na mnie, jakbym kompletnie postradała zmysły. Marinette pewnie zaczęłaby turlać się ze szczęścia na wieść o nowych zdjęciach Adriena, ale ja nie zamierzałam udawać fascynacji kimś, kto nie robi na mnie żadnego wrażenia. Skoro ja byłam nieszczęśliwa, to ona też może.

- Co ci się dzisiaj stało?

- Nic. Jestem przeszczęśliwa. Nie widać?

- Biedaczka. Pewnie to okres - Alya pogłaskała mnie po ramieniu, patrząc na mnie z niemałym współczuciem. - Nie martw się, jeszcze trzy dni i po wszystkim. Valeria chyba podziela twoją rozpacz.

Marinette siedziała na końcu klasy, nie odzywając się ani słowem. Wbijała wzrok w zeszyt, starając się na nikogo nie patrzeć. Jak już siedzi w moim ciele, mogłaby przynajmniej zagadać do Nathanaela. Z dziwnych przyczyn woli ją, niż mnie, więc nabiłaby u niego trochę punktów, a kiedy walnę kamieniem tę głupią Transitię, będzie we mnie zakochany na zabój.

- VALERIA, POGADAJ Z NIM!

Udzieliłam jej krótkiej instrukcji, żeby wiedziała, co ma robić - może ciut za głośno, ale to nieważne. Byleby zrozumiała. Otworzyłam zeszyt należący do Marinette i mało co, a oczy wyskoczyłyby mi z orbit. Kartka zabazgrana była imionami Adriena, a zamiast kropek nad „i", Mari narysowała zgrabne kółeczka.

- Boże, co to za syf?

- Sama się zastanawiam - westchnęła Alya, z dezaprobatą przyglądając się popisanej stronie. - Powinnaś się leczyć.

- No wiem. To okropne!

- Co jest okropne?

Adrien odwrócił się w moją stronę, posyłając mi jeden z tych uśmiechów, na których widok Marinette dostaje palpitacji serca. Nie dość, że przez niego niszczy sobie zeszyty, to jeszcze nie może skupić się na niczym innym, poza jego osobą.

- I czego się gapisz?

W tym momencie kilkanaście par oczu wbiło we mnie wzrok, a Alya wyglądała tak, jakby zaraz miała dzwonić po pogotowie. Słyszałam szepty za plecami, cichy chichot, głosy pełne zdziwienia. Ktoś chyba płakał. Podejrzewam, że to Marinette szlocha w moim ciele i robi ze mnie niedorajdę życiową na oczach Nathanaela.

Adriena najwyraźniej wryło w ziemię, bo nie odzywał się przez dobre dwie minuty, ale zaraz potem wyciągnął z plecaka ciemny przedmiot i położył go na mojej ławce.

- Proszę - przesunął złożoną parasolkę w moją stronę. - Tak, jak obiecałem.

- Po cholerę mi to dajesz?

Lament z końca przybrał na sile. Chyba zrobiłam coś nie tak. Nie rozumiałam, dlaczego Marinette tak bardzo przeżywa zaistniałą sytuację, skoro to Adrien powinien puknąć się w łeb. Jaki chłopak daje dziewczynie parasolkę w ramach romantycznego prezentu? Tutejsze okazywanie uczuć woła o pomstę do nieba. Mogłam siedzieć w tej Hiszpanii i odrzucać zaloty modeli latających pół dnia bez koszulki, byleby tylko wyrwać jak najwięcej koleżanek z pracy. Piękne czasy.

- Obiecałem, że ci ją oddam - kontynuował niezrażony, chociaż wyraźnie zbiłam go z tropu. - Jest twoja. Proszę.

- Słuchaj, koleś, jak chcesz wyciągnąć mnie na randkę, to zainwestuj w czekoladę, ewentualnie białe róże, ale lepiej zostańmy przy tych czekoladkach, bo lubię jeść. Oddam ci ten parasol, a ty zgłosisz się do mnie później, uzbrojony w Milkę i ciastka. A teraz daj mi spokój,

Nino zaczął wyć ze śmiechu i prawie spadł z krzesła, Alya otworzyła szerzej usta, a Marinette - sądząc po nasilających się szlochach - właśnie planowała samobójstwo.

- A... ale... - wydukał Adrien, kompletnie zdezorientowany. - W sobotę mówiłem ci, że dostaniesz parasolkę z powrotem i... Ja tylko chciałem ci ją oddać.

- Spotkaliście się w sobotę? - spytała zaskoczona Alya.

- Spotkaliśmy się w sobotę? - spytałam tym razem ja, nie mając pojęcia o domniemanych schadzkach moich przyjaciół. - A, no tak. Było bardzo gorąco.

- Co?

Skucha. Jednak obyło się bez romantyzmu. Ja chyba nie umiałam być Marinette.

- Żarcik - wytłumaczyłam, uśmiechając się promiennie. - Daj mi ten parasol, ostatecznie mogę go przyjąć. Mam dzisiaj kiepski dzień, wybacz.

- Ma okres - dorzuciła Alya przepraszająco. - Musisz jej wybaczyć.

Adrien pokiwał głową ze zrozumieniem, wciąż nie do końca pojmując przebieg sytuacji. W najgorszym wypadku przestanie odzywać się do Marinette na całe życie. Wtedy ona się załamie i zwróci uwagę na Chata. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

- Ładnie wyglądasz - rzucił jeszcze i odwrócił się do mnie plecami.

- No wiem.

Z końca sali dobiegł nerwowy chichot. Co ona najlepszego wyprawia? Zachowuje się jak dziecko z autyzmem. Jeszcze przed chwilą zalewała się łzami. Teraz wszyscy pomyślą, że coś ze mną nie tak.

- Valeria, zamknij się! Usiłuję poderwać Adriena!

Agreste zmizerniał, Marinette ponownie była o krok od zawału, a Alya założyła słuchawki na uszy, postanawiając nie zwracać na mnie uwagi do końca dnia. Prawdopodobnie Mari straci przeze mnie przyjaciół i resztki godności, ale wszystko da się naprawić.

- To też był żarcik.

Jedyną osobą, którą wydawała się rozbawiona zaistniałą sytuacją był Nino. Alix również nie mogła powstrzymać śmiechu, ale z innego powodu. Twarz Kima ogromnie ją bawiła.

- Mówiłam ci, że to jakaś dzikuska - wyszeptała Chloe do Sabriny. - Ktoś taki, jak ona mógłby co najwyżej wiązać Adrienowi sznurówki.

- COŚ TY POWIEDZIAŁA? - Poderwałam się z miejsca i podciągnęłam rękawy kurtki.

Nieważne, w czyim jestem ciele. Nikt nie będzie mnie obrażał. A już na pewno nie ta szajbuska z rozdwojonymi końcówkami. Z prędkością błyskawicy znalazłam się przy jej ławce i zastanawiałam się, gdzie najpierw jej przywalić. Spędziłam za dużo czasu z Alix, teraz udziela mi się myślenie psychopatki.

- Jeszcze raz coś powiesz, to bądź pewna, że do końca życia będę rzucać kamieniami w twoje okno. I gdzieś mam twojego ojca, wygląda jak waleń i jeśli spróbuje mi coś zrobić, to też dostanie kamieniem. Nikt nie będzie obrażał Marinette Duping - Cheng! A jeśli chodzi o Adriena - jestem od ciebie ładniejsza, mam większe możliwości, ładniejsze kolana i tym podobne. Adrien prędzej strzeliłby sobie w łeb z wiatrówki, niż gdziekolwiek się z tobą umówił. Zapamiętaj sobie raz a dobrze: Adrien. Jest. Mój.

Alix nie wytrzymała i ryknęła śmiechem, a w ślad za nią poszła reszta klasy. Nawet Alya wyjęła słuchawki z uszu. Jedynie Marinette i Adrien wydawali się zdezorientowani, chociaż w przypadku Adriena było to raczej przerażenie i rozpaczliwe szukanie drogi ucieczki. Spodziewałam się wdzięczności ze strony Mari, w końcu dzielnie walczyłam o swoje terytorium, ale ona tylko pogrążyła się w rozpaczy, zwijając się w kłębek. Nathanael pocieszająco objął ją ramieniem. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam! Następnym razem, kiedy wrócę do swojego ciała, zacznę ryczeć już na wejściu, wtedy na pewno zrobi mu się mnie szkoda i będzie godzinami ocierał łzy z moich oczu.

- To jakieś bzdury! Mój tata wcale nie wygląda jak waleń! - Chloe tupnęła nogą w podłogę, niczym rozjuszona ośmiolatka. - Adrien! Powiedz jej coś!

Usiłowała zbliżyć się do Agreste, ale ja byłam szybsza. Odepchnęłam ją na bok i usadowiłam się na kolanach chłopaka, starając się nie myśleć o strachu malującym się na jego twarzy. Gdyby wiedział, że Marinette to tak naprawdę Ladybug, sam by się na nią tak rzucił.

- Chodźmy jutro na randkę.

- Ale...

- Adrien, jestem atrakcyjna - trochę mniej niż Valeria, ale zawsze coś! Spotkamy się jutro. Dam znać gdzie. Nie dziękuj.

Nim Adrien zdążył coś powiedzieć, Marinette poderwała się z miejsca i zdecydowanym krokiem pomaszerowała w moją stronę. Moja twarz wygląda idealnie, nawet kiedy dosięga mnie agresja trzeciego stopnia.

- Jak ty się zachowujesz? Przestań robić ze mnie kretynkę!

- Mogłabyś łaskawie przestać ryczeć? W gwoli przypomnienia: nie jesteś u siebie.

- Niszczysz mi życie.

Podczas gdy Marinette zalewała się łzami, Alix wciąż tarzała się ze śmiechu, Adrien udawał, że jego tu nie ma, a Nino wyjął telefon i zaczął nas nagrywać. Jedynie Nathanael wyciągnął z plecaka chusteczkę i podał ją Mari, próbując dodać jej otuchy.

- Tylko nie smarkaj za głośno, bo zepsujesz mi reputację.

- Zostaw ją w spokoju. Nic złego ci nie zrobiła - odezwał się Nath, przygarniając dziewczynę do swojej klatki piersiowej. - Nie przejmuj się nią. Będzie dobrze.

Ten dzień to zdecydowanie goal mojego życia. Mówiłam, że mnie kocha!

- Dziewczynki! Proszę się uspokoić!

Bustier stała w drzwiach już dobre pięć minut, ale najwyraźniej świetnie bawiła się słuchając naszej kłótni i nie zamierzała przerywać sobie rozrywki. Teraz postanowiła przybrać z powrotem maskę dobrej wychowawczyni, więc byłyśmy zmuszone wysłuchiwać nużącej przemowy o dobrym wychowaniu oraz o zasadach panujących w szkole - dowiedziałam się, że w ich skład wchodzi również wyśmiewanie się z rozmiaru stanika koleżanki.

- Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Jestem zmuszona wezwać waszych rodziców.

Myślę, że moich rodziców nie ruszy fakt, iż wpakowałam się Adrienowi na kolana, chcąc pomóc Marinette wskoczyć na nowy szczebel ich znajomości. Mam jedynie nadzieję, że Bustier nie zadzwoni po ojca Chloe, bo raczej nie byłby zbyt zadowolony porównaniem go do walenia, ale co zrobić, natury nie oszukasz.

Rodzice Marinette i mój dziadek przybyli pod koniec lekcji. Ci pierwsi spoglądali na córkę z niemałym zaskoczeniem, bo nigdy wcześniej nie zostali wzywani do szkoły - może i nie było dnia, w którym dziewczyna się nie spóźniła, ale nigdy nie wpakowała się w większe kłopoty. Dziadek natomiast patrzył na drugą mnie ze stoickim spokojem, a jego twarz nie wyrażała szczególniejszych emocji - przez te parę miesięcy zdążył oswoić się z myślą, że gdziekolwiek się znalazłam, tam dochodziło do tragedii.

- Nie mam pojęcia, co się z nimi stało - tłumaczyła Bustier, zamaszyście gestykulując. - Valeria ciągle płacze, a Marinette zachowuje się jak wariatka. Zupełnie, jakby zamieniły się miejscami. Takie zachowanie nie powinno mieć miejsca.

Jeśli wezwała rodziców z takiego powodu, to powinna wziąć młotek i wycelować nim w swoje czoło. Wygląda na to, że moja osoba nie może uronić ani jednej łzy, bo to prowadzi do katastrofy. Czy oni wszyscy myślą, że nie mam żadnych uczuć? Bezczelność. Od jutra będę ryczeć na każdej lekcji - otoczenie zdoła do tego przywyknąć, a Nathanael zachwyci się moją wrażliwością.

Marinette wybuchła płaczem, na co Nath westchnął rozanielony. Cieszę się, że tak mnie polubił, ale wolałabym z powrotem znaleźć się w moim ciele, żeby nikt inny nie zbierał za mnie laurów. Tym razem nawet mój dziadek wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Nigdy nie płakałam w jego obecności - odliczając czas, kiedy byłam małą dziewczynką.

- Kochanie, wszystko w porządku? - Mama Marinette przyłożyła dłoń do mojego czoła, sprawdzając, czy przypadkiem nie dostałam gorączki. - Dobrze się czujesz?

- Ma okres - oznajmiła Alya, próbując mnie ratować. - I to w stadium zaawansowanym.

Tom natomiast nie wnikał w moje problemy psychiczne, lecz zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się promiennie.

- Co ty na siebie włożyłaś? Przecież nie umiesz chodzić na obcasach. Nie przypominam sobie, żebyś miała takie ubrania.

- To mój nowy outfit - oburzyłam się, krzyżując ramiona. - Nie znasz się, tato.

- Nieważne. Co takiego zrobiłaś?

- Nazwałam ojca Chloe waleniem, zmusiłam Adriena do pójścia ze mną na randkę, pokłóciłam się z Valerią... - urwałam na chwilę, zastanawiając się nad dalszymi słowami. Muszę uratować swoją skórę. - Ale to była tylko i wyłącznie moja wina. Valeria nie zrobiła niczego złego. To najlepsza osoba, jaką kiedykolwiek poznałam. Wstyd mi za to, że tak ją potraktowałam. Powinniście codziennie przesyłać jej ciężarówki pełne rogali. Może wtedy odkupię swoje winy.

W tym momencie Marinette znienawidziła mnie do końca życia, ale nie było tak źle, bo... Nie, wróć. Nie ma żadnych plusów. Jest skończona. Ale przynajmniej ja miałam dobry dzień!

- Ja chcę do domu - pisnęła Marinette, nie podnosząc wzroku znad ławki. - Ale do swojego.

- Myślę, że obie zasłużyłyście na przeprosiny - rzekła Bustier, stając na środku klasy. - Wobec tego...

Nim zdążyła dokończyć, drzwi otworzyły się gwałtownie, oślepiając jasnym światłem kilkanaście par oczu. Od razu wiedziałam, kto wpadł do nas z wizytą. Ze srebrzystej mgły wyłoniła się drobna sylwetka Transitii, zmierzającej w moim kierunku.

- Widzę, że przemiana wyszła ci na dobre.

Chciałam powiedzieć, że to nieprawda i spuścić jej manto, ale zanim otworzyłam usta, obok mnie stanęła zapłakana Marinette, której już nic gorszego nie mogło dzisiaj spotkać. Odczułam niewielkie wyrzuty sumienia, bo mogłam rozegrać to inaczej, a teraz przeze mnie nie będzie mogła spojrzeć w oczy większości osób, w tym Adrienowi, na którym zależało jej najbardziej. Jeszcze wszystko uda się naprawić.

- Odczaruj nas! Słyszysz? Mam już dosyć. Nie chcę tak dłużej - załkała dziewczyna, patrząc błagalnie na Transitię. - Pomóż mi.

- Przykro mi. Teraz czas na innych. I oni powinni zaznać radości metamorfozy - uśmiechnęła się radośnie (psycholka jak nic) i zaczęła celować strumieniami światła w losowe osoby.

Dziadek szybko chwycił nas obie za dłonie i wyprowadził z klasy, unikając jasnych pocisków Transitii. Jak tylko znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu, puścił nas, spoglądając na mnie, jak na nienormalną.

- Valeria? Co ty najlepszego zrobiłaś?

- Ja? To ta wariatka rzuciła się na nas rano i zamieniła nas ciałami.

- Przez ciebie Marinette ma kłopoty. Koniec tego dobrego, moja droga. Masz szlaban. Na miesiąc. Od razu po szkole będziesz wracać do domu. Żadnego śledzenia Nathanaela ani innych osobników płci męskiej. Zrozumiano?

- To nie jest śledzenie, tylko podziwianie go z bezpiecznej odległości. Nie możesz mi tego zrobić!

- Porozmawiamy o tym później. Póki co, musicie powstrzymać Transitię i uwolnić ją spod panowania Akumy. Bezpieczniej będzie, jeśli zostaniecie przy właściwych kwami. Będziesz musiała odgrywać rolę Ladybug - westchnął ciężko. - Tylko niczego nie zepsuj.

Zero miłości w rodzinie. Zero.

Kątem oka dostrzegłam, jak Chat skrada się po drugim końcu korytarza. Adrien zdążył się już przemienić. Sam na pewno nie da sobie rady. Nie żebym wątpiła w jego możliwości, ale obecność Ladybug zawsze poprawiała mu nastrój i zwiększała motywację do działania. Może sam nie zdawał sobie z tego sprawy, jednak ja widziałam to doskonale. Zawsze starał się chronić Marinette, a każdą walkę wygrywał ze świadomością, że i tym razem nie pozwolił jej skrzywdzić.

To wszystko było ogromnie urocze, ale będąc pod maską Ladybug mogłam coś zepsuć. Nie wnikałam w relację Marinette i Adriena, która nawet do końca nie rozkwitła, lecz bardzo zależało mi na więzi ich drugich tożsamości. Wówczas Agreste nie musiał wcielać się w rolę papierowego ideału, nie uginał się pod ciężarem narzuconych mu zasad. Znalazł kogoś, przed kim mógł otworzyć serce. To tego Adriena Marinette powinna pokochać. A nie jego marną kopię z wiecznie smutnymi oczami.

Tikki wyleciała z różowej torebki i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

- Na pewno dasz radę! To tylko jeden dzień.

Podobną formułkę Vulpii wygłosił dla Marinette. Zachowywał się wobec niej niezwykle kulturalnie i dodawał jej otuchy przed walką, podczas gdy w normalnych okolicznościach śmiał się ze mnie, że na pewno polegnę. Zdrajca. Wymienię sobie miraculum na pszczołę, Nixxi zawsze była miła.

Przed przemianą wierzyłam, że wszystko pójdzie dobrze, ale gdy wzięłam yoyo do ręki byłam niemalże pewna, że doprowadzę Paryż do zagłady.

*

A.

Transitia okazała się być mocnym przeciwnikiem. Sprawnie unikała ciosów, zwinnie przemieszczała się z jednego miejsca w drugie. Na domiar złego, nigdzie nie było widać Ladybug i Volpiny, a każda próba namierzenia ich dwójki kończyła się porażką. Miałem nadzieję, że pojawią się w miarę szybko, bo powoli opadałem z sił, a nie chciałem tak szybko marnować kataklizmu.

Pojawienie się Transitii, wyjaśniło dziwne zachowanie Marinette. Nie miałem wątpliwości, że była pod wpływem zaklęcia. Nie znałem jej zbyt dobrze, ale nigdy w życiu by się tak nie zachowała - co do Valerii, ona akurat nie miała żadnych skrupułów, więc nie ulegało wątpliwości, z czyim ciałem zamieniła ją Transitia. Niby wszystko sobie już wyjaśniłem, lecz jedna myśl nie mogła dać mi spokoju - czemu Valeria usiłowała wplątać mnie w spotkanie z Marinette? W innych okolicznościach pomyślałbym, że może zwyczajnie jej się podobam, ale przecież miała tego swojego przyjaciela, w którym prawdopodobnie była zakochana. Przynajmniej ja odnosiłem takie wrażenie. Za każdym razem, kiedy o nim wspominała, stawała się szczęśliwsza, a nuta radości w jej głosie zdradzała, że ich relacja na samej przyjaźni się nie kończy. Czasami wydawało mi się, że Marinette wstydzi się tego uczucia i nie dopuszcza go do świadomości, ale nie da się w nieskończoność oszukiwać samego siebie. Szczególnie wtedy, kiedy w grę wchodzi miłość.

- JAK SIĘ TYM STERUJE?

Powietrze przeszył krzyk Volpiny, która latała wte i wewte, nie mogąc uzyskać panowania nad własnymi ruchami. Obijała się o ściany budynków, darła wniebogłosy, od czasu do czasu zderzając się z przelatującymi ptakami.

- Piłaś coś?

- Ja się zaraz zabiję! - krzyczała, usiłując odzyskać kontrolę nad własnym ciałem. - Jak się tym hamuje?!

Podczas gdy Volpina usiłowała wylądować, w oddali dostrzegłem kontur zbliżającej się sylwetki. Ladybug zaczepiła yoyo o wystający pręt i błyskawicznie znalazła się nad budynkiem. Kiedy już miałem zamiar się cieszyć, dziewczyna uderzyła twarzą w kamienną ścianę, bezwładnie opadając w dół.

- My Lady, nic ci nie jest? - Chciałem pomóc, ale ona odtrąciła moją dłoń i sama stanęła na nogi.

- Gdzie z łapami? - Otrzepała się z kurzu, rzuciwszy mi mordercze spojrzenie. - To pieprzone yoyo nie działa.

- Jak to: nie działa? Przecież wszystko jest w porządku.

Nagle poczułem na sobie czyiś ciężar i przewróciłem się na ziemię. Volpina wreszcie zdołała wylądować. Nie miałem pojęcia, co się z nimi stało. Ladybug nadal klęła na swoje yoyo, usiłując trafić nim w Transitię, a Volpina wpatrywała się w moją twarz, wciąż przygniatając mnie do gruntu.

- Dlaczego tak na mnie patrzysz?

- Jak?

Jej policzki pokryły się pąsową czerwienią, a oczy zalśniły bardziej, niż zazwyczaj. Nie mogła oderwać wzroku. To spojrzenie wydawało się dziwnie znajome, a zarazem kompletnie obce, niepasujące do tej twarzy.

- O Jezu, nie gap się na niego, nie dzisiaj - burknęła Ladybug, próbując wyplątać się ze sznurku od yoyo. - Miejmy to już z głowy. Bierz flet i działaj.

Volpina w końcu ze mnie zeszła, wydukała krótkie przeprosiny i spojrzała na swój flet, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.

- Mam w to dmuchnąć czy co?

- Oj, bo ty się nie znasz. - Ladybug wyrwała jej z rąk instrument i z całej pety cisnęła nim w unoszącą się nad budynkiem Transitię. Jakimś cudem, trafiła idealnie - broszka dziewczyny rozbiła się na parę mniejszych części. Czarny motyl poszybował w górę. - No, tak to się robi. I teraz co? Mam go oczyścić? O dżizys, może być problem.

Zwykle koniec akcji przebiegał dosyć sprawnie, ale tym razem dłużył się w nieskończoność. Ladybug nie mogła poradzić sobie z otworzeniem swojego yoyo, zaczęła walić w nie pięścią, potem po nim deptać, próbować otworzyć je zębami. Kiedy kolejna próba skończyła się porażką, Volpina westchnęła pobłażliwie, wyjęła jej yoyo z rąk i otworzyła bez większych problemów.

- I co się teraz mówi?

- Uwalniam cię od zła - wyrecytowała Volpina z zażenowaniem. - Nie wiem, kto dał ci tę robotę.

Nim Ladybug zdążyła wypowiedzieć magiczną formułkę, ujęła moją dłoń i spojrzała mi w oczy. Nie mogłem jej zrozumieć. Najpierw odrzuca moją pomoc, a teraz sama do mnie przychodzi? Nie żeby mi to przeszkadzało, jestem do jej dyspozycji o każdej porze dnia i nocy.

- Spotkajmy się jutro wieczorem - poprosiła, uśmiechając się ciepło. - Tam, gdzie ostatnio. W porządku?

Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Naprawdę chciała się ze mną spotkać. Bez żadnych konkretnych powodów. Pragnęła jedynie spędzić czas w moim towarzystwie. Zgodziłem się od razu. Tylko nie rozumiałem, dlaczego po moich słowach, ona zwróciła się do Volpiny i wyszeptała "to na przeprosiny".

Tym razem nie popełniła żadnego błędu i Paryż ponownie został oczyszczony ze złych emocji. Ludzie wrócili do swoich prawdziwych ciał, zniszczenia zostały naprawione, a Transitia bezwładnie opadła na ziemię, zmieniając się w normalną dziewczynę. Ponownie postawiliśmy świat na nogi.

Z niewiadomych przyczyn, Volpina i Ladybug padły sobie w objęcia i zaczęły przepraszać się za milion rzeczy, o których nic nie wiedziałem. Myślałem, że za sobą nie przepadają. Volpina obiecała, iż wszystko sprostuje, po czym pomachała nam na pożegnanie i odleciała. Kobiety są jednak dziwne.

- To widzimy się jutro - cichy głos Ladybug wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. - Nie myśl sobie, że nagle zaczęłam cię... no, wiesz. Ja po prostu...

- Po prostu mnie lubisz.

- Tak. Bardzo.

Zostawiła mnie z głupim uśmiechem na twarzy i nadzieją, że za bardzo kryje się coś znacznie więcej.

***

OGŁOSZENIA PARAFIALNEEE! Miałam wspomnieć o tym wcześniej, ale ciągle wylatywało mi to z głowy, moja pamięć to obraz nędzy i rozpaczy. "Zapamiętaj" będzie podzielone na dwie części, gdzie rozdział 20/21 będzie zakończeniem tej pierwszej - chyba, że coś wpadnie mi po drodze, ale wątpię. Bohaterowie są obecnie w drugiej klasie szkoły średniej, po przeskoku do następnej części znajdą się w trzeciej. Wszystko będzie wyjaśnione, więc spokojnie, połapiecie się (a jak nie, to ogólnie jeb z fletu).

Idę po pizzę, zazdrośćcie mi, pa.

Continue Reading

You'll Also Like

1.2K 187 15
Młoda pisarka Isaure Chauvin wyjeżdża z dala od wielkomiejskiego zgiełku szukając ukojenia i inspiracji na malowniczej wsi. Nigdy nie przyszło by jej...
4.1K 94 19
Świat ninja nie jest prosty. Istnieje u nich również miłość i nienawiść. Główna bohaterka skończy po stronie dobra czy zła? Zakocha się? Czy może ode...
59.9K 1.1K 30
-Preferencje -Imagify Jest tu wiele błędów ortograficznych i logicznych. Pisałam to dawno i nie chce mi się tu wracać. Więc błagam nie poprawiajcie m...
17.7K 4.1K 135
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...