Część 10

2.4K 154 36
                                    


*

Siedzę w kancelarii. Comiesięczne spotkania wspólników nie należą do moich ulubionych, ale rozumiem potrzebę ich organizowania. Moje myśli nie podążają jednak za prezentowanymi przez Emila wykresami czy wnikliwymi pytaniami Jakuba. Daniel chyba podziela moje znudzenie, bo od kwadransa wnikliwie robi notatki, które wyglądają jak Pamela Anderson z lat świetności Słonecznego Patrolu. Aż wstyd, że ja ją rozpoznaję. Wyjścia nie mam. Muszę przecież znać ulubioną aktorkę dziadka. Jej plakaty dziadunio zerwał ze ściany dopiero po przeprowadzce Basi. Moje obserwacje cycatego szkicu zakłóca segregator rzucony wprost na notatki.

-Skupcie się! Musimy podjąć decyzję...! - Jak już Strzała warczy to wiadomo, że żarty skończone. Wzrok kieruję na ekran z prezentacją, ale przed oczami mam Danielowy szkic cycatej. Tylko trochę go modyfikuję. Wyobraźnią szkicuję Polę. Znam na pamięć każdy pieprzyk i każdą bliznę. Z przyjemnością odtwarzam w myślach nasz poranny numerek pod prysznicem. Nie! Nie numerek. Moje kochanie nawet z szybkiego bzyknięcia potrafi zrobić niezwykle czuły spektakl. Podoba mi się to! Jest coś wspaniałego w zbliżeniu, kiedy nie dotyczy tylko genitaliów, ale dotyka również intymności psychicznej. Tak właśnie czuję się z Polą. Nasze dusze czerpią z cielesności więcej niż ciała, co z kolei cementuje nasz związek i daje nadzieję na szczęśliwą przyszłość. Tak myślę. Nie! Ja jestem pewny!

Uprawiamy miłość niebywale żyzną, a kiełkująca rozkosz kwitnie szybko wielobarwnymi orgazmami. Tym sposobem, w ciągu tych kilku miesięcy, stworzyliśmy całkiem rozległy ogród doznań i niejeden architekt krajobrazu mógłby nam pozazdrościć. Aż dziw, że tak marny ogrodnik jak ja, wyposażony jedynie w motykę, mógł stworzyć coś tak pięknego.

Przez kolejne miesiące dopracowaliśmy wizję rodziny poprzez różne sytuacje, które z natury należą do albumu rodzinnych zdjęć. Najpierw Pola zorganizowała dla mnie ogromne przyjęcie urodzinowe, w końcu czterdziestkę obchodzi się tylko raz. Potem świętowaliśmy pierwszy rok Julka i jego pierwsze samodzielne kroki, nowe słowa. Wszystkie ważne osiągnięcia cherubinka dotykają nas wszystkich. Nie tylko mnie i Polę, ale dotyczą mojej mamy, dziadunia i pani Basi, która wciąż mnie poprawia żebym nie nazywał jej panią. Czasem myślę, że to właśnie ten maluch nieświadomie przyczynia się do umocnienia naszych więzi, poprzez nadawanie nam funkcji w swoim życiu. Mnie kupił swoim "tata", moją mamę zauroczył "baba", a dziadunia nazywa "papa". Posłusznie i z przyjemnością wcielamy się w role.

Co do mnie i Poli... Wszędzie razem, zawsze szczęśliwi, szczerzy, troskliwi wobec siebie. Nie udajemy niczego. Dzień po dniu uczę się, jak żyć z kobietą, której bagaż doświadczeń to głównie strach i cierpienie. Długo nie rozumiałem, dlaczego, przyprawiam ją o zawał serca, niespodziewanie łapiąc za ramię, a w łóżku mogę dotykać ile chcę i jak chcę.

– Nie boję się ciebie, Teo. Boję się, gdy nie mam pewności, że to ty - wytłumaczyła mi to całkiem logicznie.

Nie zaskakuję, pojawiając się znikąd, staram się nie pić alkoholu wcale, lub tylko symbolicznie do okazji, nie naciskam i nie zmuszam do niczego. Serce mi się kraje, kiedy uspokajam jej drżące koszmarem ciało w środku nocy. To wspomnienia wybrzmiewają ostatnim echem w jej głowie. Na szczęście, horror senny dotyka Polę coraz rzadziej i śmiem twierdzić, że pomaga jej moja obecność.

Co do Adama Żet, to postawiłem sprawę jasno. Może nie posłużyłem się etycznymi metodami i naruszyłem delikatnie kilka paragrafów, ale Julek jest moim dzieckiem i nic na to nie poradzę, że dbam o jego bezpieczeństwo oraz szczęście. To do mnie zrobił pierwszy krok, do mnie przytula się, gdy mu źle lub czegoś się wystraszy. Dawca nasienia załatwiony! Nie ukrywam, że Mieszko ma w tym duże zasługi. Najważniejsze, że Pola nie musiała ani razu spotkać się z tym degeneratem. Ha! I nie będzie musiała! Jak Adam wyjdzie z więzienia, Julek osiągnie pełnoletność.

Rany Julek! #1 Teo [ZAKOŃCZONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz