Królestwo Przeznaczenia [USUK]

By gonitwa

325 23 20

W odległej krainie istnieją cztery wspaniałe królestwa : Karo, Kier, Trefl i Pik. W każdym królestwie, wybór... More

Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 17.
Rozdział 18.

Rozdział 16.

14 1 0
By gonitwa

Arthur leniwie podniósł powieki. Gdy jego wzrok zaczął przyzwyczajać się do ciemności, zrozumiał, że patrzy na baldachim. Już wiedział gdzie jest. Był w swoim pokoju. Leżąc, przypomniał sobie ostatnie wydarzenia. Stracił Howarda. Stracił jedyną najbliższą osobę jaką miał. Czuł się winny całej tej sytuacji. Przecież to przez niego, jego opiekun umarł. Może gdyby był na miejscu, zdążyłby w porę sprowadzić pomoc, i Howard by jeszcze żył. Blondyn miał do siebie także żal, że od przybycia na zamek, ani razu nie odwiedził staruszka. Dlaczego mu się to tak wszystko potoczyło?

Gdy w końcu pędzące myśli blondyna uspokoiły się i znalazły swoje miejsce, zmęczony ale już spokojny wstał. Oczywiście czuł do siebie żal z powodu Howarda, ale przecież czy życie nie toczy się dalej? Powinien przede wszystkim przeprosić i podziękować za wszystko księciu jak i służbie, którzy pomogli mu w tym ciężkim czasie. Musi też wyprawić Howardowi pogrzeb aby spoczął tak jak należy. A on? On musi żyć dalej. Spojrzał na zegarek była 21.

Podszedł do okna, i ujrzał delikatną jasność przebijającą przez mrok. Wszystko za sprawą białego puchu, który nadal nieustannie spadł z nieba i odbijanych od niego świateł latarni. Niczym z bajki. Blondyn miał ochotę nadal patrzeć na tą scenerię, dopóki nagle coś sobie uświadomił.

- Jasna cholera, zapomniałem o kwiatach!

Szybko ubrał się i wybiegł z pokoju. W całym tym zamieszaniu, zapomniał zabezpieczyć kwiaty! Jego delikatne róże jak i inne krzaki, mogą nie przeżyć bliskiego spotkania z mrozem i śniegiem! Zapomniał o najbardziej oczywistej rzeczy. Biegł najszybciej potrafił do ogrodu. W myślach przeklinał siebie, swoją pamięć i księcia, który zabrał go na to całe tourne po królestwach.

- Proszę, tylko wytrzymajcie jeszcze chwilę...

Na szczęście po drodze nie wpadł na nikogo i nikt go nie widział. Zdyszany wbiegł na polanę i szybko rozejrzał się. Dopiero tam blondyn z przerażeniem twierdził, że śnieg pada szybciej niż zakładał. Szybko wpadł do szklarni by wziąć jakieś worki, słomę i zaczął otulać kwiaty.

*

Alfred tymczasem stał w swoim pokoju, smętnie przyglądając się płatkom śniegu. Nie mógł spać. Czuł niepokój i zadumę bo śnieg nie wróżył niczego dobrego. Przybliżał czas do spotkania Olivii, które chciał odłożyć jeszcze na przynajmniej kilka lat. No i gdzieś tam był myślami z Arthurem.

Był zagubiony coraz bardziej. Sam już nie wiedział jakim uczuciem i zaufaniem darzy blondyna. Miał nieodparte wrażenie, że przechodził w skrajności w skrajność. Zmieniał swoją decyzję kilkakrotnie. Nadal nie będąc pewnym, czy to najlepsze wyjście. Jednak w końcu postanowił trzymać się jednego postanowienia.

Czyli już definitywnie ograniczenia przyjaźni z Arthurem. Będzie boleć, ale nie może pozwolić na manipulowanie sobą i swoimi uczuciami, przez jednego człowieka. Nawet jeśli sam powód tego zachowania o tym nie wiedział. Postanowił rano odwiedzić przyjaciela aby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku i tyle. Musi żyć, bo jego życie na Arthurze się nie kończy.

*

Arthur dopiero po trzech godzinach zabezpieczył wszystkie rośliny. Przynajmniej teoretycznie. Tak naprawdę nie wiedział ile z nich przeżyje. Niestety większość, zaczęła podgniwać i marznąć. Co strasznie go zmartwiło. Cały jego dorobek pracy, może zostać zmarnowany. Teraz nie miał wyjścia, jak czekać na wiosnę. Na przyszłość posadzi bardziej wytrzymalsze rośliny.

Na szczęście nocne eskapady Arthura nie spowodowały żadnego przeziębienia czy grypy. Rano blondyn czuł się bardzo dobrze. Planował sprawdzić jeszcze raz swoje rośliny, już miał zamiar wyjść z pokoju, gdy nagle usłyszał pukanie.

- Proszę...- Drzwi się otworzyły, a w nich stał nie kto inny jak Alfred. Książę posłał mu delikatny uśmiech i podszedł do blondyna.

- Przepraszam jeśli ci przeszkadzam, ale chciałem sprawdzić co u ciebie. Wszystko okej? Słyszałem o twoim przyjacielu. Bardzo mi przykro z tego powodu.

- Już w porządku. Dziękuje.- Arthur odwzajemnił uśmiech. Cieszył się, że Alfred w końcu go odwiedził. Nie ukrywał, ale jakoś cholernie zaczął mu doskwierać jego brak. Alfred po prostu z tym swoim głupim uśmiechem, był dla niego wszelkim lekiem na zło tego świata. Bez zwątpienia będzie wyjątkowym królem. – To ja powinienem przeprosić, za całe moje zachowanie.

- Nie twoja wina, każdy by tak zareagował. W każdym razie cieszę się , że już ci lepiej. Odpoczywaj, a idę bo wzywają obowiązki. Do zobaczenia- Alfred pomachał mu na do widzenia i wyszedł. Blondyn poczuł lekki smutek, że książę odszedł ale cóż, bądź co bądź ,każdy z nich miał swoje życie.

Nagle znowu drzwi się otworzyły, tylko tym razem stał tam drugi książę.

- Arthur! Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz?- Blondyn podszedł do przyjaciela.- Wybacz nie pukałem, bo widziałem jak Alfred wychodzi i wiedziałem, że nie śpisz.

- Czuje się już okej, naprawdę. Bardzo ci dziękuje za to co zrobiłeś i nie wiem czy ci się kiedykolwiek odwdzięczę Matt.- Arthur posłał mu wdzięczny uśmiech, a książę zawstydzony odwrócił wzrok.

- Daj spokój, to naprawdę nic takiego. – Matthew uśmiechnął się pocieszająco . Po chwili nagle coś sobie uświadomił.- Arthur ja wiem, że to świeże rany ale zrobiono sekcję zwłok twojego znajomego i chciałem ci przekazać powód jego śmierci, oczywiście jeśli sobie tego życzysz.

- Powiedz mi więc, jak Howard....

- Pęk mu krwiak w mózgu. – Matthew powiedział to z ogromnym współczuciem.- Nawet gdybyś tam był, nie uratowałabyś go. Podobno nie żył już od około miesiąca. Przepraszam. Wybacz, że przekazałem ci tą smutną wiadomość.

Arthur sam nie wiedział co powinien powiedzieć. Matthew miał rację, nie mógłby pomóc. Przykre było tylko to, że Howard odszedł sam. Chodź blondyn miał nadzieję, że nie cierpiał długo.

- Dziękuję, że mi to powiedziałeś. Wiesz, zawsze mi mówił, że chce być pochowany ze swoją rodziną. Przy swojej żonie i synu. Miał dobre długie i dobre życie, przynajmniej tak myślę. Chociaż nigdy nie pogodził się, ze stratą swojego jedynego syna. Czasami mylił moje imię z jego synem, ale wiesz co? Nigdy go nie poprawiałem. Może to był jego sposób na pogodzenie się z tym wszystkim. Teraz są wszyscy razem.

- To prawda.- Matthew podszedł do blondyna, kładąc swoją rękę na jego ramię. – Chodźmy i spełnijmy jego ostatnią wolę.

Arthur kiwnął głową i wyszedł razem z księciem. Właściwie skoro będzie na cmentarzu może także odwiedzić własną rodzinę prawda?

*

Po godzinie było już po wszystkim. Nie było żadnych ludzi, tylko Arthur i książę. Blondyni patrzyli na świeżo zakopany grób, który zaczynał znikać przez coraz to większy opad śniegu.

- Wiesz, myślę że będzie tu szczęśliwy.- Głos Arthura wyrwał księcia z letargu. Matt spojrzał na swojego przyjaciela, który z uśmiechem patrzył w dal.

- Co masz na myśli?

- Spoczął ze swoja rodziną. Czy ty nie byłbyś szczęśliwy gdybyś miał okazję znowu się z nimi spotkać? Nawet jeśli to będzie tam, po drugiej stronie?

- Nie wiem Arthurze. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji...

- Masz rację, przepraszam za takie głupstwa. Po prostu ogarnęła mnie nostalgia.- Arthur z zakłopotaniem otrzepał włosy ze śniegu i spojrzał na księcia.- Czy możemy odwiedzić jeszcze jedno miejsce na tym cmentarzu?- Matt skinął twierdząco głową, i obaj blondyni udali się na jego drugi koniec.

Cmentarz w Królestwie Pik, był ogromny. Było to jedyne miejsce, w którym spoczywali obok ludzie niezależnie od statusu. Oczywiście bogaci mieli jakieś krypty czy bogate nagrobki, podczas gdy biedni miel tylko krzyże. Mimo to, miejsce zawsze przypominało o nieubłagalnym upływie czasu. Bo w końcu każdy musiał tu kiedyś trafić.

Książę szedł za Arthurem, opatulając się bardziej szalikiem. Patrzył na nazwiska i na ostatnie ślady ludzi, którzy kiedyś chodzili na ziemi. Nagle wszedł na plecy Arthura, bo ten niespodziewanie stanął.

Arthur klęknął nad jednym z nagrobków. Zaczął odgarniać zalegający śnieg. Po czym smętnie spojrzał na grób.

- Przepraszam, że tak długo was nie odwiedzałem. Mamo, tato i mały maluchu, którego nigdy nie poznałem. - Arthur klęknął przy grobach swoich rodziców. Groby były delikatnie zaniedbane, ale nadal dało wyczytać się imiona i nazwiska. Alice i Aleksander Kirkland. Matthew także uklęknął i pomodlił się obok Arthura. Obaj klęczeli w całkowitej ciszy, przerywanej tylko szumem wiatru. Po chwili Arthur wstał jako pierwszy.

- Powinniśmy wracać wasza wysokość. Myślę, że byłoby miło napić się ciepłej herbaty , prawda?- Młodszy z książąt kiwnął głową i także wstał.

- Jestem za.

Mężczyźni ruszyli w kierunku, zamku gdy nagle Matt coś sobie przypomniał.

- Arthur, przepraszam że cię pytam, ale czy ty czasem nie miałeś jeszcze jakiegoś rodzeństwa?

- Tak. Miałem trzech braci.

- I gdzie oni... no wiesz są pochowani?

- Nie wiem.- Blondyn wzruszył ramionami.- Tak naprawdę nie wiem, co się z nimi stało i czy w ogóle żyją.

- Nigdy cię nie zastanawiało, dlaczego zniknęli od tak? Bez żadnej wiadomości?

Arthur zacisnął pięści.

- Właściwie, to od lat nie daje mi to spokoju.

- I nic z tym nie zrobiłeś?

- Zrobiłem co mogłem Matthew. Gdy Howard wziął mnie na opiekę, ponownie wróciłem i przeszukałem cały dom. Szukałem jakiejkolwiek informacji albo wskazówki. Czegokolwiek, co mogłoby mnie do nich zaprowadzić, ale nie było nic. Pytałem nawet ludzi w wiosce. Nikt nic nie widział, ani nie wiedział. Szukałem ich naprawdę bardzo długo, właściwie szukam ich do dziś. Chciałbym wiedzieć przynajmniej czy żyją.- Arthur posmutniał. Może i nie zawsze miał z braćmi dobre stosunki, ale czy tak nie jest w każdej rodzinie? Ich zniknięcie naprawdę było tajemnicze. Nawet do tej pory Arthur nie wierzył, aby jego bracia odeszli, nie dając mu żadnego znaku. To nie było w ich stylu. Ile on dałby aby naprawdę dowiedzieć, co naprawdę zaszło w jego domu.

Książę zaś intensywnie myślał. Coś mu to przypominało, ale nie mógł sobie przypomnieć co. Miał wrażenie, że już słyszał o takim znikaniu bez słowa. Niestety jak na złość nic mu nie przychodziło teraz do głowy. Mimo to wiedział, że nie zostawi tej sprawy w spokoju.

Gdy wrócili do zamku, wypili razem ciepłą herbatę, rozmawiając o wszystkim i niczym. Gdy skończyli, Arthur odszedł aby sprawdzić czy śnieg nie uszkodził roślin. Matthew zaś poszedł odwiedzić Alfreda. Musieli sobie poważnie porozmawiać.

*

Na szczęście książę, znał rozkład zajęć swojego brata. Alfred teraz prawdopodobnie był w czytelni i zgłębiał informację o magii. Blondyn otworzył drzwi, i miał rację. Jego brat tam był.

Siedział w krześle, przeglądając smętnie i z niechęcią jakieś książki. Obok stała nauczycielka, która co jakiś czas trącała go, aby nie przysypiał. Kobieta delikatnie się ukłoniła, na widok drugiego z książąt.

- Wasza wysokość, co cię tu sprowadza?

- Przepraszam Amando, ale czy mogę dosłownie na kilka minut przerwać zajęcia i porozmawiać z moim bratem?

- Ale czy to takie ważne? Właśnie omawiamy historię magii Królestwa Trefl.

- Proszę. Dosłownie na 5 minut.- Matthew uśmiechnął się przepraszająco, kobieta tylko cicho westchnęła i wyszła. Alfred zaś ze zawinienia podniósł brew, bacznie przyglądając się bratu.

- Więc o czym chciałeś porozmawiać?

- O Arthurze.

- To Słucham.- Alfred siadł wygodnie na krześle, a Matthew lekko się zdziwił. Alfred zazwyczaj inaczej się zachowywał, w stosunku do tematu Arthura. Jednak przemilczał uwagę.

- Widziałem, że byłeś dziś u niego rano.

- Tak, sprawdzałem czy wydobrzał.

- Słyszałeś, że szliśmy pochować jego przyjaciela? Poprosiłem strażników aby ci przekazali tą informację.

- Coś tam mówili..

- To czemu cię tam nie było? Podobno jesteś jego przyjacielem. Powinieneś przy nim być, gdy jego opiekun był grzebany. Wesprzeć chodź swoją obecnością.

- Nie mogłem.

- Bo?

- Miałem i mam zajęcia.- Alfred tylko wzruszył ramionami, a Matt zdębiał. Czy ktoś mu brata podmienił?

- Od kiedy tak się przejmujesz zajęciami?

- Od teraz, w końcu będę królem.

- Czy naprawdę byłeś tak zajęty, aby nie wyjść przynajmniej na godzinę?

- Tak.

- Żartujesz sobie...

- Nie.- Matthew aż nie mógł uwierzyć z przebiegu tej rozmowy. Zaczęła go denerwować postawa Alfreda. Co mu się stało? Czy on i Arthur rano mieli sprzeczkę?

- Alfred czy ty się dobrze czujesz?

- Tak, dlaczego pytasz?

- Żadnych kłótni z Arthurem nie miałeś?

- Nie.

- To ja już zgłupiałem. Powiedz mi, o co ci chodzi.

- Nie rozumiem.

- No twoje całe zachowanie. Najpierw siłą sprawdzasz Arthura, aby zrobił ci ogród. Później ciągniesz go po wszystkich królestwach, jako doradcę. Mało tego zachowujesz się jakby Arthur był twój na wyłączność, a teraz nagle masz to wszystko gdzieś? To nie jest normalne Alfred. Czy ty jesteś jakiś dwubiegunowy czy cukier do końca ci mózg wyżarł?

Alfred tylko prychnął na tą uwagę. Naprawdę tak to wyglądało z boku? Nie ukrywał, że cała ta sytuacja go przerastała. Tylko co ma zrobić? Powiedzieć Matthewowi o swoich obawach? Aby ten wiedział, jak ledwo sobie i tak daje radę?

- Zrozum braciszku, mam za dużo na głowie i sam nie wiem już co myśleć o tym wszystkim.

- Och na miłość boską już przestań.- Matt tylko sapnął.- Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak, który sam nie wie, czego chce od życia i od siebie. Każdy z nas ma jakieś problemy i wątpliwości, nie jesteś jedyny! A jeśli naprawdę masz takie rozterki dlaczego nie poprosisz jokera o pomoc?! W końcu jesteś przyszłym królem!- Nagle dotarło do blondyna co powiedział. Ze złości, popełnił błąd.

- Jokera?- Alfred wydawał się zaintrygowany propozycją brata. Dlaczego sam na to nie wpadł?

- Zapomnij co powiedziałem. Joker nigdy nie wróży nic dobrego.

- Wiem, wiem... nie przyzwę go.

- Na pewno?

Alfred kiwnął głową w odpowiedzi, a Matthew i tak mu nie wierzył. Cóż mleko zostało rozlane, więc tylko cicho westchnął.

- Tylko uważaj.- Mówiąc to wyszedł z pokoju, zostawiając swojego brata samego. Alfred teraz cierpliwie czekał na zakończenie zajęć.

*

Jokerzy od dawnych czasów, byli uważani za wyjątkowych. Właściwie nikt nie wiedział kim są i dlaczego się pojawili. Nie wiadomo, czy byli to żywi ludzie, duchy czy jakieś inne stwory. Wiedziano tylko, że jak długo istniały królestwa tak i oni zawsze byli. Nawet ich liczba była owiana tajemnicą. Wiedziano o dwóch, chodź krążyły plotki, jakby było ich więcej. Jokerom często nadawano przydomek „obserwator". Wiedzieli praktycznie o wszystkim. Śledzili każdy najmniejszy ruch, danego królestwa. Co dzieje się, działo lub będzie dziać w najbliższej przyszłości. Sami zaś nigdy nie zagrażali zarówno państwom, królom czy obywatelom. Owszem czasem płatali małe figle, głównie w celach rozrywkowych, ale nikogo na poważnie nie krzywdzili.

Wiele poprzednich władców prosiło ich o radę, aby jak najlepiej i z korzyścią rządzić swoim krajem. Bo tylko władcy dzięki posiadanej mocy, mogli przywołać jokera na zawołanie. Inni ludzie, korzystali z ich pomocy, głównie przez przypadki. Bo tak naprawdę, joker mógł być każdym człowiekiem.

Mogłeś spytać jokera o wszystko, a on zawsze powie ci prawdę. Jednakże były dwa małe haczyki, które teraz usilnie męczyły głowę księcia.

Po pierwsze, można zadać tylko cztery pytania. Po drugie, pytanie musi być rymowane, bo joker na inne pytanie nie odpowie.

Więc teraz drugą godzinę, Alfred męczył się z pytaniami. Miały one dotyczyć przede wszystkim Arthura. Jednak nic nie mógł stosownego wymyśleć.

- A walić to! Idę na żywioł!- Alfred wyrzucił papiery i stanął pośrodku pokoju. Zakazał komukolwiek wchodzić do pokoju, dopóki on sam nie wyjdzie. Przygotował wszystko już wcześniej. Na podłodze była namalowana już pieczęć przywołania. Stanął pośrodku, odchrząknął i rozpoczął .

- No to lecimy: Jokerze, jokerze, wstaw się na me żądanie, chcę poznać odpowiedź na swoje pytanie!

Nagle okrąg zaczął świecić białym światłem i całe pomieszczenie ogarnął delikatny dym. Niczym poranna mgła. Blondyn zakaszlał i rozejrzał się, ale nie jokera nigdzie nie widział.

- Co jest... przecież to chyba jest ta sekwencja...- Nagle usłyszał śmiech. Spojrzał za siebie i poczuł jak momentalnie blednie. Na jego biurku siedział białowłosy mężczyzna, z czerwonymi oczami ,ubrany na czarno, z figlarnym ogonem. Uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Widząc wzrok księcia, zeskoczył na ziemię i posłał mu delikatny ukłon.

- Oto jestem na twe wezwanie, słucham pytania panie.

- Zaraz to ty! To ty byłeś w moim śnie! Co to wszystko ma znaczyć?!- Alfred krzyczał, ale Joker nie odpowiedział. Wstał i tylko włożył ręce do kieszeni. Książę zaklął pod nosem. No tak, musi mówić rymami.

- We śnie to gadałeś normalnie, dupku.- Joker puścił uwagę mimo uszu. Alfred z niechęcią również posłał ukłon w stronę jokera.

- Jestem Alfred młody książę,

którego ty już znasz jak sądzę?

~ Ależ oczywiście.

Dlatego kłaniam się zamaszyście,

Zwą mnie Gilbert miły panie,

Mów jakie jest te pytanie.

Blondyn zamyślił się jak to ubrać w słowa? Faktycznie pójście na żywioł, było złym pomysłem. Teraz odwrotu nie było.

- Chcę znać odpowiedź szczerą,

Co nie będzie twą bajerą.

W moim śnie się pojawiłeś,

Czy to ty jokerze byłeś?

Białowłosy podniósł brew, by później zaśmiał się w głos.

~ Ładnie już zaczynasz królu,

Więc, by nie sprawiać ci więcej bólu

Powiem to pocichutku

To ja byłem, młody głupku.

Alfred posłał Gilbertowi mordercze spojrzenie, ale nie zamierzał się poddawać.

- Dlaczego tam zbłądziłeś?

Dlaczego sen mój odwiedziłeś?

~ Mój drogi książę,

Wierz mi, do szczęśliwego królestwa dążę,

Ty zaś oszukujesz,

Oj nie ładnie, nie ładnie knujesz.

Gilbert niespodziewanie zbliżył się do blondyna. Alfred zaskoczony, poczuł na sobie wzrok i oddech białowłosego. Jego czerwone oczy go przenikały. Był zdecydowanie za blisko. Blondyn miał wrażenie, że jego ciało nagle zdrętwiało, zupełnie jak wtedy we śnie. Gilbert kontynuował.

~ Twój ród cały, w kłamstwa jest odziany,

Łzami, krwią i śmiercią zbrukany.

Oszustwo w twojej krwi także krąży,

I do zgubienia nieuchronnie dąży.

Jednak masz szansę od losu daną,

Która być może, da ci szansę na wygraną.

Daje ci więc tę słowa, słuchaj uważnie

One doradzą ci, co jest w życiu ważne.

Tylko głos twego serca ma znaczenie,

Tylko ono może zmienić przeznaczenie.

Więc słuchaj się go szczerze, i losu nie zmieniaj,

Nigdy z przeznaczeniem nie zadzieraj.

Nie ingeruj w działania losu,

Bo ta droga prowadzi tylko do stosu.

Pamiętaj o tym młody królu,

Byś nie wił się w przyszłości z bólu.

Drugie ostrzeżenie, mój drogi Alfredzie,

Bo kolejne być może do zgubienia cię zawiedzie.

Joker spoważniał i odsunął się od księcia. Alfred dalej w szoku, próbował poukładać sobie to co powiedział do niego białowłosy. Ma słuchać serca? Co to za głupia i bezużyteczna rada! I jakie drugie ostrzeżenie?

Alfred zacisnął ręce w pięści i głęboko odetchnął. Później nad tym pomyśli, tymczasem joker ponownie siadł na biurku, wciąż patrząc na księcia.

~ Słucham dalej więc mój panie

Jakie jest jeszcze twe pytanie?

Alfred zastanowił się ponownie. Wykorzystał 2 z 4 pytań. Musi zapytać go w końcu o to, co go tak usilnie dręczy.

- Mój miły jokrze, słuchaj więc uważnie,

Bo teraz zrobi się poważnie,

Wątpliwości mnie napawają,

I me serce nimi napełniają

Arthur, mój przyjaciel drogi,

Czy on czasem, nie jest mi wrogi?

Joker podniósł brew. Książę zaś czekał na odpowiedź w lekkim napięciu. Może jego rymy i zdania nie były najlepsze , ale chyba przekazał to co myślał. Gilbert ciężko westchnął.

~ Powtórzę więc, mimo, że odpowiedź znasz,

Wszystko tak ja mówiłem, w głosie swego serca masz.

Alfred zaczął pałać czystą złością. Przecież zadał konkretne pytanie! A ten głupi joker powtórzył swoją ostatnią odpowiedź!

- Głupotę mówisz, Gilberdzie drogi

Więc jeśli nie chcesz bym był srogi,

Proszę o odpowiedź na zadane pytanie,

To wtedy nic złego się nie stanie.

Gilbert zaśmiał się w głos i posłał Alfredowi, wręcz nienawistne spojrzenie.

~ Kseksekse...Och mój książę, czy mi zatem grozisz jak rozumiem?

Chodź pomagam ci najlepiej jak umiem?

Zgoda, odpowiem na twe pytanie,

Chodź jak już wiesz, to czwarte i ostanie jest zadane,

Powiem ci więc szczerze,

I w to naprawdę wierzę,

twój przyjaciel wręcz jest cenny, niesłuchanie.

Dzięki niemu, nic złego się tu nie stanie.

Nigdy nie był i nie będzie ci wrogi,

Więc proszę niech się wasze nie rozejdą drogi.

Odpowiedzi udzieliłem na twe żądanie

A teraz znikam, mój panie.

Joker zniknął. Alfred znów próbował pozbierać myśli i swoje uczucia. Czyli wychodziło na to, że Arthur nie chce zguby królestwa. Blondyn siadł za biurkiem i poczuł ogromny ból głowy.

- Jaki głos serca? Jakie ostrzeżenie? Po co mi był ten cały joker..ehh...idę coś zjeść.

Książę wstał i z głową pełną coraz to większej ilości nowych pytań, wyszedł.

*

Dni mijały szybciej niż się Alfred spodziewał. Właściwie, nie działo się nic spektakularnego. Zwykłe obowiązki, nauka, praca. Przez ten cały czas praktycznie mijał się z zielonookim. Z tego co słyszał, Arthur pomagał w sprzątaniu zamku, bo większość kwiatów w jego ogrodzie była uśpiona. Wychodził co jakiś czas, aby tylko je odśnieżać i sprawdzać czy nic im nie jest. A w wolnym czasie przesiadywał w bibliotece z jego bratem.

Alfred leżał na łóżku i spoglądał tępo w sufit. Czuł jakąś wewnętrzną pustkę. Czy bycie królem oznacza samotność? Zresztą, przecież wkrótce nie będzie sam. Już jutro po tak długim czasie, pozna swoją przyszłą królową. Skąd miał wiedzieć, że ją polubi? I w ogóle dlaczego czas tak szybko leci?

- Cholera...chyba nie zasnę z przejęcia.- Blondyn wstał i ubrał się. Musiał wyjść i przewietrzyć swoje myśli. Automatycznie skierował swoje kroki do ogrodu. Oczywiście razem ze strażnikami, którzy ostatnio bardzo go pilnują. Co nie ukrywał irytowało go. Gdy dotarł na polanę, ujrzał tylko duże ilości śniegu. Poczuł jakiś ogromny do siebie żal. Odtrącanie Arthura wcale nie było takie łatwe jak myślał, że będzie. Westchnął ciężko, gdy ujrzał małe delikatne światełko. Zaintrygowany, ruszył w tamtym kierunku. Miał wrażenie, że światło się porusza co znaczyło że ktoś tam musi być. A jedyna znana mu osoba, która by przyszła o tej porze to...Blondyn otworzył drzwi i tak jak się spodziewał ujrzał Arthura. Drugi blondyn podskoczył wystraszony, a mała lampka spadała obok niego. Mężczyźni spojrzeli po sobie zakłopotani, po czym zielonooki podniósł lampkę z podłogi.

- Co ty tutaj robisz o tej porze wasza wysokość?

- A ty?

- Przyszedłem coś sprawdzić.

- No ja też.- Alfred miał ochotę palnąć się w czoło za taką głupią odpowiedź. Mimo to Arthur podniósł tylko swoją brew.

- Jak widzisz, twój ogród jest zabezpieczony tak, ze żaden mróz i śnieg mu nie strasznie. A przynajmniej mam taką nadzieję.

- Widziałem, i dziękuje bardzo za twoją ciężką pracę.

Między nimi znowu zawisła cisza. Mimo to, Alfred czuł jak mu nogi miękną na widok Arthura. Blondyn delikatnie opatulony szalikiem, w dużo za dużym płaszczu, z czerwonymi polikami, roztrzepanymi włosami, i tymi szmaragdowymi oczami , wyglądał tak pięknie. Miał wrażenie, że serce zaraz mu wyskoczy z piersi. Musiał przyznać przed samym sobą, że naprawdę tęsknił za widokiem Arthura.

Zielonooki też był lekko oszołomiony, widokiem księcia. Tak dawno go nie widział. Miał wrażenie, że Alfred jeszcze bardziej urósł i zmężniał. Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej przystojniejsza. Czuł jak go policzki palą ze swoich przemyśleń. Jego serce zdecydowanie waliło za szybko. Musiał to szybko zakończyć, to źle wróżyło.

- Dobrze to ja idę Alfredzie, miłego wieczoru- Blondyn już miał wyminąć Alfreda, gdy nagle poślizgnął się i w niefarcie złapał za rękaw księcia, przez co obaj runęli na ziemię. W dość dziwnej i dwuznacznej pozie. Arthur leżał plackiem na ziemi, a na mim leżał Alfred.

- Przepraszam! Nic ci nie jest?!- Arthur próbował jakoś wyrwać się z tej pozycji, jednak przestał gdy poczuł jak ciepła ręka księcia odgarnia mu włosy z czoła. Arthur poczuł, że czerwienieje jeszcze bardziej.- Słyszysz mnie wasza wysokość?- Ale Alfred nie słuchał.

Sam nie wiedział czy to jakiś trans. ale po prostu zaczął głaskać Arthura po policzku. Czuł delikatną skórę swojego przyjaciela i lekkie drżenie z kolejnym jego ruchem. Nagle w głowie Alfreda pojawiła się ciemna i nie realna myśl. Jak Arthur zareagowałby na jego dotyk w innych miejscach? Jak na jego pocałunki? Jak gdyby oni....O nie!- Do blondyna nagle wszystko dotarło. Cały czerwony i nieporadnie, podniósł się do pionu.

- Przepraszam! Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale widocznie mam gorączkę. Powinienem iść do łóżka... no to cześć!- Alfred wyskoczył z szklarni niczym oparzony i prędko pobiegł do pokoju. Czy on właśnie wyobrażał siebie i Arthura .... Nie! Nie może być! Nie był gejem, ba nawet nie pociągali go faceci! Mało tego jutro pozna swoją królową! Co on sobie wyobraża?!

- Głupi Arthur! Jak on śmiał mnie uwodzić?! Pewnie będę chory, na pewno. Dlatego mi odbiło, jak się prześpię wszystko będzie okej...- Alfred leżąc w łóżku, próbował zasnąć. Nie dawał jednak rady. Widok Arthura prześladował go nawet we śnie.


Continue Reading

You'll Also Like

88.2K 2.5K 39
Francesca Astor came to Love Island to find her soulmate, and once she sets her eyes on him, she's never letting go. Rob Rausch x Fem!oc #1 robertrau...
193K 8.7K 107
In the vast and perilous world of One Piece, where the seas are teeming with pirates, marines, and untold mysteries, a young man is given a second ch...
1.7M 63.6K 43
" Wtf is wrong with you, can't you sleep peacefully " " I-Its pain..ning d-down there, I can't...s-sleep " " JUST SLEEP QUIETLY & LET ME ALSO SLEEP...
1.5M 35.1K 60
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that. -Completed-