Rozdział 1

51 7 0
                                    

Oto jak świat jest bezlitosny.

Mamo!- powiedziała dziewczyna szukając matki. Może jest w ogrodzie. Gdy wybiegła z domu na swojej drodze napotkała promienie słońca muskające jej delikatną twarzyczkę. Było lato, słońce grzało niemiłosiernie. Lecz, lato jest najlepszą pogodą jaka powstała na tym chorym świecie. Dlaczego tak sądzę? Ogród w tym okresie czasu jest nieziemski. Te bujne walory kolorów kwiatów pieszczące ludzki wzrok. Cudowny zapach kwiatów. Oczy nie są w stanie nacieszyć się tym błogim widokiem. I nawet w najgorszy dzień kiedy cały świat jest ponury, bez kolorów, ogród nadal promienieje swoją tęczą barw i rozsiewa swój optymizm każdemu kto na niego spojrzy. Jak to działa? Nie mam pojęcia ale wiem jedno. Różany skwerek to najlepsze co moje oczy ujrzały w tym marnym życiu.

Dobra, gdzie może być mama. Powinna być na słonecznej polanie. Dziewczyna pobiegła w wyznaczone przez siebie miejsce. Zdyszana po minucie stała przed bramą słonecznej polany. Rozejrzała się. Nie ma tu jej. Odwróciła się i wbiegła w labirynt dróżek w poszukiwaniu matki. Nagle stanęła.

Zaraz, skwer różany!- krzyknęła. No tak, jak mogłam o nim zapomnieć? Może to przez ten upał.

Dziewczyna pobiegła w stronę różanego skwerku. Pobiegła chwilę, przeskoczyła strumyk o wyraziście czystej wodzie i już była na miejscu. Spojrzała w lewo, potem w prawo i ujrzała piękną, czarnowłosą, 32-letnią kobietę w zielonych ogrodniczkach. Kobieta miała promienny uśmiech, którym zarażała każdego kto na nią spojrzał.

Mamo! Tu jesteś!

Kobieta na widok swojej córki Kornelii wstała i otrzepała się z ziemi. Przywitała ją swoim ciepłym uśmiechem.

O, witaj! Myślałam o tobie właśnie- powiedziała uradowana kobieta,

Pomóc ci w czymś?- zapytała dziewczyna.

Tak, weź tą konewkę- wskazała kobieta dziewczynie. I podlej nią rządek białych róż.

Dobrze mamo.

Dziewczyna dłużej nie myśląc sięgnęła po konewkę i pobiegła z nią do kranu. Gdy już napełniła konewkę wodą pobiegła z powrotem do skwerku. Zaczęła podlewać rządek białych róż, których płatki lśniły tak czystą bielą jaką nosi na sobie anioł. Płatki róż były tak delikatne jak skrzydła motyla.

Kobieta pielęgnowała jeden z kolejnych krzaków róż.

-Mamo, mam do ciebie pytanie.

-Tak? O co chodzi Kornelio?

-O tatę... Nadal się nie zmienił, a tak obiecał, że skończy z tymi cholernymi zakładami.

-O-on się zmienił, po prostu ty tego nie dostrzegasz.

-Nie! On się nie zmienił i nigdy się nie zmieni!- wykrzyczała dziewczyna.

-Uspokój się, nie podnoś na mnie głosu.

-Jak mam być spokojna gdy wiem jaka jest prawda?! Może i jest moim ojcem ale przez swój nałóg robi nam tylko długi! Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że on prędzej mnie zabije i sprzeda moje organy a z ciebie zrobi dziwkę aby spłacić długi jakich sobie narobił przez tą grę niż zmieni się i znajdzie normalną prace by jakoś stanąć na proste nogi i pospłacać wszystko?!

Kobieta wstała i stanęła nieruchomo.

Dziewczyna puściła konewkę, złapała kobietę za ramiona i wykrzyczała jej prosto w oczy:

-Zrozum w końcu, że on jest pieprzonym hazardzistą i powinnaś wziąć z nim rozwód?!

Kobieta po usłyszeniu tych słów od córki bez wahania uderzyła ją w twarz i wykrzyczała:

Fałszywa kartaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz