Gwałtownie pochyliła głowę do przodu, na tyle ile pozwalał chwyt na włosach, po czym zamachnęła się w tył. Usłyszała jęknięcie i poczuła rozluźniony uścisk na lewej ręce. Wyślizgnęła się momentalnie, myśląc, że już jej się udało. Jednak szarpnięcie za włosy zmusiło ją do tego, by się pochyliła. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, zobaczyła kolano lecące prosto w jej głowę. Ostry ból na połowie twarzy lekko otępił zmysły, a posmak krwi w ustach, sprawił, że zrobiło jej się odrobinę niedobrze. Niczym śnięta wymacała miecz tkwiący cały czas w pochwie przy jej biodrze. Chwyciła pewnie rękojeść, nie myśląc wiele, wysunęła go i machnęła na oślep. Śniady mężczyzna puścił jej włosy, wraz z rzuconym siarczystym przekleństwem. Wyprostowała się czując lekkie zawroty głowy, zogniskowała wzrok na przeciwniku. Krew ciekła ciurkiem z nosa żołnierza z Merak. Trzymał się również za ramię, w które trafiła ostrzem miecza. Splunął na ziemię krwią, którą poczuł w ustach. Czarnowłosa również miała połowę twarzy we krwi, tylko, że jej oprócz z nosa, krew leciała również z rozciętej wargi. Tak samo splunęła krwią na ziemię.

– Durna suka – wymamrotał.

– Bardzo nie lubię tego określenia, gnoju – powiedziała niewyraźnie, wycierając nos w przedramię.

Zawroty minęły. Oceniła wzrokiem przeciwnika. Duży chłop, nic dziwnego, że z taką łatwością ją utrzymywał. Jego miecz dalej spoczywał w pochwie. Nie zauważyła żadnej dodatkowej broni. Jaka jest szansa, że mężczyzna nie zdążył wyciągnąć ostrza i padnie na glebę?

Odbiła się z nóg, szybko sunąc do przodu, zaskakując tym przeciwnika. Kiedy on ruszył ręką w stronę miecza, ona postawiła pierwszy krok na kamieniach. Kiedy dotknął rękojeści, dziewczyna jednocześnie postawiła drugi krok, wykonując zamach. Nim zdążył mrugnąć, poczuł piorunujący ból w udzie. Nie był w stanie ustać na nogach i runął na ziemię. Jego kolana ledwo dotknęły kamienistego podłoża, a już zgiął się wpół od kopniaka w brzuch. Zaskamlał żałośnie, odruchowo łapiąc się za bolące miejsce. Dziewczyna złapała go za włosy i pociągnęła głowę do góry. Sprawiło jej to dziką satysfakcję.

– Może... – wychrypiał. – Może jakoś się dogadamy?

Dziewczyna zmarszczyła brwi i zmrużyła powieki, skrywając zielone oczy. On chyba jaja sobie robi?! W odpowiedzi splunęła mu w twarz mieszanką śliny i krwi. Bez ceregieli przesunęła ostrzem po szyi mężczyzny. Odsunęła się przed lecącym cielskiem.

– Ja pierdole! – Dała upust emocjom. Spojrzała na siebie; buty obryzgane we krwi, ramie we krwi, cała twarz i pewnie włosy znowu we krwi. Wszystko, kurwa, umazane juchą. – Psia mać, znowu muszę się umyć...

~ * ~

Zniecierpliwiony i nieco podirytowany chłopak, tupał co jakiś czas nogą. W końcu fuknął rozdrażniony, opadł na oparcie ławy. Zazwyczaj był pełen cierpliwości i zrozumienia, jednak Alicja wyczerpała swój limit już dawno. Nie umiał nawet zliczyć ile razy się spóźniła. Czasem ma wrażenie, że żadne prawa jej nie obowiązują, panienka wyprawia co zechce, kiedy zechce i jak zechce. Nie zważała na nic oraz na nikogo. Stojąca przed nim białowłosa dziewczyna spoglądała na niego z rozbawieniem.

– Uspokój się Oskarze – mówiła z nadzwyczajną lekkością i melodyjnością. – Czuję twój gniew na odległość.

– Po raz kolejny jesteśmy spóźnieni... – mruczał pod nosem. – Znowu przez nią! – uniósł głos.

– Czasem jesteś wybuchowy niczym ojciec. – Dobiegł ich głos, niezabarwiony nawet krztyną poczucia winy.

Oboje odwrócili głowy w kierunku schodów, po których leniwie schodziła rudowłosa dziewczyna. Jej ręka powoli sunęła po drewnianej poręczy, a dół sukni zahaczał odrobinę o schody.

– Wreszcie raczyłaś się zjawić! – Blondyn zerwał się z ławy z bordowymi obiciami i śmiesznie wymachiwał rękami. – Czemu każesz tyle na siebie czekać? – Jego brwi znacznie się zmarszczyły, przez co twarz wyglądała komicznie.

Alicja z całych sił powstrzymała chichot, który cisnął się jej na usta.

– Nie tu kazałam wam czekać – powiedziała zachowując pozory spokoju, nie zwracając uwagi na jego marudzenie.

– Kazać możesz swojej służbie – oburzył się – nie mi.

Nienawidził, gdy traktowała go z góry. A ona wręcz przeciwnie; lubiła go denerwować. Zachowywał się wtedy szczególnie zabawnie. Uwielbiała spędzać czas w jego towarzystwie. Przystojny z niego panicz, odziedziczył po matce delikatne rysy twarzy, krótkie blond włosy, które wyglądają niczym złociste promyki porannych Gwiazd. Nie znosił, kiedy Alicja ich dotykała. I te jego brązowe oczy, zawsze patrzyły dookoła z troską, zupełnie jakby chciał wszystkich obronić i uchronić przed całym złem. Oskar był jedynym chłopcem wśród ich pokolenia władców na sojuszniczych ziemiach.

– Alicjo, Oskar ma rację. – Białowłosa spojrzała surowo. – Nie możesz nieustannie się spóźniać. Jaki przykład dajesz dzieciom?

– Wybacz, An – powiedziała ze skruchą, starając się, by jej wzrok wyglądał przepraszająco, żeby udobruchać starszą dziewczynę. Podeszła i mocno ją przytuliła. – Cieszę się, że wróciłaś.

– Również miło cię widzieć. – Odwzajemniła uścisk przyjaciółki. – Ahen z nami nie idzie?

– Nie tym razem. Wysłałam go do Centrum.

– Czemu mnie to nie dziwi? – Uśmiechnęła się pobłażliwie.

Wszystkie dziewczęta zazdrościły jej urody. Choć to bluźnierstwo, można porównać ją w drobnej mierze do Istot. Miała piękne, białe oczy, z których biło zawsze opanowanie i jakaś dziwna wyższość, nie pycha, to było coś innego. Kaskada białych włosów opadała jej na ramiona, kończąc się na wysokości pośladków. Zawsze promieniowała dziwną, eteryczną energią. W jej towarzystwie wszyscy od razu czuli się lepiej. I jeszcze ta jej piękna, błękitna suknia! Kobiety z Mizar miały przepiękne, lekkie, subtelne suknie. W rodzie Muscida noszono raczej zbrojo-suknie. Oczywiście miało to swoje plusy i wyglądało majestatycznie, jednak Alicja zawsze odrobinę zazdrościła Mizar.

– Swoją drogą, prosiłam tyle razy, nie mów do mnie Alicjo. Czuję się wtedy jakoś staro. – Zerknęła na chłopaka z zaczepnym uśmiechem.

– Czyżbyś coś sugerowała? – Jego oczy zmrużyły się jak u dzikiego kota.

– Nie kłóćcie się... znowu. – Anastazja zaczęła masować sobie skronie. – Zachowujecie się jak dzieci.

– Ha! Widzisz, nawet An porównuje cię do dzieciaka. – Zachichotała kryjąc się za Mizar.

– O tobie też mówiła. – Powoli robił się czerwony ze złości.

– Jestem młodsza. – Pokazała mu język. – W moim przypadku nie była to obelga.

– Ty mała smarkulo, jak cię zaraz...

– Spokój. Chodźmy wreszcie – zarządziła Mizar.

– Ale Lis zaparzyła herbaty... – zaprotestowała.

Pragnienie jednak zniknęło, zagaszone stanowczym i już podirytowanym wzrokiem białowłosej. Dotknięty słowami rudej Oskar ruszył przodem, mrucząc coś o tym, że kiedyś smarkula się doigra i nawet Gwiazdy jej nie uchronią. Za to córki Władców ruszyły spokojnie, dyskutując o ostatniej misji Anastazji, z której właśnie wróciła.

~ * ~

Wega. Zakończmy wojnę.Where stories live. Discover now