– Widzicie, okazało się – kontynuowała, przerzucając sukienkę przez kotarę i skrywając się za nią, aby się przebrać – że do mikstury, którą wtedy przygotowywałam, a którą wy rozlaliście, dodałam przeterminowany składnik, ale zauważyłam to dopiero, gdy już robiłam nową. – Na brzegu kotary pojawiały się kolejno ściągane: kapelusz, pończochy, peleryna i inne części ubrań. – Tak więc, choć na początku byłam zła, bo ta mikstura ma niebotycznie długi czas ważenia, a wtedy już była prawie gotowa, to wychodzi na to, że gdyby nie wy, podałabym mojej żabci przeterminowane lekarstwo. – Zarzuciła na kurtynę starą sukienkę i ściągnęła z niej tę przygotowaną wcześniej. – I mam teraz nowy argument za moją tezą, jakoby nic na świecie nie działo się bez powodu. Przedstawię go na zlocie czarownic, na który właśnie się wybieram i jestem już szalenie spóźniona! – Wyszła zza zasłony, podbiegając do nich. – I jak to wygląda?
Pilipix odsunął się, żeby mogła zajrzeć do kotła.
– Dobra, możecie przestać. – Machnęła rękami, a wywar podniósł się i zaczął przelewać do fiolek. Wzięła jedną i podbiegła do oddychającej pufy, zabierając ręcznik i odkrywając wielką, brzydką, ciężko dyszącą ropuchę o ognistym niczym włosy wiedźmy kolorze skóry i z obrzydliwie żółtymi brodawkami na niej.– O Merlinie, co za bkszz... – Gorg walnął diablika łokciem w brzuch. – Piękność!...
– Prawda? – Althea zdawała się tego nie zauważyć. – Choć ostatnio Teodozja strasznie się rozchorowała, a na zlocie musi wyglądać idealnie! – Wlała porcję mikstury do szeroko rozwartej, zaślinionej paszczy, a krosty zaczęły znikać. Co – w mniemaniu chłopców – pomogło tylko trochę.– Tooo... znaczy, że już się na nas nie gniewasz? – zapytał wilk, podczas gdy czarownica pakowała pozostałe fiolki do plecaka.
Spojrzała na nich kątem oka.
– To zależy, czy czegoś się nauczyliście...– O tak, już nigdy nie będę robił szkodzących komuś żartów, przysięgam!
– Tak, tak, przestanę się wściekać o każdy głupi żart, obiecuję! – wypalili jeden przez drugiego w tym samym momencie, a Althea się roześmiała.– No, widzę, że się pogodziliście! – Zamknęła plecak i podeszła do nich, kładąc jedną rękę na plecach jednego i drugą na ramieniu drugiego.
– To świetnie, świetnie, ale teraz naprawdę muszę was przeprosić, jestem spóźniona, szalenie spóźniona... – mówiła, popychając ich w plecy do wyjścia.
– E-ej, zaraz, a bransolety?
– Zdejmiesz je, tak? – Obejrzeli się na nią przez ramiona, a ona stanęła na chwilę przed samym wyjściem, ze zdziwieniem na twarzy.
– A po co? Przecież od dawna nie działają. Straciły swoją moc w chwili, gdy sami zaczęliście chcieć być blisko siebie.Zrobili chyba najgłupsze miny we wszechświecie i słów im zabrakło, ale wiedźma na nie nie czekała, wypychając ich za namiot
– No, a teraz sio! – który zniknął zaraz za ich plecami, jakby nigdy go tam nie było.
Zostali sami w bagiennej ciemności. Ciszę wypełniało tylko rechotanie żab.Pilipix uniósł powoli rękę ze złotą, lecz nie świecącą bransoletą, złapał za nią i pociągnął, a ta roztworzyła się z cichym "pyk" i spadła na ziemię, znowu srebrna, zniszczona i zwykła.
Gorg zrobił to samo.– Nooo, to... to ja już... chyba... pójdę... – przerwał niezręczną ciszę, cofając się trochę.
– Aa, no... ja też... ja też chyba będę wracać. – Pilipix również trochę się od niego odsunął.
– Z powrotem do boru?
– Taa... A ty szukać partnerki?
– Ta, chyba tak...Na chwilę zapadła niezręczna cisza, podczas której na siebie nie patrzyli.
– No to... No to szczęścia życzę. – Tym razem chochlik odezwał się pierwszy.
– Tak, szerokiej drogi – zawtórował wilk.
Spojrzeli na siebie, przez chwilę jakby chcieli coś dodać... ale obaj tylko zacisnęli usta i kiwnęli sobie głowami, odwracając się i odchodząc każdy w swoją stronę.Szli przed siebie, i tym razem żadne bransolety – leżące teraz jedna na drugiej pęknięte, szare i porzucone – nie zaczęły migotać, po czym świecić im na dłoniach, i nie było możliwe, aby czuli coraz większy ucisk w głowie, a serce chciało pęknąć na myśl o każdym kolejnym kroku poczynionym bez tego drugiego obok...
Odwrócili się.
.જ⁀🧚♂️✧˖°.❀。 °✩
EDIT: kontynuację tej podróży znajdziecie w drugim tomie – "Poróżnieni"
Zapraszam~💕
ESTÁS LEYENDO
Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|
AventuraOn, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu było dosięgnąć* /Czyli jak za pomocą trzcinowej rurki pewien chochlik połączył ze sobą losy wielu, a te później tak się splątały, że wyewol...
22. Jak zatoczyć koło
Comenzar desde el principio