Kuroshitsuji: Czarna Róża Dem...

By Namisiaa

94.6K 7.3K 2.2K

Historia opowiadająca losy Elizabeth Roseblack - szlachcianki, która w młodym wieku zostaje porwana przez taj... More

Tom I, Rozdział I
Tom I, Rozdział II
Tom I, Rozdział III
Tom I, Rozdział IV
Tom I, Rozdział V
Tom I, Rozdział VI
Tom I, Rozdział VII
Tom I, Rozdział VIII
Tom I, Rozdział IX
Tom I, Rozdział X
Tom I, Rozdział XI
Tom I, Rozdział XII
Tom I, Rozdział XIII
Tom I, Rozdział XV
Tom I, Rozdział XVI
Tom I, Rozdział XVII
Tom I, Rozdział XVIII
Tom I, Rozdział XIX
Tom I, Rozdział XX
Tom I, Rozdział XXI
Tom I, Rozdział XXII
Tom I, Rozdział XXIII
Tom I, Rozdział XXIV
Tom I, Rozdział XXV
Tom I, Rozdział XXVI
Tom I, Rozdział XXVII
Tom I, Rozdział XXVIII
Tom I, Rozdział XXIX
Tom I, Rozdział XXX
Tom I, Rozdział XXXI
Tom I, Rozdział XXXII
Tom II, Rozdział I
Tom II, Rozdział II
Tom II, Rozdział III
Tom II, Rozdział IV
Tom II, Rozdział V
Tom II, Rozdział VI
Tom II, Rozdział VII
Tom II, Rodział VIII
Nomimacja
Tom II, Rozdział IX
Tom II, Rozdział X
Tom II, Rozdział XI
Tom II, Rozdział XII
Tom II, Rozdział XIII
Tom II, Rozdział XIV
Tom II, Rozdział XV
Tom II, Rozdział XVI
Tom II, Rozdział XVII
Prawie rozdział xD
Tom II, Rozdział XVIII
Tom II, Rozdział XIX
Tom II, Rozdział XX
Tom II, Rozdział XXI
Tom 2, XXII
Tom II, XXIII
Tom II, XXIV
Tom II, XXV
Tom II, XXVI
Tom II, XXVII
Tom II, XXVIII
Tom II, XXIX
Tom II, XXX

Tom I, Rozdział XIV

1.7K 139 13
By Namisiaa


Czytam to, co napisałam ponad rok temu i... Jestem załamana. Naprawdę przepraszam Was, że poziom tego opowiadania jest tak zastraszająco niski. Obiecuję, że jeśli uda Wam się dobrnąć chociaż do końcówki pierwszego tomu (którą miałam okazję pobieżnie przeglądać wczoraj wieczorem), będzie zdecydowanie lepiej.

Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie, byłam po sześcioletniej przerwie w pisaniu czegokolwiek... Twórczego. Dlatego wybaczcie mi te kulaśnie konstrukcje i pokrętną gramatykę. Starałam się zbetować teraz, przed publikacją, ale tak bardzo załamuje mnie ten poziom, że zwyczajnie tracę zapał. Kiedyś usiądę do tego i przeredaguję zupełnie, bo właściwie jest mi teraz zwyczajnie wstyd, że to jest tak słabe.

I nie, nie piszę tego, żebyście mi zaprzeczali i mówili, że jest cudownie i wspaniale. Po prostu zdałam sobie sprawę, jak bardzo rozwinął się mój styl na przestrzeni tego, krótkiego w sumie, czasu i dostrzegając błędy przeszłości jestem zwyczajnie zażenowana. Miałam w tym rozdziale nawet zdanie o COFANIU SIĘ DO TYŁU. Dacie wiarę?! Szczyt żenuy...

Ale i tak zapraszam, antyreklama - antyreklamą, ale historia będzie się stawała coraz lepsza i coraz ciekawsza, toteż endżojcie :*


=======================



- Wygląda na to, że wszystko z panienką w porządku. Jednak pański kamerdyner wspomniał, że kaszlała panienka krwią. - Lekarz dokładnie obejrzał dziewczynę. - Ponadto, powinna panienka zacząć się lepiej odżywiać.

- Czyli nic mi nie jest, tak?

- Tak. Jednak zalecałbym ostrożność. Jeśli atak kaszlu się powtórzy, proszę przyjechać do szpitala, zrobimy dokładne badania.

- Dobrze. - Kiwnęła głową, w myślach kpiąc z zalecenia.

Mężczyzna spakował swoje rzeczy i, w towarzystwie lokaja, opuścił pokój hrabianki. W drodze do drzwi, lekarz zatrzymał się i, mierząc wzrokiem kamerdynera, rzekł:

- Proszę o nią dbać. Ten kaszel może być początkiem groźnej choroby. Jeżeli się powtórzy, proszę niezwłocznie przyprowadzić pacjentkę do szpitala - powiedział, na co demon skinął głową. - Mówię to panu, ponieważ dobrze ją znam. Nie będzie chciała przyjść, dlatego proszę ją przypilnować.

- Oczywiście. Bardzo dziękuję.

Sebastian odprowadził doktora, a sam wrócił do pokoju dziewczyny, by, jak co dzień, pomóc jej się ubrać. Kiedy wszedł do środka, dostrzegła jego pochmurny i zmartwiony wyraz twarzy.

- Coś się stało?

Podszedł do niej z przygotowanym ubraniem i powoli zaczął rozpinać guziki jej bluzki. W milczeniu ubrał ją w zestaw podobny do tego, który miała na sobie poprzedniego dnia. Dziewczyna przyglądała się palcom demona, zgrabnie tańczącym pomiędzy kolejnymi warstwami materiału, oczekując jego odpowiedzi. Dopiął ostatni guzik koszuli i pełen powagi spojrzał głęboko w jej błękitne, dziecięce oczy.

- Panienko, obiecaj mi coś... - powiedział cicho.

Zdziwiła się. Nigdy dotąd nie prosił ją o dotrzymanie obietnicy, nie pozwalał sobie na coś tak niestosownego, jednak poważny głos mężczyzny obnażał, jak bardzo istotne było dla niego, by się zgodziła.

- Obiecać ci? - zapytała drwiąco.

- Proszę, obiecaj mi, że jeśli to się powtórzy, powiesz mi o tym. - Jego głos zadrżał.

Ton, którego nigdy przed ten u niego nie słyszała, wywołał na jej plecach ciarki. Czuła, że ani on, ani lekarz nie mówią jej całej prawdy, inaczej nie brzmiałby w ten sposób.

- Nic mi nie jest. - Odwróciła wzrok, robiąc obrażoną minę.

Miała nadzieję, że wymusi tym samym jakieś wyjaśnienia. Nie chciała zapytać wprost, obawiała się tego, co usłyszy. Nie chciała również obarczać tym przyjaciółki, która od razu dostrzegłaby, że coś jest nie tak.

- Obiecaj mi - powtórzył, nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Położył dłonie na jej policzkach i odwrócił twarz nastolatki w swoją stronę. Patrzy na nią zdesperowanym wzrokiem, zupełnie nie przypominając opanowanego kamerdynera, którego zazwyczaj przed nią odgrywał.

- Co ty robisz? Puszczaj mnie! - krzyknęła.

Szarpnęła jego ręce i odsunęła się. Zdziwienie, zmieniające się w obawę, które malowało się na jej twarzy, otrzeźwiło go. Co ja wyprawiam? Popatrzył na swoje drżące dłonie. Czuł, że jego oczy błyszczały złowrogo, zupełnie stracił nad sobą kontrolę.

- Błagam o wybaczenie. Moje zachowanie było niedopuszczalne. - Klęknął przed Elizabeth i spuścił głowę. Muszę przestać.

Szlachcianka usiadła z powrotem na skraju łóżka. Patrzyła na czubek pochylonej głowy służącego. Uczucie złości i przerażenia zmieniło się w smutek, którego nie potrafiła zrozumieć. Skąd się wziął? Dlaczego właśnie to uczucie? Jakby jakaś część niej wiedziała o czymś, o czym ona nie miała pojęcia. Zdawała sobie sprawę jedynie z tego, że działo się coś złego. Od ostatnich kilku dni sprawy zaczynały przybierać dziwny obrót. Jego zachowanie było tylko kolejnym dowodem na to, że nie mogła dalej spychać podejrzeń w otchłań umysłu. Musiała zacząć działać.

- Masz rację. To było zachowanie niegodne lokaja rodziny Roseblack. Zawiodłeś mnie - odparła sucho.

Jak mogłem się tak zachować, taka hańba. Zawiodłem moją panienkę. Zawiodłem cię, Elizabeth. Zacisnął usta i podniósł się powoli, jednak nawet przez chwilę na nią nie spojrzał. Nie zasługiwał na to, by podziwiać jej piękno. Zhańbił ją i siebie. Zawiódł, jako kamerdyner. Ta blizna na wizerunku zostanie przy nim na zawsze, będzie oszpecać go do końca ich wspólnych dni. Odwrócił się i ciężkim krokiem ruszył do wyjścia.

- Obiecuję - szepnęła, gdy zamknął drzwi.

Chociaż to, co zrobił było niewybaczalne i ciężko będzie jej o tym zapomnieć, jeśli zrobił to z prawdziwej troski, nie mogła zostawić go jedynie z upokorzeniem. Nie chcąc dłużej o tym myśleć, zdecydowała się iść do przyjaciółki i poznać wreszcie szczegóły jej wczorajszego spotkania z tym nieobliczalnym demonem.

~*~

- Tomoko, to ja. - Czerwonowłosa zawołała przyjaciółkę, gdy po dłuższej chwili oczekiwania nie odpowiedziała na jej pukanie do drzwi.

- Lizzy, wejdź - odpowiedziała radośnie. - Wybacz, nie słyszałam cię.

- To nic. - Machnęła ręką, posyłając księżniczce ciepły uśmiech.

Usiadła na łóżku obok przyjaciółki, skrzyżowała nogi i spojrzała na nią przebiegle. Japonka przyglądała się przez chwilę dziwnemu wyrazowi twarzy Elizabeth, kryjącemu się za maską uśmiechu.

- Co się stało? - zapytała po chwili.

Hrabianka posmutniała. Spodziewała się, że Tomoko dostrzeże jej zmartwienie; chociaż bardzo liczyła na to, że tak się nie stanie była to jedynie złudna nadzieja. Połączone dusze powierniczek dawały im wzajemny dostęp do najgłębszych zakamarków ich umysłów, mogły odczytywać swoje myśli, jak z otwartej księgi z wielką, wyrazistą czcionką - nic nie mogło przed nimi umknąć.

- Potem ci powiem, najpierw musisz zdać mi dokładne sprawozdanie z wczorajszej randki. - Z entuzjazmem zmieniła temat.

Brunetka zarumieniła się, i z maślanym wzrokiem, wpatrywała się w ścianę za plecami koleżanki. Przeniosła się do świata fantazji, by w kółko powielać najcudowniejszy pocałunek jej życia.

- Tomoko... Tomoko. - Hrabianka trącała ją w ramię, jednak nie dawało to żadnego skutku. - Tomoko!

- Co jest?

- Miałaś opowiadać, a nie gapić się pożądliwie na ścianę. To wygląda dziwnie, wiesz? - zaśmiała się czerwonowłosa.

- No dobra, dobra, już! Więc, kiedy jechaliśmy do miasta, próbowałam zacząć jakoś rozmowę, ale wszystko wydawało mi się takie proste i zwyczajne, a chciałam zainteresować go czymś niezwykłym, no wiesz. W końcu on sam zaczął rozmowę. Zapytał, dokąd chcę pojechać. Nie miałam pomysłu, ale po chwili przypomniałam sobie o naszym parku, a to przecież wymarzone miejsce na randkę! A, zapomniałam ci powiedzieć... Poprosiłam, żeby mówił do mnie po imieniu. Ma taki cudowny uśmiech. Za każdym razem, gdy wymawiał moje imię myślałam, że się rozpłynę. - Powódź słów podekscytowanej japonki zalewała umysł Elizabeth mnóstwem nieskładnie przekazywanych informacji - No i krążyliśmy po parku przez parę godzin, nie wiem dokładnie ile, straciłam poczucie czasu. W końcu usiedliśmy na ławce. Zrobiło mi się zimno, więc dał mi swój płaszcz - opowiadała dalej niesamowicie podekscytowana. - Wiesz. Sporo rozmawialiśmy także o tobie. Sama nie wiem, byłam trochę zazdrosna, ale to była tylko rozmowa. Zrobiło się już naprawdę zimno. Płaszcz nie wystarczał, wtedy przysunął się do mnie i przytulił mnie. Boże, tak cudownie pachniał. No i wtedy...

- Wtedy co? Opowiadaj! - Elizabeth udawała, że wcale nie wie, co wydarzyło się potem.

Nie było ciężko zwieść czujność przyjaciółki, ponieważ w tej chwili myślami znów była w parku i pewnie nawet nie widziała prawdziwego świata.

- Wtedy ja... Pocałowałam go! Odwzajemnił mój pocałunek. To było takie cudowne! Lizzy, dziękuję ci za to! - Mocno przytuliła czerwonowłosą, która wzdrygnęła się, jednak pozwoliła, by szczupłe ramiona przyjaciółki objęły ją na chwilę.

Japonka chciała przeżywać z nią radość, hrabianka doskonale to rozumiała, dlatego walczyła z nieprzyjemnym uczuciem, które pochłaniają ją coraz bardziej. Brunetka powróciła po chwili do realnego świata i zdała sobie sprawę z tego, co robiła. Odsunęła się od przyjaciółki i gorączkowo zaczęła ją przeprasza.

- Nie szkodzi, naprawdę. Cieszę się, że spotkanie było tak udane - odpowiedziała z pewną dozą szczerości, ciesząc się doskonałym nastrojem japonki i starając się nie myśleć o konsekwencjach nadużycia zaufania, którego dopuścił się demon.

Radość na twarzy skośnookiej naprawdę ją uszczęśliwiała. Żałowała jedynie, że musi znaleźć sposób, by, najłagodniej jak to możliwe, zakończyć budzące się w niej uczucie.

- Teraz powiedz mi, co cię martwi, nie mogę patrzeć jak cierpisz. - Brunetka zmieniła temat.

- Ja... Sama nie wiem - przyznała hrabianka. - Chodzi o Sebastiana. On... Ostatnio dziwnie się zachowuje.

- Dziwnie?

- Nie wiem jak ci to dokładnie wyjaśnić. Od paru dni jest zupełnie inny - mruknęła zamyślona. Nawet gdyby mogła powiedzieć jej wszystko, wcale nie byłoby łatwiej. Naprawdę nie wiedziała, co się z nim działo. - Jest moim służącym, więc wiesz, że jest między nami ten dystans. To całe tytułowanie, kłanianie się, kultura.

- Wiem, czasami mam tego dość...

- Nie w tym rzecz. Lokaj musi dbać o swojego pana i on to robił od samego początku. Nigdy nie brakowało mi niczego, ale zawsze wiedziałam, że po prostu wypełnia swoje obowiązki. Jednak ostatnio... Zaczęło mi się wydawać, że jego troska jest, no wiesz, prawdziwa. A dziś zrobił coś, czego nie powinien się dopuścić... - przerwała, targana sprzecznymi emocjami.

- Co on zrobił? - przestraszyła się japonka, zaniepokojona zmartwionym wyrazem twarzy przyjaciółki.

- Stracił panowanie nad sobą. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze jest opanowany, spokojny i jeszcze nigdy nie zachował się tak niestosownie.

- Lizzy! Powiedz wreszcie, co się stało! To brzmi, jakby on...

- Przestań, o czym ty myślisz?! - oburzyła się. - On... Chciał, żebym mu coś obiecała, a kiedy odmówiłam, wybuchł. Dotknął mojej twarzy i spojrzał mi w oczy takim przerażająco zmartwionym wzrokiem. To było okropne - patrzeć na niego w tym stanie.

- Lizzy...

- Nie rozumiem go. Nie wiem, o co chodzi. Martwię się, że... - ucięła.

O mały włos nie wydałaby ich największego sekretu. Gdyby to zrobiła, naraziłaby japonkę na niebezpieczeństwo. Zła na swoją nieostrożność, zacisnęła pięści i opuściła głowę, wbijając spojrzenie we wzorzysty dywan.

Japonka widziała ogarniające ją niezrozumienie i niepewność. Chciała ją objąć, ale powstrzymała się. Nie umiała do końca wytłumaczyć przyjaciółce, dlaczego jej lokaj zachowywał się w taki sposób. Nie była nim, tak naprawdę wcale go nie znała. Uświadomiła sobie natomiast, że nie ma sensu starać się o jego względy Po tym, jak się zachowywał poprzedniego wieczora i po tym, co opowiedziała jej przyjaciółka, wiedziała wystarczająco dużo, by wysnuć oczywisty wniosek.

- Chciałabym móc powiedzieć ci więcej, ale... To nic złego - jego zachowanie. Tak działają uczucia.

- Ale on zachowuje się zupełnie bezsensownie i ta nagła zmiana. Coś jest nie w porządku, wierz mi.

Japonka zaśmiała się pod nosem, patrząc, jak hrabianka próbuje zebrać do kupy wszystkie części układanki. Jednak czerwonowłosa nie potrafiła tego zrobić. Nic dziwnego, skoro patrzyła na zły obrazek, ale tego Tomoko nie mogła jej powiedzieć. Do tego musiała dojść sama, w swoim czasie.

- Słuchaj. Uczucia to takie coś, co z definicji jest irracjonalne. Gdyby można było je zracjonalizować, przestałyby być uczuciami. Stałyby się pospolitą wiedzą, pozbawioną magii. Dlatego nie próbuj tego zrozumieć. W końcu wszystko się samo wyjaśni, kiedy przyjdzie na to czas. Nie zadręczaj się tym - mówiła czule, niczym matka tłumacząca coś swojej małej córeczce.

W jej oczach Elizabeth była dzieckiem, przynajmniej pod tym względem. Dopiero wchodziła w cały ten emocjonalny świat. Księżniczka cieszyła się, że mogła pomóc jej postawić pierwsze, koślawe kroki na tej pięknej ścieżce.

- Tomoko... Arigatou - szepnęła czerwonowłosa.

Na jej twarzy pojawił się szczery, promienny uśmiech. Zapewne jeszcze długo rozmawiałyby na kobiece tematy, jednak pukanie do drzwi skutecznie im przerwało.

~*~

Demon wbiegł do kuchni i stanął na jej środku, nerwowo rozglądając się wokół. Uderzył dłońmi o stojący pod ścianą stół z taką siłą, że blat złamał się w połowie i dwie części drewnianego mebla z hukiem runęły na podłogę.

-Dlaczego? Co się ze mną dzieje? Jak mogłem zachować się tak nieprofesjonalnie? Ta dziewczyna. Kim ona jest? Nie mogę pozbyć się tego uczucia. Jest taka nieodpowiedzialna, jak może tak bagatelizować swoje zdrowie. Czy ona nie rozumie, jak bardzo jest słaba? Ludzkie życie jest takie kruche. Nawet odrobina ziemi wewnątrz małego skaleczenia może sprawić, że umrze. Nieodpowiedzialne dziecko! Elizabeth, co ona sobie wyobraża? Nie jestem w stanie obronić jej przed wszystkim, czemu nie potrafi tego zrozumieć? Nie mogę obronić jej przed wszystkim... Dlaczego nie mogę tego zrobić? Nie może odejść przed czasem, nie mogę na to pozwolić. - Spuścił głowę i mocno zacisnął powieki.

Zobaczył drobne, dziewczęce ciało w obdartych, zakrwawionych ubraniach. Dziewczynka leżała skulona na kamiennej podłodze. Czerwona plama wokół niej powoli stawała się coraz większa. Zapach jej słodkiej krwi nawet w wyobrażeniach przyjemnie drażnił jego nozdrza. Chwycił dziewczynkę w ramiona i delikatnie uniósł jej głowę. Była prawie nieprzytomna, spoglądała na niego zamglonym wzrokiem, nawet nie zdając sobie sprawy, co się dzieje.

- Zabiłeś ich... - wykrztusiła z trudem.

Jej, sine z zimna usta, wygięły się w ledwie widoczny uśmiech. - Dziękuję.

- To wtedy cię poznałem. Wtedy po raz pierwszy zabiłem w twoim imieniu. Obiecałaś mi swoją duszę, a ja podarowałem ci swoją moc. Tego dnia przysięgałem bronić cię za wszelką cenę, dopóki nie spełnisz swojego marzenia o zemście. Niewinne, kruche stworzenie o czystej duszy, przepełnione niewyobrażalnym bólem i wściekłością. Twoja chęć zemsty była niemal silniejsza niż wola życia. Ledwie oddychająca, na granicy śmierci - myślała tylko o tym, by ich zniszczyć. Wtedy zrozumiałem, że jest wyjątkowa. Po raz kolejny znalazłem duszę, nie... Człowieka, dla którego warto było się poświęcić. A teraz ten człowiek słabnie w oczach, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Czegoś mi nie mówi, ukrywa, co się z nią dzieje. Idiotka! Jeśli nie powie mi prawdy, może być za późno. Nie mogę cię bronić, jeśli nie znam zagrożenia, Elizabeth... .

- Panie Sebastianie? - zapytała niepewnie pokojówka, ostrożnie wchodząc do kuchni.

Usłyszała hałas i chciał sprawdzić, co go spowodowało. Ciemna aura otaczająca lokaja wzbudziła w niej strach. Nie odpowiedział jej, jedynie spojrzał groźnie przez ramię. Po plecach blondynki przebiegły ciarki. Powoli wycofała się z kuchni.

- Jeanny, to ty rozwaliłaś kuchnię? Myślałem, że to Thomas - zachichotał brunet, który zjawił się na miejscu, zaintrygowany hałasem.

- Tai... Nie wchodź tam. Pan Sebastian jest strasznie zły.

- No co ty. - Machnął na nią ręką i odważnie wszedł do środka.

Popatrzył na stojącego ze spuszczoną głową demona i wzruszył ramionami.

- Nie podobał się panu ten stół? - zapytał ironicznie.

W odpowiedzi otrzymał uderzenie garnkiem w czubek głowy.

- Posprzątajcie tu! - warknął lokaj i wyszedł.

Potrzebował samotności. W takim stanie nie mógł normalnie funkcjonować. Przez to wszystko był zbyt rozkojarzony i słaby.

~*~

- Lizzy, obiecałaś, że się dzisiaj pobawimy... - Pięciolatek wszedł do pokoju księżniczki, rzucając oskarżycielskie spojrzenie kuzynce.

- W co chcesz się bawić? - zapytała.

- W chowanego.

- Tomoko też może się z nami bawić?

- Tak, ale wy szukacie! - odpowiedział i nie czekając na ich odpowiedź, wybiegł z sypialni w poszukiwaniu kryjówki.

- Mi to nawet na rękę. Tomoko, kiedy wyjeżdżasz? - mruknęła czerwonowłosa.

Wiedziała, że prędzej, czy później ta chwila nadejdzie, wolała więc wiedzieć już teraz.

- Byłam ciekawa, kiedy zapytasz. Dziś wieczorem jadę do posiadłości w Londynie. Ale zostanę jakiś czas - wyjaśniła.

- Czyli będziemy się częściej widywać. - Hrabianka radośnie klasnęła w dłonie.

Obie od dawna marzyły o takiej szansie. O perspektywie spotykania się częściej niż raz na kilka lat. To chociaż jeden mały krok bliżej do spełnienia ich wspólnego marzenia i wspólnym zamieszkaniu.

- Będę miała mnóstwo roboty, ale... Oczywiście, że tak!

- Dobra, chodźmy szukać Tommiego!

~*~

Chłopiec wyszedł z pokoju księżniczki i zbiegł po schodach. Zastanawiał się, gdzie powinien się schować, by żadna z dziewczyn go nie znalazła. Biegł krętymi korytarzami, aż dotarł do części prowadzącej do pokojów służby. W jego małej, rezolutnej głowie pojawił się wspaniały pomysł.

Zapukał do drzwi koło których akurat stał, i nie słysząc odpowiedzi, bezceremonialnie wkroczył do środka. Delikatnie zamknął za sobą drzwi, a gdy się odwrócił, przerażony zorientował się, że ktoś jednak był wewnątrz. Wysoki, odziany w czerń mężczyzna popatrzył na niego, oczekując wyjaśnień. Maluch zaczął cofać się pod samą ścianę, póki nie uderzył o nią plecami.

- Eee... Mogę się tutaj schować? Bawimy się w chowanego... - zapytał odważnie.

- Oczywiście, paniczu Timmy, proszę -odpowiedział uprzejmie lokaj.

Zmusił się do uśmiechu i lekko skinął głową, ruchem ręki zapraszając chłopca, by się zbliżył.

- Dziękuję! Lizzy na pewno mnie tu nie znajdzie! - ucieszył się i wśliznął pod łóżko.

- Muszę wracać do pracy, ale proszę się rozgościć - dodał demon i po chwili opuścił swoje sanktuarium.

- Jeśli zaraz nie wezmę się do pracy, będę miał straszne opóźnienie - pomyślał, spoglądając na wskazówki kieszonkowego zegarka.

Za wszelką cenę chciał uniknąć spotkania ze swoją panią, nie wiedząc jak powinien się przy niej zachować. Wciąż zmagał się z myślami. Nie chciał ryzykować, że znów zachowa się równie niestosownie, jednak opatrzność była przeciwko niemu. Zbliżając się do głównego holu, usłyszał rozmowę, którą Elizabeth prowadziła z przyjaciółką.

- Tomoko, znalazłaś go? - krzyknęła do japonki stojącej wewnątrz jednej z sypialni.

- Nie, tu też go nie ma. Wychyl się, może czai się w korytarzu - zaproponowała.

- Juuuuż! - Elizabeth podeszła do barierki i gwałtownym ruchem przechyliła się przez nią, by sięgnąć wzrokiem możliwie najdalej.

Do podłogi było dobrych kilka metrów. Bezpieczniej byłoby zejść po schodach, ale wtedy dałaby chłopcu szansę na ucieczkę. Rozejrzała się, jednak nikogo nie dostrzegła. Spróbowała się cofnąć, ale jednak z dłoni ześliznęła się po barierce, sprawiając, że dziewczyna przekoziołkowała przez barierkę i nie zdążywszy chwycić się niczego po drodze, zaczęła spadać. Przerażona zacisnęła powieki, oczekując rychłego zderzenia z podłogę. Słyszała rozpaczliwy krzyk przyjaciółki, dudniący w głowie nieprzyjemnym echem w rytm mocnych uderzeń rozszalałego serca. Jednak zamiast bolesnego zderzenia z twardą posadzką, poczuła lekkie szarpnięcie i znajome ciepło. Otworzyła oczy i spojrzała ze złośliwym uśmiechem na jego bladą twarz wpatrującego się w nią, z ogromną dezaprobatą, lokaja

- Pogrywasz ze mną, demonie? - powiedziała cicho. - Było blisko.

- Najmocniej przepraszam. Nie spodziewałem się, że postanowi panienka skakać z balkonu. To było bardzo nierozsądne i straszliwie nie na miejscu - odparował jej atak w kolejnej grze złośliwości.

Przez chwilę zdawać się mogło, że znów jest między nimi normalnie. Idealnie dopracowana gra pozorów była tak realistyczna, że żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, co tak naprawdę czuje drugie. Demon postawił hrabiankę na podłodze i uśmiechnął się serdecznie.

- Łał, Sebastian! To było niesamowite! - ekscytowała się Tomoko.

Zbiegła po schodach, patrząc na niego maślanymi oczami, po czym dokładnie przyjrzała się przyjaciółce, by mieć pewność, że nic jej się nie stało.

- Dziękuję - odpowiedział dumnie, delikatnie pochylając głowę. - A teraz najmocniej przepraszam, ale muszę wracać do pracy. - Pokłonił się i czym prędzej wyszedł.

Mało brakowało. Odtworzył w myślach to, co się przed chwilą wydarzyło. Po raz kolejny zawiódł przez kłębiące się w nim uczucia. Gdyby nie krzyk księżniczki, to mogłoby się skończyć tragicznie. Wiedział, że musi skończyć z tymi idiotycznymi, wewnętrznymi rozterkami.

- Na pewno nic ci nie jest? - Znikając w korytarzu usłyszał pytanie Tomoko.

- Wszystko w porządku, pytasz czwarty raz... - Hrabianka zaczęła się irytować.

- Bo się o ciebie martwię. To był istny cud, że cię złapał. W ostatniej chwili! Pomyśl, co by się stało, gdyby go tu nie było.

- Już od dawna byłabym martwa... - mruknęła pod nosem.

- Co?

- Nic takiego. Szukajmy lepiej Timmyego!

Continue Reading

You'll Also Like

5K 660 69
Harry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym.ratunkiem jest zdjecie zaklecia adopcyjnego. Ktore ujawnia, że jest synem Severusa Sna...
15.9K 781 122
Co gdyby się okazało, że niektórzy z Inazumy mieszkaliby razem w Akademiku? Mnóstwo gejozy, przekleństwa, shipy czyli coś, co lubię najbardziej=) Pos...
7.3K 515 41
- Wiedziałaś? - zapytał marszcząc brwi. - Lloyd ja - zawachałam się. Nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Miałam przecież być z nim szczera. - No ta...
78.2K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...