010 • if you need forgiveness i'll give that to you

Start from the beginning
                                        

— No dobra, z państwem Gillis byłoby trudniej. Ale Anne mogłaby pogadać z Gilbertem, przecież jemu też zależy na rozwiązaniu sprawy swojego zaginięcia — powiedziała niewinnie Barry.

Gdyby spojrzenia mogły zabijać, Diana leżałaby już martwa. Tak na smierć. Tak bardzo poważnie na smierć.

— Najadłaś się jakiś grzybków i teraz bredzisz? — zapytała wściekła Cuthbert. — Gilbert jest na mnie wściekły! Dostałam wywód roku na temat wykorzystywania go i szpiegowania jego ojca, a ty mi każesz iść do niego i prosić by szpiegował swojego ojca? Postradałaś zmysły, czy uderzyłaś się rano głową o umywalkę?

Cole wybuchnął śmiechem, choć chwilę później przestał, patrząc na grobowe miny swoich przyjaciółek.

— Fakt, trzeba obrać inną strategię i nie mieszać w to rodzinnych spraw Blythe'ów. A przynajmniej nie świadomie. Oczywiście, nie świadomie dla nich — powiedział Mackenzie, nachylając się bliżej do dziewczyn.

— Co masz na myśli? — zapytała Barry.

— Nie możemy naciskać Gilberta, bo faktycznie zacznie coś podejrzewać. Nie będziemy go w nic wciągać ani o nic prosić, ale można go delikatnie podpytać — wytłumaczył chłopak, patrząc na Anne.

— Nie patrz na mnie, on nie chce mnie widzieć — odparła dziewczyna, podnosząc ręce do góry w obronnym geście.

— To napraw to. I już nie chodzi o same informacje na temat pana mecenasa Blythe'a. Warto mieć z nim dobre relacje, może sobie w końcu coś przypomni, a wtedy może powie to mam.

— Naprawić? Jak? — zapytała zdumiona Shirley-Cuthbert.

— Przeproś go, głuptasie — zaśmiała się Diana, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na całym świecie. — Jestem pewna, że ci wybaczy.

— Czemu wszyscy jesteście tacy tego pewni? — odrzekła z irytacją rudowłosa.

— Powiedzmy, że kobieca intuicja mi to podpowiada — odpowiedziała jej przyjaciółka, na co Cole przytaknął i puścił jej oko.

— Przecież wy też jesteście temu winni! Może i wy byście go przeprosili? W zasadzie nie rozumiem, czemu zrobił te awanturę tylko mi — powiedziała Anne, choć czuła że ostatnie pytanie zadała bardziej do siebie.

— Taka mądra, a taka ślepa. Przemyśl to — odparł Mackenzie, nie dając przyjaciółce możliwości powiedzenia czegoś więcej. — Idę na literaturę. Jak się spóźnię, to zajmą mi wszystkie najlepsze miejsca i nie będę mógł się wgapiać, jak Roy Gardner bawi się swoimi brązowymi lokami.

Chwilę później przyjaciele zniknęli ze stołówki, zostawiając Anne samą.

Z niemałym dylematem i decyzją do podjęcia.

•••

Anne stała przed domem Gilberta Blythe'a wystarczająco długo, by zauważyć lekko popękaną fasadę budynku, odchodzącą farbę z poręczy czy drobne ubytki w drewnianych schodach.

Wzięła głęboki oddech i pokonała dzielący ją dystans z drzwiami. Z każdą sekundą coraz bardziej się wahała, a w głowie pojawiała się coraz większa pustka. Nie była przyzwyczajona do przepraszania Gilberta, a sprawę pogarszał fakt, że nie wiedziała czego się spodziewać po chłopaku po tych brakujących trzech latach. Zaskakiwał ją na każdym kroku.

Nie do końca był tym Gilbertem, którego znała. Fakt, dalej był irytująco przystojny, arogancki i czasem wręcz denerwujący. Potrafił zaleźć jej za skórę, jak nikt inny stąpający po tym świecie. Ten nowy Blythe jednak był pomocny, dojrzalszy a także, co gorsza, w większości przypadków miał rację.

Anyway ■ Shirbert (I&II)Where stories live. Discover now