Rozdział 41: Konsekwencje gniewu

Start bij het begin
                                    

Odwróciła głowę w stronę stołu Puchonów. Marina Blau siedziała niewzruszona całym tym wystąpieniem. Mieszała w swojej owsiance i powoli jadła, delektując się każdym kęsem.

Evangeline poczuła, że ma przeczucie graniczące z pewnością, że stoi za tym jej koleżanka. Nagryzła wargę. Nie wiedziała, czy powinna się w to wszystko mieszać. Miała wrażenie, że zmierza to w wyjątkowo złym kierunku.

~*~

W momencie, w którym Bill dowiedział się, jak będzie wyglądać kolejna konkurencja, to od razu przypomniał sobie o książce i notatkach, które znalazł tego pamiętnego dnia we Wrzeszczącej Chacie. Dotyczyły one co prawda trochę innej dziedziny magii niż eliksiry, ale nadal miały związek z przemianą w zwierzę.

Książkę przeczytał niemal w jeden wieczór. Nie spodziewał się, że animagia może być czymś tak ciekawym i pasjonującym. Jego fascynacja była tak ogromna, że nie przejął się nawet opisanymi skutkami ubocznymi i problemami, które mogą wyniknąć ze złej przemiany. W tamtym czasie był pewny, że mimo wszystko chce spróbować pełnej przemiany.

Później zaczął analizować odręczne notatki, które sprawiły, że na jego twarzy pojawił się czerwony rumieniec. Ta wiedza, analiza i informacje były czymś niesamowicie przełomowym, czymś, co pozwalało szybciej zrozumieć istotę samej transmutacji.

Decyzja o tym, aby podzielić się swoim znaleziskiem z Evangeline była raczej spontaniczna i nie poprzedzona dłuższymi przemyśleniami. Po prostu pomyślał, że dzieląc się z nią tymi notatkami może zrobić jej ogromną przyjemność. Zaśmiał się w duchu, bo przypomniał sobie dzień, w którym wszedł w ich posiadanie. Szukał wówczas idealnego prezentu walentynkowego, a on niemal sam wpadł w jego ręce. Szkoda, że nie pomyślał o tym wcześniej.

W pierwszej kolejności Bill poszedł do biblioteki, ale tam nie zastał dziewczyny. Lekko go to zaskoczyło, bo spędzała tam niemal każdy wieczór, a szczególnie teraz, kiedy zbliżał się ostatni etap Zaawansowanej Potyczki o Złoty Kociołek.

Zamyślił się dłuższą chwilę, obserwując płomień świecy, migoczącej delikatnie na szkolnym korytarzy. Pomyślał o błoniach szkoły. Może poszła zaczerpnąć świeżego powietrza, albo poplotkować z Mariną? A może udała się na boisko quidditcha? Przed Ślizgonami był jeszcze jeden mecz, więc możliwe, że postanowiła znów wesprzeć swoją drużynę, choć ich szansa na zwycięstwo pucharu była raczej minimalna.

Bill ruszył w stronę wyjścia z zamku. Nie opuścił jednak korytarza, bo zaciekawiły go uchylone drzwi jednej z pustych klas lekcyjnych. Ktoś zapalił w niej sporo świec, bo jasna łuna światła padała na marmurową posadzkę. Chłopak zobaczył również długie cienie dwóch postaci.

Podszedł bliżej i choć wiedział, że nie wypada podglądać, to jednak pokusa była silniejsza. Chciał tylko zerknąć. Nic więcej. Tłumaczył to sobie tym, że przecież jest prefektem i powinien sprawdzić, co tam może się dziać.

Wstrzymał oddech, rzucił okiem i... szybko pożałował swojej decyzji. Najpierw zobaczył przygarbioną sylwetkę chłopaka. Siedział na jednej z ławek, tyłem do Billa, ale to i tak nie miało znaczenia. Bez problemu rozpoznał w nim Alberta Walkera, który niesamowicie grał mu na nerwach. A wszystko przez Evangeline, Evangeline, której nawet w tej scenie nie mogło zabraknąć.

Drugi cień należał właśnie do niej. Stała przed Albertem. Dłonie miała oparte na jego ramionach i mówiła coś przyciszonym głosem. Ich twarze były blisko siebie. Stanowczo zbyt blisko, aby Bill mógł uwierzyć, że była to zwyczajna rozmowa o eliksirach i kolejnym etapie konkursu.

Chłopak czuł, że jego dłonie mimowolnie zaciskają się w pięść. Paznokcie wbiły mu się w skórę, ale ból nie dał ukojenia. W tamtym momencie poczuł tę namacalną więź, która od nich biła. Dziwne wibracje łączące tę dwójkę sprawiły, że włos zjeżył mu się na głowie. W ułamku sekundy zazdrościł Albertowi. Może i było by kłamstwem, gdyby powiedział, że zazdrościł mu Evangeline, ale zazdrościł mu po prostu tego, że spotkał w życiu kogoś, kto był mu przeznaczony. Bill nigdy nie był pewny, czy wierzy w te bzdury o idealnej drugiej połówce, którą każdy gdzieś na świecie ma, ale w tamtym momencie, patrząc na tę dwójkę, uznał, że może być w tym element prawdy.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu