24: Już się kiedyś na Tobie przejechałam

En başından başla
                                    

Zaczęłam myśleć i to nie był dobry pomysł. Tęskniłam za Samem jak cholera i na prawdę nie chcę się z nim kłócić. Jest dla mnie kurewsko ważny i nie potrafię trzymać go na dystans tylko dlatego, że nie chciał powiedzieć mi o śmierci jego ojca. Sam to dobry chłopak, znam go tyle lat i tyle razem przeszliśmy. Sama nie wiem.. nie wiem czy powinnam jeszcze z nim spróbować, czy może narazie sobie odpuścić. Mam mętlik w głowie.

Byłam tak zamyślona, że prawie dostałam zawału, kiedy ktoś usiadł tuż obok mnie.

- Długo na mnie czekałaś?- usłyszałam głos Sama.

Odwróciłam wzrok w jego stronę i przez chwilę po prostu na niego patrzyłam. Wiatr rozwiewał mu blond włosy, a na twarzy widniał lekko uśmiech. Mimowolnie poczułam ciepło na sercu, bo to był mój Sam.

- Nie - w końcu się odezwałam - dopiero co przyszłam - uśmiechnęłam się lekko.

- Jestem autem, przejedziemy się?

- Już się kiedyś na Tobie przejechałam -  próbowałam zażartować.

- W takim razie możemy się przejść - posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam.

Sam wstał pierwszy i podał mi rękę, pomagając mi stanąć na nogi. Następnie zeszliśmy z molo i ruszyliśmy spacerem wzdłuż brzegu plaży. Zdjęliśmy buty i szliśmy boso po piasku, czując go miedzy palcami.

- Wybacz, że się nie odzywałem od naszego spotkania. Po prostu.. myślałem, że potrzebujesz czasu na przemyślenia - powiedział blondyn, spoglądając na mnie.

- Chyba tak było - westchnęłam.

- Wymyśliłaś coś ciekawego?- zapytał unosząc brew.

Spojrzałam na niego, przez chwilę nic nie mówiąc.

- Nie jestem na Ciebie zła, Sam. Było mi przykro i na prawdę czułam się zraniona, ale rozumiem dlaczego to zrobiłeś.

- Nie chciałem Cię zranić, czułem się z tym okropnie - przerwał mi - Nie wiem czy kiedykolwiek sobie to wybaczę.

W tym momencie złapałam go za rękę i lekko ścisnęłam, patrząc mu w oczy.

- Już w porządku - lekko się uśmiechnęłam - Zapomnijmy o tym, okej? Nie chcę się kłócić, starajmy się odbudować naszą przyjaźń, dobrze?

Wtedy mina Sama delikatnie zrzedła i widać było, że trochę się zasmucił.

- Co jest?- zapytałam.

- Nie, nic - na jego twarz powrócił uśmiech - Masz rację, nasza przyjaźń jest najważniejsza.

Zdawałam sobie sprawę, że Sam liczył na to, że znów będziemy razem. Ale to nie takie proste, a ja potrzebuję czasu. Kto wie co się wydarzy.

- Więc.. gdzie pracujesz?- zadałam podstawowe pytanie.

- W biurze u pana Travisa, jest w porządku, chociaż nie mam planu zostać tam do końca życia - wzruszył ramionami - chyba pójdę na studia w przyszłym roku.

Spojrzałam na niego wielkimi oczami i uniesioną jedną brwią.

- Ty? Cóż tak? Na co?

- Cuda się zdarzają - zaśmiał się - chyba na ekonomię. Kto wie, może kiedyś ja sam odkupię ponownie firmę ojca i znów będzie pod naszym nazwiskiem.

- Wszystko jest możliwe - uśmiechnęłam się ciepło - Mieszkasz sam?

- Ta.. to jest ten plus. Wynajmuję kawalerkę jakieś dziesięć minut drogi stąd. Jest niewielka ale przytulna, w sumie to tylko tam jem i śpię - śmieje się.

- Nikogo do siebie nie zapraszasz?

- Mam tu tylko jednego kumpla, który raczej woli wyjść na piwo do baru. Poza tym.. liczyłem na to, że uda mi się zaprosić Ciebie.

Spojrzałam na niego z niepewnym uśmiechem.

- Wiesz..- zaczęłam, ale mi przerwał.

- Jeśli uważasz, że to za wcześnie i nie chcesz to okej..- zaczął się mieszać, drapiąc się po karku.

Zaśmiałam się w głos, kręcąc głową na jego reakcję. Przecież znamy się dobre parę lat, a on zachowuje się jakbyśmy się dopiero co poznali.

- Wyluzuj, Sam. Z chęcią wpadnę zobaczyć jak urządził się mój stary przyjaciel - szturchnęłam go w ramię.

Blondyn od razu odetchnął i znów uśmiechnął.

- W takim razie.. może we wtorek?- zapytał - Zrobię coś do żarcia i zobaczymy jakiś film..

- Może być - uśmiechnęłam się.

Później spacerowaliśmy po plaży jeszcze około godziny, opowiadając sobie większość rzeczy, które działy się u nas w ciągu tych paru miesięcy. Oczywiście nie powiedziała mu o Noah, ale tego nie musiał wiedzieć.

Kiedy zrobiło się ciemno i chłodno, Sam odwiózł mnie na kampus.

- Dzięki - powiedziałam, gdy zaparkował na parkingu - Za dzisiaj i za podwózkę.

- Cała przyjemność po mojej stronie - wyszczerzył się.

Uśmiechnęłam się pod nosem widząc go takiego. Na prawdę tęskniłam za jego szczerym uśmiechem i wariactwami.

- W takim razie do wtorku?- zapytał.

- Tak, ale mam jedną prośbę - zaczęłam poważnie.

- Nie strasz mnie.

- Zamów pizzę, bo obydwoje wiemy, że spalisz kuchenkę, gdy spróbujesz coś ugotować.

Sam zaśmiał się na moje słowa, kręcąc głową.

- Trochę praktykowałem od trzeciej klasy - powiedział, wspominając dzień, w którym spalił mamie garnek, robiąc jedynie makaron.

- Jasne - powiedziałam, ostatni raz się do niego uśmiechając i odpinając pasy - do wtorku.

- Do wtorku - odparł, nachylając się i składając buziaka na moim policzku.

Po tym wyszłam z jego auta i ruszyłam w stronę akademika. Było przed dziesiątą, a gdy weszłam do pokoju nie zastałam w nim Hann. Wzruszyłam ramionami i wzięłam szybko prysznic, a później runęłam do łóżka i włączyłam sobie "Do wszystkich chłopców, których kochałam".

Nie minęło pięć minut, kiedy do pokoju wróciła Hannah. Była rozpromieniona i cała zarumieniona. Pewnie chodziło o Theo, bo innego wytłumaczenia nie mam. Chyba, że na prawdę zamordowała Trey'a i sprawiło jej to taką radość.

- Błagam, powiedz, że się całowaliście - wyjąkałam z nadzieją.

Brunetka spojrzała na mnie i zaczęła piszczeć, a po chwili cieszyłam się razem z nią. I przez chwilę znów czułam się jak piętnastolatka, która rozmawia z swoją przyjaciółką na temat chłopaka.

______________________

Chyba was rozpieszczam tymi rozdziałami, co?

Piszcie co sądzicie, buziaki!!

Nothing breaks like a heart Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin