WHATEVER IT TAKES | RISK #2

By itsmrsbrunette

39.2K 1.6K 2.6K

~ Bo byliśmy głupcami, którzy odnaleźli do siebie drogę, myśląc, że będąc jednością, przezwyciężymy mrok. Zsz... More

WSTĘP
Prolog
1. Wszystko się zmieniło.
2. Tak bardzo jak on.
3.1. Chcę obiecać ci wieczność.
3.2. Zbyt wiele słów.
4. Sprawa się skomplikowała.
5. Rozczarowanie.
6. Zmieniłaś się.
7. Umowa.
8. Nie prowokuj mnie.
9. Pozwól mu na szczęście.
10. Łzy
11. Zraniłaś go.
12. Dwudziesty dziewiąty czerwca.
14. Zdejmij maskę.
15. Odrodzenie.
16. Małe kroczki.

13. Pewne rzeczy się nie zmieniają.

3.3K 117 157
By itsmrsbrunette

witam was po długiej przerwie. na wstępie chciałabym wam cholernie podziękować za 100k wyświetleń pod „two shining hearts", które wybiło przed chwilą. pisząc tę książkę, nie wyobrażałam sobie, że osiągnę choćby 1/10 tego, co mam. to dla mnie niewiarygodne liczby i jestem wam wdzięczna całą sobą, że przeżywacie razem ze mną historię ethana i des. wow.

trochę mnie tu nie było, za co przepraszam, ale wracam z nowym rozdziałem. jestem z niego dumna i mam nadzieję, że wam też przypadnie do gustu. napchałam w te 10k słów tyle delikatności, ile tylko się dało, aby jak najlepiej pokazać wam więź łączącą ethana i destiny.

rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy tyle czasu na niego czekali i wciąż ze mną zostali. dziękuję, że jesteście.

wieczorem zapraszam na spaces na twitterze, w którym pogadamy sobie trochę o rozdziale i nie tylko. miłego czytania!!

      — Wszystko jest w porządku, nie musisz się martwić — zapewniłam ochrypłym głosem, gdy mężczyzna po drugiej stronie słuchawki po raz kolejny wykazywał panikę.

      — Może umówię cię do lekarza? — odezwał się przejęty.

     Na moje usta wstąpił czuły uśmiech rozbawienia.

     — Jestem już na tyle duża, żeby sama umawiać się do lekarza, tato — zaśmiałam się. — Po prostu źle się poczułam i niestety nie dam rady odebrać Jake'a z treningu, a wolałam poinformować cię już teraz, abyś zdążył ogarnąć jakieś zastępstwo. Może Kenzie?

     Cisza w telefonie była jednoznaczna, a westchnienie Williama jedynie mnie w tym utwierdziło.

     — Mama raczej nie byłaby zadowolona — mruknął, na co przewróciłam oczami. Reagan Baker i te jej chore uprzedzenia. — Wiesz, że wciąż nie do końca wierzy w przemianę Kenzie. — Wiedziałam. I miałam świadomość, że sama McKenzie również wiedziała i, choć tego nie pokazywała, w jakiś sposób czuła się tym dotknięta. — Dobra, coś wymyślę. Muszę wracać do pracy. Jakby coś się działo, to od razu masz dzwonić, przyjadę po ciebie — nakazał groźnie.

     Zatrzymałam się przed przejściem dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło i założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne, bo byłam zmęczona ciągłym mrużeniem oczu.

     — Dobrze, zadzwonię — parsknęłam.

     — Kocham cię, Des.

     — Też cię kocham. — Uniosłam kącik ust. Jego nadopiekuńczość nigdy nie przestanie mnie rozczulać. — Pa, tato.

     Dotarcie na właściwie osiedle zajęło mi jakieś pół godziny. Po drodze wstąpiłam jeszcze do apteki po leki przeciwbólowe, a także zdążyłam przeprowadzić z Crystal rozmowę telefoniczną, podczas której musiałam wybijać jej z głowy pomysł przyjechania do mnie. Uparła się, że razem z Ruby wpadną się mną zaopiekować, ale po pierwsze, nie miałam ochoty na ich towarzystwo, a po drugie, nie znosiłam litości. Dopiero jak powiedziałam jej, że złapałam jakąś bardzo zaraźliwą, groźna grypę, odpuściła temat, ale i tak kazała mi obiecać, że zadzwonię, gdy będę czegokolwiek potrzebować. Jej nadopiekuńczość momentami bywała przytłaczająca, ale z drugiej strony ja w stosunku do niej postąpiłabym identycznie. Może miałyśmy innych rodziców, ale więź, którą pielęgnowałyśmy od dziecięcych lat, sprawiała, że traktowałyśmy się jak siostry.

Cóż, w tym gronie była też Melissa, ale odkąd zapoznałam Torres z paczką Ethana, obie oddaliłyśmy się nieco od Whimsy, a nasz kontakt znacznie się pogorszył i ograniczył do spotkań parę razy w miesiącu. Jedyne, co zostało mi po relacji, jaką miałam z Melissą w liceum, to częste i długie rozmowy telefoniczne, które prowadziłyśmy praktycznie codziennie. Bywały dni, że naprawdę tęskniłam za czasami, gdzie widywanie się z tą wariatką było częścią rutyny, bo wciąż kochałam ją równie mocno.

      Mijając starszą panią, która była moją sąsiadką, przybrałam na usta sztuczny uśmiech i miło skinęłam głową, po czym wystrzeliłam w kierunku klatki schodowej. Wracałam z pracy, choć minęła dopiero połowa mojej zmiany, bo kiedy Owen zobaczył mnie w takim stanie, natychmiast zostałam odesłana do domu. Głowa od rana mi pękała, ból gardła momentami odbierał głos, a w dodatku dziś w Atlantic City było tak cholernie gorąco, że nawet mając na sobie wyłącznie białą polówkę z kołnierzykiem, a do tego brązową spódniczkę robiącą za fartuch, odnosiłam wrażenie, że się topię.

     W dodatku prócz rozmyślania, jak przeżyć ten ciężki dzień, musiałam jeszcze zastanawiać się, jak przez te wszystkie godziny w restauracji unikać Patricka. Nie to, że go nie lubiłam, ale coś podpowiadało mi, że wpadłam mu w oko, a wzdychający do mnie chłopak to ostatnie, czego potrzebowałam. Zresztą on sam w sobie był raczej ekstrawertykiem z zamiłowaniem do nieustannych rozmów, co szczególnie dziś mi przeszkadzało. Właśnie dlatego jeszcze bardziej cieszyłam się z tego, że szef pozwolił mi urwać się parę godzin wcześniej i zgodził się, abym odrobiła to, jak już wyzdrowieję.

Po przyjściu do domu napełniłam wannę wodą o temperaturze przybliżonej do wrzątku, dolałam milion olejków o jakichś ziołowych aromatach i urządziłam sobie gorącą kąpiel. Umyłam włosy, a następnie oparłam się o brzeg wanny i przymknęłam powieki, wsłuchując się w muzykę rozbrzmiewającą po całym mieszkaniu. Z telewizyjnych głośników dobiegały nuty Slow Dancing in a Burning Room, gdyż zdecydowałam się na spokojną, relaksacyjną playlistę, a problemy zdawały się na moment odejść w zapomnienie. Byłam tylko ja i pustka, za którą w obliczu tego całego emocjonalnego chaosu, naprawdę się stęskniłam. W takich momentach zdawałam sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ludzie nadawali się, aby czuć - ciężar uczuć zwyczajnie ich przygniatał. Zdecydowanie zaliczałam się do tej grupy.

Cóż, los zdecydował, że przerwie mi chwilę utopii, bo w pewnym momencie po mieszkaniu zaczął roznosić się irytujący dźwięk dzwonka do drzwi. Wzięłam uspokajający oddech, licząc, że nieproszony intruz zesłany przez siły wyższe po prostu zaraz sobie pójdzie, ale sekundy mijały, a wkurzający brzęk wciąż dzwonił mi w uszach.

     Zaklęłam pod nosem, bo to by było na tyle z mojego relaksu, po czym zebrałam się w sobie i powoli wyszłam z wanny, owijając ciało ręcznikiem. Z mokrymi stopami podreptałam do sypialni, ślizgając się na każdym kroku, po czym otworzyłam trzydrzwiową szafę w poszukiwaniu ubrań. Ostatecznie naciągnęłam na siebie białe figi oraz losową, beżową koszulkę, która sięgała mi do połowy ud i wygrzebałam ją z dna szuflady. W takiej kreacji pobiegłam do łazienki, gdzie wytarłam włosy. Dzwonek roznosił się z coraz większą częstotliwością, po czym wnioskowałam, że przybysz był zirytowany czekaniem. Ostatni raz wyrzuciłam z siebie siarczyste przekleństwo, a następnie podeszłam do drzwi i, nie zaglądając przez wizjer, dwukrotnie przekręciłam zamek.

     Powoli uchyliłam drzwi, a kiedy mój wzrok padł na osobę stojącą na klatce schodowej, dostałam ataku serca. Kto by się, kurwa, spodziewał. Pieprzone szczęście Destiny Dallas.

     Z rozchylonymi wargami wpatrywałam się w chłopaka przede mną, zupełnie ignorując fakt, że chyba coś mówił. Cokolwiek to było, kompletnie tego nie zarejestrowałam. Miał na sobie dresowe spodenki w odcieniu khaki, a do tego czarną, dość obcisłą bluzkę z długim rękawem, co nieco mnie zdziwiło, bo na zewnątrz panował upał. Ciemne włosy były w nieładzie, w ręce trzymał plastikową torbę, a oczy w kolorze oceanu wywiercały we mnie dziurę. Nie mogłam zmusić się do wykrztuszenia z siebie słowa, a koncentracji nie ułatwiał mi fakt, że stałam przed nim w samych majtkach i cienkiej koszulce. Do cholery, nie ubrałam nawet stanika.

     Nagle Ethan zrobił krok w przód i wymijając mnie, wpakował się do mieszkania, jakby wszedł do siebie. Gdy przez kilka sekund wciąż stałam w progu otwartych drzwi i patrzyłam tępo na klatkę schodową, z kuchni dobiegł mnie jego zachrypnięty głos.

— W mojej pamięci byłaś bardziej gościnna — przyznał, a po tonie, z którym to powiedział, wnioskuję, że nieźle bawiła go ta sytuacja.

Odzyskałam rezon i w tej samej sekundzie zatrzasnęłam drzwi, po czym podreptałam do kuchni, w której rozgościł się Pierce. Patrzyłam, jak odkłada na wyspę kuchenną jednorazówkę, a następnie podchodzi do czajnika, napełnia go wodą, a na koniec włącza. Zachowywał się, jakby kompletnie nie było mnie w pomieszczeniu.

— Ethan... — jęknęłam bezsilnie, gdy zaczęłam powoli rozumieć, co tu się działo.

     Przyszedł sobie w odwiedziny, jakbyśmy byli kumplami, a patrząc na skomplikowaną sytuację między nami, koleżeńskie spotkanie to ostatnie dobre rozwiązanie.

Brunet westchnął, wlepiając we mnie przenikliwy wzrok, i podszedł do wyspy kuchennej, opierając ręce na blacie po swojej stronie.

— Tak, wiem, nie chcesz spędzać ze mną czasu, a najlepiej jakbym całkowicie zniknął. Załapałem — wyrecytował z nutą zlekceważenia w głosie, a następnie pochylił się nad marmurową wyspą, która nas dzieliła, i spojrzał mi prosto w oczy, na co aż wstrzymałam powietrze. — I okej, obiecuję, że gdy opuszczę dziś to mieszkanie, prędko mnie nie zobaczysz.

Ułożyłam dłonie na biodrach, po czym przewróciłam oczami, ponieważ miałam deja vu. W ostatnim czasie słyszałam od niego takie słowa dość często, a jednak później i tak znów pojawiał się na mojej drodze.

— Powtarzasz się — mruknęłam, unosząc oskarżycielsko brwi.

Moja mina była neutralna, a wręcz znudzona, co chłopak szybko wychwycił i postanowił się wytłumaczyć, abym bardziej się nie zirytowała.

— To wyjątkowa sytuacja. — Wzruszył ramionami. Bez przerwy chłonął wzrokiem moją twarz, a intensywność, z jaką to robił, sprawiła, że poczułam się dziwnie odsłonięta i bezbronna. Przyglądał mi się tak, jakby chciał zapamiętać ten widok na zawsze. — Nie rób takiej miny, Destiny. Jedno spotkanie nie sprawi, że od razu się zakochasz. — Mrugnął do mnie, ale szybko zorientował się, że ja nie bawiłam się tak dobrze jak on i uniósł ręce w geście obronnym. — Daj spokój i pozwól sobie pomóc. Rozchorowałaś się najprawdopodobniej przez to, że siedziałaś ze mną na tym cholernym cmentarzu, więc po prostu przyszedł czas, żebym się odwdzięczył.

Wtedy zrozumiałam. Czuł się wobec mnie zobowiązany po tym, jak kilka dni temu zaopiekowałam się nim w rocznicę śmierci Lizzie. Wmówił sobie, że ma u mnie dług i postanowił go spłacić. A ja nienawidziłam litości i przymusów. Westchnęłam, opierając ręce po drugiej stronie blatu, przez co nasze twarze były jeszcze bliżej.

— Nie musisz, wiesz? Nie chcę, żebyś to robił...

— Ale ja chcę — powiedział bezkompromisowo, a ja zamilkłam, bo nagle Ethan uniósł dłoń i delikatnym ruchem schował mi mokre pasmo włosów za ucho, wciąż patrząc w moje oczy.

Jego gorące palce zetknęły się z moją skórą, powodując dreszcz. Gdy zorientował się, w jakiej pozycji się znajdowaliśmy, spuścił wzrok i z chrząknięciem cofnął rękę. Zabrał się za wypakowanie rzeczy z jednorazówki, a ja wciąż trwałam w bezruchu i śledziłam oczami każdy jego ruch, nie rozumiejąc, co właściwie się działo. Najgorsze, że jakiejś części mnie to szaleństwo zaczynało się podobać, nieważne jak niewłaściwe to było.

     — Mam jakieś leki, owoce, bo podczas choroby potrzeba witamin i... — Zajrzał do torby i wyjął z niej kilka kolorowych opakowań. — Słodycze. Może nie są najzdrowsze i cię nie wyleczą, ale za to poprawiają humor. Poza tym wiem, że je lubisz.

     Zasznurowałam usta, walcząc z tym, aby moja mina nie uległa zmianie. Owszem, lubiłam, a świadomość, że o tym pamiętał, pobudziła do życia ciepło, które rozlało się wewnątrz mnie.

— Skąd ty w ogóle wiesz, że jestem chora? — zapytałam, opierając się biodrem o brzeg wyspy. Ethan wzruszył ramionami, jakby nie chciał się przyznać, po czym cofnął się i przywarł odcinkiem lędźwiowym do blatu, łapiąc dłońmi jego krawędzie. Zapaliła mi się w głowie żółta lampka. — Crystal się sprzedała? Co za przeklęta jędza...

Pierce parsknął pod nosem i pokręcił głową.

— W obecnej sytuacji raczej nie łudziłbym się, że celowo doprowadzi do naszego spotkania. Ostatnio chyba nieszczególnie mnie lubi — przyznał, a ja uniosłam brew, ponieważ nie spodziewałam się takiego wyznania. — Cóż, rozumiem jej nieufność, troszczy się o ciebie, a po tym jak ostatnimi czasy się do ciebie odzywałem, ma prawo nie pałać do mnie sympatią. W każdym razie wpadłem do Masona, bo miał naprawić mi laptopa, i przypadkiem usłyszałem kawałek waszej rozmowy. Od razu wyczułem, że to z tą bardzo zaraźliwą grypą to ściema, aby dała ci spokój, więc osobiście postanowiłem pobawić się w pielęgniarkę.

Skrzyżowałam ręce pod biustem, jednocześnie kątem oka zerkając w dół, aby sprawdzić, czy koszulka przypadkiem nie podwinęła się na tyle, aby brunet zauważył moje pośladki. Chwilę tak staliśmy w milczeniu, a Ethan nie patrzył na twarz, a nieco niżej, na t-shirt, który miałam na sobie. Kącik jego ust powędrował do góry w dumnym geście, co wzbudziło we mnie czujność.

— Co? — Poczułam się odrobinę nieswojo.

Pierce przygryzł wargę, jak gdyby próbował połknąć rozbawienie, które wędrowało po jego ustach, i odwrócił wzrok, kręcąc głową.

— Nic. — Popatrzył na moją skonsternowaną twarz. Wstrzymałam oddech, bo pod ciężarem tego silnego spojrzenia czułam się tak, jakby dosłownie mnie rozebrał. Zarówno z ubrań, jak i z sekretów. — Po prostu kiedyś miałem identyczną koszulkę, ale w zeszłe lato ją zgubiłem.

Automatycznie spuściłam wzrok na jasny materiał z logiem jakiegoś zespołu. Przez moment próbowałam sobie wmówić, że osobiście kupiłam tę koszulkę, ale nie mogłam znaleźć takiego zdarzenia w pamięci. Za to pamiętałam, jak kiedyś wylałam na swój top drinka, a Ethan zaproponował mi coś od siebie, w czym później wróciłam do domu... O cholera, ona naprawdę należała do niego.

Jak można być taką idiotką, ja pierdolę.

Nie było mowy o tym, że dam mu się przyłapać na gorącym uczynku, dlatego przybrałam najbardziej zdziwiony, ale pewny siebie wyraz twarzy, po czym pokazałam palcem wskazującym na męską część garderoby.

— Że taką? — zapytałam niewinnie, na co brunet przytaknął z głupim uśmieszkiem. — Och, jeśli zależy ci na odzyskaniu tej koszulki, mogę spytać Cole'a, gdzie ją kupił, bo to on ostatnio ją tu zostawił. Może jeszcze są w sprzedaży. — Wzruszyłam ramionami i lekko się uśmiechnęłam, aby wyglądać na chętną do pomocy.

W rzeczywistości musiałam walczyć, aby podły wyszczerz nie wtargnął na usta, bo widok tego, jak triumfalny uśmieszek Ethana opuszcza jego wargi i przeistacza się w zirytowany grymas, był miodem na mój znudzony brakiem rozrywki umysł. Bez przerwy próbował sprowokować i testować moją cierpliwość, ale chyba zapomniał, że nie tak łatwo ze mną wygrać.

Dopiero gdy obróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku sypialni, rozluźniłam mięśnie twarzy, nie kryjąc dłużej samozadowolenia. Wpadłam do swojego pokoju tylko na chwilę, aby nie paradować po domu z gołym tyłkiem, bo wychodziło na to, że Ethan nieprędko sobie pójdzie. Ściągnęłam z wyższej półki parę luźnych szarych dresów. Na dworze było ciepło, ale przez chorobę uznałam, że długie spodnie są bardziej odpowiednie. Na stopy naciągnęłam białe, długie skarpetki, a włosy niechlujnie rozczesałam, po czym wróciłam do salonu.

Opadłam na miękką sofę, z której miałam idealny widok na Ethana grasującego w kuchni. Właśnie zalewał te swoje lecznicze proszki wrzątkiem, a chwilę później zajął miejsce obok i podał mi jeden z kubków.

      — To powinno trochę postawić cię na nogi — powiedział cicho.

      — Ciebie jakoś nie postawiło — rzuciłam kąśliwie, nawiązując do stanu jego zdrowia, który był równie kulawy co mój. Ethan spojrzał na mnie spod byka, ale nie wytrzymał zbyt długo w udawaniu powagi i po chwili cicho parsknął. — Nie sądzisz, że skoro sam jesteś chory, to nie powinieneś przychodzić do mnie?

     Pierce wzruszył ramionami.

     — Niby dlaczego nie? — Wyglądał, jakby rzeczywiście nie widział zagrożenia.

     Przechyliłam głowę i z politowaniem mu się przyjrzałam, próbując go złamać, ale odwrócił wzrok, czym odebrał mi szansę na wyrównaną walkę na spojrzenia. Złożyłam usta w ciup i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej.

     — Rozszerzałeś biologię — upomniałam go. — Słyszałeś o czymś takim jak przenoszenie zarazków?

     Zapadła między nami chwilowa cisza, a Ethan sprawiał wrażenie, że się zamyślił. Po beztroskim wyrazie jego twarzy zgaduję, że przypomniał sobie coś pozytywnego. Przejechał ręką po włosach, a gdy wrócił na ziemię, omiótł mnie wzrokiem i zatrzymał go na moich ustach.

     — Powiedziałbym coś, ale się powstrzymam — parsknął, jeszcze bardziej dwuznacznie patrząc mi na wargi, a sekundę później oblizał swoje, aby rozjaśnić mi sytuację.

     Nie potrzebowałam wiele, aby zrozumieć, i już po chwili dotarł do mnie sens tych słów, a ja uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie nawiązał do tego, że kiedyś na własne życzenie wielokrotnie wymienialiśmy się zarazkami poprzez pocałunki.

    — Kretyn. — Zgarnęłam z sofy pierwszą lepszą poduszkę i zdzieliłam go nią po głowie, przez co prawie wylałam zawartość kubka na mebel.

     — No co?! — Wzniósł ręce w geście obronnym, jednocześnie wciąż się chichrając. — Po prostu mówię, że kiedyś ci to nie przeszkadzało — powiedział cwaniacko i posłał mi dwuznaczne spojrzenie.

     Nie zdawał sobie sprawy, że kilkoma słowami sprawił, że przed oczami stanęły mi obrazy pocałunków, którymi przed rokiem tak często mnie obdarowywał. Mimowolnie zahaczyłam wzrokiem o jego malinowe usta i odniosłam wrażenie, że wciąż pamiętam, jak smakują...

     Gdy myśli zaczęły wędrować w nieodpowiednim kierunku, przygryzłam wargę, by je odpędzić, i sama zaśmiałam się pod nosem.

     — Pamiętaj, że jako gospodarz w każdej chwili mogę cię stąd wyrzucić. — Pogroziłam mu palcem przed twarzą.

    Ethan chwycił mój nadgarstek, po czym pociągnął go na dół, pokazując, że się mnie nie bał.

     — Pamiętaj, że zawsze mogę odmówić i kazać ci wyrzucić mnie siłą, a z tym możesz mieć problem, szczególnie z chorobą. — Zaśmiał się głupio i przeniósł wzrok na jakiś obiekt za mną. — Przykryj się.

     Uniosłam brwi w zaskoczeniu i niemal od razu pokręciłam głową.

     — Na dworze jest prawie trzydzieści stopni. Nie będę siedzieć pod kocem — broniłam się.

    — Musisz się wygrzać i albo zrobisz to po dobroci, albo sam cię do tego zmuszę — powiedział poważnie. Zamierzałam zacząć się wykłócać i protestować, ale brunet dostrzegł to i od razu dodał: — Nie dyskutuj. Rozchorowałaś się przez mnie, więc moim obowiązkiem jest doprowadzenie cię do porządku. Przykryj się. — Zarzucił mi koc na uda. — Siedź tu, a ja zrobię ci coś do jedzenia.

     Uniosłam prześmiewczo brwi.

     — Nie umiesz gotować — wytknęłam mu z wyższością.

     Chłopak jedynie wystawił mi środkowego palca i ruszył do kuchni.

     — Może przez rok zdążyłem zrobić kurs na masterchefa? — Miałam idealny widok na to, jak zaczyna przeglądać pułki w lodówce.

     Parsknęłam, czym wyprowadziłam go z równowagi, po czym posłusznie rozścieliłam koc na nogach i wygodnie rozłożyłam je wzdłuż sofy.

    — Sam w to nie wierzysz.

     Nie odpowiedział mi, prawdopodobnie zbyt urażony tym, że szydzę sobie z jego umiejętności kucharskich. Cóż, choć te moje też nie powalały, potrafiłam przyrządzić zdecydowanie więcej potraw niż Ethan, którego specjalnością były tosty i jajecznica.

     Z radia roznosiły się nuty pogodnej piosenki, a Pierce sumiennie krzątał się po kuchni i chyba próbował wymyślić coś, co może przygotować, aby mnie nie zatruć. Mogłam się wzbraniać, ile chciałam, ale nie dało się zaprzeczyć, że miło było widzieć go takiego zrelaksowanego, wykonującego codzienną czynność. Fakt, że robił to w moim mieszkaniu, sprawiał, że sytuacja z automatu stawała się trzy razy dziwniejsza, bo jeszcze dziś rano nie pomyślałabym, że się w takiej znajdziemy. Nie miałam już siły protestować i się z nim kłócić. Pozostawało mi poczekać, aż Ethan odbębni swoją rolę pielęgniarki i wróci do siebie.

     Zapowiadało się długie popołudnie.

     — Jeśli zrobię zupkę chińską, będziesz ze mnie drwić? — Stanął przy wyspie kuchennej i oparł się o nią ręką.

     Jego mina wyrażała zrezygnowanie, które aż w nadmiarze mnie rozbawiło. Wyglądał jak małe dziecko, któremu nie udało się zbudować babki z piasku.

     — Rany, jakim cudem ty przeżyłeś ten rok i nie umarłeś z głodu? — Pokręciłam głową z pobłażaniem. — Nie wydaje mi się, że zupka chińska jest odpowiednia na chorobę. Powinniśmy zjeść coś bardziej treściwego, a to zostawić na później.

     Ethan podrapał się po tyle głowy i zerknął na mnie niepewnie.

     — Coś bardziej treściwego... Cóż, jeśli masz chleb tostowy, to mogę zrobić tosty. — Strzelił mi zadziorne spojrzenie i uśmiechnął się głupio, a zaraz potem podłączył toster stojący na blacie do kontaktu.

     Oczami wyobraźni już widziałam, jak całe mieszkanie stoi przez niego w płomieniach.

     — Łapy precz od mojej kuchni! — zawołałam za nim, gwałtownie podniosłam się z kanapy i wystrzeliłam w tamtym kierunku. Ethan parsknął pod nosem, gdy odłączyłam urządzenie od prądu i wyrwałam mu z ręki nóż, którym wymachiwał nie wiadomo po co. Zamyśliłam się na chwilę, a następnie podeszłam do lodówki, sprawdzając jej zawartość. — Zrobimy makaron ze szpinakiem — zarządziłam, widząc opakowanie zieleniny na dolnej półce.

      Pierce pokiwał głową z podziwem, a ja, dumna z siebie, postanowiłam mu nie wspominać o tym, że ta potrawa to jedna z nielicznych, które dobrze mi wychodzą, i jem ją średnio trzy razy w tygodniu. Wyjęłam z lodówki wszystkie odpowiednie produkty, a następnie zabrałam się za przygotowywanie potrawy, w międzyczasie popijając proszki z wodą, które wcześniej przygotował nam Ethan. Wydawałam mu rozkazy, które ten starał się spełniać najlepiej, jak umiał. Na początku zleciłam mu umycie szpinaku, podczas gdy ja zajęłam się obieraniem czosnku i, podrygując głową w rytm radosnej piosenki dobiegającej z radia, zerknęłam na bruneta, który więcej energii wkładał w ciche podśpiewywanie aniżeli rzeczywiście w pomaganie.

      Mimo to nie potrafiłam go skarcić, tak jakby coś wewnątrz mnie chciało, aby ten widok trwał wiecznie. Odnoszę wrażenie, że ostatnio Ethan tak rzadko był sobą, tym wyluzowanym, nieprzewidywalnym chłopakiem z entuzjastycznym podejściem do życia, że gdy wreszcie go takiego zobaczyłam, nie miałam serca tego przerywać. Pewne rzeczy się nie zmieniały i jedną z nich było to, że wciąż zawzięcie pragnęłam dla niego szczęścia. W końcu, mimo popełnionych błędów, zasługiwał na cały świat. Zwyczajnie trochę zabłądził, ale wierzyłam, że jeszcze odnajdzie właściwą drogę i znów zacznie częściej się uśmiechać.

— Des? Mogę cię o coś zapytać? — Jego zachrypnięty głos przebił się przez dźwięki That's what I like. Przytaknęłam cicho, nie chcąc nadwyrężać bolącego gardła. Uznałam, że żadne z jego pytań raczej mnie nie zaskoczy, więc nic nie ryzykowałam. — Zastanawiałem się nad tym, jak udaje ci się pogodzić studia, treningi i ilość godzin spędzonych w pracy, a potem przypomniałem sobie, kim są twoi rodzice i w zasadzie trochę się zdziwiłem tym, że w ogóle musisz pracować. Z tego, co kiedyś zaobserwowałem, edukacja była dla twojej mamy priorytetem, więc dlaczego pozwala, abyś musiała dzielić uwagę między te dwie rzeczy, zamiast skupić się wyłącznie na nauce?

A jednak. Znów udało mu się mnie zaskoczyć. Czego ja się spodziewałam?

Westchnęłam, zaprzestając swoje ruchy. Zacisnęłam palce na blenderze, na moment go wyłączając, po czym obróciłam się przez ramię i zatrzymałam wzrok na brunecie, który właśnie przygotowywał herbatę. Uparł się, że skoro zabroniłam mu się wtrącać w gotowanie, bo bardzo tego nie lubię, to przynajmniej zrobi dla mnie coś miłego. Podwinął rękawy czarnej bluzki do łokcia i energicznie mieszał wrzątek, w międzyczasie wrzucając do kubków maliny oraz plastry imbiru i pomarańczy.

Mogłabym go okłamać, ale po co? Obawa, że w związku z tym, jak dobrze mnie kiedyś znał, wciąż potrafi odczytać kłamstwo, okazała się silniejsza i przysłoniła pierwotny plan niedzielenia się z nim problemami. Co mi szkodzi?

— Masz rację, studia to dla Reagan priorytet. Rzecz w tym, że nie moje — prychnęłam pod nosem, nie wiedząc, co innego zrobić. — Kiedy dowiedziała się, że zataiłam przed nią kwestię matur i zdawałam przedmioty humanistyczne, a ostatecznie dostałam się na dziennikarstwo zamiast na medycynę, chciała całkowicie odciąć mnie od pieniędzy, mówiąc coś o tym, że ją zawiodłam i nie doceniam pieniędzy, które przez całe życie ładowali w moją edukację. — Wzruszyłam ramionami, chcąc zamaskować to, jak spięłam się na wspomnienie tego tematu. Niezaprzeczalnie było mi przykro, gdy przypominałam sobie wszystkie słowa i rozczarowane spojrzenia, które mi rzuciła. — Cóż, ku jej niezadowoleniu, tata stanął po mojej stronie i zadeklarował, że nigdy nie zgodzi się na potraktowanie mnie w taki sposób. Mimo to zaczęłam czuć się jak intruz i stwierdziłam, że to dobry moment, aby znaleźć własne źródło zarobku. Tak więc rodzice opłacają czynsz i wszystkie inne rachunki za to mieszkanie, a ja przeznaczam dochód z restauracji na codzienne potrzeby. Wiadomo, gdyby czegoś mi zabrakło, mogę zwrócić się do taty, ale wolę nie nadużywać jego dobroci, bo nie chcę być powodem ich kłótni.

Ethan rozchylił usta, jakby nie tego się spodziewał, więc wykorzystałam sytuację i odwróciłam wzrok, aby ukryć to, co siedziało mi na sercu. Moje stosunki z mamą były dość drażliwym i przykrym tematem, toteż wolałam się nad tym nie rozwodzić. Wprawdzie tęskniłam za czasami, gdy byłam kilkuletnią dziewczynką, a ona, mimo że od zawsze była zafiksowana na punkcie Elisabeth, zbyt często mnie do niej nie porównywała, często się uśmiechała i spędzała ze mną czas jak typowa matka z córką. Od zawsze miała inne podejście niż większość rodziców i edukację stawiała na pierwszym miejscu, ale kiedyś umiała znaleźć pomiędzy swobodnym życiem a kształceniem pewien balans. Wszystko zmieniło się dopiero po odejściu Finna, to właśnie wtedy stała się taka stanowcza i apodyktyczna, i trwa to do dziś.

— Nie sądziłem, że twoja mama jest w stanie posunąć się do czegoś takiego... — wydukał Pierce.

— Daj spokój. — Wzruszyłam ramionami, aby pokazać, że to po mnie spływa.

     Dwadzieścia minut później kończyłam blendować pesto i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że zapomnieliśmy o najważniejszej rzeczy, jaką jest makaron.

      — Wyciągniesz makaron? — zapytałam, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Ethan skinął, odkaszlując, na co machnęłam głową w kierunku jednej z górnych szafek. — Przedostatnie drzwiczki, środkowa półka — nakierowałam go, wiedząc, że w przeciwnym razie mógłby mieć problem ze znalezieniem odpowiedniego opakowania w nieładzie panującym wewnątrz.

W międzyczasie wyłączyłam blender, włożyłam go do zlewu i przykucnęłam, aby wyjąć z piekarnika jedną z patelni. Mimo że uwielbiałam to mieszkanie, momentami naprawdę brakowało mi w nim miejsca, aby pomieścić te wszystkie szpargały.

— Nie ma, skąd miałem go wyciągnąć? — odezwał się, patrząc wprost do otwartej szafki.

Skleroza nie boli, co?

— Z tej półki — powtórzyłam i wskazałam na nią palcem. Pierce wspiął się na palce, aby dokładniej przyjrzeć się produktom wewnątrz, po czym po kolei zaczął przerzucać kolejne opakowania. Nagle jego ręka powędrowała na najwyższą półkę, a gdy zahaczył palcami o papierową torebkę, krzyk wyrwał się z moich płuc: — Nie z tamtej!

Ale było już za późno. Paczka, którą trącił dłonią, przechyliła się, a zaraz potem wypadła z szafki, tym samym sprawiając, że jej zawartość pokryła Ethana od góry do dołu. Pisnęłam, kompletnie się tego nie spodziewając, po czym zatkałam ręką usta, w szoku obserwując bruneta, który właśnie wyrzucał z siebie przekleństwo. Rozbawienie targnęło moim ciałem, gdy po chwili odwrócił się do mnie z grymasem złości na twarzy. Patrzyliśmy sobie w oczy, rejestrując sytuację, aż w końcu nie wytrzymałam i zaniosłam się gardłowym rechotem.

Nie mogłam opanować się przez najbliższe kilkadziesiąt sekund, w zasadzie śmiałam się coraz bardziej, a mina Ethana nie ułatwiała powrotu do powagi.

— Bawi cię to? — Uniósł oburzony brwi, a gdy nieznacznie pokiwałam głową, wyrzucił ręce w powietrze, dąsając się. — Bardzo, kurwa, śmieszne. No po prostu boki zrywać! — zironizował, mordując mnie wzrokiem.

     Wstrzymałam oddech i zasznurowałam usta, nie chcąc bardziej go drażnić, ale po krótkim kontakcie wzrokowym z oczami, w których płonęła frustracja, znów poległam, tym razem śmiejąc się jeszcze bardziej bezczelnie. Pochyliłam się i oparłam dłonie na udach, aby utrzymać równowagę.

— Wyglądasz jak bałwan — wybełkotałam przez śmiech, gdy obserwowałam jego twarz i włosy pokryte mąką, za co zganił chłodnym spojrzeniem.

Niestety, nie przewidziałam, że cierpliwość Pierce'a prędzej czy później się skończy i postanowi zareagować. A raczej bardziej odpowiednim byłoby słowo: odegrać. Gwałtownym ruchem wepchnął rękę do paczki z mąką, a sekundę później sypnął mi nią prosto w twarz. Zastygłam w bezruchu, a gdy już zrozumiałam, co się dzieje, zacisnęłam szczękę i łypnęłam na niego spod przymrużonych powiek.

— O ty gnoju.

Tak to się zaczęło. Nie pamiętam nawet momentu, w którym zdecydowałam się sięgnąć po mąkę i wymierzyć nią w sam środek czoła Ethana, czym chyba trochę go uraziłam, bo zbliżył się i wycelował we mnie palcem wskazującym.

— Lepiej uciekaj — wycedził, a po spojrzeniu pełnym determinacji wywnioskowałam, że wcale nie żartował.

Szybko wystrzeliłam na drugi koniec kuchni i stanęłam po przeciwnej stronie wyspy, byleby nie dosięgnął mnie swoimi silnymi łapskami. Muzyka wciąż grała, a my ganialiśmy jak dzieci, zabijając się wzrokiem, choć w rzeczywistości oboje mieliśmy niezły ubaw. Pierce oparł ręce na blacie i pochylił się tak, jakby chciał przechwycić moje ciało z drugiego końca kuchni. Potem mąka posypała się po raz kolejny, tym razem brudząc nawet podłogę. Ethan rzucił się za mną w pogoń, a ja poślizgnęłam się przez skarpetkę, czym niestety dałam mu szansę na zwycięstwo.

Nie byłby sobą, gdyby tego nie wykorzystał. Raz dwa do mnie doskoczył i chwycił dłońmi w talii, abym już nie uciekła. Zapiszczałam z zaskoczenia i poczułam ogień na skórze w miejscach, w których trzymał ręce, ale nie dał mi zbyt długo nad tym rozmyślać, bo nachylił się nad moją twarzą i, patrząc mi w oczy z żądzą zemsty, wychrypiał:

— Co ja mam teraz z tobą zrobić, co? — Udawał, że się zastanawiał.

Po tym, co zobaczyłam w jego tęczówkach, wiedziałam, że podjął już decyzję i tylko się ze mną droczył.

— Możesz na przykład puścić mnie wolno? — Uśmiechnęłam się najszerzej, jak umiem, w duchu błagając go o litość. Kąpałam się czterdzieści minut temu, nie chcę robić tego po raz kolejny tylko dlatego, że do mojego mieszkania wpakował się dziś jakiś idiota.

— Chciałabyś. — Wyszczerzył się podle, a sekundę później poczęstował moją twarz świeżutką porcją mąki.

Zawyłam męczeńsko, obrzucając bruneta niewyszukanymi epitetami, na które jedynie prychnął i obdarował mnie kolejną dawką. Miałam to gówno wszędzie. W oczach, nosie, na języku, wszędzie. Dmuchnęłam, plując na niego proszkiem, a zaraz potem zemściłam się. W ten sposób oficjalnie zaczęła się wojna. Głośnym śmiechom nie było końca, gdy przepychaliśmy się, biegając po całej kuchni, a biały pył fruwał pod sufitem tak, jakby w pomieszczeniu napadało śniegu. Nie szczędziliśmy sobie wyzwisk, ale wiedzieliśmy, że żadne z nas nie było szczere, bo w rzeczywistości jedyne, co widzieliśmy na swoich twarzach, to usta wygięte w banany sięgające samych oczu. Po chwili nawet mięśnie brzucha bolały mnie od chichrania się.

Ktoś przyglądający się nam z boku stwierdziłby, że jesteśmy porządnie stuknięci. W końcu kto o zdrowych zmysłach rozsypuje mąkę po całym mieszkaniu i jeszcze dobrze się przy tym bawi? Ale dla nas ani absurd tej sytuacji, ani cały ten bałagan nie miały żadnego znaczenia. Nie, kiedy patrzyliśmy na siebie i oboje czuliśmy to, co czuliśmy. Tym czymś była radość. Bo nie powiedzielibyśmy tego na głos, ale w tamtym momencie pierwszy raz od dawna byliśmy tak szczerze szczęśliwi i nie zamienilibyśmy tej chwili na żadną inną.

      Ethan właśnie trzymał mnie mocno w talii i ciągnął w kierunku opakowania z produktem spożywczym, a ja zapierałam się nogami o podłogę i wbijałam mu długie paznokcie gdzie popadnie, byleby się uwolnić. Wreszcie zatrzymaliśmy się, a on jeszcze bliżej przyciągnął moje ciało do swojego, przez co przykleiłam się plecami do jego klatki piersiowej. Silna ręka wciąż spoczywała na moim brzuchu, a drugą znów sięgnął po mąkę, zupełnie ignorując to, że się szarpałam, jakby nie robiło to na nim wrażenia. Gdy nachylił się nad uchem, wstrzymałam powietrze, bo jego ciepły oddech owiał moją skórę. W przeciwieństwie do mnie był skupiony i już zamierzał we mnie rzucić, gdy nagle powietrze, które wypadło z moich ust wraz z wybuchem śmiechu, rozproszyło mąkę tak, że oboje oberwaliśmy prosto w oczy.

      Nasze szamotanie i głośne śmiechy przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. To właśnie on sprowadził mnie na ziemię. Wyplątałam się z objęć Ethana i odsunęłam na bezpieczną odległość, odchodząc na drugi koniec kuchni, a następnie otworzyłam szafkę, chowając się za jej drzwiczkami przed spojrzeniem chłopaka.

— Otworzysz? Skończę w tym czasie obiad. — Zerknęłam na niego ukradkiem.

— Następnym razem zamawiamy pizzę — westchnął, przyglądając się bałaganowi, który zrobiliśmy i, otrzepując ubranie, ruszył do przedpokoju.

Wyjęłam makaron i wrzuciłam go do garnka z wodą, po czym oparłam dłonie na krawędzi blatu i zwiesiłam głowę, zastanawiając się, co my najlepszego wyprawialiśmy. Wiedziałam, jak nieodpowiedzialne i nieodpowiednie to było. Przyzwyczajenie się do swojego towarzystwa to najgorsze, co mogliśmy sobie zrobić. Za moment Ethan wróci do Lexington i znów się rozejdziemy, więc nie mogliśmy pozwolić sobie na jakąkolwiek nadzieję. Tęsknota nie wchodziła w grę, a im częściej się widywaliśmy, tym bardziej prawdopodobna się stawała. Teraz może i bawiliśmy się dobrze, ale prędzej czy później znów wrócimy do punktu wyjścia, w którym ta relacja nie ma żadnej przyszłości. Wyrządziliśmy sobie zbyt wiele krzywd, rozdrapaliśmy zbyt wiele ran i zostawiliśmy zbyt wiele blizn, abyśmy mogli tak po prostu o wszystkim zapomnieć i zacząć od nowa. Byliśmy przekreśleni już na starcie i należało wreszcie to zrozumieć i zaakceptować, a nie zachowywać się, jakby jutro miało nie nadejść.

     Im dłużej będziemy to przeciągać, tym mocniej zaboli, gdy znów przyjdzie czas pożegnania.

Przerzuciłam pesto na patelnię, aby potem dorzucić do niego makaron oraz mozzarellę i wszystko razem podgrzać. Brzdęk łyżki obijającej się o patelnię dzwonił w uszach, ale gdy skończyłam, Pierce'a wciąż nie było w salonie.

      Zaciekawiona tym, co zatrzymało go przez tyle czasu, zawołałam:

— Co tak długo? Z kim rozmawiasz? — Powędrowałam do przedpokoju i zatrzymałam się wpół kroku, gdy mój wzrok powędrował na klatkę schodową, a konkretnie na osobę stojącą u progu drzwi.

     Uśmiech automatycznie opuścił moje wargi.

     Zapanowała niezręczna cisza, gdy we trójkę mierzyliśmy się zaskoczonymi spojrzeniami. Ethan sprawiał wrażenie rozdrażnionego, ja musiałam wyglądać na idiotkę, bo nie panowałam nad ustami, które nieświadomie rozchyliłam, a Cole... Cole chyba właśnie zrozumiał, czym jest złamane serce. Skakał oczami to na mnie, to na Pierce'a, a następnie na męską koszulkę, którą miałam na sobie, i tak w kółko, jakby wmawiał sobie, że tylko się przewidział. Czarne włosy opadały mu na czoło, dodając uroku, który tak bardzo kontrastował z tym, co zobaczyłam w jego zielonych tęczówkach.

     Rozczarowanie. Po raz kolejny się mną rozczarował, wskutek czego poczułam ukłucie w klatce piersiowej.

     Widziałam, że próbuje coś powiedzieć, ale nie potrafi, dlatego przejęłam inicjatywę.

— Cole, co tu robisz? Coś się stało? — wydukałam niepewnie, czując, jak ta sytuacja nagle zaczęła mnie przytłaczać.

     Nie mogłam znieść myśli, że Jacobs w jakimś celu pojawił się w tym mieszkaniu, być może aby unormować stosunki między nami, a zamiast tego znów spotkał się z rozczarowaniem moją osobą.

Ciemnowłosy oderwał wzrok od Ethana i skupił się na mnie, wyginając usta w grymasie.

— On nie ma z tym nic wspólnego, tak? — prychnął, krzywiąc się. Dopiero po chwili zrozumiałam, że nawiązywał do naszej ostatniej rozmowy. Powiedziałam mu wtedy, że to nie przez Ethana go odrzucam, a teraz w drzwiach mojego mieszkania Cole widzi właśnie go, a na dodatek mnie w jego koszulce. — Przyszedłem, aby wyjaśnić sobie całą sytuację i zaproponować, żebyśmy dla dobra treningów utrzymali nasze relacje na koleżeńskim albo przynajmniej neutralnym gruncie, ale widzę, że w czymś przeszkodziłem.

Pokręciłam głową i zrobiłam krok w jego stronę, jednocześnie stając przed Ethanem. Zupełnie zignorowałam wpatrujące się we mnie tęczówki Pierce'a, nie on był teraz najważniejszy.

— Nie przeszkodziłeś. Możemy normalnie porozmawiać, przecież mi też zależy na dobrych stosunkach między nami...

— I dlatego ostatnim razem mnie okłamałaś? — Wyrzucił ręce w powietrze, a następnie bezwładnie opuścił je wzdłuż ciała. — Od zawsze prosiłem cię o szczerość, nieważne jak bolesna by się okazała. Miałaś jedno zadanie, a ty, choć i tak wiedziałaś, że tamtą rozmową złamiesz mi serce, nie potrafiłaś powiedzieć mi prawdy? Po tym wszystkim nie zasłużyłem przynajmniej na to?

     Spuścił wzrok, jakby chciał pozbierać myśli, a chwilę później nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Walczył sam ze sobą, w oczach miał tyle emocji, że nic konkretnego nie dało się z nich wyczytać. Nic, oprócz poczucia zdrady. Znów czuł się zraniony z mojego powodu. Chciałam zacząć zaprzeczać, ale Cole wzruszył ramionami i cofnął się o krok.

      — Nie tłumacz się, Destiny. To już i tak nie ma znaczenia. Jeśli to... — Wskazał palcem na Pierce'a i mnie. — ...sprawia, że jesteś szczęśliwa, to w porządku. Cieszę się twoim szczęściem. — Nie brzmiał na przekonanego, lecz zmusił się do smutnego uśmiechu. — Po prostu poszukaj sobie nowego partnera. Wybacz, ale ja już tak po prostu nie mogę...

Po tych słowach ostatni raz nam się przyjrzał, po czym obrócił się i szybko ruszył w głąb klatki schodowej, jeszcze zanim zdążyłabym zacząć go zatrzymywać. Tym razem to ja poczułam, jakby wbito mi szpilkę prosto w serce, i to podwójnie. Po pierwsze, nie mogłam znieść świadomości, że to z mojego powodu w zielonych oczach Cole'a zalśniły łzy, a po drugie, on właśnie przekazał mi, że tak po prostu odchodzi. Nie tylko ze wspólnego tańca, ale i z mojego życia.

     Właśnie dlatego stałam tam i wpatrywałam się w puste już miejsce na korytarzu, w którym jeszcze przed chwilą stał Jacobs. Odszedł. Pomógł mi przejść przez jeden z najtrudniejszych okresów w życiu, a zamian dostał rozczarowanie. Zraniłam kolejną osobę, której na mnie zależało. Z każdym dniem czułam się ze sobą coraz bardziej obrzydliwie. Tylko wszystko wszystkim utrudniam.

Nagle ręka Ethana spoczęła na moim ramieniu, ratując przed całkowitym rozpadnięciem się na kawałki. Wzdrygnęłam się, ale wciąż nie odwróciłam wzroku od miejsca, w którym znajdował się wcześniej Cole.

— W porządku? — zapytał, na co chciałam się roześmiać. Tak, Ethan, zaje-kurwa-biście.

Parsknęłam nerwowo. I znów zrobiłam to, w czym byłam mistrzynią. Okłamałam go.

A może nawet samą siebie?

— Jasne. — Strąciłam męską dłoń ze swojego ramienia, lekceważąco machnęłam ręką i, nie patrząc Ethanowi w oczy, ruszyłam do kuchni, udając, że wcale nie dusiłam się przez ciężar przygniatający moje serce. — Powinnam dokończyć obiad — dodałam cicho, walcząc z chęcią bezsilnego rozpłakania się.

     Gula w gardle powiększała się z każdą sekundą, ale mimo to dbałam o to, aby przez cały czas delikatny uśmiech błąkał się po moich wargach. Dokończyłam gotowanie w milczeniu, nie prosząc Pierce'a o jakąkolwiek pomoc. W każdym razie on sam nie odpuszczał i bez przerwy plątał się pod nogami, nie spuszczając ze mnie wzroku. Widziałam, że próbował się odezwać, ale chyba nie wiedział, co właściwie należało powiedzieć. Żadne słowa nie odbudują zaufania Cole'a, które przed chwilą straciłam.

      Parę minut później na blacie wylądowały dwa talerze wypełnione gorącym makaronem. Mimo że całkowicie straciłam apetyt, przechwyciłam jeden z nich, po czym powoli przeszłam przez kuchnię i skierowałam się na kanapę. Zajęłam miejsce w rogu, przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i utkwiłam wzrok w oknie balkonowym, byleby tylko skupić na czymś myśli. Mieszając bez celu widelcem w jedzeniu, nawet nie próbowałam nawiązać z Pierce'em interakcji. W momentach jak te lubiłam być sama, a w najbliższym czasie nie zapowiadało się na to, aby Ethan się tego domyślił i wyszedł, więc musiałam brać, co dawali.

     Z kwadransowego letargu wybudził mnie dopiero odgłos wody gotującej się w czajniku.

     — Trochę tu nabrudziliśmy — skwitował brunet, gdy opierając się lędźwiami o blat, pochłaniał makaron i przyglądał się bałaganowi, który powstał na wskutek naszej bitwy na mąkę. Wzruszyłam jedynie ramionami, kompletnie olewając sprawę.

     Bałam się, że jeżeli spróbuję wydusić chociażby słowo, z moich ust uleci jedynie szloch, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Ethan już raz widział mnie w momencie, w którym straciłam kontrolę i zburzyłam wszystkie mury. To nie powinno stać się ponownie.

     Mam wrażenie, że kompletnie nie zraziła go moja markotność i wroga postawa, bo słyszałam, jak odkłada talerz do zmywarki, a zaraz potem szpera po szafkach, wskutek czego brzdęk porcelany obił się o ściany mieszkania.

— Gdzie masz cukier? — wychrypiał, zmuszając mnie, bym podniosła brodę i na niego spojrzała. Przez chrypę brzmiał jak zdarte gardło.

W celu wyjaśnienia swojej potrzeby pomachał w moim kierunku saszetkami herbaty. Już chciałam zmusić się do odpowiedzi, gdy uświadomiłam sobie coś, o czym nawet nie wiedziałam, że pamiętam. Uniosłam brwi w konsternacji.

— Nie słodzisz — wymamrotałam, zanim pomyślałam o tym, by ugryźć się w język.

     Dopiero po chwili zorientowałam się, że być może trochę się zapędziłam z takim wnioskiem. Minął rok, w ciągu którego wszystko mogło się zmienić. Kątem oka zerknęłam na bruneta, aby wybadać jego reakcję, a on niczym nieprzejęty wciąż przeczesywał szafki kuchenne.

— Ja nie, ale ty owszem. — Wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, po czym syknął z entuzjazmem, gdy wreszcie udało mu się odnaleźć odpowiedni pojemnik. — Półtorej łyżeczki? — dopytał, znów na mnie zerkając. Przegryzając dolną wargę, pokiwałam zgodnie głową, na co leniwie uniósł kącik ust. — Pewne rzeczy się nie zmieniają, co?

Kilkoma zwykłymi słowami sprawił, że moje głupie serce na moment przyspieszyło. Pamiętał o mnie.

A ty, niezależnie czy tego chciałaś, pamiętałaś o nim.

Nie odpowiedziałam, chociaż coś w jego postawie nie pozwoliło mi oderwać od niego wzroku. Sposób, w jaki się poruszał, lekko podrygując głową do cichej, ledwo słyszalnej piosenki z kuchennego radia, jakby zapomniał o wszystkich problemach, był hipnotyzujący. Dostrzegłam nawet zmarszczkę, która zarysowała mu się na czole, gdy starannie odmierzał półtorej łyżeczki cukru do jednego z kubków. Prezentował się tak naturalnie i beztrosko, że w przeciwieństwie do obrazka przygnębionego chłopaka z cmentarza, aż miło się na to patrzyło.

Dwudziestojednolatek jeszcze przez chwilę krzątał się po kuchni, a następnie znalazł się w salonie i podał mi jeden z dwóch kubków, które trzymał w rękach, wcześniej zabrawszy ode mnie połowicznie pusty talerz i odłożywszy go na stolik kawowy. Kanapa obok ugięła się, a kilkanaście sekund później poczułam, jak koc leżący po drugiej stronie narożnika opada na moje nogi. Czułam ciepło męskiego ciała, a nawet jego intensywny zapach, który - choć w życiu bym się do tego nie przyznała - musiałam uznać za kojący. Wiązały się z nim miłe wspomnienia, do których mimowolnie na moment wróciłam i odtworzyłam w głowie czasy, gdy uznawałam go za zapach bezpieczeństwa. Ale czy na pewno tamto wrażenie minęło?

Niektóre rzeczy się nie zmieniają, co?

Minuty mijały, a my wciąż tkwiliśmy w ciszy, jakiej nie miałam odwagi przerwać. Mimo długiej rozłąki, trochę znałam Ethana, więc domyślałam się, że zamierza uszanować mój moment wytchnienia i poczekać, aż to ja się odezwę. Niestety, znów musiałam kogoś rozczarować, ponieważ dziś był jeden z tych dni, podczas których każde pojedyncze słowo mogło skończyć się wybuchem, przed jakim pragnęłam go ochronić. Chociaż tyle mogłam zrobić dla człowieka, który jak zwykle chciał zrobić dla mnie więcej od tego, na co kiedykolwiek zasługiwałam.

Taki już był jego urok, prawda?

Nagle bez słowa podniósł się z łóżka, po czym gdzieś poszedł, pozwalając mi sądzić, że sobie idzie. Jakie było moje zdziwienie, gdy sofa znów się ugięła, a na kolanach wylądowała paczka czekoladowych pralinek. Rozchyliłam wargi, ale nim zdążyłam zadać pytanie, Ethan już uprzedził mnie odpowiedzią.

— Twoje ulubione. Podobno pomagają na zły humor.

     Uśmiechnął się rozbrajająco, a gdy spojrzałam w jego oczy, okazało się, że miałam wszystko, czego w tamtym momencie potrzebowałam. Blask, który rozświetlił morskie tęczówki niczym iskierka nadziei połączony z czułością, z jaką ich właściciel na mnie patrzył, zatrząsł moim sercem w najbardziej porywający sposób.

     Niestety, razem z dziwnym poczuciem zachwytu przyszła również kolejna porcja bólu. Bólu wynikającego ze świadomości, że to nigdy nie miało prawa się udać. On zawsze będzie dawał za dużo i czuł za mocno, podczas gdy ja zawsze będę uosabiać za mało i za słabo, bo nie potrafię dać więcej.

     A Ethan Pierce zasługiwał na dziewczynę, która podaruje mu więcej. Może nawet nie tyle, co więcej, a wszystko. Taką, która poczuje tak mocno, że to wręcz będzie bolało.

     I wtedy czar prysł. Zrozumiałam, że choćbym z całych sił próbowała, nigdy nie będę dziewczyną. Nigdy nie będę dla niego wystarczająco dobra.

— Chcesz o tym pogadać? — Jego zachrypnięty głos wyrwał mnie z transu.

Pociągnęłam nosem i pokręciłam głową, zaciskając wargi w linię.

— Nie ma o czym. — Wzruszyłam ramionami, aby odwrócić uwagę Pierce'a od opryskliwego tonu, nad którym nie zapanowałam.

Usłyszałam, jak wzdycha, a zaraz potem poczułam na twarzy świdrujący wzrok niebieskich tęczówek. Musiałam walczyć ze sobą, aby go ignorować. Bałam się, że gdy popatrzę w nie o sekundę za długo, znów rozpadnę się na kawałki.

— Destiny...

— Odpuść, Ethan — burknęłam nieco zbyt ofensywnie. Przełknęłam ślinę i znów przybrałam postawę niewzruszonej. — Nie ma o czym gadać. Skoro już tu jesteś, zajmijmy się czymś innym. Nie wiem, włącz jakiś film, cokolwiek.

     Niestety, Pierce miał inne plany.

— Nie stałaś się w moich oczach słaba. — Podniosłam wzrok, ale spuściłam go, zanim nasze spojrzenia się spotkały. Nie byłam gotowa na konfrontację z tym tematem. — Domyślam się, że po tym, jak się przede mną otworzyłaś, tak właśnie myślisz, ale mylisz się. W zasadzie uświadomiłaś mi, jak cholernie silna byłaś przez cały ten czas — westchnął, zwieszając głowę.

Parsknęłam pod nosem, uśmiechając się krzywo. Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Tamtej nocy odkryłam przed nim wersję Destiny, której nigdy nie powinien poznać. Tyle wystarczyło, aby zaczął postrzegać mnie inaczej. I to był mój błąd.

— Przestań... — zaczęłam, ale chłopak uciszył mnie poprzez położenie ręki na moim ramieniu. Zastygłam w bezruchu, bojąc się spojrzeć w jego oczy z obawą, co w nich zobaczę.

Nie chciałam litości, a to, że bym ją od niego dostała, było bardziej niż pewne. W dodatku poruszanie kwestii mojego wybuchu, wtedy na parkingu pod mieszkaniem, łączyło się także z tym, czym tamta konwersacja się skończyła. Ten pieprzony pocałunek przewijał mi się przez głowę już wystarczająco długo i naprawdę nie potrzebowałam powtórki.

— Jeśli uważasz, że mówienie o uczuciach jest słabością, to chyba pora, abym i ja stał się słaby — powiedział ochryple, kompletnie mnie tym zaskakując.

     A następnie zamilkł, pozwalając, aby głucha cisza koiła nasze zmysły. Nawet zaczęłam panować nad oddechem, który przez katar był dziś szczególnie głośny i ciężki. Brunet wbił wzrok w kubek z herbatą, który obracał w dłoniach, i wyglądał, jakby bił się z myślami. Nie spodziewałam się, że poruszymy taki temat, ale nie zamierzam go pospieszać. Jeśli uzna, że jest coś, co chciałby mi powiedzieć, zrobi to.

     Ethan zakaszlał, zakrywając łokciem buzię, po czym upił łyk herbaty, nawet nie krzywiąc się na jej piekielną temperaturę, i uniósł podbródek, aby utkwić spojrzenie w jednej z ramek ze zdjęciami wiszącymi na ścianie za telewizorem. Konkretnie w tej przedstawiającej trzy osoby: Sawyera leżącego na trawie oraz dwie sylwetki na drugim planie, oddalone od obiektywu o tych kilka metrów i przytulające się. Właśnie im się przyglądał. Nietrudno domyślić się, kim była ta para. Choć nie byliśmy już tamtymi ludźmi, wciąż nie potrafiłam pozbyć się żadnej z tych fotografii.

     Tym sposobem właśnie oboje patrzyliśmy na dawnych nas, a słowa jakby same popłynęły z ust Pierce'a.

     — Kiedy kazałaś mi odejść, a właściwie sprawiłaś, aby myślał, że to ty mnie zostawiłaś, poczułem się tak niepotrzebny i rozpieprzony emocjonalnie jak nigdy. Śmierć Lizzie mnie zniszczyła, ale przynajmniej miałem świadomość, że ona nie opuściła mnie celowo... — Zamilkł, a po jego zaciśniętych powiekach wywnioskowałam, że szukał sił, aby wypowiedzieć to wszystko na głos. — W twoim przypadku było inaczej. Czułem się jak idiota, który dał się omotać dziewczynie i uczuciom, jakie do niej żywił, choć były nieodwzajemnione. Sądziłem, że mnie oszukałaś, a wszystkie wspólne chwile od początku były dla ciebie tylko zabawą. Nie masz pojęcia, jak wiele razy analizowałem w głowie nasze spotkania, aby dostrzec w twojej postawie coś, co powinno mnie zaalarmować o tym, że tylko sobie pogrywałaś.

     — Nigdy sobie z tobą nie pogrywałam — wtrąciłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

     Ethan spojrzał na mnie z czymś niezidentyfikowanym w oczach, po czym bezsilnie skinął głową.

      — Zapewne właśnie dlatego nigdy nie znalazłem niczego, co potwierdzałoby moją teorię. To wkurzyło mnie jeszcze bardziej, bo wychodziło na to, że byłem wyjątkowo ślepy i naiwny. W dodatku po tym wszystkim moi przyjaciele wciąż kochali cię tak samo, a ja nie mogłem tego znieść, więc od nich też się odciąłem...

     Przechodził tamten trudny okres samotnie z mojej winy. Przeze mnie nie miał przy sobie przyjaciół. Zrezygnował z nich, bo pozwoliłam im się nie znienawidzić.

     Odkaszlnął i przygryzł smutno wargę, a jedynym, czego pragnęłam, było złapanie go za rękę i okazanie wsparcia. Niestety, byłam zbyt dumna, by to zrobić. Może gdybym czasem chowała honor do kieszeni, wszystko potoczyłoby się inaczej.

— Przez pierwsze tygodnie robiłem wszystko, aby o tobie zapomnieć. Usunąłem wszystkie zdjęcia, a nawet pochowałem ciuchy, które tak na mnie lubiłaś. Zacząłem imprezować, chlać, zdarzyło mi się też przespać z przypadkowymi dziewczynami tylko po to, aby udowodnić sobie, że wcale nie byłaś wyjątkowa... — zaciął się i automatycznie spojrzał na mnie, jakby chciał zobaczyć, jak zareagowałam.

     Nic nie mogłam poradzić na drżący oddech, który wypuściłam z ust w odpowiedzi na ukłucie, jakie dotknęło moje serce. Nie dlatego, co robił, a dlatego że ja odreagowywałam jego nieobecność w ten sam sposób. Przed oczami stanęły mi wszystkie noce spędzone w klubach w towarzystwie hektolitrów alkoholu i nieznajomych.

      — Oczywiście otrzymałem odwrotny efekt. Szybko przekonałem się, że jednak byłaś wyjątkowa, a żadna z dziewczyn, które próbowały poderwać mnie flirciarskim spojrzeniem, nie mogła równać się z tobą.

     Jeśli wciąż okazywałabym emocje za pomocą łez, mielibyśmy tu powódź stulecia.

     Żadna z dziewczyn nie mogła równać się z tobą.

     — Więc przestałem szukać — westchnął, a jego palce przelotem musnęły moje okryte kocem kolano. — Kiedy Shane próbował poruszać twój temat, kategorycznie kazałem mu się zamknąć, bo wewnętrznie rozpierdalało mnie to, że po tym, co mi zrobiłaś, podświadomie wciąż się o ciebie martwiłem. Wtedy zacząłem sobie wmawiać, że cię nienawidzę. Za dnia wychodziło całkiem sprawnie, ale wieczorami, gdy siedziałem sam w akademiku, łapałem się na tym, że chciałbym, abyś była obok. Także nie, nigdy nie czułem do ciebie nienawiści. Próbowałem, ale nie umiałem cię nienawidzić. — Spuścił wzrok, jakby wstydził się tego, co mówił.

     Pociągnął nosem i odkaszlnął, by pozbyć się chrypki, a następnie obrócił głowę, niespodziewanie chwycił palcami mój podbródek i uniósł go, zmuszając do tego, abym na niego spojrzała. Przełknęłam ślinę i przeklęłam suchość, którą odczułam w gardle, gdy pierwszy raz od jego powrotu do Atlantic City patrzył na mnie ten Ethan. Ten, który już nie był pustym, zimnym draniem pragnącym mojego nieszczęścia, a który w oczach miał całą paletę uczuć.

      — Przepraszam za to, jak w ciągu ostatnich tygodni się przeze mnie czułaś. Za wszystkie słowa i za to, że rok temu tak łatwo pozwoliłem sobie myśleć o tobie w samych najgorszych określeniach. Za to, że zwątpiłem w twoją szczerość i za nazwanie cię egoistką. Nigdy nie chciałem być powodem, przez który zaczniesz się nienawidzić — niemal wyszeptał i, jakby ocknięty z transu, cofnął dłoń spod mojego podbródka.

     Mimo to nadal nie odwróciłam wzroku, a smutek w niebieskich tęczówkach mnie rozbroił. W tamtym momencie byłabym gotowa zrobić naprawdę wszystko, aby z nich zniknął.

     — Wiem, że ostatnio zarzuciłam ci, że się nie zorientowałeś i tak łatwo w to uwierzyłeś, ale niby skąd mogłeś wiedzieć? — Brzmiałam równie cicho co on, ale sens tych słów zawisł w powietrzu i sprawił, że moje serce otulił ciepły kokon.

     Matko, my naprawdę się przed sobą otwieraliśmy.

     — Nie mogłem wiedzieć, ale to nie dawało mi przyzwolenia na traktowanie cię jak najgorszą szmatę. Właśnie za to cię przepraszam. I również za to, że przy naszym ostatnim spotkaniu cię okłamałem — przyznał, a ja rozchyliłam wargi, mając nadzieję, że tylko się przesłyszałam.

     Okłamał mnie? Z paniką w spojrzeniu błądziłam wzrokiem po jego niewzruszonej twarzy. Przyglądał mi się z przymrużonym okiem, a kiedy niepokój wymusił na moich ustach grymas, Pierce cicho westchnął:

     — Powiedziałem, że chyba nie myślisz, że chciałbym się z tobą przyjaźnić i wyśmiałem ten pomysł. Kłamałem. Bo chcę mieć z tobą dobre relacje, Des. Myślisz, że możemy chwilowo zawiesić broń?

     Czy ja śnię?

     Te słowa tak mnie zaskoczyły, że przez kolejne kilka sekund tylko tępo wpatrywałam się w twarz Ethana, a usta musiałam mieć rozdziawione do rozmiarów piłki golfowej. Przysięgam, prędzej spodziewałabym się, że się tu dzisiaj pozabijamy, niż tego że w ogóle będziemy rozważać zakopanie topora wojennego.

     — Proponujesz rozejm? — Upewniłam się, a odrobinę skrępowany Ethan uśmiechnął się na moje zdezorientowanie i skinął głową. — Cóż, myślę, że w drodze wyjątku możemy na moment przestać skakać sobie do gardeł. — Celowo użyłam oficjalnej barwy głosu, by zabrzmieć poważnie. Kącik ust bruneta drgnął ku górze, co było dobrym znakiem. — W zasadzie to może być całkiem miłe tak patrzeć na ciebie i nie czuć potrzeby wepchnięcia cię pod samochód.

     Pierce już nie hamował lekkiego uśmiechu i wyraźnie się rozluźnił, na co mi ulżyło. Patrzyliśmy na siebie konspiracyjnie, jakbyśmy właśnie podejmowali się jakiegoś nielegalnego czynu.

     — Czyli co? Koniec wyzwisk i robienia sobie na złość? — zapytał, a ja popatrzyłam na niego wzrokiem w stylu: chyba sam w to nie wierzysz. Zaśmiał się. — Mniej wyzwisk? — Z nadzieją zmrużył oczy i wystawił do mnie mały palec.

     Obserwowałam go podejrzliwie, ale wreszcie poddałam się.

     — Mniej wyzwisk. — Złączyłam nasze małe palce. — Chwilowo — dodałam, powodując, że parsknął pod nosem. Co miałam do stracenia?

     I przez ten krótki moment wszystko było idealne. Znów czułam się tak jak wtedy, gdy byliśmy tylko durnymi dzieciakami śmiejącymi się z najmniejszych głupot, których rzeczywistość jeszcze aż tak nie przerażała, bo mieli siebie.

     — Znasz już moją perspektywę. Myślę, że teraz jesteśmy kwita. — Sięgnął po pilot od telewizora i zaczął przeglądać kolejne pozycje filmowe na Disney Plus. — Jeśli nie chcesz rozmawiać o zajściu z Cole'em, nie będę wypytywał. Obejrzymy coś, abyś poczuła się lepiej, ale... — zawahał się i znów tego dnia popatrzył mi głęboko w oczy, jakby zaglądał prosto w moją duszę. — Wiesz..., jeśli kiedyś poczujesz się przy mnie na tyle bezpiecznie, abyś na nowo mogła mi zaufać, będę obok i cię wysłucham. Zawsze.

     Skinęłam głową i po wymuszeniu lekkiego uśmiechu spuściłam wzrok na kubek herbaty w dłoniach. Choć mnóstwo słów cisnęło się na język, jedynie upiłam łyk wciąż gorącej cieczy i milczałam. Tępo patrzyłam, jak Ethan przegląda filmy i, zatrzymawszy się na dłużej na Zaplątanych, ostatecznie to właśnie tę bajkę wybrał.

     Z każdą minutą czułam się coraz gorzej zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zawalone zatoki nie pozwalały normalnie oddychać, ale zdecydowanie bardziej od kataru i chrypki doskwierały mi gromadzące się w głowie nieuporządkowane myśli.

     Miałam świadomość, że relacja z Cole'em już nigdy nie wróci na poprzednie tory, a wizja tego, że on prawdopodobnie rzeczywiście jest w stanie zrezygnować ze wspólnego tańca, zwyczajnie mnie przerażała. Tańczyliśmy w jednej parze od małego, jeszcze długo przed moją prawie trzyletnią przerwą od tej dyscypliny. Nie ma mowy, że szybko się z tym pogodzę. Skrzywdziłam jedną z niewielu osób, które zostały ze mną pomimo wszystko. Nigdy nie naciskał, moje dobro zawsze stawiał na pierwszym miejscu, a ja potraktowałam go jak śmiecia.

     Jak wiele osób jeszcze zranię, zanim wszyscy dookoła zrozumieją, że mnie nie powinno się kochać?

     Kątem oka zerknęłam na siedzącego obok Ethana. Z sińcami pod oczami i ustami rozchylonymi w celu wypuszczania przez nie oddechu, z zaciekawieniem wpatrywał się w bajkę, której połowa zdążyła już minąć. Tak jak obiecał, o nic nie wypytywał i nie naciskał na mnie z rozmową. Uszanował decyzję, którą podjęłam, i po prostu był przy mnie, tak jak ja ostatnio przy nim. Co dziwne, jego obecność w jakiś popaprany sposób dawała mi nieuzasadnione poczucie ulgi. Jakby sam fakt, że oddychamy tym samym powietrzem, pozwalał myśleć, że wszystko będzie dobrze.

     Właśnie to wywołało impuls, który popchnął mnie do działania.

     — Ethan? — Pociągnęłam nosem, a on utkwił w mojej twarzy pytający wzrok. — Co jeśli ja po prostu nie nadaję się do wchodzenia w jakiekolwiek relacje? — Brzmialam na lekko spanikowaną. — Spójrz. Wszystko psuję, krzywdząc przy tym osoby, na których mi zależy. Każda relacja ze mną kończy się porażką. Cole, wcześniej ty... to ja jestem tu problemem.

    Pierce przechylił głowę i westchnął, niczym ojciec wysłuchujący zażaleń ukochanego dziecka, a w międzyczasie odebrał ode mnie prawie pusty już kubek i odłożył go razem ze swoim na stolik kawowy.

     — Nie zraniłaś mnie bez powodu. Chciałaś dobrze, tak? — Nieznacznie skinęłam mu głową. — No dobra, może rozegrałaś to trochę niezgrabnie, bo podjęłaś decyzję o moim wyjeździe, nie pytając mnie o zdanie, a musisz wiedzieć, że wtedy czułem tylko tyle, że chciałem być przy tobie. Ale mimo cierpienia każdej ze stron, oboje przez to przeszliśmy. — Odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów. — Nie jesteś problemem, Destiny. Po prostu trochę się pogubiłaś.

     Serce waliło mi jak dzwon w odpowiedzi na jego gesty i bliskość, przez co jeszcze trudniej przychodziło opanowywanie duszących się wewnątrz emocji. Nagle ból związany z kłótnią z Cole'em spotęgował się, tak samo jak moja złość na samą siebie, na życie i na wszystkich dookoła. Tym razem też nie zdążyłam się powstrzymać i kolejne słowa wyleciały z moich ust:

     — Cały czas staram się coś poczuć. Ja naprawdę nie chciałam go zranić ani zwodzić, Ethan. Cole był przy mnie cały czas, a ja, widząc jego starania, robiłam wszystko, aby to odwzajemnić, ale na marne. Zaczynam się tym dusić, wiesz? Duszę się świadomością, że zawodzę każdego, kto chce coś ze mną zbudować, tylko dlatego że jestem tak popieprzona. Mam w sobie jakąś blokadę i jestem zwykłym tchórzem, bo nie potrafię jej złamać. I proszę cię, nie mów, że to nie we mnie tkwi problem, bo obydwoje wiemy, że kłamiesz. Po naszej relacji też skończyliśmy zranieni przeze mnie...

    Wstrzymałam oddech i urwałam w pół zdania, kiedy brunet z frustracją wypuścił przez usta oddech, a następnie ujął lodowatymi dłońmi moją twarz.

     — Des, spójrz na mnie — poprosił, ale ja nie miałam odwagi, by unieść wzrok. Nie po tym, jak się przed nim otworzyłam. — Popatrz tu, słyszysz? Spójrz na mnie. — Jego kciuki gładziły moje policzki w rozluźniający sposób. Nasze oczy wreszcie się spotkały. — Nie jesteś problemem, jasne? Nie waż się tak o sobie myśleć.

     Rzecz w tym, że nie myślałam już w ogóle. O niczym. Zamiast tego tkwiłam w dziwnym stanie hipnozy, w który wprawiły mnie jego szafirowe oczy spoglądające z tak wielką troską i przejęciem, że niemal czułam dreszcze przebiegające po kręgosłupie.

     On najwyraźniej również czuł to niezrozumiałe przywiązanie, bo mimo upływających sekund ani na chwilę nie odwrócił wzroku. Odniosłam wręcz wrażenie, że im dłużej się w siebie wpatrywaliśmy, tym głębiej w moją duszę chciał zajrzeć. Co zaskakujące, pozwalałam mu na to, jak i na opadnięcie mojej maski. Przestałam przejmować się smutkiem, którym byłam przesiąknięta nie tylko ja, ale i moja mina. Liczyły się tylko dwie morskie tęczówki przeszywające na wylot.

     Ethanowi tyle wystarczyło, aby zrozumieć, jak źle u mnie było. On zawsze rozumiał. Na chwilę zjechał wzrokiem niżej, po czym ruchem pełnym nieśmiałości przyciągnął mnie do siebie i zaczął kojąco głaskać palcami po ramieniu. Zaciągnęłam się zapachem mocnych męskich perfum, gdyż nos miałam utkwiony w jego szyi, a kiedy brunet szczelniej naciągnął na nasze ciała koc, poczułam ulgę.

      W pewnej chwili Ethan oparł podbródek o czubek mojej głowy, a sekundę później przywarł lodowatymi wargami do czoła. Nie złożył na nim pocałunku, gest ten nie miał w sobie nic z romantyki. Oznaczał wsparcie. Chciał dać mi do zrozumienia, że w tamtym momencie on po prostu był.

     — Chryste, jaka ty jesteś rozpalona — wymamrotał, praktycznie nie odrywając ust od mojej skóry.

     Uniosłam brwi, a gdy zrozumiałam sens tych słów, przewróciłam oczami.

     — Och, serio takim momencie jedyne, co przychodzi ci do głowy, to dwuznaczne teksty? — zapytałam z niedowierzaniem.

     Parsknął pod nosem.

     — Ale ja mówię poważnie, kretynko. Chyba masz gorączkę.

     Uśmiechnęłam się leniwie, ale ani drgnęłam. Po omacku naciągnęłam koc po samą brodę, choć za oknem mieliśmy prawie trzydzieści stopni, i przechyliłam głowę, czubkiem nosa niechcący zahaczając o jabłko Adama na szyi Pierce'a. Poczułam, jak się spiął i głośno przełknął ślinę, ale bardziej skupiłam się na tym, jak z każdą chwilą coraz ciężej było mi oddychać przez katar, a powieki ważyły coraz więcej.

     Wpatrując się w bajkę wyświetlaną na telewizorze, siłowałam się ze zmęczeniem próbującym przejąć kontrolę nad moim ciałem. Byłam wszystkim tak wykończona, że już nie miałam siły dłużej walczyć. Pragnęłam się poddać, a ramiona Ethana wydawały się do tego idealną lokalizacją.

     — Brakowało mi ciebie — wymamrotałam, ledwo rozumiejąc samą siebie.

     Powieki już prawie miałam sklejone. Proszki Ethana chyba zaczynały działać.

    — Majaczysz — zaśmiał się Pierce, głaszcząc moje włosy.

     Leniwie uniosłam kącik ust.

      — Być może — przyznałam. — Ale nie zmienia to faktu, że mi ciebie brakowało — wyszeptałam prosto w jego szyję. — Troszeczkę. — Brunet znów się zaśmiał.

    — Mi też cię brakowało, Des. Troszeczkę. — Palcami wykonał gest symbolizujący minimalną ilość.

     Ruchy silnych palców delikatnie bawiących się moimi włosami były jak gwóźdź do trumny. Cicho odetchnęłam, a następnie, jakby instynktownie, ułożyłam głowę jeszcze bliżej, idealnie w zagłębieniu szyi chłopaka. Nie przytulał mnie, a w zasadzie ledwo dotykał, ale wtedy nie potrzebowałam nic więcej, aby czuć się bezpiecznie.

     Gdzieś w akompaniamencie jego cichych oddechów i bijącego serca, które słyszałam, przyciskając mu ucho do tętnicy, odnalazłam tak bardzo upragniony spokój. Właśnie dlatego straciłam kontrolę, pozwoliłam, by powieki opadły i, ignorując to, że coś jeszcze do mnie mówił, nawet nie wiem kiedy zaczęłam odpływać.

     Wreszcie zaczerpnęłam powietrza. Ethan był moim oddechem.

standardowo, zostawiam akapit na wasze przemyślenia.

zachęcam was też do komentowania swoich wrażeń o risk pod hasztagiem na twitterze, będzie mi przemiło!!

dziś (11.11) w okolicach 20-21 zrobimy sobie spaces na moim twitterze (@/itsmrsbrunette), więc mam nadzieję, że dołączycie i trochę sobie porozmawiamy.

twitter: #shiningheartsIMB

kocham i do następnego <3

Continue Reading

You'll Also Like

Stranger By Milenaa

Teen Fiction

25.7K 764 30
Siedemnastoletnia Kelly poznaje atrakcyjnego przyjaciela sowich braci. Jedngo jego charakter odrzuca ją od niego. Wraz ze swoim rodzeństwem i przyjac...
34.7K 927 80
Olivia Martin brunetka na co dzień mieszka w internacie w Londynie,przyjechała do Miami na bal i wakacje do swojego brata bliźniaka. Myślała,że to bę...
24.3K 732 31
17-nastoletnia Olivia, w końcu uwalnia się od ojca i zaznaje spokoju. Przeprowadza się brata mieszkającego na drugiej stronie kontynentu. Jednak spok...
6.9K 363 27
Historia o dziewczynie, która dostała propozycje o dołączeniu do pewnego projektu. Zgadzając sie nie wiedziała jeszcze, że jej życie zmieni się przez...