Rozdział 21

2.2K 126 23
                                    

- Eee, to ja ten... Gdzieś tam na mnie czeka Luna.

Oderwaliśmy się od siebie, a w zasadzie ja oderwałam się od Malfoya szybciej niż ustawa przewidywała, a Zabini zniknął od razu, kiedy się gwałtowanie zwróciłam w stronę schodów. Palące poczucie wstydu i zażenowania nie pozwoliło mi się od razu odwrócić do blondyna, choć miałam wrażenie, że wciąż czuję na sobie jego smak i dotyk. Merlinie, nikt nigdy mnie tak dobrze nie całował... Zacisnęłam powieki, gryząc dolną wargę, niemal czując na plecach jego oddech. Po części bałam się odwrócić, nie chciałam ujrzeć pełnego wyższości spojrzenia, do którego Malfoy zawsze był zdolny. Nie wiedziałam, co siedzi w jego głowie, jaki ma stosunek do mnie na takiej stopie, szczególnie, że swego czasu końcem miotły by mnie nie dotknął.

Odetchnęłam cicho, otwierając oczy, ale nie odwróciłam się do niego. Czułam, że to mogłoby być bardziej bolesne niż sądziłam.

- Przepraszam, nie powinnam. - odezwałam się cicho, ze spuszczoną głową i szybkim krokiem zbiegłam ze schodów, na tyle, na ile pozwalały mi obcasy.

Nie obejrzałam się za siebie, możliwe, że było to błędem, ale nie chciałam się poczuć w żaden sposób wykorzystana. Pomimo tego, że to w zasadzie ja się na niego rzuciłam, a nie on na mnie. Wszystko zaszło stanowczo za daleko, niepotrzebnie się odzywałam, przyznając się do... Czegoś. Nawet nie wiedziałam, jak to nazwać. Przecież nie miało to nazwy. Po prostu, widywaliśmy się, a że w środku na jego widok robiło mi się ciepło, a żołądek wiązał się na supeł to już zupełnie inna sprawa. Nie mogłam mieć pewności, że Malfoy na mnie reaguje tak samo, pomimo, że całował mnie z taką żarliwością. I dotykał. Dotykał w takich miejscach, jakby intuicyjnie wiedział, które z nich przyprawiają mnie o ten przyjemny dreszcz.

- Jaka ty jesteś głupia! - syknęłam i schowałam się za pierwszą lepszą ścianą, a z tego wszystkiego rozkleiłam się jak piętnastolatka.

Tak cholernie brakowało mi kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem, że teraz, kiedy wreszcie go uzyskałam, nie wiem co mam ze sobą zrobić. Z jednej strony było mi niesamowicie dobrze z tym, ale z drugiej miałam świadomość tego, że to Malfoy, który słynął z nieszczerych zagrywek. Co prawda przez ostatni czas pokazywał się z tej lepszej strony, której kompletnie nie znałam. Nie sądziłam, że będę w stanie znaleźć drugą osobę, z którą będę mogła w taki sposób rozmawiać. Ron, w czasie, kiedy jeszcze rozmawialiśmy, nie potrafił w żaden sposób wychwycić ironii czy żartu, który na pierwszy rzut oka, mógłby być obrazą. Malfoy wyłapuje to wszystko w lot, jeszcze dokładając coś od siebie, aż nie raz brakowało mi już na niego słów. Mam nieodparte wrażenie, że jest jedną z niewielu osób w moim kręgu znajomych, który intelektem nie brodzi w piwnicy, a wręcz przeciwnie, świadomie bryluje w chmurach. Czy tylko dlatego utrzymywał ze mną kontakt? Bo jestem uczulona na głupotę innych ludzi?

Osunęłam się po kamiennej ścianie, kucając, a po policzkach płynęły mi słone łzy zwykłej bezradności. Już dawno się tak nie czułam, nie wiedząc, co robić dalej. Prawie trzydzieści lat na karku, dobra praca, własny kąt, a w życiu uczuciowym kompletne bagno, którego nie potrafiłam w żaden sposób ogarnąć. Życie z Ronem było w pewien sposób bezpieczne, nie musiałam się martwić o to, że pójdzie do innej, że mnie zrani w jakiś sposób... Do czasu. Zmienił się bardzo, kiedy nie było siły, która mogłaby utrzymać nasze dzieci wewnątrz mnie... Teraz, po czasie, jestem w stanie nawet go zrozumieć. Dlaczego miałby chcieć być z kimś, kto nie jest w stanie mu dać potomstwa? Nie do takiego życia był przyzwyczajony, przecież w jego domu zawsze było mnóstwo osób. Tylko dlaczego musiało to być okalane takim okrucieństwem, którego nijak bym się po nim nie spodziewała?

- Hermiona, dlaczego siedzisz na ziemi? - usłyszałam cienki głos. - Dostaniesz psa.

Podniosłam głowę, ocierając z policzków łzy.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz