12

338 45 91
                                    

Nero powlókł się za Rogerem do reszty oddziału. Nie czuł co prawda żadnej zmiany, ale myśl, że użyto na nim magii, zupełnie mu się nie podobała. Mimo wszystko nałożenie iluzji wiele ułatwiało. Dotykał co chwilę oczu, ale nie wyczuwał różnicy. Reakcja łowców udowodniła jednak dobitnie, że czary zadziałały.

– No, od razu lepiej – ucieszył się rudy gnom. – Przynajmniej teraz nie będę się ciągle zastanawiał, czy masz tam gdzieś ogon i kopyta.

Reszta łowców zbiegła się jak przekupki, żeby przyjrzeć się rezultatom magii pani Tesseithy. Nocny wędrowiec próbował zabić ich spojrzeniem, lecz, ku jego rozczarowaniu, bezskutecznie. Mężczyźni dali mu wreszcie spokój i wrócili do gry w kości. Nero zdążył się dowiedzieć, że tak właśnie nazywała się ulubiona rozrywka bliźniaków i Zodana, polegająca na rzucaniu na zmianę małymi drewnianymi sześcianami, pokrytymi dziwnymi znakami.

Chociaż łowcy ewidentnie czuli się w tym domu bezpiecznie i swobodnie, Nero nie potrafił się rozluźnić. Zbyt dobrze wiedział, co magowie robią z ludźmi takimi, jak on. Ścigali ich i zabijali właściwie od zawsze. Magia kojarzyła mu się tylko i wyłącznie z niebezpieczeństwem. Strażnicy byli wobec niej bezsilni i to z jej powodu przemykali przez ten świat niepostrzeżenie, poruszając się głównie nocą.

Pomimo że nic dotąd nie wskazywało na to, aby ze strony czarodziejki groziło mu niebezpieczeństwo, Nero czuł się przy niej jak mysz, którą bawi się kot. W każdej chwili kot mógł się znudzić zabawą i połknąć mysz.

Nocny wędrowiec stanął przy oknie, ignorując rozmawiających wesoło towarzyszy. W dole widział plac ćwiczebny, dalej mur okalający posiadłość i las. Nigdzie nie dostrzegał wartowników, a jednak służący pojawił się przy bramie w chwili, gdy do niej dojechali. Nero przypuszczał, że posiadłość chroniona jest w jakiś sposób przez magię. Zastanawiał się, czy będzie w stanie przedostać się na zewnątrz, czy też zabezpieczenia mu na to nie pozwolą. Postanowił sprawdzić to w nocy.

W pewnym momencie jego uwagę przykuły dwie postaci trenujące walkę. Jedną z nich była szczupła dziewczyna, drugą dobrze zbudowany, siwiejący mężczyzna.

Chyba nieźle, jak na dziewczynę – pomyślał, porównując jej możliwości do umiejętności łowców.

Sam walczył na podobnym poziomie, mając może z trzynaście lat. Trening walki i sprawności fizycznej były dla strażników podstawą. Szkolenie zaczynali wcześnie, a nauczyciele podchodzili do nauki bardzo poważnie. Empatów i tak było za mało, więc nie mogli sobie pozwolić na straty w ludziach z powodu niedostatecznego wyszkolenia.

Nero należał do nielicznych osób władających magią run. Starsi najchętniej widzieliby go wśród wiedzących i zamknęli za murami twierdzy, w otoczeniu pożółkłych ksiąg. Trenując, dawał więc z siebie wszystko, aby móc wykazać się odpowiednimi umiejętnościami umożliwiającymi mu pracę w terenie. Zawsze irytowała go ta nadopiekuńcza postawa w stosunku do runistów.

Nero kochał przebywać na Pustkowiu. Był urodzonym włóczęgą. Chwilami miał wrażenie, że czuł się swobodniej tam niż w prawdziwym świecie, w obecności ludzi z krwi i kości. Zdawał sobie sprawę, że jego coraz częstsze i coraz bardziej przedłużające się patrole wzbudzają niepokój wśród przyjaciół, ale nic nie potrafił na to poradzić.

Muszą być przekonani, że zginąłem – pomyślał ze smutkiem – starsi pewnie urwali im jaja po powrocie. Zwłaszcza dziadek musiał się wściec. Mam chociaż nadzieję, że zebrane informacje na coś się zdadzą.

Ponownie spojrzał na walczących, ale pojedynek już się zakończył. Mężczyzna zmierzał do wyjścia, a dziewczyna została jeszcze na placu, ćwicząc pchnięcia. Nagle zatrzymała się i spojrzała prosto na Nero. Zasalutowała mieczem i ocierając pot z czoła zeszła z placu.

Pamięć Pustkowia vol. 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz