XI. Przyniosłam ci zimę!

4.3K 456 164
                                    

     Jeszcze mając zamknięte oczy, usłyszał kroki na schodach. Przekręcił się na prawy bok, tyłem do drzwi i słuchał głosu rudowłosej dziewczynki, która pojawiła się na Zielonym Wzgórzu. Słyszał stukot naczyń i nawoływania Maryli, a także szuranie butów, z których opadał śnieg.

     Uniósł powieki, gdy dźwięki nasiliły się przy pokoju i zapatrzył w pustą ścianę naprzeciw. Po klatce piersiowej pałętał się ćmiący ból, który zdawał się głaskać każdy jego oddech. Westchnął cicho, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie.

     Ania Shirley stanęła u wejścia i popatrzyła na łóżko, gdzie leżał chłopak. Uciekła wzrokiem ku oknu i zastanowiła się – jeśli spał, nie chciała mu przeszkadzać. Wygrała jednak jej ciekawska natura, bo już po chwili okrążyła łóżko i zatrzymała się przy pustej ścianie, patrząc na nią z zamyśleniem. W jej dłoniach znajdował się mały słoik z czymś białym w środku. Gilbert, chcąc dostrzec co to jest, podniósł się na łokciach, a wtedy dziewczynka obróciła się w jego stronę.

     — Dzień dobry, Blythe! — Wysiliła się na uśmiech, przyciskając przyniesiony przedmiot do klatki piersiowej. — Jak się czujesz? — Zbliżyła się lekko, jednak zatrzymała się przy ramie łóżka u stóp, nie przy jego boku.

     — Bywało lepiej. — Uśmiechnął się, poprawiając kołdrę. — Narobiłem wam problemu, Bash pewnie się denerwuje... — Zmieszał się lekko, odwracając wzrok.

     — Bash zajął się twoim domem — odparła dziewczynka. — Owszem, narobiłeś, prawie stratowałeś choinkę i zgniotłeś sobą aniołka. — Sięgnęła ku biurku i pokazała mu zniszczoną figurkę. — Możesz mu potem zrobić pogrzeb, to byłoby... godne. — Odkręciła słoik i pochuchała na palce.

     — Co to jest? — zapytał, spoglądając ku jej dłoniom. Rudowłosa skarciła go wzrokiem i, biorąc słoik, podeszła do niego, siadając na skraju łóżka po lewej stronie. Chłopak poczuł, że ręce zaczynają mu drżeć.

     — Maryla kazała mi zrobić dla ciebie coś miłego — rzuciła od niechcenia. — Zupełnie jakby zajęcie mojego pokoju był za mało miłe. —  Prychnęła. —  Przyniosłam ci zimę — dodała już weselej, unikając jego spojrzenia. — Daj rękę.

     Powoli podał jej dłoń, a ona poleciła mu, by zamknął oczy. Czuł, jak jej palce wodzą po jego skórze, zaś po chwili zetknął się z czymś kruchym i zimnym. Ulotny chłód przebiegł mu po wierzchu dłoni i zaraz zniknął, zdawał się rozpłynąć. Uniósł powieki i spostrzegł słoik pełen śniegu i swoją dłoń przy nim, którą Ania posypywała białym puszkiem. Dziewczyna wyglądała na szczęśliwa, biorąc do ręki zmaterializowany czar zimy.

     Patrzył na jej zakochane w tym pięknie oczy, na uśmiech, który powoli wkradał się na jej usta. Wodziła wzrokiem za spływającymi kroplami i pozwalała im kapać na swoją sukienkę. Rude włosy kręciły się jej kosmykami wokół twarzy, jak gdyby chciały znów zmienić się w warkocze. W pewnym momencie Shirley uniosła płatek śniegu w palcach i dotknęła nim do swojej powieki, po czym roześmiała się.

     — Teraz będziesz miała chłodne spojrzenie na świat? — Próbował zacząć rozmowę. Rudowłosa popatrzyła na niego jasnymi jak niebo oczyma, a on przysięgał sobie w duchu, że w tych oczach było niebo z każdego zakątka świata, w jakim był.

     — Wręcz przeciwnie! Będę widziała więcej. Pod śniegiem śpi cała ziemia! — Oparła się o ramę.

     — W zasadzie to tylko jej część, bo... — zaczął, jednak Shirley mu przerwała.

     — Blythe, jaki ty jesteś... przyziemny! — obruszyła się. Chłopak przewrócił oczyma, po czym przymknął powieki, a wtedy poczuł zimny dotyk na jednej z nich. Gdy uniósł je do góry, spostrzegł Anię z wyciągniętą przed siebie ręką. Patrzyła na niego z uśmiechem, po czym wytarła palce o krańce sukienki, rumieniąc się lekko. — Proszę. Dostałeś kawałek tego, co widzi Królowa Śniegu.

     Popatrzył na nią oniemiały, próbując ułożyć myśli. Ania miała tak wiele do powiedzenia, zawsze umiała odpowiedzieć, a jej wyobraźnia naprawdę go zadziwiała. Królowa Śniegu, też ci historia! Co ta dziewczyna wymyślała! Za postawą zimnej i przemądrzałej nastolatki kryła się krucha, rudowłosa dziewczynka, która znikała tak szybko, jak płatek śniegu, gdy ktoś pojawiał się przy niej.

     — Czy teraz będę widział więcej? — zapytał, zanosząc się kaszlem.

     — To od ciebie zależy, czy pozwolisz zimie stopnieć i zakwitnąć wiośnie, czy do końca życia twoje spojrzenie będzie zatrzymywało się tylko na warstwie śniegu — powiedziała, wstając. — Gdyby Maryla cię pytała, byłam miła. — dodała, po czym wyszła z pokoju, zostawiając na łóżku słoik. Gdy znalazła się na korytarzu, zatrzymała się na chwilę i odwróciła w stronę pokoju. Przez jej serce przeszło uczucie chłodu. Przestań, Shirley – Cuthbert. To nie jest romantyczny chłopak!

     Gilbert wziął owy przedmiot i przesunął ręką po topniejącym puchu. Tak bardzo chciał, żeby zima między nim, a Anią stopniała. Żeby rudowłosa pozwoliła zakwitnąć. Sobie i im obojgu.

     — Moje spojrzenie zatrzymuje się na tobie, Aniu. A ty zakładasz szaty Zimy...

    
     •♡•

Coraz dłuższe te notki, aaa, zaraz zrobi się z tego tasiemiec, a miałam to zamknąć w 15 rozdziałach. Chyba zbytnio pokochałam ten świat dzieciństwa, Anię i Gilberta. Mam nadzieję, że są tu choć trochę zbliżeni do swoich pierwowzorów. ♡

Uwielbiam romantyczną duszę Gilberta i jego powierzchowność, która ma coś z tego książkowego cwaniaczka. I to jak się w książkach zmieniał dla Ani jest aww.

Trochę Gilberta, bo Was (i jego) kocham

Trochę Gilberta, bo Was (i jego) kocham

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
oddychaj, Blythe | 𝐀𝐧𝐧𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐄 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz