Nie potrafisz mi się oprzeć |...

By girlsgirlsgirls010

113K 4.7K 1K

Camila Cabello zaczyna studia na Uniwersytecie Kalifornijskim, ta cicha, poukładana i skryta dziewczyna napo... More

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XIV
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
XXXIV
XXXV
XXXVI
XXXVII
XXXVIII
XXXIX
XL
XLI
XLII
XLIII
XLIV
XLV
XLVI
XLVII
XLVIII
XLIX
L
LI
LII
INFORMACJA ADVOCATE OFFICE
LIII
LIV
LV
LVI
LVII
LVIII
LIV
LV
LVI
LVII
LVIII
LIX
LX
LXI
LXII
LXIII
LXIV
LXV
LXVI
LXVII
LXVIII
LXIX
LXX
LXXI
LXII
LXIII
LXIV
LXV
LXVI
LXVII
LXVIII
LXXX
LXXXI

LXIX

1.1K 58 18
By girlsgirlsgirls010

Lauren pov

- Stój gówniarzu! - Krzyczałam biegnąc za Nim do garażu. - Cameron, nie ręczę za siebie! - W końcu dopadłam tego gnojka i zamknęłam za sobą drzwi ciężko dychając. - Co Ty odwalasz?! - Wbiłam w syna morderczy wzrok.

- Przestań traktować mnie jak dziecko! - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej mierząc mnie wściekłym wzrokiem.

- To przestań się tak zachowywać! - Wyrzuciłam ręce w powietrze. - Co Cię opętało?! Dorośli nie uciekają.

- Znowu to robisz! - Opuścił ręcę wzdłuż ciała i zacisnął dłonie w pięści.

- Co? - Uniosłam brew ku gorze nie wiedząc o co chodzi.

- Pojawiasz się, chwile jest dobrze i znikasz! - Kopnął w opony stojące obok, a jego twarz zaczęła płonąć ze złości.

- O czym Ty mówisz? - Zupełnie nic nie rozumiałam, myślałam, że fajnie spędził urodziny, nic nie wskazywało na taki wybuch złości.

- Słyszałem Twoja rozmowę z dziadkiem. Znowu wyjeżdzasz. - Zaśmiał się smutno i spuścił wzrok.

Kurwa.

Zrobiłam krok w jego stronę, a On usiadł na betonowej podłodze chowający twarz w dłoniach.

- Mama znowu będzie cierpieć. Dlaczego to robisz? Nie możesz zniknąć raz, na zawsze? - Podniósł głowę, jego oczy były zeszklone. - Myślałem, że teraz już naprawdę zostaniesz. Pozbyłaś się Jackie. - Pociągnął nosem.

Szybko zerwałam się z miejsca, w którym stałam i usiadłam obok niego krzyżując nogi w kostkach i opierając łokcie o kolana. Zabolało mnie serce.

- Przecież wrócę, muszę pracować. - Westchnęłam i spojrzałam na niego bokiem.

- Wiem co robisz, nie jestem głupi. - Przetarł dłonią nos. - Mama myśli, że jestem małym dzieckiem i niczego nie rozumiem, ale ja wszystko wiem. Noah mówił mi co robi Jego tata i pokazywał broń. - Wzruszył ramionami. - Wiem co robisz z Jego tatą, widziałem też zdjęcia.

- Cameron. - Zaczęło kręcić mi się w głowie, Camila mnie zabije..- Nie wiem co widziałeś, ale gwarantuje Ci, że nie powinno Cię to martwić. - Spojrzał na mnie podejrzliwie. - Nie powinieneś widzieć żadnych zdjęć, a tym bardziej dotykać broni. - Pokręciłam głowa. - Nie możesz nikomu o tym powiedzieć, zrozumiano? A zwłaszcza mamie. - Kiwnął głową.

- Na ile wyjeżdzasz? - Zapytał skubiąc swoje spodenki.

- Na tydzień. Tak myśle. - Kiwnęłam głową. - A jak wrócę zabiorę Cię na strzelnice.

- Naprawdę?! - Jego oczy szeroko się otworzyły. - Noah może iść z nami?! - Spojrzał na mnie z nadzieja.

- Jeśli wujek Tyron się zgodzi. - Już żałowałam tej decyzji, ale gówniarz nie mógł się wygadać Camili, bo by mnie zatłukła.

- Jesteś najlepsza! - Wstał na nogi i wyrzucił ręcę w powietrze, a ja poklepałam go po głowie.

- Jest jeden warunek. Idź do matki i Ją przeproś, powiedz, że nic się nie stało. Zrozumiano? - Uniosłam brew ku górze.

- Tak..Przepraszam. - Zrobiło mu się głupio. - Pójdę do mamy i wrócę do namiotu.

Gdy wyszedł odetchnęłam z ulga, rozumiem, że się martwi, ale jego roztargnienie działa mi na nerwy. Może ma jakieś ADHD? Muszę zapytać Camilę czy robiła jakieś badania..

W drodze do domu sprawdziłam teren, aby się upewnić, ze chłopaki są bezpieczni w namiotach. Po drodze myślałam o tym, że Tyron będzie się musiał bardzo postarać, żeby nie dostać wpierdolu. Jak może trzymać broń na widoku 12nastolatka?! Cameron raz dostał się do broni i od tamtej chwili pilnuje, aby sytuacja się nie powtórzyła. Zdjęcia? Wiem, że Ty jest pojebany i lubi fotografować ofiary, ale na litość boską..on kolekcjonuje zdjęcia zmaltretowanyc trupów do cholery! Nie chce żeby Cameron widział takie rzeczy, jest za młody, jeszcze przyjdzie na Niego czas, a wtedy wszystko mu pokaże.

Camila pov

- Nic się nie stało, skarbie. - Uśmiechnęłam się smutno.

- No to będę szedł do chłopaków..- Zaczął się powoli wycofywać.

- Dobrze, kocham Cię. - Czekałam na odpowiedz i mocnego przytulasa, ale usłyszałam tylko „ja Ciebie tez" i w dwie sekundy się ulotnił.

Zdziwiło mnie to, że przyszedł i przeprosił, że zareagował chaotycznie i niedojrzale widząc mnie z..Lauren. Powiedział, że bał się o to, że Lauren znowu Nas zostawi, a dziś było tak fajnie.. Serce mnie zakuło, bo nie chciałam, żeby się o mnie martwił. On widział więcej, niż myśle.

Ruszyłam do spiżarni i chwyciłam butelkę białego wina, gdy wychodziłam, aż podskoczyłam ze strachu.

- Może na urodziny wybuduje Ci piwniczkę z winami? - Położyła rękę na framudze obok drzwi blokując mi wyjście.

Za kilka dni mam urodziny, skończę 32 lata, czuje się staro.

- Spiżarnia mi wystarczy.. - Zaczęłam oglądać etykietę od wina. - Cameron przyszedł i przeprosił, że tak się zachował.

- Wiem. - Kiwnęła głową. - To się nie powtórzy.

Pocałunek czy sytuacja z Cameronem?

- Napijesz się wina? - Uniosłam butelkę, a Zielonooka ją przejęła i chwyciła za otwieracz do wina pozbywając się korka.

- Postanowiłam zorganizować małe przyjście urodzinowe. - Przesunęłam kieliszkiem po wyspie kuchennej, a po chwili został uzupełniony. - Przyjdziesz?

- Kiedy? - Zapytała i nalała sobie whisky do literatki, po czym skierowała się na kanapę.

- Myślę, że w piątek. - Zaczęłam kartkować kalendarz widzący na ścianie.

- Przyjdę. - Upiła łyk bursztynowego trunku i rozłożyła się na kanapie, a ja dołączyłam po chwili.

Dziś środa, co wiąże się z wizytą w gabinecie doktora.

Czekałam już jakiś czas w recepcji, z wynikami w teczce, które zrobiłam kilka dni wcześniej. Miła recepcjonistka zaproponowała mi kolejna szklankę wody, ale odmówiłam spoglądając na zegarek. Nie zdążę odebrać Camerona ze szkoły, więc napisałam SMS do Tyrona, czy może zabrać się z nim i Noah.

Gdy moja kolejny nastała weszłam do białego, stedylnego gabinetu. Doktor wstał zza biurka i uścisnął mi dłoń witając się.

- Jak się masz? - Zapytał, gdy podałam mu dodatkowe wyniki.

- W porządku, ale proszę nie trzymać mnie w niepewności, doktorze. Czy coś się dzieje?

- Najpierw przeprowadzimy wstępne badanie ginekologiczne, a później przeanalizujemy wyniki. Proszę iść za parawan, Camilo.

Uśmiechnęłam się i udałam do pomieszczenia, w którym pozbyłam się dolnej garderoby i przebrałam w szpitalną spódnice, aby doktor mógł przeprowadzić badania.

Usiadłam na krześle, gdy doktor zakładał lateksowe rękawiczki.

Po szybkim badaniu ginekologicznym usiadłam ponownie przy biurku czekając na to co powie. Zmartwiła mnie mina doktora, zachowywał się dziwnie.

- Camilo, nie mam zbyt dobrych wieści. - Spojrzał na mnie zza dokumentów z okularami na nosie.

- Co to znaczy? Mam raka? - Otworzyłam szeroko oczy.

- Nie, cytologia, ani badanie na to nie wskazuje. - Zatrzymał sie na moment.

Mów do cholery!

- Więc? - Zaczęłam się gotować w środku.

- W rezultacie wypadku, niestety, ale..przez złamaną miednice nie będziesz mogła mieć więcej dzieci.

Poczułam nagły ucisk w żołądku, gorąco rozprzestrzeniło się w całym moim ciele.

Nie możesz mieć więcej dzieci.

Czy ja chciałam mieć więcej dzieci?

- Camilo? - Z moich myśli wyrwał mnie głos doktora. - Czy wszystko w porządku?

Patrzyłam na siwego mężczyznę w okularach, a w moich oczach zebrały się łzy. Szybko ubrałam na twarz uśmiech i wyprostowałam się na krześle.

- Ja..ja nie wiem co powiedzieć. - Chyba dalej to do mnie nie dociera.

- Możemy wdrożyć leczenie, zrobimy kolejne badania. Jesteś młodą, zdrową kobietą. - Uśmiechnął się ciepło, a ja kiwając głową wstałam i zebrałam wszystkie medyczne dokumenty upychając je do torebki.

- Dziękuje, doktorze. - Pożegnałam się szybko i wybiegłam z gabinetu przelotnie żegnając się z kobieta w recepcji.

Emocje jakie mną targały, były nie do opisania. Czy jestem zła? Nie. Jestem smutna, cholernie smutna. Zawsze chciałam mieć minumum dwójkę dzieci, a jeden, koszmarny wypadek zniszczył moje marzenia. Choc kogo ja oszukuje..z kim miałabym mieć kolejne dziecko? Mogę teraz dziękować Bogu, że mam Camerona. Nie mogę się załamać, muszę kochać Go najbardziej na świecie. To nie koniec świata, zawsze pozostaje adopcja..zawsze tez mogę cieszyć się z tego co mam.

Kilka dni później siedziałam w kuchni realizując zamówienia, które dziś rano przyszyły do sklepu. Oczywiście nikomu nie powiedziałam o tym, o czym poinformował mnie doktor. Nawet Harremu. Postanowiłam to przemilczeć, niestety..nie mam na to wpływu, a tez nie chce się załamać.

Pakowałam ostatnia świeczkę do kartonu i już miałam naklejać przekaz pocztowy, gdy do domu weszła Lauren, a za nią Cameron.

- Zadowolony z siebie jesteś?! Masz szlaban. - Powiedziała twardo Lauren wchodząc w głąb domu.

- Ale to on zaczął! - Cameron biegł za Zielonooką rzucając swój plecak szkolny na podłogę w salonie.

- Przegiąłeś palę. Poczekaj, aż matka się dowie!

- O czym? - Stanęłam naprzeciwko Nich z rękoma na biodrach. Oboje wydawali się zakłopotani, choć Cameron raczej był przerażony.

- No! Pochwal się! - Lauren zaczęła kręcić głową, a mój syn spuścił głowę w dół.

- No..bo..- Przełknął ślinę i spojrzał na Lauren, która machnęła ręką i udała się do spiżarni.

- Co się stało?

- Bo my..razem z Noach..- Zrobił się cały czerwony. - pomyśleliśmy, że to będzie zabawne..i..

- I co? Powiedz w końcu! - Zaczął mnie wyprowadzać z równowagi.

- Położyliśmy wyzuta gumę na krzesło nauczycielki od nauk przyrodniczych..jej sukienka jest zniszczona. - Widziałam, że było mu głupio.

- To nie wszystko, mów prawdę gówniarzu, albo uziemię Cię do końca życia! - Odezwała się Lauren ze spiżarni.

- Potem pomalowaliśmy szafki sprayem. I poszliśmy na wagary. - Dodał.

- Czyś Ty zwariował? - Otworzyłam szeroko oczy. - Wiesz czym to grozi?! - Nałożyłam na siebie poły swojego kardiganu.

- Został zawieszony. Noah tez. - Lauren podeszła do mnie z kieliszkiem wina, który mi przekazała, a ja skinęła głowa w podziękowaniu. - Pokryłam już koszty. - Powiedziała. - Ale sami odnowią szafki. - Zwróciła się do Zielonookiego na co ten zaczął kiwać nerwowo głową. - Do siebie. - Zarządziła, a Nasz syn w sekundę się ulotnił.

Co On wyrabia? Co to ma być za zachowanie? Mój syn jest zdemoralizowany? Zaczepia nauczycieli? Co będzie zaraz? Dotarłam na kanapę i usiadłam podwijając nogi i upijać łyk wina. Odkąd zadaje się z synem Tyrona zaczynam się o Niego coraz bardziej martwić..ale ten wybryk jest poniżej jakiejkolwiek krytyki!

- Nie wiem co mu odbiło. - Lauren usiadła obok mnie i zaczęła łagodząco pocierać moja łydkę.

- Na ile został zawieszony? - Spojrzałam na Zielonooką, która wpatrywała się we mnie.

- Dwa tygodnie. - Powiedziała spokojnie. - Plus malowanie szafek i wybierze wolontariat.

- Nie rozumiem co mu odbiło! - Zacisnęłam dłoń na szkle. - Pojedzie do Twojej matki, może Ona zdoła Go okiełznać.

- O tak, to będzie najgorsza kara. - Lauren zaśmiała się pod nosem i ruszyła z miejsca, pewnie aby powiadomić Naszego pierworodnego o Naszym planie.

Po tym jak Cameron wdał się w kłopoty następnego dnia rano miał jechać do dziadków. Wiem, że Clara ma go za anioła nie z tej ziemi, ale myśle, ze dziadek nie odpuści. Znajdzie mu jakieś zajęcie i przemówi do rozsądku, a ja będę mogła na chwile odetchnąć.

- To nie fair. - Powiedział oddając mi swoje nintendo z naburmuszona miną.

- Nie interesuje mnie to. - Schowałam urządzenie do kieszeni swojego swetra.

- Babcia i tak pozwoli mi grać na komputerze. - Wzruszył ramionami i założył plecak na plecy.

Już miałam się odezwać, ale z salonu wyszła Lauren.

- Twoje niedoczekanie gównairzu. Masz przesrane, Noach tez. - Włożyła swoje ciężkie buty na nogi i chwyciła skórzana kurtkę.

- Lauren, język! - Przewróciłam oczami. - Słuchaj babci, zadzwonię wieczorem. - Pocałowałam Jego czarna jak smoła czuprynę.

- Zabrałaś mi telefon. - Zmrużył oczy.

- Zadzwonię na domowy, wiesz co to takiego? - Zakpiłam, bo w końcu jestem górą! Może odechce mu się robić mi wstyd na cała szkołe.

- I bardzo dobrze. - Wtrąciła się Lauren, stojąc przy drzwiach z pękiem kluczy w dłoni. - Do samochodu. - Kiwnęła głową i puściła mi oczko wychodząc.

Od razu pobiegłam na górę i chwyciłam za telefon, musiałam zaprosić Harrego, Ally i kilku innych znajomych na moje małe przyjęcie urodzinowe, które zaplanowałam na piątek i jeszcze zamówić catering, kupić alkohol..Mam sporo na głowie.

Dwa dni później

Ostatnie pociągnięcie tuszem do rzęs i będę gotowa. Mam jeszcze kilka rzeczy do ogarnięcia, więc ogarnęłam się dość szybko. Na zewnątrz jest cholernie gorąco, więc dziś ubrałam białą, ołówkową sukienkę basic, zrobiłam bardzo lekki makijaż i związałam włosy w wysoki, luźny kok. Zeszłam na dół i weszłam do kuchni, a po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.

Otworzyłam witając się z mężczyzna, który uparł się, że wniesie catering do środka, co było bardzo miłe z jego strony. Poprosiłam tez Lauren, aby kupiła szampana, bo nie zdążyłam, ale jeszcze się nie zjawiła.

Włożyłam kwiaty do wazonu na okrągłym stole, stojącym na ganku i poprawiłam złote serwetki przy talerzach. Wszystko prezentowało się pięknie, każde nakrycie wyglądało idealnie. Kieliszki były już przygotowane, a woda w basenie idealna. Będąc zadowolona z efektu weszłam do domu, gdzie o mało nie zeszłam na zawał.

- Chryste! - Krzyknęłam łapiąc się za serce ujrzawszy Harrego, Ally i jej chłopaka - Maxa.

- Wszystkiego najlepszego! - Krzyknęli i każdy zaczął przytulać się do mnie pojedynczo.

- Dziękuje Wam, zapraszam na taras. - Uśmiechnęłam się szeroko wąchając przepiękne kwiaty i odkładając prezenty na wyspę kuchenną. - Zaraz do Was dołączę!

Harry został ze mną w kuchni, natomiast Ally i jej partner udali się już do stołu.

- Czy Drakula tez będzie? - Zapytał mój przyjaciel otwierając lodówkę.

- Co? - Odwróciłam się, aby napełnić wazon wodą.

- Czarna masa? Hannibal Lecter? - Wyjął sok i upił prosto z kartonu.

- Tak, Lauren będzie. - Włożyłam kwiaty do dużego wazonu. - Mam nadzieje. - Przez moment zwątpiłam, ale chwile później drzwi frontowe otworzyły się, a do środka weszła Lauren, Tyron i jakiś nieznany mi mężczyzna z mnóstwem alkoholu w skrzynkach. Skrzywiłam brwi i podeszłam do Zielonookiej z niezbyt zadowolona miną.

- Na taras. - Zwróciła się do mężczyzn i zatrzymała na mnie wzrok. - Coś się stało?

- Co to ma być? - Chwyciłam butelkę whisky ze skrzynki, która trzymała Lauren. - Miałaś kupić szampana..

- Jest już na tarasie. - Kiwnęła głowa w stronę drzwi i ruszyła w tamtym kierunku.

Spojrzałam na zegar ścienny, dochodziła pierwsza, westchnęłam i weszłam na taras do moich gości. Spodziewałam się jeszcze dwóch osób, ale w międzyczasie Clair, ze swoim mężem powiadomili mnie, że się spóźnią.

Z Clair poznałam się w szkole Camerona, jest mamą uroczej, małej blondynki, z która przyjaźni się mój syn.

- Sto lat, sto lat!..niech żyje, żyje Nam! - Wszyscy zaczęli śpiewać, Harry zaczął rozdawać każdemu szampana i wcisnął w moja dłoń kieliszek całując mnie przelotnie w policzek, a zza dużego, białego namiotu pojawiła się jak duch Lauren, z tortem idąc w moim kierunku.

Przecież kupiłam tort!

Szeroko otworzyłam oczy, bo nie spodziewałam się niespodzianki. Moje oczy natychmiast się zeszkliły, tort był przepiękny. Biało, złoty z bezowymi różami, a na środku cyfry ze świeczek 32 i płonąca raca.

- Wszystkiego najlepszego. - Szepnęła Lauren, która zbliżyła się z ciastem, abym mogła zdmuchnąć świeczki. Uśmiechnęłam się do Niej ciepło i z dmuchnęłam, a ogień zgasł. Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować.

- Dziękuje Wam, jesteście kochani! - Zaczęłam przytulać wszystkich po kolei, zapraszając tym samym Tyrona i pracownika Lauren do stołu.

- To Ona. - Harry kiwnął głowa na Lauren, która otwierała jakiś alkohol śmiejąca się pod nosem z czegoś co powiedziała Ally. - A to jeszcze nie wszystko..- Mrugnął do mnie i się ulotnił, nie zdążyłam nic powiedzieć, więc weszłam do domu po nóż do tortu i tackę.

- Za Camilę! - Odezwała się Ally i uniosła szkło z alkoholem w górę.

- Za Camilę! - Wszyscy odezwali się chórem.

- Jesteście wspaniali, dziękuje, że przyszliście. - W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, Lauren kazała mi siedzieć i poszła otworzyć. Tona pewno Clarie z mężem.

Po kilku chwilach na taras weszli moi nowi przyjaciele.

- Wybacz, że tak późno kochana. - Blondynka ucałowała mój policzek, a zaraz
po Niej Stan.

- Miło, że wpadliście. - Przedstawiłam wszystkim parę po czym zajęliśmy miejsca.
Mała kameralna impreza przeistoczyła się w całkiem udaną imprezę. Wszyscy śmiali się
i bawili jakby znali się bardzo długo. Lauren co jakiś czas spoglądała na mnie
popijając whisky spod przymróżonych powiek.

Ally, Clarie i Harry byli już mocno wstawieni i postanowili, że wskoczą do basenu,
a reszta zawtórowała i również dołączyli. Tyron oczywiście stał na straży i był
bardzo czujny, więc odpuścił.

- Zaraz wracam! - Krzyknęłam do bruneta, który wołał mnie z basenu chlapiąc Ally wodą.

Szybkim krokiem, w czerwonym stroju kąpielowym udałam się do toalety. Spojrzałam
na swoje odbicie w lustrze i poprawiłam włosy, po czym usiadłam na toalecie i zrobiłam
siku. Przed wyjściem zmyłam rozmyty makijaż spod oczu i wyszłam.

Podstoczyłam, gdy znikąd pojawiła się Lauren.

- Czy Ty w końcu przestaniesz wyrastać z podłogi?! - Chwyciłam się za serce, a Ona
uniosła kąciki ust ku górze i wyjęła coś z tylniej kieszeni spodni.

- Wszystkiego najlepszego. - Podała mi czarne, welurowe pudełko i włożyła ręcę do kieszeni.

- Nie musiałaś..- Otworzyłam przykrywkę pudełka, a moim oczom ukazał się klucz. - Zmarszczyłam brwi. - Klucz? -
Uniosłam wzrok.

- Klucz. - Potwierdziła, a ja nadal nie wiedziałam o co chodzi.

- Do czego? - Wyjęłam kawałek metalu z opakowania i zaczęłam obracać w palcach.

- Do Twojego sklepu. - Wzruszyła ramionami, a ja szeroko otworzyłam usta.

- Słucham?!

- Jutro tam pojedziemy, nadal trwa remont, Cukeirek wszystko potwierdził, więc
będziesz zadowolona. Mam nadzieję.

- Żartujesz sobie?! - Nagle ogarnęła mnie złośc, knuła z Harrym za moimi plecami?! Skąd wiedziała, że
chce otworzyć sklep?

- Myślałam..- Podrapała się po głowie.

- Lauren, nie mogę tego przyjąć. Oszalałaś do reszty?! - Wymachiwałam rękoma, a Ona jak gdyby nigdy
nic przyglądała się moim cyckom zakrytym jedynie czerwonymi trójkątami. - Słyszysz?! - Podeszłam bliżej.

- O tak. - Kiwnęła głową. - Ale nie interesuje mnie to. - Przerwóciłam oczami i Ją wyminęłam.

- Porozmawiamy o tym jutro. - Czułam na sobie Jej wzrok, kiedy przekraczałam drzwi
tarasowe, ale postanowiłam dziś się nie denerwować, więc dołączyłam do wszystkich na basenie patrząc krzywo
na Stylesa, doigra się za knucie za moimi plecami. Miałam świetny plan
i postanowiłam, że wdrożę go właśnie teraz.

Lauren rozmawiała z kimś przez telefon popijając whisky, a ja siedziałam na brzegu basenu przyglądając się
wszystkim.

- Drink dla solenizantki. - Odezwał się sympatyczny blondyn, jak się okazało pracownik Laurn i słabość Harrego.

- O, dziękuję, Aron! Siadaj. - Przystojniak usiadł obok mnie. - Jak się bawisz? - Zapytałam wesoło popijając
smacznego drinka. - Wow, świetny!

- Jestem barmanem. - Pochwalił się. - Tak się zastanawiam, czy Harry.. - Kiwną głową na bruneta, a ten zauważając to
nerwowo uśmiechnął się w naszym kierunku, a ja posłałam mu zwycięzki uśmiech. Mój przyjaciel jest baardzo nieśmiały, a co dopiero
gdy ktoś mu się spodoba..wtedy robi z siebie niezłą fajtłapę. Zawołałam go, a on wachając się przez chwilę
w końcu podpłynął do Nas.

- Właśnie o Tobie rozmawiliśmy. - Zmierzył mnie wzrokiem cisnąc piorunami w moim kierunku. - Och, ktoś mnie woła! - Udałam
zaskoczoną i szybko wstałam. - Pogadajcie sobie. - Podeszłam w kierunku stołu, przy ktorym siedziała Lauren i chwyciłam za piwo.

Mieszanie alkoholu na pewno jutro nieźle da mi się we znaki..

- Ochłonęłaś? - Zapytała Zielonooka ze szkłem przy ustach, na co prychnęłam.

- Nie. - Upiłam łyk alkoholu i usiadłam obok.

- Oh, przestań. - Pokazała mi swój firmowy uśmiech, pociągnęła za łydkę i położyła moje stopy na swoich kolanach. - Dobrze wyglądasz jak na wiek średni. - Mrugnęła przejeżdżając dłonią po mojej stopie i łydce na chwile zatrzymując tam wzrok.

Nie przestawaj, nie przestawaj.

- I kto to mówi? - Uniosłam brew rozkoszując się dotykiem Jej dłoni. - Dzwoniłaś do rodziców?

- Tak, wszystko dobrze. - Położyła rękę na moim udzie, a ja odruchowo spojrzałam w dół. Dobrze, ze było ciemno i nie mogła zobaczyć jak bardzo policzki są czerwone. - Nie spinaj się tak. - Zaśmiała się dozując sobie więcej alkoholu.

- Camila! - Krzyknęła Cler, a ja szybko zabrałam nogi z kolan Lauren. Lubię Cler, nawet bardzo, ale ma długi język.

Blondynka poinformowała mnie, że już się zbierają i koniecznie musimy umówić się na kawę, chwile po nich Ally oznajmiła, że idzie się położyć, bo przegięła z alkoholem, a Harry i Aron zniknęli z mojego pola widzenia jakiś czas temu.

A to puszczalska gnida!

Zostałam tylko ja, Lauren i Tyron. Czarnoskóry poszedł po coś do samochodu, a ja zabrałam się za zbieranie szkła ze stołu. Lauren oczywiście zaprotestowała twierdząc, ze jubilatka nie może sprzątać, więc się zgodziłam i z radością obserwowałam jak sama trudzi się ze sprzątaniem, choć rece świeżbiły mnie, aby Jej pomoc, ale postanowiłam podziwiać widok.

Siedziałam rozłożona na wiklinowej kanapie z nogami na stole, gdy Zielonooka biegała z tarasu do domu. Alkohol ewidentne dawał mi sie we znaki, bo zaczęłam mieć nieprzyzwoite myśli, a motylki w moim brzuchu postanowiły urządzić sobie imprezę.

- Mogę? - Zielonooka stanęła nade mną i patrząc na mnie z góry przeszywała mnie spojrzeniem.

- Nie wiem? - Przygryzłam wargę siadając po turecku z lampka wina w dłoni.

- Nie wiesz? - Uniosła brew ku górze i odstawiła brudne naczynia na stół, po czym schyliła się nade mną kładąc dłonie po obu stronach mojego ciała, tym samym uniemożliwiając mi ucieczkę. - Jesteś pewna? - Zbliżyła swoją twarz do mojej, a ja nadal jak ten słup soli siedziałam po turecku bez ruchu. Lauren chwyciła moja szczękę zmuszając bym się na Nią spojrzała.

- Przestań..- Udało mi się wyszeptać jednocześnie wdychając jej cudowny zapach.

- Co mam przestać? - Zamruczała tuż przy moim uchu kładąc dłoń na moim nagim biodrze jednocześnie zahaczając o wiązania mojego bikini.

Pożar.

- Nie możemy. - Zaczęła gładzić mój bok, potem udo patrząc cały czas w moje oczy, a gdy przejechała dłonią po materiale moich majtek na moment wstrzymałam powietrze.

- Chyba jednak możemy. - Chwyciła mnie pod udami i podniosła, pisnęłam przerażona, gdy Zielonooka posadziła mnie na zimnym blacie kuchennym i pociągnęła do przodu tak, ze oplotłam Ją nogami w pasie.

- Ktoś może tu wejść..- Zarzuciłam ręce na Jej ramiona, a ona przylgnęła ustami do mojej szyi jednocześnie rozwiązując sznurek mojego bikini z lewej strony. Alkohol zupełnie nie pomaga w tej sytuacji.

- Okej. - Bez zastanowienia wzięła mnie na ręce i zaczęła kierować się na górę, niosła mnie wchodzą po schodach jakbym nic nie ważyła, gdy dotarłyśmy na szczyt schodów Lauren rozejrzała się po korytarzu, z pokoju gościnnego wydobywało się światło. Lauren szybko weszła do mojej sypialni i rzuciła mnie na łóżko stojąc nade mną przez chwilę.

Już miałam coś powiedzieć, ale pochyliła się więżąc mnie swoimi rękoma, które usadowiła po obu stronach mojego ciała i przybliżyła swoją twarz do mojej.

- Przez cały dzień paradowałaś półnaga przed moja twarzą. - Chwyciła za sznurek od mojego bikini po prawej stronie i pociągnęła. - Nie wytrzymam dłużej. - Pochyliła się jeszcze bardziej, ustami dotykając mojego obojczyka, a następnie mostka. Mój oddech stał nie nierównomierny, zaczęłam się wiercić pragnąc, aby ta chwila trwała wiecznie. Nie spuszczała ze mnie wzroku, gdy odsłoniła czerwony trójkąt z mojej piersi i zaczęła pożerać mnie wzrokiem.

- Lauren, proszę. - Chwyciłam za Jej koszulkę, a Ona ujęła mój sutek w swoje usta, natomiast Jej dłoń wyładowała na drugiej piersi. - Kurwa. - Wysyczałam, a ona uśmiechnęła się przy mojej skórze. - Przestań mnie torturować. - Zaczęłam ciągnąć Ją w górę, żeby odpiąć pasek Jej czarnych spodni, szarpałam się z zapięciem, gdy Lauren chwyciła mój nadgarstek spojrzałam na Nią pytająco.

- Nie mam prezerwatyw. - Oznajmiła.

- Nie potrzebujemy ich. - Zaczęłam znowu siłować się z zapięciem.

- Bierzesz tabletki? - Zaczęła mnie denerwować.

- Nie, daj już spokój. - Moja cierpliwość dobiegała końca.

- Camila, ja nie chce mieć.. - Zastygłam w miejscu, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. - Camila? - Lauren chwyciła moje ramie, żebym na Nią spojrzała.

- Wiesz co? - Uśmiechnęłam się, a z moich oczu zaczęły płynąc łzy. - To dobrze, że nie chcesz, bo ja i tak nie mogę ich mieć! - Zaśmiałam się ponuro - Więc możemy pieprzyć się caaałą noc! - Klasnęłam w dłonie, a Zielonooka dalej patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach.

- Co? O czyn Ty mówisz? - Dalej stała nade mną, a ja zaczęłam ścierać wierzchnim dłoni łzy płynące z moich oczu.

- Idź spać w salonie, Lauren. - Zaczęłam związywać boki mojego stroju kąpielowego.

- Camila, do cholery co się dzieje?  - Stanęła mi na drodze, gdy wstałam i zaczęłam kierować się w stronę łazienki.

- Nic czym musisz się martwić. - Uśmiechnęłam się ironicznie. - Zostaw mnie samą. - Próbowałam Ją wyminąć, ale jest silniejsza. Zielonooka chwyciła mnie za ramiona i kazała spojrzeć na siebie. Oczywiście odmówiłam, wiem, ze to nie Jej wina, ale to..co powiedziała..Camila ja nie chce mieć..dzieci.

Coś we mnie pękło. Chyba do tej chwili to do mnie nie docierało..

- Możemy..porozmawiać? - Bardziej stwierdziła niż zapytała dalej mocno mnie trzymając.

- Nie mam ochoty, chce iść spać. - Powiedziałam beznamiętnie. - Puść mnie, Lauren. - Spojrzałam prosto w Jej oczy, a Ona mnie puściła i wyszła z sypialni.

Wiem, że przez alkohol targały mną różne emocje, ale zachowałam się nie fair w stosunku do Lauren..W ogóle zachowałam się okropnie. Nie jesteśmy razem, nawet nie wiem co my robimy? Te przelotne całusy, dotykanie się, flirt..co ja do cholery robię?!

Muszę to skończyć.

Jak najszybciej.

Następnego dnia rano obudziłam się obolała, po czterdziesto minutowym prysznicu, pod którym płakałam tak, że mogłabym nawet nie odkręcać wody padłam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Otworzyłam oczy, spojrzałam w dół i szybko usiadłam.

Za moimi plecami leżała Lauren z ręka przerzucona przez mój brzuch i z głowa wtulona w moja szyje.

- Lauren. - Chrząknęłam i poruszyłam Jej ramie, a Ona coś wybełkotała. - Lauren!

- Kto?! - Zerwała się z łóżka i spod poduszki wyjęła broń celując do mnie. - Kurwa, oszalałaś?!

- Ja?! Boże, zabierz to! - Pisnęłam zakrywając się pościelą jakby to miało mi w czymś pomoc.

- Przepraszam..Nie wiem dlaczego tak mocno spałam. - Podrapała się po głowie i zabezpieczyła broń, a następnie odłożyła ją na stolik nocny, gdzie skierowałam swój wzrok.

- Co Ty tutaj robisz?! - Zmarszczyłam brwi. - Miałaś spać na kanapie.

- Myślałam..- Spojrzała na mnie.

- Co myślałaś, Lauren? - Wstałam z łóżka i weszłam do garderoby wzdychając. - Muszę odpocząć, czy możesz na jakiś czas..

- Wyjeżdżam. - Chwyciła swoje spodnie, które leżały obok łóżka i zaczęła wciągać je na swoje biodra.

- Co? - Odwróciłam się gwałtownie z ubraniami w rękach. - To znaczy..okej. - Sięgnęłam po bieliznę.

- Także ten..- Chrząknęła. - Tyron będzie w pobliżu. - Oznajmiła i podeszła do lustra, żeby okiełznać swojego koka, który wyglądał jak gniazdo Rozwścieczonych os.

Po tym jak Lauren wyszła, nawet się nie żegnając udałam się do łazienki. Ogarnęłam się i z zaschniętym gardłem zeszłam do kuchni, gdzie przy wyspie kuchennej siedział Harry i Aron , a Ally przygotowywała coś w rodzaju jajecznicy.

- Ale się sponiewierałem! - Krzyknął brunet i położył głowę na blacie.

- Dzień dobry. - Podeszłam do przyjaciółki i spojrzałam za Jej ramie. - Ładnie pachnie.

- Siadaj, wyglądasz okropnie. - Zaśmiała się, a ja wytknęłam Jej język siadając na hokerze.

Mój wzrok przykuł uwagę nieznanym kluczom, które leżały na blacie.

- To Wasze klucze? - Zmarszczyłam brwi biorąc je do ręki.

- Twoje, Lauren nie mogła dziś jechać do sklepu, wiec poprosiła mnie. - Powiedział brunet siorbiąc kawę. - A właściwie zmusiła. - Spojrzał na mnie.

Przez chwile poczułam wyrzuty sumienia, choć prosiłam i mówiłam, ze nie przyjmę tego prezentu, to wiem, ze to nic nie da i i tak wyjdzie na to co chce Lauren. Dziś nie byłam zbyt miła i teraz mi głupio..przeprosiłam moich przyjaciół i nowego..nową sympatie Harrego i poszłam powonienie na górę. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer Lauren.

Po drugim sygnale odebrała.

- Coś się stało? - Ewidentnie jechała samochodem.

- Mówiłam Ci, że nie przyjmę tego prezentu, Lauren. - Usiadłam na jeszcze nie zaścielonym łóżku.

- A ja Ci mówiłam, że mnie to nie interesuje. - Zagotowałam się i w tle usłyszałam brzdęk zapalniczki. - Uznaj to za pomoc w wychowaniu Camerona. Przecież potrzebujesz pieniędzy, a stacjonarny sklep Ci to ułatwi.

Ma racje, ale nie chce iść na skróty, prędzej czy później zarabialibyśmy na wynajęcie lokalu, remont, opłaty, towar, pracowników..kogo ja próbuje oszukać?

- Nie wiem kiedy będę mogła zwrócić Ci pieniądze.

- Po prostu wydaj je na Camerona, to nie pożyczka tylko prezent. - Powiedziała ostro. - Jedz tam z Cukierkiem i daj znać czy Ci się podoba, jak nie zadzwonię do architektki.

O nie, tylko nie Ona!

- Muszę kończyć. - Przerwała połączenie, a ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam krzyczeć w poduszkę.

Cholerna Jauregui!

I jeszcze dostanę cholerny okres.

Po małym wybuchu złości zeszłam na dół, wszyscy oprócz Harrego zebrali się do domów, a brunet leżał na kanapie i skakał między kanałami nie mogąc na nic się zdecydować.

- Możemy jechać. - Oznajmiłam z naburmuszona miną i sięgnęłam po torebkę.

- Tak! Będziesz zachwycona. - Zeskoczył z kanapy zachowując się jak pięciolatek i szybko założył klapki.

- Wyglądasz jak bezdomny. - Powiedziałam lustrując Jego strój, który składał się z brązowego dresu i japonek, po czym ruszyłam na przód, do auta przyjaciela, a On zaczął krzyczeć coś pod nosem. W sumie ja nie wyglądam znacznie lepiej w legginsach, luźnej koszulce i wciąganych butach, no cóż, kac..

Włączyliśmy się do ruchu drogowego, oczywiście ja nie prowadzę, bo nadal trochę się boje. W międzyczasie zadzwonił Cameron zapewniając, że wszystko w porządku i odbywa karę w okropnych warunkach,

Z najnowsza konsola, ogromnym telewizorem, kortem tenisowym, basenem, i innymi gadżetami..Świetna kara, rzeczywiście.

Wjechaliśmy do centrum, promienie wpadające przez przednia szybę samochodu przyprawiały mnie o bok głowy, więc zaczęłam szukać okularów po wszystkich schowkach, aż znalazłam za duże ray bany i włożyłam je na swój nos wyglądając komicznie.

- Jak utrzymałeś to w tajemnicy? - Spojrzałam na przyjaciela, który skupiony bul na drodze.

- Pani Ciemności oznajmiła..- zatrzymał się na chwilę - Może Ci zacytuje. - Parsknął pod nosem i otworzył znowu buzie. - Jak to spierdolisz to połamie Ci obie ręce.

- Ona jest nienormalną. - Zmarszczyłam brwi.

- Żebyś wiedziała.. - Wciągnął powietrze nosem. - Widzieliśmy się dwa razy w tygodniu przez trzy miesiące! - Oburzył się.

- O Boże, tak mi przykro. - Naprawdę było mi przykro, bo wiem, że Lauren nie szczędzi Harremu przykrości, albo złośliwości.

- Poświęciłem się dla Ciebie i Naszego pięknego sklepu. - Zaczął dramatyzować a ja się zaśmiałam. - To tutaj. - Zaparkował pod cukiernią. - Chodź! I oddawaj moje okulary!

Wyszliśmy na zewnątrz, okolica była jakby znajoma, to w sumie same centrum miasta..Czynsz tutaj kosztuje majątek, a co dopiero zakup lokalu. Zaczął bolec mnie brzuch.

- Idziesz?! - Harry zaczął mnie popędzać, kiwnęłam głową i ruszyłam z miejsca.

Minęliśmy cukiernie, jubilera, kwiaciarnie i dostaliśmy do pustej witryny. Przez szybę można było zauważyć jasne pomieszczenie z..tęczowym logo?! O Boże, naprawdę to zrobił.

- Otwieraj! - Podał mi klucz, który włożyłam w zamek i weszliśmy do środka.

- O mój Boże. - Zlustrowałam pomieszczenie i zaparło mi dech w piersi. Białe, puste regały do samego sufitu, przepiękna biała lada, gablotki rozstawione w różnych częściach pomieszczenia, piaskowy kolor ścian i przepiękne drewno na podłodze..halogeny w różnych miejscach i ogromny szyld na samym środku.

- I jak?! - Harry zaczął się szczerzyć i stanął za ladą.

- Nie wiem co powiedzieć. - Zatkało mnie. To musiało kosztować majątek.

- Spójrz na szyld! - Odwrócił się do mnie plecami wskazując na logo, na którym znajdowała się tęcza i literki C&H w chmurce.

- Jest..Podoba mi się. - Uśmiechnęłam się.

- Lepiej idź na zaplecze. - Ekscytował się pokazując mi coraz to nowsze rzeczy.

- Popchnął drzwi na zaplecze przepuszczając mnie przodem, wnętrze składało się z trzech pomieszczeń. Po lewej była mała łazienka, po prawej magazyn, nieduży z miejscem do tworzenia świec, ale na świeczki wystarczy, a po środku biuro. Weszłam do pomieszczenia, moje oczy od razu zwróciły uwagę na białe, ogromne biurko na samym środku, a na Nim dwa wizytowniki. I trzy bukiety czerwonych róż. Podeszłam bliżej i ujęłam jeden w dłoń.

Owner Camila Cabello

Po chwili złapałam drugą.

Co-owned Harry Styles

Łzy napłynęły mi do oczu, to wspaniały gest, nie wiem dlaczego mnie to tak rozczulilo, ale ta mała rzecz chyba uświadomiła mi, ze faktycznie to się dzieje. Moje marzenie..moje urodzinowe marzenie właśnie zaczęło się spełniać.

Lauren pov

Po kilkugodzinnym locie i zmiany strefy czasowej cholernie chciało mi się spać, ale musiałam spotkać się z nowym partnerem, który ma pomóc mi jeszcze bardziej się wzbogacić i dobrze jest mieć sojuszników w różnych częściach świata, więc śpiewam dupsko i wyszłam z lotniska. Za bramkami czekał na mnie mężczyzna ubrany w garnitur z kartką z moim fałszywym nazwiskiem. Skinęła do Niego głową, a ten ruszył, ja zaraz za nim. Po chwili dotarliśmy do samochodu, mężczyzna chciał wziąć moja walizkę, ale zrobiłam minę w stylu „chyba Cię pojebalo" i po prostu otworzył przyciskiem bagażnik. Usiadłam z przodu czego się ewidentnie nie spodziewał i włączył się do ruchu.

Droga minęła Nam w ciszy, po kilku minutach mężczyzna podjechał pod wysoki biurowiec, zakomunikował, że jesteśmy na miejscu, więc wyszłam i wzięłam swoją walizkę.

Weszłam do drapacza chmur, aby w recepcji mogła powitać mnie blondynka z wielkimi cyckami.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Ukazała rząd białych zębów.

- Jauregui. - Położyłam rękę na recepcje, a Ona otworzyła szeroko oczy i szybko chwyciła za telefon.

- Dzień dobry, Pani Jauregui już jest. - Czekała chwile. - Oczywiście, zajmę się wszystkim. - Odłożyła słuchawkę i skierowała nieśmiało oczy na moja twarz. - Pan Evans..będzie tutaj za piętnaście minut. - Zawahała się. - Bardzo mi przykro, utknął w korku, co mogę dla Pani zrobić? - Wstała ze swojego obrotowego krzesła. - Przepraszam, czy mogę coś dla Pani zrobić..- Zaczęła się plątać. Prawdopodobnie była zszokowana, bo nie wyglądałam jak wszyscy ludzie tutaj. Miałam na głowie gniazdo czarnych włosów związanych w wysoki kok, podarte czarne spodnie, ciężkie buty i skórzana kurtkę, wokół ludzie chodzili w garniturach i garsonkach.

- Po prostu poczekam. - Zlustrowałam Jej sylwetkę. Była całkiem atrakcyjna.

- Nalegam. - Odwróciła się do mnie plecami i zaczęła klikać coś na ekspresie do kawy.

- Niech będzie kawa. - Westchnęłam.

- Fantastycznie. - Uśmiechnęła się. - To identyfikator. - Położyła na blacie plastikową przepustkę. - Biuro Pana Evansa mieści się na trzydziestym piętrze. Proszę się rozgościć, a ja zajmę się Pani kawą.

- Dzięki. - Wysiliłam się na uśmiech i udałam się do windy. Co za baba. Wyjechałam na odpowiednie piętro i rozsiadłam się na fotelu w ogromnym biurze Evansa. Przez okna sięgające od podłogi do sufitu widać było cała panoramę miasta. Biurko zawalone miał jakimiś papierami, przy ścianie stało mnóstwo regałów, które wypełniały książki.

Spojrzałam na zegarek i w tym momencie do środka wpadł mężczyzna po czterdziestce z teczka pod pachą.

- Kurwa, korki jak nigdy! - Wstałam, a on podał mi dłoń. - Miło Cię w końcu poznać, Lauren. Wiele o Tobie słyszałam. - Rozpiął guzik swojej drogiej marynarki, odłożył teczkę i usiadł na fotelu za biurkiem.

- Ja o Tobie też, ale mam mało czasu, więc do rzeczy. - Po chwili do środka weszła blondynka z recepcji ze srebrna taca, na której staly dwie filiżanki świeżo zaparzonej kawy.

- To mój nowy nabytek, fajna co? - Kiwną głowa na kobietę, która była ewidentnie zażenowana.

- Czy mogę jeszcze jakoś pomoc? - Zapytała, gdy kładła kawę na biurku.

- Narazie nie, zmykaj do siebie. - Odprawił Ją i spojrzał na mnie. - Mam dla Ciebie wspaniała propozycje, myśle, że oboje możemy sobie pomóc.

- Do rzeczy. - Chwyciłam za filiżankę i upiłam łyk gorącej, gorzkiej kawy.

- Jak wiesz zarządzam wieloma przedsiębiorstwami. Oczywiście połowa z nich działa pod przykrywka, chciałbym abyś zajęła się jednym z klubów w Nowym Yorku. - Zatrzymał się na moment. - Mamy tam obecnie małe problemy..policja żywo interesuje się cała siecią, wiem, ze to ryzykowne, ale wiem tez kim jesteś. Co o tym sądzisz? - Uniósł filiżankę do ust.

- Mieszkam w Kalifornii. - Oznajmiłam.

- Wszystkie koszty przeprowadzki oraz miejsce zamieszkania pokrywam ja,

- Nie chodzi o pieniądze. - Złapałam się za głowę.

Kurwa, to świetna okazja, ale co z Camilą..Cameronem..

Jak znowu zniknę to Ona nigdy mi nie wybaczy.

- Wiem, że to ogromna prośba, ale to będzie bardzo owocna współpraca. - Zatrzymał się na moment. - Przeniesiemy cała Twoja rodzine.

Nie mam wyjścia. Muszę zarabiać. Nie mogę narażać się nikomu, bo kwestia bezpieczeństwa nie tyczy się tylko mnie.

- Kiedy? - Zapytałam trzęsąc nogą.

- Maksymalnie za miesiąc, klub musi funkcjonować.

Ona się nie przeprowadzi, dopiero co dostała sklep.

- Za miesiąc przyjdzie pierwsza dostawa, o wartości 10 milionów dolarów, to byłoby Twoje pierwsze zadanie. - Dodał. - Później masz miesiąc na zwerbowanie pracowników, choć z tym nie będzie problemu, bo respekt będą czuć od chwili, w której Cię zobaczą. - Zaśmiał się gardłowo.

- Chce poznać więcej szczegółów. - Westchnęłam w duchu i rozsiadłam się na fotelu.

Wiem, ze ich stracę. Bezpowrotnie, ale przynajmniej zapewnię im dostatnie życie.

Camila pov

- Nadal nie mogę w to uwierzyć. - Harry podał mi kawę, która kupił za rogiem i usiedliśmy na kanapie w pokoju pracowniczym.

- Ja też, ale to będzie przełom. - Upił łyk kawy. - Zjadłbym coś słodkiego. - Zrobił krzywa minę i chwycił moja torebkę, zaczął w niej grzebać wiedząc, że zawsze mam coś pod ręka. - Czemu nie ma krakersów?! - Oburzył się, ale wyjął karmelowy baton. - Musisz zrobić zakupy. - Usiadł obok mnie jedząc baton na co przewróciłam oczami.

- Muszę lecieć, bo dziś jadę po Camerona, nie wytrzymam dłużej bez Niego. - Jęknęłam. - Widzimy się tu jutro, o ósmej? - Chwyciłam torebkę.

- Oszlalaś? - Otworzył szeroko oczy. - Conajmniej dziesiąta.

- Ósma. - Powiedziałam twardo, pocałowałam przyjaciela w głowę, który coś bręczał pod nosem i wyszłam na zewnątrz.

Po znalezieniu taksówki udałam się do rezydencji Jaureguii. Droga strasznie się ciągnęła z uwagi na to, ze dom jest na..zadupiu. Po kursie zapłaciłam sympatycznemu, starszemu mężczyźnie i weszłam na podjazd gdzie zauważyłam samochód mamy Lauren. Słońce świeciło tego dnia koszmarnie mocno, co odczuwałam jeszcze gorzej przez kaca.. normalnie poszłabym na plaże, ale nie tym razem. Podeszłam do ogromnych drewnianych drzwi i zapukałam koładką. Chwile później drzwi otworzyła mi gosposia w fartuszku.

Dzień dobry siniora. - Uśmiechnęłam się, a kobieta odpowiedziała mi i uśmiechnęła się po czym wpuściła do środka. Gdy weszłam krzyknęłam wołając panią Clare, ale nikt nie odpowiadał. Wchodząc do salonu włosy stanęły mi dęba. Cameron, leżący na kanapie z mnóstwem słodyczy wokół oglądając telewizje, a po chwili z kuchni wyłoniła się Clara z ogromnym pucharem lodów.

- Proszę skarbenku. - Odezwała się do wnuka, a ja założyłam przedramiona na piersi i przybrałam wkurwiona pozę. Po chwili kobieta mnie zauważyłam aż podskoczyła.

- Camila? - Pisnela, a Cameron momentalnie się wyprostował i zastygł w miejscu.

- mamo? - Spojrzał na stół pełen niezdrowego jedzenia i potem na swoją babcie, a potem znowu na mnie.

Wstrzymałam na moment powietrze.

- Spakuj się. - Powiedziałam na co otworzył buzie. - W tym momencie. - Kiwnął głowa i pobiegł na górę. - Dzień dobry, Claro. - Uśmiechnęłam się maskując moje wkurzenie. - Widzę, ze kara przebiega pomyślnie.

- Och przestań, przecież to tylko dziecko. Przeprosił. - Wytarła dłonie w fartuch kuchenny.

- Możesz przestać podważać moje metody wychowawcze? Chcesz żeby ważył sto kilogramów?! - Wbiłam z nią rozzłoszczone spojrzenie.

- Przesadzasz, od odrobiny cukru nic mu się nie stanie. - Przewróciła oczami, a po chwili na dół z po spakowana torba zszedł Cameron.

- Boli mnie brzuch. - Oznajmił i chwycił za wspomniane miejsce na ciele. Spojrzałam na Clare, której mina zrzedła, ale oczywiście nie przyzna się do błędu.

- Pożegnaj się z babcia, wracamy do domu. - Kiwnęłam głowa na brunetkę, Cameron podszedł do kobiety I przytulił się do niej coś szepcząc. Ta pogładziła go po przydługich włosach i pocałowała w głowę.
Po szybkim pożegnaniu zamówiłam taksówkę, choć Clara upierała się, ze Nas odwiezie to grzecznie kilka razy odmówiłam, nie zniosłabym jej gadania i pouczania mnie w każdej możliwej kwestii. Cieszę się, ze pomaga i jest obecna w życiu Camerona, który tego chce, ale czasem przegina. No i nigdy nie zapomnę, ze kiedyś..chciała mi go odebrać, zawsze to pozostanie z tylu mojej głowy.

Po jakiejś godzinie dojechaliśmy do domu. Cameron od razu pobiegł do siebie, a ja weszłam do salonu. Standardowo o mało nie dostałam zawału, gdy zastałam Lauren na kanapie.

- Kiedyś zejdę na zawał, przysięgam. - Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę w celu odnalezienia składników na kolacje.

- Miłe powitanie jak zawsze. - Zaśmiała się. - Jak sklep?

- Nie wiem co powiedzieć. Jest wspaniały. - Powiedziałam zgodnie z prawda. - Ale nadal uważam, ze to zbyt wiele. - Wyjęłam z szafki makaron.

- Cieszę się, ze Ci się podoba. - Wstała i przyszła do kuchni.

- Jest idealny. - Uśmiechnęłam się. - Dziękuje Ci. Za wszystko. - Lauren uśmiechnęła się nieznacznie i usiadła na wysokim krześle przy wyspie kuchennej. - Dlaczego wróciłaś tak szybko?

- Bo wykonałam robotę szybciej. - zmarszczyli brwi, a ja nie chcąc dalej drążyć zaczęłam przygotowywać kolacje.

Prowadziłyśmy z Lauren miłą pogawędkę, chociaż zachowywała się dziwnie, ale to w końcu Lauren, wiec aż tak mocno mnie to nie zdziwiło, gdy skończymy przygotowywać makaron w sosie pomidorowym poprosiłam Ją żeby zawołała Camerona, a sama zastawiałam stół.

Po kilku minutach zeszli na dół śmiejąc się z czegoś i usiedli przy stole.

- Mogę jutro jechać na trening? - Zapytał nakładając na widelec jedzenie.

- Nie, Cameron, masz szlaban. - zasiadłem po prawej Lauren, która siedziała przy szczycie stołu.

- No mamo! - Westchnął.

- Jutro jedziesz odmalować szkolne szafki. - Powiedziała Lauren, a ja spojrzałam na Nią pytająco.

- No serio?! - Cameron wyrzucił ręce w powietrze.

- Umyjecie też mój samochód. - Skwitowała Lauren, na co Cameron otworzył buzie, żeby coś powiedzieć. - Skończyłam dyskusje. - Zaczął jeść makaron, a ja zastanawiałam się czy Lauren nie traktuje go zbyt ostro, ale przynajmniej jej się słucha..

Nazajutrz zerwałam się z łóżka, bo ktoś dosłownie walił do drzwi. Szybko wyszłam z sypialni i zbiegłym po schodach na dół prawie potykając się o własne nogi.

- Do bagażnika! - Usłyszałam Lauren i krzątaninę.

Wyszłam na korytarz gdzie zastałam kolejno Lauren, Tyrona, Camerona i Noach noszących z piwnicy farby, pędzle i drabinę.

- Czy Wy oszaleliście? Jest piąta rano. - Spojrzałam na zegar ścienny i opatuliłam się bardziej szlafrokiem.

- Cześć, ciociu! - Krzyknął Noach. - Cam, trzymaj to równo! - Mój zaspany syn trzymał jedna stronę drabiny z ledwo otwartymi oczami.

- Cześć słońce. - Odpowiedziałam, po czym przywitałam się z Tyronem. - Zrobię Wam śniadanie. - podeszłam do Lauren, która popędzała chłopców.

- Nie mamy czasu, wrócimy na obiad. - Wszyscy udali się do auta, a ja ziewnęłam i poszłam do kuchni włączyć ekspres.

Około godziny czwartej kończyłam zastawiać stół, drzwi otworzyły się a do środka wpadli chłopcy, cali w szarej farbie..

- Chryste, macie farbę we włosach! - Spojrzałam na obrazy nędzy i rozpaczy przede mną. - Szorujcie pod prysznic i zejdźcie na obiad.

- Okej. - Powiedzieli zgodnie i udali się na górę i do łazienki gościnnej.

- Czy oni malowali te szafki włosami? - Postawiłam sok w dzbanku na stół.

- Nie było Nas kilka minut, a jak wróciliśmy to zastaliśmy to. - Powiedziała Lauren zajmując swoje miejsce przy stole, a zaraz za Nią Tyron.

- To było do przewidzenia. - Udałam się do kuchni po resztę jedzenia.

Tydzień później

Cameron i Noach zaczęli chodzić do szkoły, Lauren przekazała szkole niezła sumkę na odnowe boiska do futbolu i dyrektor zapomniał o sprawie. Zostały tez odmalowane szafki i przekazane kwiaty dla nauczycielki od gumy, także jeden problem mniej. Od dwóch dni przygotowujemy się z Harry do otwarcia sklepu, wszystko już prawie jest idealnie, pozostaje tylko zatrudnić sprzedawcę i jedna osobę, która pomoże wytwarzać świeczki Harremu.

Siedziałam przy stole z laptopem i toną papierów głowiąc się jak dobrze rozporządzić budżetem, okazuje się, ze zatrudnienie pracowników wcale nie jest takie tanie.

- Co robisz? - Zapytał Cameron wyjmując z lodówki mleko do płatków.

- Szukam pracowników, ale niestety nasz budżet jest ograniczony. - Ugryzłam ołówek wpisując w przeglądarkę adres strony z ludźmi, którzy szukają pracy.

- Nie możesz poprosić mamy? - Usiadł przy stole i zaczął wsypywać do miski kolorowe kółka.

- Co? Nie. - Zirytował mnie.

- Mama kupiła mi iPada. - Zastygnął w miejscu widząc moja minę. - Do szkoły. - Poprawił się na co przewróciłam oczami i wróciłam do poszukiwania pracowników.

- Odrobiłeś lekcje?

- Pójdę z Hulkiem na spacer i odrobię. Mama później sprawdzi. - Mleko wypływało z jego ust, gdy mówił z pełna buzia.

- Nie, mówiła, że dziś przyjeżdża. - Spojrzałam na kalendarz. - I nie mów z pełnymi ustami. - zwróciłam do pracy zakładając okulary na nos.

Wieczorem siedząc przed telewizorem mój laptop zaczął wariować, skrzynka odbiorcza zapełniła się chyba setka wiadomości jeśli chodzi o zamówienia.

Co jest do cholery?

Gdy w końcu przestały przychodzić wiadomości otworzyłam ostatnia.

Zamówienie numer #7629016

50 świec o zapachu vanilii, oczekiwana faktura, prośba o stała współpracę.

Kolejny

Zamówienie numer #6230981

150 świec o dowolnych zapachach, oczekiwana faktura, stała współpraca z salonem SPA

To musi być jakiś błąd, pomyłka?

Natychmiast zadzwoniłam do Harrego, odebrał po drugim sygnale.

- Czy Ty widzisz to co ja? Bo chyba popsuła się strona! - Zrzuciłam z siebie koc i odłożyłam laptop na stolik kawowy.

- Cholera, cały laptop mi się zawiesił. Dałaś gdzieś reklamę?! - Odezwał się w końcu Harry.

- Nie, nic nie zrobiłam. Jeszcze popołudniu sprawdzałam budżet, bo średnio stać nas na pracowników. - Wstałam na równe nogi, a do domu weszła Lauren kiwając do mnie głową.

- Teraz to musimy zatrudnić chyba czterech pracowników na produkcje, przecież sam nie dam rady. - Zaczął panikować.

- Zweryfikuje to i jutro spotkamy się w sklepie. - Zakończyłam połączenie i ponownie usiadłam do laptopa.

Przez kolejne kilkanaście minut przeglądałam meile i sprawdzałam stronę, nie wiedziałam co się dzieje. Cały czas napływały zamówienia, te mniejsze i większe. Firmy pisały o współpracę, moja skrzynka pękała w szwach. W końcu z tych emocji wstałam i udałam się do spiżarni po wino, otworzyłam butelkę i uzupełniłam kieliszek po czym siedząc przy blacie schowałem twarz w dłoniach.

Co do cholery się dzieje?

- Coś się stało? - Usłyszałam za sobą głos Lauren. - Cam odrobił lekcje i poszedł pod prysznic. - Zakomunikowała i podeszła do lodówki. - Jest coś do jedzenia?

- Ty! - Podniosłam głowę. - To Ty! - Odwróciła się udający, , ze nie wie o co chodzi. - Ty, Ty..- Zamknęłam na moment oczy i chwyciłam odruchowo za korek od wina i rzuciłam w zielonooką.

- Co to miało być? - Zaśmiała się i podniosła korek z podłogi. - Nie masz cela. - Podeszła do blatu i oparła się obiema rękoma.

- Ty podła kreaturo. - Powiedziałam przez zęby. - Dasz mi coś kurwa w końcu zrobić samemu? - Wstałam i zabrałam swój kieliszek.

- Poczekaj. - Chwyciła mnie za łokieć, ale się wyrwałam. - Camila.. - Zaczęła za mną iść na górę. Ciężkim krokiem stąpałam na każdy stopień, aż podeszłam do drzwi sypialni. Oczywiście próbowałam je zamknąć przed nosem Lauren, ale wlazła za mną. - Uspokój się. - Wyjęła z mojej dłoni kieliszek z winem i odstawiła na komodę stojąc przede mną.

- Jesteś jak wrzód na tyłku. - Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. - Dlaczego to robisz?

- Chciałam pomóc. - Wzruszyła ramionami wpatrując się w moje oczy stojąc nade mną.

- Zostałaś wolontariuszką?! - Wyrzuciłam ręce w powietrze, a wtedy Ona je złapała i przygwoździło do drzwi nad moja głowa.

- Coś w tym stylu. - Powiedziała tuż prozy mojej twarzy. - Ale tylko dla Ciebie. - Oddaliła swoją twarz od mojej i delikatnie puściła moje ręce, która opadły bezwładnie po obu stronach mojego ciała.

- Jesteś po prostu...- Idąc tyłem usiadła na brzegu mojego łóżka z szeroko rozstawionymi nogami.

- Jaka? - Uniosła brew ku górze i położyła ręce na kolanach.
Niewiele myśląc ruszyłam w jej kierunku i chaotycznie usiadłam na jej kolanach, zupełnie się tego nie spodziewała. Położyła ręce na moim tyłku, a ja wpiłam się w jej usta z taka złością, że nie zdziwie się jak będą krwawić.

Zielonooka poprawiła mnie na sowich kolanach, a ja chwyciłam za jej szyje i mocno ścisnęłam nie przestając jej całować. Włożyła swoje zimne, duże dłonie pod moja bluzkę, a ja wydałam z siebie spragniony jęk, gdy dotknęła moich dawno zapomnianych piersi. Oderwałam sie na moment nic nie mówiąc, ze złością w oczach podniosłam ręce do góry, a Lauren szybko pozbyła sie mojej koszulki. Popchnęła ją mocno na łóżko nie schodząc z jej kolan.

- Wow, nie spodziewałam sie tak miłego wieczoru. - Założyła ręce za głowę, a ja zaczęłam odpinać pasek jej spodni.

- Zamknij się. - Gdy w końcu dopięłam klamrę i rozpięła zamek chwyciłam za jej penisa przez luźne bokserki, a następnie włożyłam w nie dłoń. Lauren wciągnęła gwałtownie powietrze. - Nienawidzę Cię. - Wyjęłam dłoń z jej bokserek i usiadłam, aby zdjąć gumkę do włosów z nadgarstka, po czym upięłam włosy w wysoki kucyk.

- Jakoś to zniosę. - Puściła mi oczko, a ja zaczęłam ciągnąć za jej spodnie w dół, aby ułatwić sobie dostęp. Przeszedł mnie dreszcz, gdy pochyliłam się i wzięłam Ją w usta. Lauren chwyciła mnie za włosy sycząc z zadowolenia, gdy rytmicznie poruszałam głowa nadając tępo. - Kurwa. - Spojrzałam w jej przymrużone oczy, a Ona odcisnęła moja głowę tak, że nie mogłam zapalić oddechu. Przyspieszyłam ruchy swoich ust dokładając rękę, ale Lauren chwycila mnie za ramiona i pociągnęła na górę. Szybko pozbyłam się swoich spodenek ciężko oddychając, a Lauren dalej leżąc pociągnęła mnie w kierunku swojej twarzy. Siedziałam na jej mostku, mając pomiędzy udami jej głowę całkiem naga ciężko dusząc. Zielonooka lekko przyciągnęła mnie jeszcze bliżej i zaczęła całować moje uda. Nie chcąc czekać podniosłam się i dosłownie usiadłam na jej twarzy, co spotkało się z jej aprobatą. Gdy przejechała językiem po moim czułym miejscu musiałam chwycić się zagłówka łóżka, bo straciłabym przytomność. - Podoba mi się Twoja nowa odsłona. - Powiedziała szybko.

- Milcz. - Naparłam swoim ciałem na jej usta jeszcze bardziej delektując się tym cudownym uczuciem, aż w końcu zaczęłam nadawać swoje tempo. Lauren trzymała za mój nagi tyłek, a ja mrużyłam oczy z przyjemności jaką fundowali mi jej pieprzone usta. W końcu zaprzestałem ruchów biodrami na co Lauren zmarszczyli brwi. Nic nie mówiąc zsunęłam się na jej biodra na co otworzyła szeroko oczy wycierając mokra od moich soków twarz ręka. Chwyciłam jej penisa i nakierowałam w siebie, zamknęłam oczy delektując sie uczuciem wypełnienia i oparłam dłonie o jej mostek. Lauren przeklinała pod nosem i chwyciła za moje biodra, gdy wydawałam z siebie cichy jęk rozkoszy.

- Nie wytrzymam zbyt długo. - Powiedziała przy moich ustach, gdy nachyliłam się w przód.

- Pieprz mnie. - Szepnęłam na co Zielonooka nieznacznie sie podniosła i zaczęła wchodzi we mnie tak szybko, ze aż zakręciło mi sie w głowie. Po chwili zakryła mi usta dłonią, bo nie mogłam się opanować. - O tak, proszę. - Kwiliłam pod jej dłonią, a ona przyspieszyła. Po kilku minutach poczułam ciepło i dreszcz wstrząsający całym moim ciałem. Opadłam bezwładnie na Lauren ciężko oddychając.

- Cieszę sie, ze mnie nienawidzisz. - Zakomunikowała ciężko oddychając, a ja przewróciłam oczami i chwyciłam za szlafrok. - Nie chcesz sie poprzytulać? - Zapytała na co parsknąłem śmiechem.

- Idę pod prysznic.

- Mogę iść z Tobą? - Wstała zakładając spodnie.

- Idź do gościnnego. - Zamknęłam drzwi za sobą i stanęłam przed lustrem. Co ja robię ze swoim życiem?

- Przemykam twarz, zmyła, makijaż i odkręciła kurek z gorąca woda, weszłam pod prysznic i zamknęłam oczy.

Gorąco woda spływała po moim nagim ciele, cały czas czułam dłonie Lauren w poszczególnych miejscach i na nowo obudziło to moje porządnie. Potrząsnęłam głowa odpędzające natrętne myśli i chwyciłam za żel pod prysznic.

Po odbytym prysznicu owinęła swoje ciało ręcznikiem i wyszłam z łazienki przylegającej do sypialni, jakie było moje zdziwienie, gdy zastałam Lauren leżąca na moim łóżku z mokrymi włosami.

- Nic nie mówiłaś o tym, ze nie mogę zostać. - Posłała mi swój firmowy uśmiech, a ja przewracając oczami weszłam do garderoby i wskoczyłam w koszule nocna. Poszłam jeszcze odłożyć ręcznik do łazienki i wróciłam do łóżka.

- Dobranoc. - Odwróciłam się tyłem, ale po chwili poczułam, ze Zielonooka się porusza i przylega całym swoim ciałem do mnie.

- Dobranoc. - Pocałowała mnie w kark, ale nic nie odpowiedziałam i zasnęłam po paru sekundach.

Rano obudziłam się z Lauren na moim brzuchu. Potrząsnęłam nią, aby wstała, ale nie chciała mamrocząc coś pod nosem. Nagle usłyszałam, ze ktoś puka do drzwi.

- Mamo? - kurwa! Nerwowo spojrzałam na Zielonooką.

- Tak skarbie? - Odkrzyknęłam starając się zrzucić z siebie Lauren. - Wstawaj. - Udało mi się wygramolić spod jej cielska, a ona otworzyła szeroko oczy i spojrzała na zegarek.

- Mogę wejść? Spóźnię się do szkoły, mamy jeszcze nie ma. - Szarpnięcie za klamkę. - Czemu się zamknęłaś?

- Skarbie idź na dół, mama zaraz przyjedzie!

- Wyskoczyłam jak z procy i ubrałam na siebie szlafrok, szybko rzuciłam w Lauren jej ubraniami i otworzyłam okno.

- Nie żartuj. - Powiedziała Lauren ubierając spodnie, a ja stałam jak ten słup soli. - Camila, proszę Cię. - Przerzuciła przez głowę koszulkę i spięła włosy w wysoki, niesforny kok.

- Szybko! - Zaczęłam Ją popędzać, na co zrobiła skwaszoną minę, ale podeszła do okna, aby ocenić wysokość. - Dasz radę.

Zielonooka przełożyła nogę przez okno i zaczęła schodzić w dół po drewnianej konstrukcji z pędami bluszczu.

Szybko zeszłam na dół, gdzie Cameron już jadł płatki z mlekiem, nagle rozległ się huk.

- Co to było? - Spojrzał przez okno.

- Pewnie szop, jedz szybko, bo zaraz mama będzie. - Przez frontowe drzwi do domu weszła Lauren z kawałkiem bluszczu we włosach.

- Cześć,  gotowy na kolejny owocny dzień w szkole? - Zapytała pocierając dłonie.

- Tak? - Dojadł szybko swoje śniadanie i spojrzał na Lauren. - Masz krzaki we wlosach. - Podeszłam do Zielonookiej i szybko zabrałam dowód zbrodni, a ona ewidentnie hamowała śmiech.

- No już, już, bo się spóźnicie. - Pocałowałam syna w głowę i podałam mu plecak i wcisnęłam do ręki gotówkę na śniadanie. - Kup sobie coś do jedzenia i miłego dnia w szkole. - Uśmiechnęłam się niewinnie, a Cameron patrzył na mnie podejrzanie.

- Dzięki, ale potrzebuje jeszcze 10$, bo chcemy iść do kina. - Odezwał się.

- Ja Ci dam, chodź już. - Odezwała się Lauren, na co kiwnął głowa i żegnając się wyszli z domu.

Dom wariatów.

Opadłam na krzesło i włączyłam ekspres, muszę przygotować się na dzisiejsze spotkanie z Harrym w sklepie, bo wkrótce otwarcie.

Około drugiej byłam na miejscu, jak zawsze był problem z parkingiem, ale udało mi się dotrzeć w miarę na czas, mój przyjaciel czekał już w środku.

- Ładnie wyglądasz. - Odezwał się i pocałował mnie w kącik ust. - Jakby ktoś porządnie Cię wyruchał. - przewróciłam oczami, a on poruszył brwiami.

- Znalazłeś już pracowników? - Odłożyłam torebkę na blat zmieniając temat i usiadłam na obrotowym krześle.

- Tak, mam trzech kandydatów i jedna kandydatkę, jutro przyjdą na rozmowę, możesz się tym zająć? - Złożył dłonie jak do modlitwy. - Mam urwanie głowy z zamówieniami.

- Jasne. - Kiwnęłam głową. - Prześlij mi szczegóły. Jak idzie produkcja? - Wyjęłam z torebki pudełko z dwoma pączkami.

- Opornie, na szczęście Aron mi pomaga. - Odchrząknął, a ja zrobiłam długie uuu.

- Czyli jednak? Opowiadaj. - Rozsiadłam się wygodnie na krześle i wygryzłam się w pączka.

Po kilku godzinach spędzonych z Harrym wróciłam do domu, Lauren i Cameron siedzieli przed stole i odrabiali jego prace domową. Byłam zadowolona, bo ja nie musiałam tego robić, ale widziałam, że Lauren powoli traci cierpliwość robiąc te swoje miny.

- Cześć. - W końcu mnie zauważyli.

- Ładnie wyglądasz. - Odezwała się Lauren, a mnie zamurowało. Cameron spojrzał na Nią podejrzliwie, ale dalej robił zdanie z alergebry.

- Dziękuje. - Odłożyłam torebkę w salonie i weszłam wgłąb kuchni. - Co zjecie?

Tydzień później

Udało mi się zatrudnić trzy osoby do pracy, w końcu otworzyliśmy sklep i wszystko szło jak po maśle. Harry świetnie dogadywał się z Mią i Stanem, którzy pomagali mu z produkcja, natomiast przy kasie obsługiwał Julian, który miał piękny uśmiech i świetnie doradzał klientom. Byłam bardziej niż zadowolona z Naszego małego biznesu, spirala zaczęła się kręcić, mieliśmy mnóstwo zamówień, w tym indywidualnych, byłam szczęśliwa.

Lauren przez te kilka dni zachowywała się dziwacznie, ciagle mnie komplementowała i kręciła się przy mnie notorycznie. Zajmowała się Cameronem i wiecznie była w domu, czy Ona nie ma pracy?

Po Naszym ostatnim zbliżeniu do niczego więcej razy nie doszło. Nie chciałam, żeby Cameron czegoś się domyślił, więc trzymałam Lauren na dystans, co nie znaczy, że chętnie bym tego nie powtórzyła..Od tamtego czasu chodzę wcięta i wkurzają mnie małe, zupełnie nieistotne rzeczy.

Dziś miałam zaplanowana wizytę u mojego ginekologa, aby omówić wszystkie opcje leczenia mojej bezpłodności. Stresowałam się niesamowicie, bo było mi z tym bardzo ciężko psychicznie. Od kilku dni bolał mnie brzuch, czułam sie słabo i było mi strasznie smutno jak tylko przypomniałam sobie o tym..o tym, że prawdopodobnie nigdy już nie urodzę dzieci. Nie nastawiałam się na cud, ale jakaś część mnie bardzo tego chciała, w końcu młodsza nie będę. Ostatnio rozważałam adopcje..Mój instynkt macierzyński odkąd się dowiedziałam wystrzelił ponad skale, a gdy dowiedziałam się, że Clair jest w ciąży..gratulowałam Jej ze łzami w oczach, to takie niesprawiedliwe. Ale najwidoczniej tak miało być.

Czekałam w gabinecie na doktora, który jak zwykle się spóźniał. W końcu wszedł do środka z uśmiechem przyklejonym do twarzy witając się ze mną. Zasugerował, że zrobimy usg dopochwowe, wiec musiałam rozebrać się od pasa w dół i ułożyć na leżance.

- Jak się miewasz? - Zapytał wkładając zimne urządzenie do mojej pochwy.

Zajebiscie.

- W porządku, rozkręcam swój biznes. - Zaczęłam opowiadać o świeczkach, a doktor zmarszczył brwi spoglądając na ekran. - Coś jest nie tak? - Zapytałam, ale dalej się nie odzywał świdrując urządzeniem wewnątrz mnie. - Doktorze?

- To niemożliwe. - Poprawił okulary na nosie i przyglądał się intensywniej po czym spojrzał na mnie z poważna miną. - Jest Pani w ciąży, Camilo.

- Słucham? - Mój oddech przysporzył, a żołądek się skurczył.

_________
Witaaam po długiej przerwie!
Dajcie znać jak rozdział, mam nadzieje, że małe zamieszanie Wam się podoba 😈

Continue Reading

You'll Also Like

144K 3.9K 172
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
15.9K 781 122
Co gdyby się okazało, że niektórzy z Inazumy mieszkaliby razem w Akademiku? Mnóstwo gejozy, przekleństwa, shipy czyli coś, co lubię najbardziej=) Pos...
46.8K 3.4K 146
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
111K 10.9K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...