Ansa i jej towarzysze opuścili pokój, by udać się na zwołany apel. Każdy wydawał się być mocno zaniepokojony ostatnimi wydarzeniami. Jak się okazało, ktoś wdarł się do bazy Zwiadowców i omal nie dokonał zamachu na dowódcy Smithcie. Nikt nie mógł w to uwierzyć? Kto byłby tak pewny siebie i swoich zdolności, by przechytrzyć najlepszy oddział i spróbować zabić głównodowodzącego? Aberald powiodła wzrokiem po szepczących koleżankach i kolegach, aż jej spojrzenie utknęło w kamiennej twarzy kaprala. On również na nią patrzył.
Przełknęła ślinę, zdając sobie sprawę, o czym mężczyzna myślał. Jednak nie da się złapać w tę pułapkę. Po zarządzeniu, jakie drużyny mają przeczesać teren w pobliżu bazy, a kto w środku, pozwolono się wszystkim rozejść. Ansa nie pragnęła niczego bardziej niż zniknąć. Najlepiej w swoim pokoju. Jej ,,przyjaciele'' nie skończyli przesłuchania i zapewne do tego jeszcze wrócą, a Ackerman...
Szła pospiesznym krokiem, chcąc uniknąć tego, co nieuniknione. Skręciła w korytarz, na którym znajdowały się pokoje Zwiadowców i poczuła silny uścisk na barku. Mocniejszym szarpnięciem ktoś przybił ją do ściany. Nie krzyknęła, wiedząc, kto za to odpowiada. Z przerażeniem patrzyła na swego dowódcę.
- Dokąd się tak śpieszysz, Aberald, hm? - spytał z lodowatą uprzejmością, ale dziewczyna nie dała się na to nabrać. - Zostajesz oskarżona o zdradę, a potem ktoś dokonuje zamachu na dowódcy. Brzmi jak dobry motyw, nie?
Ansa pokręciła powoli głową.
- Nic nie zrobiłam, przyrzekam! Kapral musi mi wierzyć!
- No popatrz, kurwa, jakoś ci nie wierzę - odparł, a Aberald zacisnęła usta.
Bała się cokolwiek jeszcze powiedzieć. Słowo przeciwko słowu, a i tak znajdowała się na straconej pozycji. Gdyby pozwolił jej iść po kogoś z przyjaciół, by przyznał, że nie mogła dokonać ataku, bo w tym czasie była gdzieś indziej. Szarpnęła się, bezskutecznie. Kapral wbił palce w jej skórę, sprawiając jej więcej bólu. A kiedyś uważała go za sojusznika, kogoś, na kogo może liczyć... Co Petra w zasadzie w nim widziała? To dupek.
W duchu ucieszyła się, że kapral nie posiada zdolności czytania w myślach, bo by ją zabił za takie myślenie, a i tego nie była pewna. Marnie widziała swoją przyszłość.
- Jestem lojalna ludzkości... - zaczęła niepewnie - naprawdę nie chcę nikomu zaszkodzić. Chcę tylko służyć i zginąć w walce o świat, który nam skradziono. Chcę go odzyskać. Obiecałam mamie i wujo... Kiernanowi. Czy jest coś w tym złego, że snuję tak naiwne marzenia? Marzę o zburzeniu muru i wolności.
Wolność? Hah! Nie będziemy musieli już walczyć o przetrwanie! Wyjdziemy na powierzchnię i będziemy wolni, tak braciszku Levi?
Uścisk zelżał, co zaskoczyło Ansę.
- Kapralu?
Twarz Levi'a była trupioblada, przerażała i mroziła krew w żyłach. Wyglądał, jakby stanął przed nim duch lub sam nim się stał. Coś w jego spojrzeniu zdradzało, że myślami nie był obecny przy dziewczynie, nawet nie była pewna, czy znajdował się w tym świecie. Nie mogła wiedzieć.
Nie mogła.
I chociaż Levi Ackerman stał tuż przed nią, cały i zdrowy, czuł, jakby trawiła go straszliwa choroba, umiera od środka, a raczej jego pewna część - od dawna martwa - przypomniała o sobie. Kontrolował siebie, pilnował, a uczucia od tamtego straszliwego dnia nigdy więcej nie wzięły nad nim góry... Dziś też tego nie zrobiły.
- Isabel - wyszeptał. Ansa ponownie go zawołała, ale gdy podniósł na nią wzrok, pożałowała tego. Patrzył na nią jak na największą zarazę, plagę tego świata, jakby stał przed nim tytan. - To nie miejsce dla marzycieli. Jeśli chcesz skakać między kwiatkami i oglądać tęczę, radzę ci zmienić korpus lub od razu dać się zabić, ponieważ tacy, jak ty długo nie pożyją. Świat nie jest kolorowy, jest brutalny i okrutny, a za murami nie ma wolności. Tylko śmierć. Zrozum to teraz, bo potem może być za późno.

CZYTASZ
Ai no Tsubasa
FanfictionNie jestem wyjątkowa. Nie jestem jedyna, która pragnie żyć naprawdę. Niektórzy porównują ludzkość do bydła, żyjącego posłusznie w zagrodzie za trzema murami - Maria, Rose, Sina - ja jednak próbuje żyć według słów mojej mamy, która została zamordowan...