Ansi wróciła do namiotu, w którym leżał ubrany już Ogong. Chłopak wyglądał jak nowo narodzony, choć jeszcze jakiś czas temu czuł oddech śmierci na własnym karku. Uśmiechał się do niej szeroko, wymachując patyczkowatymi nogami jak beztroskie dziecko.
– Prawie umarłeś, a zachowujesz się, jakby nic się nie stało – fuknęła, kładąc obok niego miskę z obranymi owocami.
– Ale nie umarłem. Ocaliłaś mnie – odparł radośnie, wpychając sobie kawałek jabłka do ust. – No i powiedziałaś, że mnie kochasz.
Ansi uderzyła go pięścią w ramię, rozzłoszczona faktem, że ciągle o tym wspominał. Za każdym razem policzki oblewał jej soczysty rumieniec i czuła się zażenowana. Wiedziała, iż chłopak nigdy o tym nie zapomni, przez co będzie musiała znosić jego szerokie uśmiechy i głupie docinki. Właśnie dlatego kłamała, że był dla niej jedynie przyjacielem.
– Jakim cudem ich nie dorwałeś? – spytała, gdy zdołała zapanować nad wstydem. – Z ich opowieści wynika, że każdej nocy krążyłeś wokół kryjówki, w której się znajdowali.
Uśmiech w końcu zszedł z twarzy bruneta. Powstrzymał się przed wzięciem kolejnego owocu i skupił wzrok na wejściu od namiotu.
– Wyczuwałem ich obecność, ale nie byłem w stanie ich odnaleźć. Musieli schować się pod ziemią, zapewne w piwnicy, a wiesz, że gdy zamieniam się w wilka, to jedynie co potrafię zrobić, to rozwalić cały dom. Kazałaś mi nie robić niepotrzebnych szkód, dlatego czekałem, aż któreś z nich wyjdzie i spróbuje mnie załatwić.
– Obecność Hongbina wszystko komplikuje – odparła kwaśno, marszcząc groźnie brwi. – Nie chcę, by zginął, ale oni chcą stąd uciec. Jestem pewna, że Sera nigdy nie wróci ze swojej podróży, jednak jeśli jej się uda, cały nasz plan może legnąć w gruzach.
– Wymordowali wszystkich, wiesz o tym? – Ogong posłał jej uważne spojrzenie. – Zostaliśmy tylko my.
– I mutant, nad którym ten, kto rozprzestrzenił wirusa, nie ma żadnej kontroli. – Skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej, robiąc groźną minę. – Jakim cudem któryś z mieszkańców mógł zamienić się w potwora, który ożywa? Załatwiłeś go już kilka razy, a teraz sam omal przez niego nie zginąłeś!
Ogong patrzył na dziewczynę z niepokojem. Gdy w miasteczku zapanował chaos, podczas którego ludzie zaczęli przemieniać się w przerażające bestie, atakujące mężczyzn w specjalnych kombinezonach, zdołali uciec i przez chwilę obserwowali wszystko zza drzew. Z początku myśleli, że żołnierze (tak ich nazwali) do wszystkich strzelali z ostrej amunicji, ale szybko okazało się, że część z nich za pomocą pistoletu umieszczało w zmutowanych ludziach czipy, dzięki którym mogły być kontrolowane przez kogoś, kto to wszystko zaplanował. Niestety wszystko wymknęło się spod kontroli i nim żołnierze zdołali zaczipować mutanty, doszło do brutalnej walki, w której zginęli również nieprzemienieni mieszkańcy. Gdy sytuacja się uspokoiła, okazało się, iż trupów było więcej, niż żywych i nie wszystkie mutanty mogły być kontrolowane. Na szczęście Ogonga i innych ocalałych okazało się, że ten, kto wszystko obserwował, nie chciał ich śmierci, dzięki czemu mutanty z czipem obroniły ich przed tymi, którzy rzucali się na nich z wielkimi zębiskami i szponami zamiast palców. Było to straszne przeżycie. W dodatku została ich zaledwie garstka. Same nastolatki. Z początku myśleli, że wirus nie zadziałał na nich w żaden sposób, pomijając zmieniony kolor włosów oraz oczu Ansi, ale podczas pierwszej pełni nastąpiła przemiana w wilki. Jedynie Ansi zachowała ludzką postać, co mogło być spowodowane faktem, iż była jedyną dziewczyną w ich grupie. Nie mieli jednak pewności.
CZYTASZ
I Can Hurt You ✓
Science FictionHongbin to płatny zabójca, który ma jedną zasadę: nie zabija niewinnych. Nim zdecyduje się wykonać zlecenie, obserwuje ofiarę i dokładnie sprawdza jej przeszłość. To samo robi z tajemniczą Jiah, której zabójstwo zleca jedna z największych na świecie...