Obudziłam się w karetce. Na początku kręciło mi się w głowie i słabo widziałam. Słyszałam ciche rozmowy, jednak powoli zaczęły do mnie docierać głośniejsze słowa ratowników.
-Obudziła się - powiedział jeden.
Spojrzałam na niego, kiedy podszedł do mnie.
-Jak się czujesz ? - zapytał.
-Tak szczerze to źle - powiedziałam i syknęłam z bólu, kiedy poruszyłam ręką.
-Podaliśmy ci przed chwilą środki przeciwbólowe i opatrzyliśmy rany.
-Co się stało ? - zapytałam.
-Masz oparzoną rękę i rozciątą nogę. Nic nie pamiętasz ?
Wtedy dotarło do mnie to co się stało. Przed oczami miałam obraz jak przebiłam nieznajomemu brzuch. Przypomniałam sobie jak trysnęła z niego krew i potknęłam się, wybiegając z domu.
-Czy on...
-Jest na bloku operacyjnym - uprzedził mnie ratownik.
Wypuściłam głośno powietrze. Miałam dość tego napięcia. Ostatnio cały czas byłam zestresowana i wystraszona.
Z jednej strony byłam zadowolona z siebie, że ten człowiek nic więcej mi nie zrobi, ale z drugiej... To nadal człowiek, a jeśli umrze to ja będę zabójcą.
-Wszystko w porządku? - zapytał ratownik.
-W jak najlepszym - lekarstwa chyba zaczęły działać, bo przestałam się nagle wszystkim przejmować i ponownie odpłynęłam.
~~*~~
W szpitalu zszyli mi nogę, zrobili potrzebne badania i kazali czekać na wyniki.
Poparzona ręka dawała się we znaki, mimo że nadal byłam na przeciwbólowych.
Podłączyli mi kolejną kroplówkę, z troską o dziecko.
Ostatnio przestałam o siebie dbać. Mało jadłam, jeszcze mniej piłam i nie mogłam spać. To były najgorsze dni w moim życiu, ale jakoś przez nie przebrnęłam.
Do sali wszedł Louis w białym fartuchu. Nawet w szpitalnym uniformie wyglądał seksownie.
Skarciłam się w myślach. Teraz powinnam martwić się zdrowiem, a nie myśleć o tym jaki jest Lou.
-Kochanie! Przepraszam, że cię zostawiłem - powiedział ze smutkiem i złością na samego siebie. Usiadł na krześle i dotknął zdrowej dłoni.
-Już jest dobrze - wyszeptałam, a w moich oczach zebrały się łzy.
-Operowałem go. Przed chwilą skończyliśmy - odparł.
-I jak ? Ż-żyje? - zapytałam, jąkając się.
-Nie powinienem tego mówić, ale na szczęście nie.
-Przestań... To też człowiek!
-Człowiek? Przecież on chciał cię skrzywdzić. Skrzywdził Lilianę! Pomyśl o niej.
-Jak ona się czuje ? - zapytałam.
-Już dobrze, ale martwi się o ciebie. Ciągle wypytuje czy może się z tobą zobaczyć.
-Więc pójdę do niej.
-Nie możesz teraz. Co najwyżej ona do ciebie. To jest bezpieczniejsze wyjście.
-Przecież jest w gorszym stanie...
-Liliana jutro wychodzi, a ty zostajesz tu jeszcze trzy dni! - powiedział Louis i schował twarz w dłoniach.
~~Cztery dni później~~
-Jeśli ktokolwiek z prasy zapyta kto go zabił, mówcie, że ja - powiedział Louis do mnie, Liliany i Harry'ego.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Co ty odpierdzielasz ? - zapytał Harry.
-Ratuję Eleanor przed kolejnym skandalem na jej temat - odpowiedział.
-Nie musisz tego robić. Mnie nie oskarżą, bo działałam w samoobronie. A ty ? Napiszą gdzieś, że specjalnie go zabiłeś!
-Zabiłbym go już wcześniej gdybym wiedział kto to!
-Przestań! Nikt nie będzie opowiadał kłamstw na twój temat! - krzyknęłam i dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową.
-Uspokój się Eleanor. To dla twojego dobra - powiedziała Liliana.
-Och czyżby ? Nawet ty jesteś przeciwko mnie! - krzyknęłam i pobiegłam na górę. Trzasnęłam drzwiami i usiadłam w kącie pokoju.
Oni chyba nie rozumieją powagi sytuacji. Jeśli gdzieś napiszą, że to Louis, wtedy straci on pracę i reputację. Policja zacznie się doszukiwać w tym prawdy!
Nie chcę, aby go zamknęli ani zgnoili. Nie powinni się wtrącać w tą sprawę. Nie rozumiem tylko czemu Liliana mu pomaga.
Rozumiem - pomagała mu w organizacji zaręczyn i też mieli przede mną tajemnice, ale, żeby teraz spiskowali przeciwko mnie ?!
Dodaję kolejny, bo mi się nudzi i chcę Was trochę uspokoić.
Wiem, że dzisiaj są one wyjątkowo źle napisane, ale mam wenę tylko nie mam pojęcia jak ubrać to wszystko w słowa ;)
Nie zajmuję Wam więcej czasu, miłej nocy, dnia, wieczora czy kiedy tam to czytacie <3