świąteczny dodatek

519 64 5
                                    

może to się wydawać mało świąteczne, ale... cóż, w świętach chodzi o miłość, więc ja chciałam tylko przekazać, że warto nią kogoś obdarować. i nie oczekiwać niczego w zamian. warto ją poczuć, lub też na nią poczekać. życzę wam jak najwięcej nieskończoności w życiu, kochani, każdy na nią zasługuje.

~ . ~ . ~

Może to nie jest wyjątkowe, pomyślałem. Może jest to najmniejsza rzecz z tych, które dzieją się na świecie. Może nie ma to żadnego znaczenia, a moment rozpływa się w przestrzeni tak samo, jak dym z papierosa w powietrzu i po kilku sekundach nie ma już po nim śladu. A może tego nawet nie ma, a ja jestem pod wpływem jakiegoś narkotyku, może jej zapachu, widoku jej rozchylonych warg, zarumienionych policzków.

"O czym myślisz?" szepnęła, odwracając głowę na poduszce tak, że była zwrócona w moją stronę. Jej oczy krązyły po mojej twarzy, delikatny oddech odbił się od skóry. Zamrugałem leniwie.

"O tobie." odparłem prawie bezgłośnie, ale Nadine usłyszała. Widziałem to, ponieważ jej klatka piersiowa przestała nagle unosić się w wolnym rytmie, zatrzymując się w miejscu, jakby chciała zatrzymać również moment. Kąciki jej warg zadrżały, kiedy powstrzymywała uśmiech jakiejś wewnętrznej satysfakcji, jakby tylko czekała, aż to powiem.

"Mhmmm..." zamruczała, opuszkami palców gładząc moją szyję. Przymknąłem oczy. Dreszcze powędrowały od miejsca, w kórym jej skóra stykała się z moją, do samych palców u stóp.

"Nie znikniesz, prawda?" zapytała dziewczyna, patrząc na swoje dłonie krążące po moim ciele. Zmarszczyłem brwi, czując, jak moje serce przyspiesza rytmu. Jakby chciało powiedzieć mi, tam z środka, że ono się nie zgadza, że nie przestanie jej kochać. Westchnąłem.

Podniosłem głowę, patrząc na okno. Za taflą szkła szalała burza śnieżna. Małe płatki rozbijały się o szybę, tworząc na niej cienką, białą warstwę. Wyobraziłem sobie jak spadają z nieba, jak kilka miesięcy później roztapiają się, po czym za rok znowu wracają. Niekończący się cykl.

Przeniosłem swój wzrok na Nads, która wpatrywała się we mnie zafascynowana i trochę zniecierpliwiona. Pogładziłem jej policzek dłonią, a ona wtuliła się w nią, przymykając oczy.

"Wiesz, kiedy zniknę ja, a z tym moja miłość?" zapytałem, nie dając jej jednak szansy na odpowiedź. Kontynuowałem.

"Kiedy słońce przestanie świecić. Kiedy ptaki przestaną śpiewać, śnieg przestanie padać i zabraknie wody w oceanach. Do tego czasu..." zwiesiłem głos, biorąc jej dłoń w swoją. Położyłem ją na swojej klatce piersiowej, by dziewczyna mogła poczuć bicie mojego serca.

"Choćby ono przestało bić." wyszeptałem, zbliżając swoje wargi do jej. Zauważyłem, że po jej policzkach spływały łzy. "Nic nie sprawi, że moja miłość nie będzie nieskończona. Każdy płatek śniegu, który ją widział, każdy promień słońca, który odbił się i powędrował w milion innych miejsc... to wszystko było świadkiem naszej miłości i tak długo jak istnieje świat, istnieje też ona."

Cisza. Słone łzy, które ocierałem kciukiem i cisza, która teraz także była świadkiem czegoś. Świadkiem człowieka, który sprawił, że inny człowiek będzie żył wiecznie. I nie, nie była to najmniej ważna rzecz dla świata. Nie był to tylko ułamek sekundy, ani moje urojenie. To była miłość, silniejsza od jakiejkolwiek mocy na świecie. I była tylko nasza. Teraz.

alone // a.irwinWhere stories live. Discover now