Cass spała zachwycająco spokojnym snem, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Była pewna, że to tylko element snu, więc nawet nie uchyliła powiek. Jednak, gdy dźwięk wciąż się powtarzał, obudziła się na dobre. Wysunęła rozczochraną głowę spod pierzyny i zmierzyła nienawistnym wzrokiem śpiącą w najlepsze Lorelai. Warknęła pod nosem i wyczłapała się z łóżka. Na progu stał jej tata.
— Co tu robisz?
— Musisz iść ze mną, Cassily.
Potrzebowała chwili, bo sens jego słów w ogóle do niej nie dotarł. Zmrużyła oczy, patrząc na jego spokojną twarz. Ostatnio zmienił wygląd; przestał się tak starannie golić i miał nie wyprasowany garnitur.
— Ubierz się. Musimy iść.
Szybko wciągnęła na siebie ubranie i popędziła za tatą do jego gabinetu w Hig Winitt Hal. W ciemnym pomieszczeniu stała już profesorska śmietanka Nigelthen: Wittman, Lane, Oakley i Doyle, a także Lucien Rutherford. Jednak to nie na nich Cass skierowała spojrzenie w pierwszej chwili. Z tyłu zlokalizowała swojego nemezis – Trevora Crumandamesa, którego nie widziała od ich burzliwej rozmowy podczas śnieżycy kilka dni wcześniej.
— Skoro wszyscy już są — odezwała się Salesia Lane, poprawiając kocie okulary. — Możesz zaczynać Edgarze.
Na przód wyszedł dziekan i zanim zaczął mówić, podrapał się w zamyśleniu po miedzianych włosach i westchnął z rezygnacją:
— Wiemy, co było w bransolecie i osoba, która przyczyniła się do tego, powinna się wstydzić. Cassily była właścicielką zatrutego przedmiotu, więc kolegialna rada postanowiła, że... — zawahał się — studentka zostanie odsunięta od możliwości dołączenia do Stowarzyszenia Paproci.
— CO?! — zawołała z oburzeniem. — Ja nie miałam z tym nic wspólnego!
W gabinecie panowała cisza, co przerażało ją jeszcze bardziej. Profesorowie patrzyli na Cass beznamiętnym wzrokiem. Dziekan westchnął ciężko, uciskając palcami nasadę dużego nosa.
— Nie przejmuj się tym, Cassily — powiedział twardo.
— Co stało się z Monette? Nikt jej nie widział od czasu... wypadku.
Cass kątem oka zarejestrowała, że Trevor także wyczekiwał odpowiedzi — zapytała w końcu. — Mamy prawo wiedzieć.
— Panna Coldridge została poważnie okaleczona i wciąż przebywa pod opieką lekarzy. Nic więcej wam nie powiem.
— To jeszcze nie koniec — syknęła Wittman, gdy Trevor ruszył się z miejsca.
— Wasza trójka była zamieszana w tę sytuację i dalej będziecie pod ścisłą obserwacją — zakomunikował Oakley.
Cass westchnęła ciężko. Szykował się niezapomniany koniec semestru.
⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅
Emocje szybko opadły i zaczął się kolejny, nudny dzień w na uczelni. Chociaż na jeden z wykładów Cass czekała znacznie bardziej, niż na inne. Chodziło rzecz jasna o ikonografię europejską. Miała nadzieję, że uda jej się porozmawiać chwilę z Ashem. Wciąż czekała masa pytań odnośnie ruin i wizji, które mieli, gdy ich palce się dotknęły. Poza tym czułam za nim dziwną tęsknotę i najchętniej spędzałabym z nim każdą wolną chwilę. Na wykład przyszłam więc znacznie wcześniej, mając nadzieję, że nie będzie jeszcze żadnych studentów. Już na progu stanęłam jak wryta, widząc, że w środku przebywał nie tylko Ash. Obok niego stała ROZEŚMIANA profesor Wittman, która... wdzięczyła się do niego. Dłoń kobiety opierała się na torsie mężczyzny, który wyglądał na zakłopotanego.
— Przepraszam bardzo — wypaliła Cass z wybałuszonymi oczami i szybko zamknęła drzwi. Poczuła się dziwnie, będąc świadkiem takiej sceny.
Schowała się za rogiem, gdy z sali wyszła Wittman z dość usatysfakcjonowaną miną. Cass od razu wzdrygnęła się na ten widok. Nie chciała nawet wiedzieć, co tam się właściwie wydarzyło. Choć była też trochę ciekawa.
— Czy ona właśnie cię podrywała? — zaśmiała się, wchodząc ponownie. Starała się nie pokazywać po sobie, że poczuła kłującą szpilkę zazdrości.
— Obawiam się, że tak — powiedział z niesmakiem Ash, poprawiając okulary na nosie. Cass przyjrzała mu się uważnie, opierając się o jedną z ławek. Musiała przyznać, że sweter, okulary i broda nieco dodawały mu lat, ale z drugiej strony wyglądał niesamowicie pociągająco.
— Jak się czujesz w takim wydaniu?
Ash spojrzał na nią spod okularów i uniósł gęste brwi.
— W jakim wydaniu?
— No... Blezer, okulary, elegancka i czysta koszula. Nie przypominasz Asha, którego poznałam w Melinie.
Zaśmiał się, spuszczając wzrok.
— Też nienawidzę tej wersji, jeśli mam być szczery. — Jednym ruchem zdjął okulary w grubych oprawkach. Od razu wyglądał młodziej.
— Skąd pomysł, że ja jej nienawidzę? — zapytała zaczepnie. — Wyglądasz całkiem atrakcyjnie.
— Całkiem?
Wstał z miejsca i podszedł do niej wolnym krokiem. Od razu poczuła zapach perfum – wciąż nosił te same. Przymknęła powieki, chcąc rozkoszować się tym zapachem dłużej. Odważyła się spojrzeć Ashowi w czarne oczy, w których czaiła się jakaś niebezpieczna iskra.
Zrobiła krok i oparła się biodrem o nauczycielskie biurko.
— Nie jestem pewna, czy to te okulary, czy sweter — zastanowiła się na głos, lustrując go sugestywnym spojrzeniem. — Jest w tym stylu coś seksownego. — Czuła gorąco na policzkach. Ash przyglądał jej się zaciekawionym wzrokiem i wciąż podchodził jeszcze bliżej.
— Może powinienem już taki zostać? — zniżył głos.
— Może — szepnęła.
Wpatrywała się w jego twarz, na której gościł subtelny uśmiech. Ash podszedł tak blisko, że dzielił ich zaledwie krok. Uniósł dłoń, jakby chciał dotknąć jej twarzy, ale w ostatniej chwili się cofnął. Nie miał na dłoniach rękawiczek.
— Jest w tobie coś takiego... że nie potrafię trzymać się z daleka, nawet jeśli jest to dla mnie niezwykle niebezpieczne — powiedział poważnym głosem.
Cass zmarszczyła czoło, lustrując jego rysy.
— Niebezpieczne?
Ash wpatrywał się w jej zdezorientowaną twarz i nic nie mówił. Wyciągnął z kieszeni cienkie rękawiczki i szybko wciągnął je na dłonie. Cass obserwowała każdy jego ruch. W kolejnej sekundzie mężczyzna już się nie wahał i pogładził oba jej policzki, patrząc jej wciąż głęboko w oczy.
— Boisz się, że gdy znowu mnie dotkniesz zobaczymy tamte obrazy? — odważyła się zapytać.
Westchnął.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę i jednocześnie nie chcę o wszystkim ci opowiedzieć, Cassily — powiedział z żalem. Dziewczyna przełknęła gulę w gardle i zerknęła na jego pełne usta.
— Już kiedyś ci mówiłam. Możesz mi zaufać — powiedziała z lekkim uśmiechem.
Ash już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Cass odskoczyła gwałtownie od mężczyzny, który gestem nakazał jej schowanie się w składziku. Szybko tam pobiegła, a wtedy do sali znowu wkroczyła profesor Wittman, skarżąc się, że zostawiła na biurku Asha swój długopis.
Tego dnia profesor Rowley prowadził wykład poświęcony głównym motywom w ikonografii manieryzmu, który był podkategorią epoki renesansu. Cass uważała jego zajęcia za naprawdę inspirujące. Zaczęła zastanawiać się, czy sam cokolwiek kiedyś stworzył.
Gdy wszyscy opuścili salę wykładową, zakradła się do składzika, gdzie zniknął wcześniej mężczyzna.
— Panie profesorze...?
— Mówiłem ci, Cassily, że nie musisz do mnie tak mówić, gdy jesteśmy sami.
— Wiem, ale to trochę zabawne — zaśmiała się. Ash posłał kpiące spojrzenie, ale także się uśmiechnął.
— Całkiem przytulnie w tym składziku — przyznała, oglądając dokładniej ciasną przestrzeń.
— Zaprosiłbym cię w bardziej przyzwoite miejsce — odparł niskim głosem, układając na regale swoje materiały. Cass poczuła przyjemny dreszcz.
— Co, jeśli ja wole te nieprzyzwoite?
Ash spojrzał na nią czujnie i uśmiechnął się pod nosem, wracając do układania przedmiotów na półce.
— Skoro o zapraszaniu mowa. Czy jest szansa, byśmy spotkali się któregoś dnia?
Uniósł brew.
— Zapraszasz mnie na randkę?
Uśmiechnęła się do niego zaczepnie.
— A, nawet jeśli?
— Być może bym się zgodził, ale jako dżentelmen to ja chciałbym ciebie zaprosić.
Przełknęła ślinę z podekscytowania.
— Wrócimy do tego — powiedziała z entuzjazmem. — Prawdę mówiąc chodzi mi o wznowienie naszych spotkań nad książką. Gonią mnie terminy, a twoja pomoc jest nieoceniona.
— Oczywiście, z przyjemnością. Ale pamiętaj, że musimy być ostrożni. Biblioteki nie wchodzą już w grę.
— Jasne.
— Odwiedź mnie jutro o piątej. Profesorowie będą wtedy na popołudniowej herbacie w Ceberii. To bardziej dyskretna opcja, niż akademik. Mieszkam na piętrze nauczycielskim. Ostatni poziom nad Hig Winitt Hal.
— Dobrze. Będę.
⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅
Jakieś przemyślenia? Podzielcie się nimi w komentarzu :)