Part three.

282 24 37
                                    


Obudziłam się w białej sali, podłączona do jakiś kabelków. Na dworze świeciło słońce. Musiało trochę czasu minąć, ale przynajmniej czułam się wyspana, w końcu. Przy łóżku siedział Liam i patrzył się na mnie z niedowierzaniem.

- Obudziłaś się wreszcie. – Szepnął, jakby to miało wpływ na mnie.

- Co, jak to? – Mruknęłam zachrypniętym głosem, spowodowanym przez suchość gardła.

- Lea byłaś w śpiączce prawie 2 doby. Niektórzy lekarze, z którymi konsultowaliśmy badania myśleli, że się nie obudzisz. Rodzice poszli na chwilę do doktora, zaraz ich zawołam. - Powiedział i podniósł się z krzesła i wyszedł z pokoju.

Myślałam, co mogło ciekawego się wydarzyć przez te kilkadziesiąt godzin. Moje rozmyślania przerwał gwar rozmów, gdyż do sali wbiegli uradowani rodzice, Liam, Jessie i dziadkowie ze strony mamy. Po kilkunastu minutach zorientowałam się, że nie ma z nami Charliego, narzeczonego Jessie. Zresztą ona była dla mnie jak starsza siostra i od zawsze pragnęłam aby związała się z Liamem.

- Ej, a Charlie nie przyszedł? – Zapytałam, gdy lekarz po zbadaniu wyszedł i zostaliśmy sami.

W sali zrobiło się przeraźliwie cicho. Spojrzałam na Jessie, a w jej oczach zobaczyłam łzy? Odkąd pamiętam ona nigdy nie okazywała słabości. Mogła wrzeszczeć, piszczeć, rzucać przedmiotami, ale nigdy nie płakała. Nagle wstała z plastikowego krzesełka i wyszła z pomieszczenia.

- Zerwali ze sobą. - Powiedziała mama.

- O jej. - Wykrztusiłam ze zdziwienia.

Nie mogłam tego tak łatwo pojąć. Musiało się cos wydarzyć, o tak nie zrywa się zaręczyn. Przecież mieli wziąć ślub i razem się zestarzeć. Byli ze sobą ponad 5 lat, to było dla mnie coś. Po jakiś 3 godzinach wszyscy opuścili moją salę. W między czasie podczas wizyty najbliższych zawitał lekarz, który oznajmił, że potrzyma mnie z jakieś 3 dni na obserwacji. Niby wszystko było dobrze z moich wyników badań, ale woleli dmuchać na zimne i zbadać mnie pod kątem wszystkiego.

Leżałam na szpitalnym, niewygodnym łóżku i bezsensownie wgapiałam się w telewizor, gdy do mojej sali zawitał Fiennes Tiffin z ogromnym bukietem czerwonych róż.

- Hej. - Pocałował mnie w policzek, chociaż bliżej kącika ust i podał bukiet.

- Cześć. - Odpowiedziałam i położyłam je na szafce. Podpięta kroplówka całkowicie ograniczała moje ruchy.

- Jak się czujesz? - Zapytał, siadając na krześle.

- Bywało lepiej. Opowiedz, co słychać, co mnie ominęło przez te kilka dni. - Na moje słowa zaśmiał się.

- Jak wiesz Jessie i Charlie nie są razem, obydwoje to przeżywają. Felix kupił sobie kolejny samochód. Valand odkrył dobrą cukiernię w Brighton. - Na to obydwoje się zaśmialiśmy. – Miriam już wróciła z wakacji w Tunezji.

- Zazdroszczę jej.

- Czego?

- Wyjazdu.

- Jak wyjdziesz ze szpitala to lecimy do Azji. Pójdę z Tobą na zakupy w Tokio.

- Trzymam Cię za słowo. - Znowu się zaśmialiśmy obydwoje.

W jego towarzystwie czas płynął szybciej. Uwielbiałam to jak się uśmiechał. Przepadałam za jego oczami. Przy nim czułam się taka szczęśliwa. Po prostu moim najlepszym miejscem to było te przy nim.

- To jak Ci się układa z Rosalie? - Wiem, że nie powinnam zadawać tego pytania, że odpowiedź może mnie zranić, ale naprawdę chciałam być dobrą przyjaciółką.

- Dobrze. - Odpowiedział taki smutny, a zarazem zmieszany. Wiedziałam, że albo zerwali, albo się pokłócili. Mogłam to poznać po jego wyrazie twarzy.

- Ej, - złapałam jego twarz w swoje ręce. - Tego kwiatu jest pół światu. Jeszcze znajdziesz tą jedyną, której nałożysz pierścionek na palec.

- Pokłóciliśmy się o Ciebie. - Powiedział i spojrzał na mnie.

O kurdełka. Zatkało mnie. Pokłócił się ze swoją dziewczyną o mnie. O zwykłą, tak jakby młodszą siostrę. 

I can be everything u want | Hero Fiennes TiffinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz