22. Jak zatoczyć koło

Comenzar desde el principio
                                    

      – Widzicie, okazało się kontynuowała, przerzucając sukienkę przez kotarę i skrywając się za nią, aby się przebrać – że do mikstury, którą wtedy przygotowywałam, a którą wy rozlaliście, dodałam przeterminowany składnik, ale zauważyłam to dopiero, gdy już robiłam nową. Na brzegu kotary pojawiały się kolejno ściągane: kapelusz, pończochy, peleryna i inne części ubrań. – Tak więc, choć na początku byłam zła, bo ta mikstura ma niebotycznie długi czas ważenia, a wtedy już była prawie gotowa, to wychodzi na to, że gdyby nie wy, podałabym mojej żabci przeterminowane lekarstwo. – Zarzuciła na kurtynę starą sukienkę i ściągnęła z niej tę przygotowaną wcześniej. – I mam teraz nowy argument za moją tezą, jakoby nic na świecie nie działo się bez powodu. Przedstawię go na zlocie czarownic, na który właśnie się wybieram i jestem już szalenie spóźniona! Wyszła zza zasłony, podbiegając do nich. – I jak to wygląda?
      Pilipix odsunął się, żeby mogła zajrzeć do kotła.
      – Dobra, możecie przestać. Machnęła rękami, a wywar podniósł się i zaczął przelewać do fiolek. Wzięła jedną i podbiegła do oddychającej pufy, zabierając ręcznik i odkrywając wielką, brzydką, ciężko dyszącą ropuchę o ognistym niczym włosy wiedźmy kolorze skóry i z obrzydliwie żółtymi brodawkami na niej.

      – O Merlinie, co za bkszz... Gorg walnął diablika łokciem w brzuch. – Piękność!...
      – Prawda? Althea zdawała się tego nie zauważyć. – Choć ostatnio Teodozja strasznie się rozchorowała, a na zlocie musi wyglądać idealnie! Wlała porcję mikstury do szeroko rozwartej, zaślinionej paszczy, a krosty zaczęły znikać. Co – w mniemaniu chłopców – pomogło tylko trochę.

      – Tooo... znaczy, że już się na nas nie gniewasz? zapytał wilk, podczas gdy czarownica pakowała pozostałe fiolki do plecaka.
      Spojrzała na nich kątem oka.
      – To zależy, czy czegoś się nauczyliście...

      – O tak, już nigdy nie będę robił szkodzących komuś żartów, przysięgam!
      – Tak, tak, przestanę się wściekać o każdy głupi żart, obiecuję! wypalili jeden przez drugiego w tym samym momencie, a Althea się roześmiała.

      – No, widzę, że się pogodziliście! Zamknęła plecak i podeszła do nich, kładąc jedną rękę na plecach jednego i drugą na ramieniu drugiego.
      – To świetnie, świetnie, ale teraz naprawdę muszę was przeprosić, jestem spóźniona, szalenie spóźniona... mówiła, popychając ich w plecy do wyjścia.
      – E-ej, zaraz, a bransolety?
      – Zdejmiesz je, tak? Obejrzeli się na nią przez ramiona, a ona stanęła na chwilę przed samym wyjściem, ze zdziwieniem na twarzy.
      – A po co? Przecież od dawna nie działają. Straciły swoją moc w chwili, gdy sami zaczęliście chcieć być blisko siebie.

      Zrobili chyba najgłupsze miny we wszechświecie i słów im zabrakło, ale wiedźma na nie nie czekała, wypychając ich za namiot
      – No, a teraz sio! który zniknął zaraz za ich plecami, jakby nigdy go tam nie było.
      Zostali sami w bagiennej ciemności. Ciszę wypełniało tylko rechotanie żab.

      Pilipix uniósł powoli rękę ze złotą, lecz nie świecącą bransoletą, złapał za nią i pociągnął, a ta roztworzyła się z cichym "pyk" i spadła na ziemię, znowu srebrna, zniszczona i zwykła.
      Gorg zrobił to samo.

      – Nooo, to... to ja już... chyba... pójdę... przerwał niezręczną ciszę, cofając się trochę.
      – Aa, no... ja też... ja też chyba będę wracać. Pilipix również trochę się od niego odsunął.
      – Z powrotem do boru?
      – Taa... A ty szukać partnerki?
      – Ta, chyba tak...

      Na chwilę zapadła niezręczna cisza, podczas której na siebie nie patrzyli.

      – No to... No to szczęścia życzę. Tym razem chochlik odezwał się pierwszy.
      – Tak, szerokiej drogi – zawtórował wilk.
      Spojrzeli na siebie, przez chwilę jakby chcieli coś dodać... ale obaj tylko zacisnęli usta i kiwnęli sobie głowami, odwracając się i odchodząc każdy w swoją stronę.

      Szli przed siebie, i tym razem żadne bransolety – leżące teraz jedna na drugiej pęknięte, szare i porzucone – nie zaczęły migotać, po czym świecić im na dłoniach, i nie było możliwe, aby czuli coraz większy ucisk w głowie, a serce chciało pęknąć na myśl o każdym kolejnym kroku poczynionym bez tego drugiego obok...

      Odwrócili się.

.જ⁀🧚‍♂️✧˖°.❀。 °✩

EDIT: kontynuację tej podróży znajdziecie w drugim tomie – "Poróżnieni" Zapraszam~💕

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

EDIT: kontynuację tej podróży znajdziecie w drugim tomie – "Poróżnieni"
Zapraszam~💕

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Donde viven las historias. Descúbrelo ahora