Numer Jeden | BakuDeku

By tylkoecho

2.2K 164 172

Bakugō Katsuki ma zdecydowanie gorszy okres w swoim nastoletnim życiu. Od dziecka marzył, aby zostać Numerem... More

wstęp
dedykacja
CZĘŚĆ I
Rozdział 1: Końce i początki
Rozdział 3: Tąpnięcia i katastrofy
Rozdział 4: Zazdrości i marzenia
CZĘŚĆ II
Rozdział 5: Duże pomniki i mniejsze figurki
Rozdział 6: Drzewa i alejki
Rozdział 7: Dziewiątki i trójki
Rozdział 8: Szamponetki i namioty
Rozdział 9 Biedronki i szkatułki
Rozdział 10 Pojedynek i kobieta

Rozdział 2: Ćwiczenia i konsekwencje

182 18 13
By tylkoecho

1

To był piątek. Ostatnia godzina przed (podobno) wyjątkowo upalnym weekendem. Zostały ostatnie dwie drużyny, które musiały zaliczyć piątkowe ćwiczenia: moja i Deku.

- Wtedy stwierdziła, że najpierw muszę wydorośleć.

Spróbowałem wybrać numer do Ojiro, jednak szybko zrozumiałem, że na tym etapie nasza mała imitacja planu musiała ulec spontanicznej modyfikacji. Z telefonu, który w założeniu miał być głównym źródłem komunikacji na odległość, wydobyły się jedynie trzeszczące dźwięki. Okazało się, że na dachu budynku nie było zasięgu. Przez głowę przemknęła mi myśl o zmianie miejsca, ale było zbyt dobrym punktem obserwacyjnym, aby z niego zrezygnować.

Na razie nie widziałem drużyny przeciwnej, wiedziałem jednak, że to tylko kwestia czasu. Obszar objęty do ćwiczenia był zbyt mały, aby mijać się w nieskończoność, zasady wykluczały szukania schronienia w budynkach, a holograficzny zegar tuż nad naszymi głowami jasno komunikował, że czas był ograniczony. Do końca zadania zostało niecałe dwadzieścia minut.

- Czyli jesteście razem czy nie? - dopytał Kirishima - Bo zgubiłem wątek.

- Znaczy, z tego co zrozumiałem, to jesteśmy - powiedział Kaminari - ale tak jakby z naciskiem na jeszcze jesteśmy, bo za chwile nie będziemy? Bo jestem niegotowy? - zawahał się - No właśnie sam tego nie rozumiem!

- Skoro nazwała cię dzieciuchem... - mruknął Kirishima.

- Stwierdziła, że jestem niedojrzały!

- Na jedno wychodzi - wtrąciłem się, ale tylko pobieżnie słuchałem kolejnych miłosnych problemów. Przeszedłem kawałek po dachu i zeskoczyłem na niższą linię szczytową, lądując zgrabnie na palcach. Ukucnąłem, koncentrując się na tłumie osób na dole. Szukałem wśród ludzi znajomych twarzy lub sygnałów, które mogłoby wyglądać podejrzanie.

Tym razem ćwiczenie było utrudnione. Po chodnikach przemieszczali się statyści - ochotnicy z zewnątrz, których zadanie polegało na odwzorowaniu miejskiego życia. Całej tej szarej codzienności, w której dominowała monotonność, gwar i pospiech. Zadanie w założeniu miało wejść na wyższy poziom zaawansowania i jak najlepiej odwzorować przyszłą pracę bohatera - walkę ze złoczyńcą przy jednoczesnym dbaniu o osoby, które potrzebowały ratunku. Ćwiczenie nie mogło być już zatem jedynie popisem siły i odhaczeniem polecenia - w tym wypadku odebrania drużynie przeciwnej chusty. Oprócz złapania wroga i zgarnięcia trofeum musieliśmy przede wszystkim uważać na otoczenie.

Nie będę ukrywał - to nigdy nie było moją mocną stroną. Z tego powodu wiedziałem, że musiałem się bardzo skupić. Moja uwaga zawsze koncentrowała się przede wszystkim na przeciwniku. Wychodziłem z założenia, że dopóki wróg nie zostanie pokonany, mieszkańcy nie będą mieli podstaw do czucia się bezpiecznie. O otoczenie mogli w tym czasie zadbać inni.

Poprawiłem zapięcie przy swoich rękawicach. Za bardzo jednak zależało mi na wygranej, aby odpuścić. Chciałem udowodnić, że wszystkie rady nauczycieli dotyczące moich słabych stron brałem do serca. Chociaż działały mi na nerwy i krytykę przyjmowałem na swój specyficzny, arogancki sposób, to jednak wiedziałem, że aby stać się lepszy musiałem czasami zrobić coś co nie do końca zazębiało się z moimi wartościami. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie robił tego na swoich warunkach.

W wielu kwestiach i tak stawiałem na własną interpretację.

W drużynie przeciwnej, której w ciągu kilkunastu następnych minut musieliśmy odebrać chustę był też Izuku - ten wiecznie uśmiechnięty, irytujący, skaczący i kopiący rzep, który chodził za mną niczym cień. Miałem przegrać z kimś takim? Nigdy w życiu. Czy to jakiś cień przemknął w tłumie, czy tylko mi się zdawało?

- Tylko potem mnie pocałowała i oznajmiła, że w niedziele jest ten koncert i udało się ogarnąć jej te bilety, o których tyle wcześniej mówiła. Dwa bilety. Dla mnie i dla niej.

- Czyli zerwała z tobą, po czym zaprosiła cię na randkę?

- Nie zerwaliśmy!

- Kyoka w ogóle wie, że zaczęliście ze sobą chodzić? - zagadnąłem uszczypliwie. Obróciłem się w miejscu, klękając na prawe kolano. Nigdy nie byłem zakochany, nawet pierwszy pocałunek miałem wciąż przed sobą, więc nie za bardzo potrafiłem się wczuć w sytuację (przy założeniu, że potrafiłem współczuć), ale jeśli miałbym wyciągać jakieś wnioski z błędów innych - miłość to jeden, wielki powtarzalny schemat, który niczego nie uczy. Wtrąciłem kiedyś swoje niedoświadczone trzy grosze przy jednym momencie zwierzeń i od tamtego momentu obiecałem sobie, że nie będę się za bardzo wtrącał - chyba, że zmienię w tej kwestii zdanie. Ale nie zmieniłem.

Skoro miłość niczego nie uczy, to po co marnować na nią czas i energię?

Denki siedział za nim na pochyłej części dachu i poprawiał swoją wyrzutnię, przymocowaną do nadgarstków. Nie skomentował mojego złośliwego komentarza, spochmurniał jedynie, posyłając mi urażone spojrzenie. Tuż obok niego stał rozbawiony Kirishima, zawiązując czerwony materiał na czole; chustę, którą miał za zadanie pilnować i nie pozwolić, aby dostała się w ręce drużyny przeciwnej. Od razu skojarzyłem reguły zadania z jedną z konkurencji na Festiwalu Sportowym U.A.. Tym leniwcom (nauczycielom) nawet nie chciało się za bardzo wysilać z tym zadaniem.

- Czy to jednostronny związek? - parsknął Kirishima.

- Napieprzacie się ze mnie! - oburzył się blondyn, a przez jego włosy przemknęła iskra.

- Daj nam chwile pomyśleć, stary - powiedział Kirishima - Zakochany Kaminari jest w rozumieniu bardziej wymagający niż przegrzany, bełkoczący Kaminari. Twój związek dostarcza więcej wrażeń niż niejeden komiks.

- Sprzedajcie prawa autorskie do waszej historii - zasugerowałem. Wciąż jednak byłem bardziej zainteresowany otoczeniem, niż prowadzoną konwersacją.

- Oficjalnie przestaję uważać was za przyjaciół! Ja wam się zwierzam z ważnych dla mnie rzeczy, a wy...

- Idzie Ojiro! - przerwałem mu, gdy w tłumie dostrzegłem chłopaka. Ojiro używał swojego ogona do przemieszczania się w powietrzu; nie był to może najcichszy sposób, bo chociażby odbijanie się takim dużym ogonem od budynków generowało hałas, ale za to było skuteczne. Zaledwie kilka sekund później wylądował na dachu, obok Kirishimy. Od razu zauważyłem, że miał jeszcze problem ze stabilnością w lądowaniu. Jego ciało zachwiało się niebezpiecznie w pierwszych sekundach po zetknięciu z dachówkami. Miał szczęście, że ktoś stał obok niego.

- Dzięki. - Kiwnął Kirishimie, odzyskując równowagę - Są tuż za tym dużym, oszklonym budynkiem - zrelacjonował, patrząc się na każdego z nich po kolei. - Deku, Uraraka, Shinsō i Iida. Deku ma chustę. Zieloną. Obwiązał nią sobie szyję.

Uśmiechnąłem się triumfalnie. Moja nagromadzona energia od samego początku szukała ujścia, nie mogłem się doczekać starcia. W dodatku mój strój bojowy sprawiał, że czułem się dzisiaj jeszcze lepiej niż zwykle. Nie mogłem zmarnować takiej okazji. W zeszłym tygodniu przymocował do rękawów dodatkowe wspomagacze. Co prawda umknęło to uwadze moich przyjaciół, jednak sama świadomość, że znalazłem kolejny sposób na ulepszenie kostiumu, jeszcze bardziej podbudowywała moją chęć do działania.

- To jaki mamy plan? - zapytał Kirishima, patrząc się wyczekująco w moim kierunku.

- Plan? - zadrwiłem, unosząc brew - Deku jest od planów. My idziemy, miażdżymy i wracamy jako zwycięzcy. - Ponownie zacisnąłem pięść. - Czy wszyscy zapamiętali kolejność czy mam się powtórzyć?

- Idziemy i miażdżymy - wyliczył Kaminari - Nawet ja pojąłem.

- Zaraz, zaraz - zaoponował Ojiro, wymachując energicznie rękami - jest z nimi Shinsō. Nie możemy zwyczajnie pójść tam bez planu. Wystarczy, że zareagujemy na jego zaczepkę, on zawładnie naszym umysłem, zniewoli ciało i praktycznie już po nas. Potrzebujemy jakiś sygnałów, czegokolwiek! Coś czego nie rozszyfrują od razu, a nam zastąpi mówienie podczas starcia!

- To ustalcie to szybko między sobą, póki nie zmienili swojego położenia!

Ojiro zaniemówił na chwilę, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

- Jak to ustalcie? - wydukał w końcu - A ty?

- Mi macie zostawić Deku! - warknąłem - Nic więcej mnie nie interesuje!

Ojiro posłał Kirishimie błagające spojrzenie, aby ten w jakiś sposób zareagował, wykazał się większą umiejętnością dowództwa niż ja. Chłopak jednak odpowiedział zaledwie żałosną namiastką uśmiechu i wzruszeniem ramion. Ojiro od samego początku nie ukrywał, że przydzielona drużyna nie za bardzo mu odpowiadała. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że wszelkie obiekcje dotyczyły mojej osoby, zresztą nie była to pierwsza sytuacja tego typu. Gdy zadania wymagały wymieszania drużyn, każdy modlił się, aby nie trafić na mnie. Wszyscy wiedzieli, że współpraca ze mną to czysta loteria - podczas zadań myślałem wyłącznie o sobie, jeśli istniało wyjście z sytuacji bez przemocy, zawsze znalazłem sposób, aby jednak przemocą kłopot rozwiązać. Byłem głośny, impulsywny i nieprzewidywalny. Gwoli ścisłości - to wszystko zlepek różnych opinii. Czy mi to przeszkadzało? Niekoniecznie. W pojedynkę dzięki temu byłem niezwyciężony i już na starcie zapewniałem sobie przewagę. Problem dotyczył głównie zadań zespołowych.

- To tyle jeśli chodzi o nasz plan! - zawołał Kirishima, wskazując palcem na oszklony budynek - Ruszyli!

- Drużyna Bakugō! - zawołałem, strzelając szyją - Pełna gotowość!

Kaminari zjechał po dachówkach, w ostatniej chwili zapierając się butami o solidne, metalowe mocowania przy krawędzi dachu.

- Kiedy ustaliliśmy, że nazywamy się Drużyna Bakugō? - zapytał.

- Zmiana planów! - Klasnął Kirishima, aby zwrócić uwagę pozostałych. - Drużyna Złamanego Serca Kaminariego!

- Nie mam złamanego serca!

- Deku jest mój! - przypomniałem tylko.

I skoczyłem.

Przez kilka sekund opadałem nieważki w powietrzu, czując jak powietrze przyjemnie mierzwi moje włosy. Potem wylądowałem twardo na ziemi, na ugiętych kolanach, nieznacznie tylko niwelując upadek swoją zdolnością. Budynek był wyżej niż oszacowałem, po ciele i tak przeszedł mnie nieprzyjemny, rozchodzący się ból. Aż przypomniały mi się pierwsze nieumiejętnie skoki, dawne treningi, gdy dzień za dniem stawiałem sobie coraz większe wyzwania, aby jak najlepiej wyćwiczyć swoje ciało.

Teraz wyprostowałem się i ponad uciekającym tłumem spojrzałem na chłopaka, któremu zablokowałem drogę. Może zabrzmi to zbyt filmowo, ale w tamtej chwili wszystko inne przestało dla mnie istnieć. To Deku wypełnił całe moje pole widzenia. W jego oczach najpierw odnotowałem zdziwienie; pewnie nie spodziewał się, że zaryzykuję skok w przestraszony tłum. Zdumienie jednak szybko ewoluowało w determinację. Delikatnie się uśmiechnął, co osobiście odczytałem jako prowokację.

Sprostuję teraz dwie rzeczy.

Pierwsza - mnie się nie prowokuje.

Druga - fakt, że znasz kogoś od dzieciństwa, nie oznacza, że automatycznie można nazywać taką osobą przyjacielem. W przypadku Deku nawet nazwanie go kolegą było przesadą, chociaż jako dzieci spędzaliśmy w swoim towarzystwie każdą wolną chwilę, wiedział o mnie więcej niż moja własna matka i (co gorsza) ze wzajemnością. Chłopak przejawiał jednak wiele cech, których nie rozumiałem, dlatego zdarzało się, że czasami go prowokowałem, jeszcze częściej obrażałem. Było to silniejsze ode mnie i obelgi jakoś tak naturalne wychodziły z moich ust - z niektórych byłem nawet dumny, co chyba nie świadczyło o mnie zbyt dobrze. Deku był zbyt miły, zbyt uprzejmy, zbyt pomocny, zbyt troskliwy, zbyt uparty. Wszystko jednak tak naprawdę sprowadzało się do jednej, zasadniczej kwestii - Deku był, a być go nie powinno. Powinien właśnie wychodzić z jakiejś podrzędnej szkoły, jako przeciętniak marzyć o zostaniu bohaterem, a nie stawać przede mną jakbyśmy byli równi sobie.

- Kacchan! - zawołał na mój widok. Przywiązana opaska na jego szyi delikatnie zafalowała pod wpływem wiatru. Chłopak przyjął pozycję bojową, gotowy zmierzyć się ze mną tu i teraz. Z jego miny wywnioskowałem, że na taki obrót wydarzeń się szykował. Deku miał umysł analityka. Planował, przewidywał i gromadził dane. Z analiz wyciągał wnioski i budował strategię. Niejednokrotnie podczas starcia braki w sile nadrabiał umysłem.

- Oddasz chustę po dobroci czy chcesz zaznać niewyobrażalnego cierpienia, nieudaczniku? - zagadnąłem, ostrzegawczo wywołując mini-wybuchy, które rozjarzyły moje rękawice. Ja byłem typem osoby, która improwizuje. Myślałem na bieżąco, przewidywałem dopiero na polu walki, a zaskakiwałem siłą i agresją.

- Wybacz, Kacchan - powiedział, posyłając mi przepraszające spojrzenie - Chwilowo tylko nam zawadzasz.

- Ratujemy go czy jeszcze czekamy? - Usłyszałem jak Kirishima zwrócił się do pozostałych członków drużyny. Zerknąłem w ich stronę. Kirishima wychylał się zza krawędzi dachu. O dziwo, nie podjęli mojej taktyki agresywnego natarcia, tylko cierpliwie czekali na rozwój wydarzeń.

- Bakugō, poradzisz sobie? - Padło pytanie.

- Nie potrzebuje ratu...! - wrzasnąłem w odpowiedzi Kaminariemu, jednak niespodziewanie coś uniemożliwiło mu dokończenie zdania. Stanąłem skamieniały, nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. Nabrałem powietrza, rozsierdzony do granic możliwości, jednak nie przyniosło to żadnych efektów.

- Udało się. - Nie wiadomo skąd pojawił się Shinsō, udając głos mojego przyjaciela z drużyny.

Szalik, który dla postronnych wyglądał jak dodatkowy element ubioru, zafalował delikatnie i po chwili oplótł moje usta, profilaktycznie uniemożliwiając mi mówienie. W rzeczywistości biała tkanina była bronią, której opanowanie od jakiegoś czasu szkolił pod czujnym okiem Aizawy, naszego wychowawcy.

Stanął tuż przede mną, zsuwając maskę, która umożliwiała mu naśladowanie głosów.

- Faktycznie, dużo lepiej, gdy nie mówisz. - Uśmiechnął się arogancko, pociągając za materiał. Moja głowa poddała się szarpnięciu. Ruch ten miał na celu podkreślić moją chwilową bezbronność. Bezczelny, fioletowy szczur, pomyślałem. W każdej innej sytuacji Shinsō od razu dostałby po takiej prowokacji w zęby. Tym razem musiałem zaspokoić się nadzieją, że chociaż mój wzrok oddał esencję obelg, którymi obrzucałem go w myślach.

Byłem wściekły. Dałem się nabrać jak małe, głupiutkie dziecko, któremu starszy, podejrzany pan, właściciel furgonetki na obcych blachach, obiecał lizaka za drobną przysługę wewnątrz przyczepy.

Dar Shinsō opierał się na kontroli umysłów i w tej właśnie chwili byłem jego marionetką. Nie mogłem się ruszyć, co gorsza na widzimisię tego chłopaka, z niechlujnymi, fioletowymi włosami, mogłem zaatakować swoich towarzyszy; wystarczyła jego wola. Szybkie kalkulacje w głowie uświadomiły mi, że nie miałem aktualnie za dużego wyboru - musiałem czekać dopóki któryś z moich kolegów z drużyny nie dezaktywuje daru Shinsō.

- Chłopaki, załatwmy to bezproblemowo, co? - zawołał Kirishima, pojawiając się tuż przede mną; jego lądowanie po utwardzeniu było ciężkie, jednak pewne i pod kontrolą - Jest piątek, to są ostatnie nasze zajęcia!

- Ja pier...! - Krzyk Kaminariego za moimi plecami zgrał się z hukiem. Przypominało to dźwięk zderzenia czegoś ciężkiego z klapą jednego z metalowych śmietników. - Nic mi nie jest!

- Zostało nam dziesięć minut do końca ćwiczenia! - zaznaczył Ojiro, którego usłyszałem nad swoją głową. Chłopak udał się od razu na tyły, do statystów. Przelotnie tylko zauważyłem jak pomiędzy ludźmi przewijała się jeszcze Uraraka oraz Iida z przeciwnej drużyny, tłumacząc podstawowe zasady bezpieczeństwa.

- Uraraka, mieszkańcy są bezpieczni? - upewnił się Deku.

- Tak! - odkrzyknęła dziewczyna.

- Ej, Kirishima! Może się dogadamy?

- Po moim trupie, Deku!

Nie mogłem uwierzyć, że moja drużyna tak swobodnie podchodziła do zadania. Ja byłem zniewolony, a tymczasem oni prowadzili sobie konwersację na poziomie sąsiadek zapraszających siebie na popołudniową herbatę i ciasto.

- Bakugō, nie zabij mnie za to, błagam! - Usłyszałem za swoimi plecami.

W końcu, pomyślałem.

Poczułem jak dłoń Denkiego dotknęła moich pleców, czego następstwem było wyjątkowo nieprzyjemne uczucie; jak przeskok iskry elektrycznej przy dotyku. Wielokrotnie dawałem do zrozumienia, że jeśli Kaminari kiedykolwiek spróbuje na mnie swoich sztuczek, nie pozostanę mu dłużny - jednak w tej sytuacji dar chłopaka wyzwolił mnie spod quirku Shinsō, dzięki czemu odzyskałem kontrolę nad swoim ciałem.

- Zabiję cię, Kaminari! - wybełkotałem mimo to spod materiału chusty, ale szybko przypomniałem sobie, że mam ważniejszy cel: - Dajcie mi tego fioletowego kościotrupa! - wrzasnąłem, gdy wyswobodziłem się z materiału.

- Co za prostacka obelga - prychnął Shinsō, wywracając protekcjonalnie oczami. Mimo wszystko cofnął się na parę kroków, zwijając pośpiesznie swój szalik.

- Twoja matka...!

- Chwila, chwila - przerwał mu Kirishima - Może zostawmy rodziców w spokoju?

- Wkurzyliście mnie! - warknąłem, ignorując sugestie i od razu ruszyłem na chłopaka, rozgrzewając swoje dłonie do ataku.

Wiedziałem, że Shinsō w ofensywie nie miał szans, szczególnie z kimś takim jak ja. Z przyjemnością chciałem odegrać się za wcześniejsze upokorzenie i w ogóle ośmielenie brania mnie na celownik. Drużyna przeciwna musiała jednak uwzględnić słaby punkt Shinsō podczas kreślenia planu działania; nim zdążyłem dobiec do kontrolera umysłów, przy uchu usłyszałem wyładowanie elektryczne, a sekundę później poczułem ból od silnego kopnięcia w prawy bok. Poleciałem w kierunku znaku drogowego. Mogło skończyć się to bolącą konfrontacją z metalowym drągiem, jednak w ostatniej chwili wykorzystałem sytuację na swoją korzyść. Złapałem rurkę, okręcając się wokoło niej. Wyrzuciłem swoje ciało ponownie w kierunku Shinsō.

- Teraz też go uratujesz, Deku!?

Jak na zawołanie chłopak pojawił się przed Shinsō. Wyciągnął rękę w moim kierunku, układając charakterystycznie palce, aby tym razem odrzucić mnie podmuchem wiatru. Przygotowałem się na taką ewentualność. Wybuchami prawej i lewej ręki zmieniłem kierunek swojego lotu i to nie jeden, a trzy razy. Dzięki temu w przeciągu kilku sekund uzyskałem przewagę: ominąłem Deku, zmyliłem go i wylądował za plecami Shinsō.

- Faktycznie - zacytowałem go z drwiną - Dużo lepiej, gdy działam!

Deku słynął jednak ze swojej szybkości i siły. Chociaż przez chwilę udało mi się zdominować starcie, to wciąż było za mało, aby chłopak nie zdążył zareagować. Już miałem zamiar obezwładnić kontrolera od tyłu, gdy niespodziewanie zmaterializowała się przede burza zielonych włosów. Miałem straszliwe problemy z jego kopniakami. Były silne i precyzyjne, co gorsza, stale ulepszane. Tym razem nie pozwoliłem na uderzenie. Odskoczyłem. Nie zmarnowałem natomiast skumulowanej energii. Zdążyłem wywołać eksplozję, zmuszając przeciwników do zmiany pozycji.

Chwilę później do starcia dołączył również Kirishima. Wykorzystałem nieuwagę Izuku, który ponownie skupił się na pomocy Shinsō, chociaż ten nieumiejętnie próbował bronić się swoim szalem. Deku jednocześnie odpierał jeszcze ataki - pilnowanie chusty przy tylu bodźcach zeszło u zielonowłosego na dalszy plan. Znałem go na tyle długo, by wiedzieć kiedy instynkt bronienia innych brał u niego górę nad wykonaniem zadania.

- Tak się wygrywa, cholerne nieudaczniki! - krzyknąłem i ruszyłem ku nim, napędzając wybuchem swoje ciało. Zrobiłem to wyjątkowo szybko i porywczo; nawet jak na mnie. Swoje pole widzenia ograniczyłem jedynie do zielonego materiału, który poddawał się każdemu energiczniejszemu ruchowi Deku.

Znajomość i współpraca ze mną miała pewne dobre strony - uczulała na wyostrzenie niektórych zmysłów i instynktów bardziej niż innych. Do jednych z nich należał instynkt przetrwania. Z tego powodu Kirishima wiedział, że to jest ten moment, kiedy trzeba odskoczyć. Deku zorientował się chwilę za późno - na tyle aby cofnąć się i pociągnąć za sobą fioletowłosego, ale nie na tyle, aby uniemożliwić zerwanie chusty drużyny z jego szyi. Nie zastanawiałem się czy tak mocne szarpnięcie za materiał może w jakiś sposób zaboleć Deku. Prawdę powiedziawszy, nic mnie to nie obchodziło. Najważniejsze było, że wykorzystałem sytuację i zerwałem chustę.

Taki ruch kosztował mnie jednak chwilową utratę kontroli nad swoim ciałem.

- Wygrałem, wy marne istoty! - zawołałem i dopiero wtedy zacząłem się orientować dokąd lecę.

- Bakugō! - Zdążyłem usłyszeć w odpowiedzi krzyk Uraraki, nim runąłem w tłum statystów.

Gdy chwile przed zderzeniem zorientowałem się w swoim położeniu, odruchowo starałem się wyhamować, korzystając ze swoich umiejętności, jednak użycie wybuchowego daru wśród zbiorowiska ludzi mogło mieć o wiele gorsze konsekwencje, niż zderzenie z nimi.

- Z drogi! - warknąłem.

Przez głowę zdążyła przelecieć mi jeszcze myśl, że przede wszystkim miałem uważać na tych przeklętych ludzi. Gdy zderzyłem się z kobietą, która nie zdążyła odsunąć się wystarczająco szybko, poczułem nie tylko ból, ale przede wszystkim strach - naprawdę nie chciałem doprowadzić do takiej sytuacji. Po zderzeniu przeturlałem się jeszcze parę razy po asfalcie, czując jak każda ostra krawędź kruszywa wbijała się boleśnie w moją skórę, największy ból poczułem na policzku.

Gdy tylko zatrzymałem się, od razu próbowałem odzyskać ostrości widzenia i zorientować się co z kobietą.

- Nic się pani nie stało? - Wychowawca zjawił się od razu. Ukucnął przy niej, każąc rozsunąć się rozemocjonowanemu tłumowi.

- Moja ręka - stęknęła, pokazując na swój nadgarstek. Nawet ze swojej pozycji mogłem zauważyć, że na takie obrażenie nie wystarczyłaby sama maść i zimny okład z lodu - coś jest nie tak.

W dłoni trzymałem zieloną chustę, jednak zdenerwowane spojrzenie wychowawcy, wystraszony wzrok tłumu, a przede wszystkim łzy na twarzy kobiety nie pozostawiały złudzeń - dawno tak nie spieprzyłem sprawy.


2

RedRiot 🪨🔴:Wiadomo co z tą kobietą?

Iida 🚲 : Widziałem się jakieś dwie godziny temu z wychowawcą.

Iida 🚲 : Złamanie.

Pikachu ⚡: Swoją drogą, dawno nie widziałem tak wkurzonego Aizawy.

Pikachu ⚡: @Bakugo Katsuki Zjebałeś stary

Sero 🧻: Nooo

Bombowy Bakugo 💣: Zejdźcie ze mnie

Deku 🥦: Przy takim odrzucie bardzo ciężko jest skontrolować swoje ciało, tym bardziej wyhamować. Biorąc pod uwagę zdolności Kacchana, podjął jedną z najlepszych decyzji. Wybuch wśród tłumu mógł się skończyć dużo gorzej.

Sero 🧻: Ten jak zwykle analizuje...

Pikachu ⚡: Kto ma ochotę na wyjście dzisiaj po 20?

RedRiot 🪨🔴: Jestem za.

Sero 🧻: Ja odpadam.

Deku 🥦: Z chęcią!

Bombowy Bakugo 💣: Zjeżdżam na weekend do domu.

🔥Ciepłozimno 🧊: Ja dam znać za godzinę.

🔥Ciepłozimno 🧊: Kto znowu zmienił mi nazwę?

🔥Ciepłozimno 🧊: I dlaczego ciepłozimno?


3

Czułem się okropnie. Na weekend postanowiłem zjechać do domu rodzinnego. Uznałem, że łatwiej będzie mi ignorować rodziców (sztuk dwie) niż całą klasę (sztuk dwadzieścia).

W piątek wieczorem byłem cholernie zmęczony i marzyłem tylko o pójściu spać, ale zapomniałem, że w takich sytuacjach na matkę zawsze można było liczyć. W kwestii podniesienia ciśnienia działała szybciej niż kawa. Ledwo zdążyłem zamknąć drzwi wejściowe, na powitanie dostałem od niej zrolowaną, mokrą ścierą w głowę. Cios był mocny i precyzyjny; widać, że nie wyszła z wprawy pomimo mojej wyprowadzki do akademika.

- Oszalałaś, ty stara rur...!?

- Uważaj na słowa, gówniarzu! - huknęła, ponawiając cios - Z ojcem wszystko już wiemy!

Czasami zastanawiałem się na którym etapie swojego dzieciństwa miałem nauczyć się pokory, mówienia o emocjach i budowania relacji opartej na wzajemnym słuchaniu i szacunku, gdy życie pod jednym dachem z Mitsuki Bakugō było wieczną walką o wszystko. Była nerwowa i agresywna, walczyła o swoje i mało kto był w stanie sprzeciwić się jej zdaniu. Czyż nie brzmiało znajomo? Chociaż musiałem przyznać, że miewała również przebłyski matczynej miłości, wyluzowania, spokoju i szacunku - ponoć tych cech brakowało właśnie mnie. Ojciec? Ojciec był za spokojny, a spokój w tej rodzinie nie gwarantował prawa do głosu, dlatego z reguły nawet nie zwracałem na niego uwagi.

- Czy tobie na mózg padło, aby łamać jakiejś niewinnej kobiecie rękę?

- Sama się pchała na bycie statystką! Mogła tam nie stać!

- A ty mogłeś myśleć!

- Gdyby nie ona, wygrałbym zadanie!

- Gdyby nie ty, nie złamałaby ręki!

W tym momencie ojciec wychylił się z kuchni. Powitanie ograniczył do ledwo zauważalnego kiwnięcia głową. Ja swoje ograniczyłem do zignorowania jego obecności.

Staruszek podczas kłótni z reguły przyjmował taktykę przeczekania. Nie angażował się w emocjonalną wymianę zdań, zawsze jednak był gdzieś tam w tle. Tym razem postanowił wyłamać się ze swojego schematu i interweniować w trakcie żywej wymiany zdań. Co prawda stanął tylko przy matce i czule położył rękę na jej ramieniu, ale już to wystarczyło, abym uniósł pytająco brew. Jego zmartwiona mina nie wróżyła nic dobrego, tym bardziej, że patrzył się na mnie.

- W poniedziałek ma się odbyć spotkanie rady nauczycielskiej w U.A. - powiedział.

- I co mnie to obchodzi? - burknąłem.

Kłamałem. W jednej sekundzie moje nogi zrobiły się jak z waty.

- Bakugo - zaczęła ostro matka, jednak widać było, że nie chciała mówić tego co padło później: - Niektórzy nauczyciele naciskają, aby wyrzucić cię ze szkoły.

Continue Reading

You'll Also Like

920K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...
5.8K 452 23
Przez całe życie staramy się uciec od przeszłości, licząc, że konsekwencje naszych dawnych czynów nas nie dopadną. Nicole Jade uciekła od przeszłości...
145K 3.9K 172
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
78.2K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...