Nikt cię nie zapraszał

Zocharett

90.1K 8.3K 11.7K

Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodzie... Еще

1. You sit there stone-faced as if I'm not here
3. I didn't know you'd be insane
4. Dreams can be so deceiving
5. You're an itch I can't reach
6. A wound that won't heal
7. The smell of skin that's burning
8. Just say all I am to you is a...
9. Pain in my neck
10. Thorn in my side
11. Stain on my blade
12. Blood on my knife
13. Why do I fantasize to kill you
14. When you're sleeping
15. I didn't know you feel the same
Do czytelników.

2. Can't you see that I've been crying?

7.8K 684 432
Zocharett


Tykanie wskazówek zegara nad drzwiami Wielkiej Sali zdawało się wryć Lux tak głęboko do głowy, że już nigdy nie przestanie go słyszeć. Jej nerwowe kroki zsynchronizowały się z zegarem,  czego, jak miała nadzieję, nie było słychać w Wielkiej Sali. Wypierała ze świadomości głos Tiary Przydziału, a potem kolejne i kolejne okrzyki radości uczniów poszczególnych domów, że dostali nowego członka. W końcu zabrzmiał spokój, ulubiony dźwięk Lux, a Dumbledore rozpoczął wygłaszanie przemówienia, które zaczęło docierać do niej dopiero, gdy usłyszała znajome nazwisko.


- Profesor Lupin nie będzie was już uczył obrony przed czarną magią, ale, jak już pewnie wiecie, mamy wspaniałe zastępstwo. Osobę bardzo kompetentną, za którą ręczę całym sercem.

Nie nazwałaby samej siebie osobą kompetentną, więc nie była pewna, czy to jej sygnał na wejście. Spojrzała na ogromne drzwi i pomyślała alohomora, a one rozwarły się, robiąc jej przejście. Lux zastanowiła się, czy to zaklęcie ma także jakieś ukryte działanie wyciszające, bo cała sala, łącznie z Dumbledorem, zamilkła. Nowa nauczycielka ruszyła przed siebie, teraz już nawet nie próbując wyciszyć stukania butów, a jej brudna czarna peleryna sunęła za nią niczym wąż.

- Ale zajebiście wygląda - odezwała się dziewczyna z czarnymi włosami przy stole Ślizgonów.

Lux puściła do niej oczko, a z twarzy dziewczyny odpłynęły kolory. Zatrzymała się przed mównicą, znad której patrzył na nią Dumbledore'a, i ukłoniła się lekko. Wyraz twarzy starca złagodniał.

- Kochani uczniowie, profesor Lux Hardbrooke, wasza nowa nauczycielka obrony przed czarną magią.

Zawrzały ochocze oklaski ze stołu Ślizgonów i Puchonów. Krukoni bili uprzejmie brawo, ale przyglądali jej się uważnie, a Gryfoni szeptali coś między sobą.

Dumbledore wskazał jej miejsce przy stole grona pedagogicznego pomiędzy profesor Sprout, która uczyła Lux, gdy ta była jeszcze uczennicą w Hogwarcie, a Severusem Snapem. Nie trzeba było być geniuszem, by stwierdzić, że Lux nie pasuje do grona pedagogicznego ani aparycją, ani reputacją, ani charakterem. Minerva McGonagall wyglądała jakby ze wszystkich sił powstrzymywała się przed daniem jej szlabanu, Flitwick unikał jej wzroku, Trelawney gapiła się przez szkiełka okularów, które jeszcze bardziej powiększały jej absurdalnie wielkie oczy, a Lux sama nie wiedziała, co z tego było najgorsze. Ostatecznie usiadła na wskazanym miejscu bez słowa, a Dumbledore kontynuował przemowę. W miarę upływu  czasu, coraz mniej uczniów wgapiało się w nią błyszczącymi od blasku świec oczami, a ona sama szybko straciła zainteresowanie ucztą powitalną.

- Kopę lat, Severus - zagadnęła zgryźliwie.

Snape nie dał po sobie poznać, czy ją usłyszał. Szukał wzrokiem kogoś przy stole Gryfonów, a gdy jego oczy się zatrzymały, nieznacznie rozchylił wargi.

- Nie jesteśmy znajomymi, Hardbrooke. Twoja przynależność do Slytherinu jest obrazą dla mojego domu i wolałbym, żebyś nie informowała o tym fakcie moich podopiecznych.

- Co jest, Smarkelus, boisz się, że opowiem im coś z twojej przeszłości? Albo że przeciągnę ich na złą stronę mocy?

Snape odwrócił się do niej, a ona doskonale przeczuła, jakie ma zamiary. Zamknęła umysł, zanim zdążył zaatakować ją legilimencją. Widząc zdziwienie na jego twarzy, wyszczerzyła zęby.

- Nic na mnie nie masz.

- Imponujące, doprawy - rzucił sucho. - Nauczyli cię tego w Azkabanie?

Przemówienie Dumbledore'a zostało przerwane oklaskami, a chwilę później prefekci wykrzykiwali wskazówki, chcąc zapanować nad tłumem nowych, wystraszonych uczniów. Nauczyciele również zaczęli wstawać, ale Lux pozostała w miejscu, obserwując przepychanki uczniów w drzwiach Wielkiej Sali z zafascynowaniem. Hogwart. Nigdy nie myślała, że będzie jej dane tu wrócić.

Gdy Snape położył ręce na blacie, z zamiarem odsunięcia krzesła, stanęła przed nimi profesor McGonagall.

- Severusie wybacz mi tę bezpośredniość, ale uczta powitalna to nie miejsce na zaczepki słowne. Natomiast po tobie, Hardbrooke, nie spodziewałabym się niczego innego, ale najwyższy czas dorosnąć. Musisz się dostosować do pewnych panujących tu zasad.

- Zasady - prychnął Severus - To dla naszej nowej koleżanki obce pojęcie.

Lux odchyliła się na krześle.

- Minervo, nie jestem już twoją uczennicą, więc wybacz, nie będę słuchać twoich kazań.

Brwi pani McGonagall uniosły się tak, że zniknęły pod kapeluszem.

- Wypraszam sobie, nie jesteśmy po imieniu.

- Więc od teraz proszę mi mówić profesor Hardbrooke.

McGonagall pokręciła głową z rezygnacją.

- Nic się nie zmieniłaś. Jesteś tak samo bezczelna, jak czternaście lat temu.

Snape, który był już prawie w połowie sali, odwrócił się.

- Może gdyby nie uganiała się za równie bezczelnym Gryfonem, wyszłaby na ludzi.

Coś zaćmiło w głowie Lux. Na krótką chwilę zrobiło jej się czarno przed oczami, zamajaczył przed nimi tylko zarys jednej sylwetki. Potrząsnęła głową i, niewiele myśląc, chwyciła ze stołu pierwszą rzecz, która wpadła jej w ręce; zielone jabłko i cisnęła nim ponad kapeluszem McGonagall, w Snape'a. Jabłko zatrzymało się w locie na wysokości mównicy i pękło, a zamiast pestek wysypał się z niego brokat.

- Wystarczy - Powiedział spokojnie Dumbledore, chowając różdżkę. - Lux, czy możemy porozmawiać u mnie w gabinecie?

I skierował się w stronę drzwi, nie czekając na odpowiedź. Lux wyminęła McGonagall i podążyła za dyrektorem. Mijając Snape'a, usłyszała jak mruczy pod nosem:

- Słaby będzie z niej pożytek jeśli w emocjach sięga po jedzenie, zamiast różdżkę.

Obiecała sobie, że odpowie mu na to innym razem. Dogoniła Dumbledore'a dopiero na schodach. Szedł z rękami splecionymi na plecach, jakby głęboko nad czymś dumał. Korytarze były przyjemnie puste. Wszystkie dzieciaki siedziały w pokojach wspólnych i na pewno dyskutowały na jej temat.

- Miętówkę? - spytał Dumbledore.

Zdezorientowana Lux potknęła się o schodek. Zatrzymała upadek ręką i pokręciła głową. Broda Dumbledore'a zafalowała.

- Pierwsza zasada dobrego aurora, nigdy nie trać czujności. - powiedział miło.

- Przecież mnie pan nie zaatakował...

...a ja nigdy nie zostałam aurorem, dokończyła w myślach, a Dumbledore skinął nieznacznie głową, zupełnie jakby to usłyszał.

Weszła na schody za posągiem Feniksa, przeklinając w myślach ten cały przepych.

- Jest jakiś powód dla którego wzywa mnie pan do swojego gabinetu, czy robi pan ten ruch, który nazywam "typowym Dumbledorem"? - spytała, gdy schody same prowadziły ich do góry niczym winda.

- A co to takiego? - zaciekawił się dyrektor.

Lux odgarnęła włosy z twarzy.

- Typowy Dumbledore to zjawisko, gdy się prosi kogoś o przysługę, tak jak pan mnie o zostanie nauczycielem, a gdy osoba się zgodzi, to okazuje się, że ma pan ukryty plan, z którego teraz już za późno danej osobie się wycofać.

Schody zatrzymały się gwałtownie. Brakowało tylko typowego dla windy dzwoneczka informującego o końcu podróży.

- Ach tak - Dumbledore wygładził wąsy w zadumie. - No więc tak, myślę, że można to nazwać typowym Dumbledorem.

Drzwi do gabinetu otworzyły się przed nimi. Nic się w nim nie zmieniło od czasu, gdy Lux była tu po raz ostatni. Każda pojedyncza książka pozostała w tym samym miejscu. Jedynie feniks był znowu młody, a twarze portretów dawniej nie wykrzywiały się ze zgrozą na jej widok. No i gdy była tu ostatnim razem, na żadnym z foteli nie spał mężczyzna w krótkich włosach i wielkiej bliźnie na twarzy.

Rozpoznanie go zajęło Lux nie więcej niż pół sekundy. Jej blada twarz zaczerwieniła się gniewnie i zrobiło jej się tak gorąco, jakby gotowały się jej wnętrzności. Obróciła się gotowa do wyjścia, ale złoty posąg feniksa się za nimi zatrzasnął.

- Alohomora - powiedziała, a gdy to nie zadziałało, odwróciła się do Dumbledore'a - Wypuść mnie!

- Usiądź, Lux.

- DUMBLEDORE OSTRZEGAM, NIE TESTUJ MOJEJ CIERPLIWOŚCI.

Krzyk Lux wybił mężczyznę ze snu. Zerwał się i wyciągnął różdżkę, mierząc w ich stronę. Pomimo upływu lat, niewiele się zmienił odkąd spotkali się po raz ostatni. Nadal miał zaniedbany strój, wory pod oczami i wygląd bardzo zmęczonego życiem człowieka. Na widok Lux zwiesił ramiona, jakby patrzenie na nią było dla niego ogromnym wysiłkiem. Zaczął obniżać różdżkę, ale się zawahał.

Dumbledore odchrząknął.

- Remusie, to jest Lux Hardbrooke - wypowiedział zdanie, którego wcale nie musiał wypowiedzieć. - Lux, Remus Lu...

- Wiem kim on jest - przerwała mu wzburzona czarownica. - To wilkołak.

W odróżnieniu do Lupina, ona się nie zawahała. Jej wyprostowana ręka mierzyła różdżką prosto w czubek głowy Lupina. Westchnął ciężko.

- Posadzenie naszej małej buntowniczki obok Severusa nie było dobrą decyzją, Dumbledore. Poddenerwował ją, i ona teraz ma dalej ochotę obrzucać się z kimś wyzwiskami. Sorry, Lux, ale ja odpadam. Jestem na to zbyt zmęczony i już odrobinę zbyt dojrzały.

Opadł ponownie na fotel, odwróciwszy się od niej, jakby zupełnie go nie obchodziło, jak bardzo kusi ją rzucenie crucio na jego słabe ciało.

Dumbledore usiadł naprzeciwko i poczekał aż Lux zajmie ostatnie wolne miejsce. Oceniła szybko sytuację. Nie miała dokąd uciec, a zdążyła dobrze poznać Dumbledore'a przez pięć lat edukacji - jak on czegoś chce, to to dostaje. Chcąc jak najszybciej mieć to z głowy, usiadła na skraju fotela z postanowieniem, że cokolwiek Dumbledore jej każe zrobić, odmówi.

- Zaprosiłem tu Remusa z dwóch powodów - oznajmił dyrektor. - Po pierwsze, i wbrew pozorom mniej ważne, ponieważ był wyśmienitym nauczycielem obrony przed czarną magią. Pokaże ci dokładnie, co uczniowie już umieją, czego ty masz ich nauczyć, jaki jest system oceniania i możliwości dzieciaków. Ogólnie rzecz ujmując, powie ci wszystko, co musisz wiedzieć o swojej posadzie.

Remus skinął głową, a z wyrazu jego twarzy łatwo dało się wyczytać, że też nie jest zachwycony tą perspektywą. Najwyraźniej i on nie umiał odmawiać dyrektorowi. Z racji braku komentarza ze strony dziewczyny, Dumbledore kontynuował:

- Jak pewnie doskonale wiesz, Harry Potter chodzi do czwartej klasy. Znasz jego historię, prawda? James...

- Nie wracaj do tego - warknęła Lux, przyciskając sobie dłoń do skroni.


Zarzekła się, że nigdy więcej nie wróci myślami do tej parszywej nocy, gdy zginęli James i Lily. Trudno było wyprzeć to z pamięci, wiele lat zajęło jej zapanowanie nad swoim umysłem. Nie zamierzała otwierać tych drzwi na nowo.

- Wybacz mi, Lux, ale muszę to powiedzieć. Przemilczana przeszłość wcale nie jest mniej bolesna. James i Lily zostali zdradzeni przez Petera Pettigrew, który zabił dwunastu niewinnych mugoli, a ty zostałaś niesłusznie o to posądzona.

Usłyszała jak Remus wciąga powietrze ze świstem, a ona sama poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła.

- Oboje znacie słowa przepowiedni, ponieważ jesteście dwójką z czwórki najbardziej zaufanych mi ludzi. Wbrew temu jakie między wami czworo są relacje, musicie współpracować. Zostawcie prywatność na zewnątrz. Tutaj musicie robić wszystko, co wam każę, by utrzymać Harry'ego Pottera bezpiecznego. Dobrze?

Lux zamrugała gwałtownie. Przed nią na biurku zmaterializowała się szklanka z wodą. Skinęła lekko Dumbledorowi i pociągnęła łyk. Niewiele pomogło na ból, który odczuwała w całym ciele po wspomnieniu tamtej nocy, ale odezwała się zachrypniętym głosem.

- Mam zadbać o to, by piętnastolatek nie udławił się na moich lekcjach? Łatwizna. - Zaczęła wstawać. - W każdym razie, fajnie się gadało...

Dumbledore powstrzymał ją ruchem ręki.

- To nie wszystko. Chłopiec musi zabić Voldemorta. Mam informacje, jakoby Voldemort zaczynał tworzyć armię. Ma kilku wiernych Śmierciożerców, na których nie mamy wystarczająco dowodów, by postawić ich przed sądem. Wśród nich jest Lucjusz Malfoy.

Zrobił dramatyczną przerwę, jakby to nazwisko miało zrobić wrażenie. Lux wzruszyła ramionami lekceważąco.


- Ojciec Dracona Malfoya - wyjaśnił Remus.

Lux pomachała ręką przed swoją twarzą.

- Halo, pięć lat w Azkabanie, osiem następnych w świecie mugoli? Ledwo kojarzę to nazwisko.

Remus odchylił głowę do tyłu.

- Draco Malfoy jest Ślizgonem, rówieśnikiem Harry'ego i również, niestety...To znaczy, nie mówię, że się nie zgadzam...Harry umie podejmować swoje decyzje...Nie moja sprawa...niech sobie kocha kogo chce, ale...

- Remusie - popędził go Dumbledore'a.

- ...jego chłopakiem. - westchnął. - Draco jest chłopakiem Harry'ego.


Jeden z portretów zakrztusił się głośno i zniknął nim ktokolwiek mógł na niego spojrzeć. Lux zaczęła łączyć fakty.

- A więc Wybraniec spotyka się z synem Śmierciożercy? - zaśmiała się sztucznie. - Ale życie potrafi być przewrotne.


Dumbledore przychylił się na krześle, gładząc brodę.

- Mam obawy, że Lucjusz przekonał syna, by przekabacił Harry'ego na ich stronę. Na razie mu się to nie udaje, ale spotykają się dopiero od kilku miesięcy, to może być długotrwały plan. Remus już nie uczy opcm, głównie przez protesty Lucjusza, który niestety jest wpływowym człowiekiem. Ale nie może w żaden sposób wpłynąć na to, ze Remus będzie tu mieszkać w roku szkolnym. To moja decyzja. Jest mi potrzebny.

Lux kiwała głową w zamyśleniu, jakby w ogóle go nie słyszała.

- A więc miłość Gryfona i Ślizgona jest możliwa, ta?

Lupin zesztywniał. Zacisnął pokaleczone dłonie na ramie fotela i ostrożnie uniósł wzrok na dziewczynę.

- Lux, przecież wiesz...

- Mówiłam o Snape'ie i Lily, cymbale. Od zawsze im kibicowałam. Ciekawe jak by wyglądał młody Pott...albo raczej młody Snape, jakby był dzieckiem Severusa. Na pewno miałby bardziej cool imię.

- Sprawa jest poważna - Dumbledore przerwał jej spokojnie, wstając. - Nie można zabronić nastolatkom miłości, ale musicie mieć go na oku. Musicie zawsze wiedzieć, gdzie się znajdują i czy nic nie knują. Nie wolno im też chodzić do Hogsmeade, ale nie mogę im zabronić tego wprost, więc dobrze, żebyś obrała taktykę Severusa i dawała im wtedy szlabany.

Lux uniosła brwi.

- Niezbyt dydaktyczne podejście.

Dumbledore obszedł biurko i zbliżył się do posągu feniksa. Lux chciała wykorzystać tę okazję, by uciec z gabinetu, ale ją powstrzymał.


- Przypomniało mi się, że miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Niebawem do was wrócę. Ufam, że się nie pozabijacie. Oboje jesteście mi bardzo potrzebni.


I zniknął, a Lux patrzyła tęsknie jak zamyka się za nim posąg. Wyciągnęła się na krześle i rozprostowała nogi z zamiarem udawania, że Remusa tu nie ma. Ta tatyka się nie powiodła. Czuła jego obecność, wszechobecny zapach czekolady, który się nad nim unosił i woń, która mogła określić tylko jako leśną, drażniły jej płuca.

Wstała, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego. Stanęła naprzeciw zakurzonego regału z książkami i przekrzywiła głowę, czytając tytuły. Większość była zapisana w runach, a lekcje starożytnych runów zwykle były jej czasem na drzemki, więc tylko wpatrywała się głupio w znaki, których nie rozumiała.

Remus odchrząknął znacząco, a gdy go zignorowała, wstał.

- Chcę, żebyś wiedziała, że wierzę w twoją niewinność.

- Gratuluję - odparła, wyciągając jedną z chudszych książek, a kurz z zielonej okładki posypał się na podłogę. - Jakbym była ministrem, dałabym ci za to order Merlina.

Nerwowe chrząknięcie. Drapanie po głowie. Lux przysięgła sobie w myślach, że jeśli Remus wyda z siebie jeszcze jakiś dźwięk to rzuci na niego petrifikus totalus.

- Zrobiłaś tak wiele dla mojej rodziny, Lux.

Otworzyła książkę, ale nawet jakby chciała, nie dałaby rady skupić swojej uwagi na małych literkach. Pragnęła mu powiedzieć, żeby się zamknął, ale zaciśnięte szczęki odmówiły jej posłuszeństwa.


- Ja...po prostu chcę, żebyś wiedziała, że nie mam pretensji. O to co zaszło. Wiesz, tamtej nocy. Między tobą, a Syriuszem.

W gruncie rzeczy wiedziała, do czego zmierza. Wiedziała też, że zna prawdę. Myślała, że jest gotowa na usłyszenie tego imienia z ust kogoś innego, nawet tak mu bliskiego, ale teraz gdy to się wydarzyło cała pewność z niej uciekła. Zacisnęła palce na książce, aż poczuła, jak łamią się jej paznokcie, a wtedy cisnęła nią w podłogę, i niewiele myśląc, wyciągnęła różdżkę.


- Expelliarmus! - wrzasnęła.


Różdżka Lupina wyślizgnęła się z jego kieszeni i poszybowała przez gabinet. Lupin uniósł ręce do góry w geście pokoju.

- Nie chciałem...

- Drętwota! - wrzasnęła Lux, idąc wprost do niego z zaćmionym nienawiścią umysłem. Zaklęcie ugodziło zmęczonego mężczyznę prosto w pierś. Chwycił się za miejsce uderzenia, po czym zakołysał na nogach i runął na ziemię, waląc twarzą o podłogę. Lux obróciła go na plecy kopniakiem. Stracił przytomność, a na jego czoło wystąpiła stróżka krwi. Dziewczynka chwyciła szklankę i wylała zimną wodę w twarz Remusa. Gdy tylko jego powieki się rozwarły, a on sam zaczął powracać do rzeczywistości, odrzuciła różdżkę na bok, usiadła na nim okrakiem i pociągneła za koszulę, zmuszając, by podniósł głowę.

- Nigdy. Więcej. Nie mów. Przy mnie. Tego. Imienia.

Lupin wybełkotał coś niezrozumiale. Zaciśnięte dłonie Lux nie puściły, dopóki nie odzyskał całkowitej świadomości. Nie walczył z nią. W jego oczach był ukryty smutek i coś, czego Lux nienawidziła najbardziej na świecie - żal.

- Dokonałaś wspaniałej rzeczy, Lux. - powiedział słabym głosem. - On znalazł Petera pierwszy, ale gdy dostałaś cynk, że leci tam ministerstwo, kazałaś mu uciekać, lecieć po Harry'ego .Nie zdążyłaś uciec, ale gdyby nie ty, nie wiadomo gdzie Harry by trafił, a tak to byliśmy mu wstanie zapewnić normalne, szczęśliwe dzieciństwo. Twoja ofiara może być najlepszym co kiedykolwiek spotkało cały świat czarodziejów.

Dziewczyna pokręciła głową, cały czas ciężko dysząc. Wspomnienia tej nocy latały nad nią niczym stado dementorów w Azkabanie.

- Ty...Ty nie...

- Owszem, Lux. Ale nie możesz nikogo zmusić do mił...

Panicznie się bała tego, co zaraz usłyszy z ust Lupina. Nie mogła pozwolić by następny ciężar spadł na jej barki, bo to by było za dużo do udżwignięcia. Przerwała mu wypowiedź, zamachnąwszy się pięścią na jego twarz. Lupin odchylił głową, chwytając się za policzek. A ona siedziała na nim, jak obłąkana, kręcąc tylko głową. Czuła przepływający po knykciach ból. Żadne z nich się już nie poruszyło, choć oboje uciekali myślami w to samo miejsce, do tej samej osoby. Siedzieli tak, dopóki nie usłyszeli niskiego głosu, który zawsze niósł ze sobą trochę spokoju:

- No cóż, poproszę jakiegoś innego nauczyciela by pokazał ci program nauczania.

To zdanie zadziałało na Lux jak kubeł zimnej wody. Wstała na sztywnych nogach, ocierając czoło ręką, nieświadomie zostawiając na nim ślad krwi Lupina.

- Nie ma potrzeby, panie dyrektorze - powiedziała szyderczo. - Poradzę sobie sama. Całe życie ze wszystkim radzę sobie sama i nie potrzebuję nikogo do pomocy.
Dumbledore wyglądał jakby chciał jej coś jeszcze powiedzieć, ale pozwolił jej się wyminąć i opuścić gabinet.

Продолжить чтение

Вам также понравится

17K 918 16
Oboje dobrze wiedzieliśmy czego chcemy. Więc dlaczego po prostu się nie zakochaliśmy? - - - Opublikowana w 01.2022r. Updateowana w 12.2023r.
284K 10.3K 152
Część pierwsza talksów z fandomu Harry Potter
73.4K 3.8K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...