Karykatury /69/

13 2 0
                                    

Iriana siedziała w pokoju wspólnym wśród huncwotów i rozmyślała nad układem zawartym z kapitanem drużyny quidditcha Johnem Simpsonem. Nadal czuła wielką niesprawiedliwość w związku z przekupstwem Potter 'a. 
- O czym tak myślisz, Inka? - wyrwał ją z zadumy Syriusz, jednocześnie ukradkiem spoglądając w stronę obserwujących go dziewczyn z pierwszej klasy. W ostatnich tygodniach zdobył w szkolę wielką popularność. Wzdychały do niego zarówno dziewczyny z młodszych, jak i starszych klas. Black świetnie to wykorzystywał. Zawsze znalazła się jakaś chętna do zrobienia jego zadania domowego czy pomocy w niecnych przygotowywaniach do psot, często polegającym na układaniu śmierdzących łajnobomb czy smarowaniu klamek klejącym się śluzem gumochłona. 
- Muszę się dowiedzieć, kiedy jest najbliższy trening drużyny ślizgonów - powiedziała Iriana. 
- O, świetna okazja do jakiegoś zabawnego wybryku - Potter uśmiechnął się szeroko, dumny ze swojego pomysłu. 
- Nie ma mowy, Potter - pokręciła głową Black. 
- Dlaczego? - zdziwił się Syriusz. 
- Możecie przez to zepsuć mój plan. Ślizgoni mają nic nie podejrzewać, tak? - odparła Iriana. 
- Ale takiej okazji nie można... - zaczął James. 
- Nie to nie, czego nie rozumiesz? - podniosła głos Iriana. Sprawa drużyny quidditcha strasznie ją irytowała. Czuła, że kapitan postępuje nieuczciwie. Pokazał to już dwa razy - najpierw przyjmując Jamesa bez eliminacji, za kilkanaście czekoladowych żab w zeszłym roku i teraz korzystając z determinacji dziewczyny do zdobycia przydatnych dla niego informacji. 
- Malfoy podczas koła eliksirów wspominał coś o przyszłej sobocie rano - mruknął Remus, nie podnosząc wzroku znad książki. 
- Hmm... - Zamyśliła się ponownie Iriana. - Kto jest odpowiedzialny za boisko quidditcha? - dodała po chwili. 
- Pani Hooch - odparł cicho Remus. Ostatnimi dniami był jakiś nieswój, siedział w kółko z nosem w książce i nie uczestniczył w wybrykach przyjaciół.
- Zamierzasz zapytać się jej? - zapytał Black, rzucając zalotne spojrzenia do grupki dziewczyn siedzącej w drugim kącie pokoju wspólnego. 
- Nie. To by była głupota. Na pewno zaczęła by podejrzewać, że coś za bardzo kręcę się przy ślizgonach, a nie jest to mile widziane. Jeżeli faktycznie trening jest w sobotę rano, nie mam zbyt wiele czasu. Muszę dowiedzieć się, o której godzinie się spotkają. James, pożyczysz mi pelerynę niewidkę? 
- Nie - burknął James. 
- Dlaczego? - zdziwiła się Iriana. 
- Czemu mam pożyczać ci pelerynę, jak przez ciebie nie mogę urządzić sobie zabawy na treningu zielonooślizgłych? 
- Bo ja zawsze ci pomagam? 
- Ta, jasne - warknął James i poszedł do sypialni. 
- Co się z wami dzieje ostatnio - zmarszczyła brwi Iriana. Syriusz w odpowiedzi wzruszył ramionami, po czym oddalić się w stronę dziewczyn siedzących w kącie dormitorium. 
- Co się z wami dzieje? - powtórzyła Iriana. Remus i Peter milczeli.  
- W takim razie dziękuję za pomoc - rzuciła ironicznie, po czym poszła do swojej sypialni. Gdy spojrzała za okno, zauważyła śnieżnobiałą sowę, stukającą dziobem o szybę. 
- Hej, masz coś dla mnie? - zapytała wpuszczając skrzydlatego listonosza do środka. Na dworze szalała prawdziwa ulewa. Od kilku dni w kółko padało i padało. Deszcz spływał wielkimi strugami po dachach zamku, a na błoniach było istne bagno. Gdy ptak znalazł się w pomieszczeniu, rozłożył bielusieńkie skrzydła i trzepnął nimi kilka razy, by nieco je osuszyć. 
- Ej! - pisnęła Iriana, gdy wielkie krople z piór sowy spadły na jej twarz oraz ubranie. Jak zwierzę nieco się uspokoiło, Black zapytała:
- Masz coś dla mnie? 
W odpowiedzi skrzydlaty listonosz jedynie mrugnął kilka razy, obracając przy tym głową. 
- Po co tu przyleciałeś? - zdziwiła się dziewczyna, zauważając, że sowa nie przyniosła dla niej żadnej korespondencji - Zgubiłeś list? - dodała. Na dźwięk słowa "zgubić" zwierzę wlepiło swoje żółte oczy we właścicielkę i przestało się ruszać. Iriana westchnęła głęboko. 
- Jutro odprowadzę cię do sowiarni... Teraz jest już za późno - powiedziała cicho, mierząc ptaka niezadowolonym spojrzeniem. Kilka chwil później w sypialni zjawił się rudy kot Emmy. Na widok wielkiej śnieżnej sowy cały się najeżył i zaczął złowrogo syczeć. Tuż za nim do pokoju weszła jego właścicielka. 
- Kicia, spokojnie - rozkazała, biorąc pupilka na ręce. 
- Cholerna drużyna quidditcha... Czemu taki głupek musi nią zarządzać? - westchnęła Iriana. 
- Nie lepiej odpuścić? Może w przyszłym rok- 
- Nie ma mowy. Nie dam za wygraną. Chce być w drużynie, nie ważne jakie cyrki muszę odprawiać żeby być w składzie. Zdobędę informację o ślizgonach i udowodnię Simpsonowi jak bardzo się wobec mnie myli - stwierdziła Iriana. 

Następnego dnia, w piątkowe popołudnie Iriana dostała się do gabinetu pani Hooch i zdobyła rozpiskę dotyczącą godzin treningów. 
- Szósta rano? Czy na serio ślizgoni nie mają nic lepszego do roboty w sobotni poranek? Wiecie jak zimno jest o tej godzinie - nie kryła zdziwienia Elena, gdy gryfonka podzieliła się zdobytą informacją. 
- Ktoś tu chce ich nieźle zahartować. Jestem na prawdę ciekawa kto jest kapitanem - zastanawiała się Emma. 
- Być może ten twój... Emma, to jest plan! - krzyknęła Iriana. Kilka innych uczniów przechadzających się dziedzińcem odwróciło głowy i zmierzyło ją zdziwionym wzrokiem. 
- Jaki plan? - zapytała Elena. 
- Emma może wypytać tego no... Blythe'a - uśmiechnęła się Iriana, całkowicie po huncwocku. 
- Gilberta? - prawie że wyszeptała Taylor - Nie ma takiej opcji. 
- Ale przecież on jest w drużynie - uparła się Ina. 
- Nie podejdę do niego i nie zapytam przecież o plany dotyczące meczu - pokręciła głową Emma. Iriana zamyśliła się. 
- A czy Simpson powiedział ci, czego konkretnie chce się dowiedzieć o ślizgonach? - przerwała niezręczną ciszę Elena. 
- Nie. To dziwne - stwierdziła Iriana. Rozmowę przerwał krzyk przerażenia dochodzący z rogu dziedzińca. Przyjaciółki obróciły się i spojrzały na grupkę ślizgonów. Malfoy, Rosier, Regulus Black i kilku innych mniej znanych ślizgonów stało nad wijącym się po ziemi krukonem. 
- Niezłe towarzystwo, Regulus - mruknęła pod nosem Iriana. Gdy dziewczyny podeszły bliżej Emma rozpoznała w leżącym krukonie Tewkesbur'iego. Wtedy też jej uwagę przykuły rysunki leżące wszędzie dookoła. 
- Zostawcie go! - wrzasnęła. Ślizgoni popatrzyli na zmierzające w ich stronę uczennice. 
- Nie krzycz tak, Taylor. Twój kolega dostaje właśnie nauczkę - zaśmiał się Lucjusz. Zawsze chodził dumnie. Nikt inny w szkole nie dorównywał mu w jego poziomie arogancji. Bezczelny, często nawet wobec nauczycieli. To on najbardziej napędzał machinę znęcania się nad czarodziejami mugolskiego pochodzenia i nie tylko. 
- Za co? - zapytała Emma, klękając by pomóc krukonowi. 
- Za brak szacunku - odpowiedział Rosier. Evan zawsze był dość cichy, jednak jego wzrok wystarczał by większość młodszych i nie tylko uczniów schodziło mu z drogi. 
- Wobec kogo? - prawie że prychnęła śmiechem Iriana - Ciebie? Malfoy'a? A może smarkeusa?
- Wobec nas wszystkich - mruknął z niezadowoleniem Smarkeus. Elena wzięła do ręki jedną z kartek leżących dookoła. Była na niej narysowana karykatura każdego z ich paczki.  Malfoy z parszywym uśmieszkiem i dumnie wypiętą klatą, na której widniał wielki napis EGO, wyglądającą jakby była balonem i miała zaraz pęknąć. Snape z jego tłustymi włosami, prawie że ociekającymi łojem, z ogromnym garbem i nosem tak haczykowatym, że bez trudu mógłby nim o coś zahaczyć. Rosier z przymrużonymi oczami, z których wyskakiwały węże. Regulus był bardzo malutki i przerażony, jednak mocno trzymał za rękę napuszonego Lucjusza. Reszta ślizgonów z obrazka tańczyła dookoła czwórki albo oddawała im pokłony. Nim dziewczyny zdążyły się uważnie przyjrzeć wszystkim podobiznom, Regulus wyrwał kartkę puchonce po czym zgniótł ją i cisnął ją daleko od nich. 
- Świetna robota przyjacielu - Iriana poklepała po plecach Tewkesbur'iego, któremu udało z trudem podnieść się z ziemi. Na twarzach przyjaciółek gościły szerokie uśmiechy. 
- Piękna karykatura. Nieprawdaż? - zwróciła się do ślizgonów Elena. Ślizgoni przez chwilę milczeli w upokorzeniu, jednak potem przemówił Lucjusz: 
- Jeszcze się policzymy, głupia szlamo - zasyczał, mierząc wzrokiem krukona, po czym on i jego towarzysze poszli w stronę zamku. 
- Wszystko w porządku? - zapytała zatroskana Emma. 
- Tak. Nic mi nie jest - odparł nieco zawstydzony Tewkesbury, otrzepując ubranie z kurzu i ziemi.
- Ten rysunek na prawdę był niezły - przyznała Iriana - Skąd pomysł by zrobić ich karykatury? 
- Dokuczają mi od jakiegoś czasu. Chciałem się odegrać. Niestety szybko skapnęli się kto podrzuca im te rysunki.
- Było ich więcej? - zdziwiła się Emma. 
- Tak. Wszystkie zniszczyli, ale w sumie nic z tym dziwnego - wzruszył ramionami krukon. Dziewczyny odprowadziły go do zamku, po czym same udały się do pokoi wspólnych aby nieco odpocząć. 

Pewnego razu w Hogwarcie...Where stories live. Discover now