[09] Chapter Nineth: "He shot me down"

996 76 4
                                    

            Melodie siedziała w pokoju, przeznaczonym dla niej i wpatrywała się w widoki za oknem. Jej wzrok był pusty i nie wyrażał żadnych emocji poza obojętnością. Przed chwilą przyglądała Harry ‘emu i z czystym sumieniem mogła powiedzieć, że wygląda jak gówno. Nienawidziła go za to, co zrobił i nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Powinien przestać się nad sobą użalać i w końcu wziąć w garść. Przecież wszystko kiedyś musi się skończyć, a o ich zakończeniu zdecydował on sam. Z resztą nigdy nie wiązał przyszłości z Mel, więc nie ma pojęcia, o co mu teraz chodzi. Jednak wie jedno – nie da mu więcej się sobą bawić. Zna swoją wartość i uważa, że jest ponad to.

            Przewróciła oczami, kiedy usłyszała głośne ciche pukanie do drzwi. Nie miała zamiaru otwierać, ponieważ była w stu procentach pewna, że to Styles. Tylko on prosił o wejście. Z czasem jednak zeszła z parapetu, na którym do tej pory siedziała i z chęcią mordu na twarzy, otworzyła. Otworzyła szeroko oczy, widząc swoją siostrę. Zupełnie zapłakaną i wyprowadzoną z równowagi. Całe ciało Madeleine co chwila trzęsło się pod wpływem spazmatycznego szlochu, a po policzkach spływały coraz o nowe łzy. Młodsza Davies przyciągnęła do siebie straszą i z całej siły przytuliła do siebie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej siostra nie potrzebowała w tym momencie żadnych słów. Wygada się, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora, a nawet jeśli nie będzie tego chciała, to Mel nie ma zamiaru jej do niczego zmuszać.

~*~

            Paczka papierosów. Dokładnie tyle przez ostatnie dwie godziny wypalił, ale i tak w niczym mu to nie pomogło. Potrzebował jeszcze więcej nikotyny, bo w innym przypadku mógłby rozwalić coś, albo nawet zabić jednego ze swoich mniej ważnych podwładnych. Ostatnia rozmowa z Liam ‘em doprowadziła go do białej gorączki i nie był w stanie nic poradzić na to, że przyjaciel miał świętą rację. W ostatnim czasie zupełnie zaniedbał swój gang i to tylko dlatego, że zaczął uganiać się za jakąś laską. Obiecał sobie, że przestanie przejmować się tym, co czuje Madeleine. Potrzebował jej tutaj tylko dlatego, że ma kasiastych rodziców, którzy mieli bez większych oporów zapłacić kilkaset tysięcy funtów za uwolnienie swoich pociech, a nie dlatego, żeby ściągnąć na siebie jakieś cholerne nieszczęście. Niestety ta kwestia akurat wyszła mu idealnie i teraz musi płacić za popełnione w przeszłości błędy.

            Westchnął ciężko, dogaszając kolejnego papierosa w popielniczce, z której resztki fajek powoli zaczynały wysypywać się bokami. On jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi i wyjął kolejną, od razu umieszczając ją między wargami, a później odpalając. Spojrzałem na dół, gdzie kilka chłopaków pakowało właśnie jakieś pudła do bagażników samochodów. Przerzucali się do Manchesteru. Nienawidził tego miasta, ale właśnie tam mieli dodatkowy dom, na właśnie takie wypadki. Miał tylko nadzieję, że uda im się przed przyjazdem cholernej policji. Nikogo tak bardzo nie trawił, jak ich. Działali mu na nerwy tylko tym, że o nich pomyślał, o patrzeniu nie wspominając. Chciał ich wszystkich wytępić, ale niestety wiedział, że to niemożliwe. Upierdliwi pajace.

            Zszedł z balkonu, a później wyszedł z gabinetu, kierując się prosto do swojego pokoju. Musi spakować swoje ubrania, a przynajmniej ich część. Nie był pewny, czy uda mu się z tym wszystkim zmieścić w stosunkowo dość krótkim czasie. Wyjął walizkę z szafy i zaczął do niej pakować ciuchy po kolei. Wszystko, co znalazło się w jego rękach po chwili lądowało zapakowane. Wiedział jednak, że to nie będzie trwało krótko. Westchnął zrezygnowany, starając się chociaż trochę przyspieszyć czynność.

~*~

           

            Liam zamknął kolejny bagażnik samochodu i uderzył w niego, sygnalizując tym samym, że chłopak, siedzący za kierownicą, może ruszać. Spojrzał na telefon, żeby sprawdzić godzinę. Powoli dochodziła północ, a oni nie byli nawet w połowie tego, co zaplanowali na dziś. Był coraz bardziej przekonany, że dzisiejszej nocy nie położy się spać nawet na kilka sekund. Zrezygnowany powędrował w kierunku kolejnych toreb, kiedy tylko w garażu pojawił się następny samochód, gotowy do załadowania. Liam miał nadzieję, że w najbliższym czasie żaden z policjantów nie będzie chciał przejechać ich ulicą, bo to oznaczało dla nich tylko porażkę. Od razu zadzwoniliby na komisariat, że w ich domu dzieje się coś niepokojącego i akcja policyjna, która ma odbyć się dopiero za dwa dni, rozpoczęłaby się w trybie natychmiastowym.

[THE END] The Princes and The CriminalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz