15.Nowy dzień, nowa niespodzianka

23 2 2
                                    

Marinette POV

Przez sen zawinęłam się w kołdrę jak motyl przez co o mało nie spadłam z łóżka kiedy wstawałam. Ale się wyspałam. Która to godzina? Dziesiąta trzydzieści dwie? Tak wcześnie. Przecież jest weekend, a w takie dni sypiam przynajmniej do południa. Ale już nie zasnę, więc... pora ma śniadanie. Wstałam i ubrałam się myślami błądząc po uliczkach Montmartre i w oczach Natha.

-Cześć, mamo!-Pocałowałam rodzicielkę w policzek i zaczęłam robić sobie owsiankę na śniadanie. Zaraz zacznie się spowiedź. Widzę jak mama na mnie patrzy. A co jeżeli myśli, że do czegoś doszło po między mną, a Nathanielem? Mam nadzieję, że tak nie myśli inaczej czuła bym się lekko zakłopotana z racji jej podejrzeń. Ale nie ma się co jej dziwić... w końcu jest moją matką i martwi się o mnie tak samo jak tata. Po posiłku zadzwoniłam do Alyi i w miarę mojej opowieści przyjaciółka wydawała się co raz bardziej podekscytowana na koniec dodała jedno zdanie.

-Muszę w końcu wyciągnąć gdzieś Nino. Leń śmierdzący... Muszę kończyć pa.-Zapewne musi zająć się swoimi młodszymi siostrami. Uff, dzięki Bogu, że nie mam rodzeństwa. Chyba bym oszalała z takimi siostrami jakie ma Alya. Najstarsza jest Nora. Napakowana i strasznie silna. Są jeszcze wspomniane młodsze siostry, które są nie złymi ziółkami i męczą człowieka jak nie wiem co. Dla mnie jedna Manon Chamack jest lekkim utrapieniem, więc moja przyjaciółka jest najbardziej... hmmm... na pewno jest wspaniałym człowiekiem jeżeli z nimi wytrzymuje i daje radę nad nimi zapanować. Zeszłam do piekarni, by posiedzieć z tatą i w razie czego pomóc. Gdy weszłam do części dostępnej dla klientów zobaczyłem, że nie jest zbyt ciekawie. W drzwiach stanął Smyrnov, a za nim jacyś inni ludzie.

-Witam panie Dupai... ne.-Szef Rosjan o mało nie połamał sobie języka wymawiając nazwisko mojego ojca. Pstryknął palcami, a jego podwładni weszli do budynku sprawdzając każdą szafkę i półkę, aż w końcu otworzyli drzwi, przez które obserwowałam przebieg zdarzeń.

-Dzień dobry...-Powiedziałam. Duża dłoń mężczyzny z nosem podobnym do haka z dużą siłą złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę taty. W pakować się w kłopoty to umiem. Nic im teraz nie zrobię...

-Piekarzu. Ja Pietrya Fyodorovicz Smyrnov dam ci pomocną dłoń. Otrzymasz ochronę ode mnie i moich ludzi. Jeżeli się nie zgodzisz... my się postaramy byś nie miał za dużo spokoju i klientów. Prawda?!-Otrzymał potakiwania. Na twarzy mojego ojca malowała się złość, ale za razem bał się.-Toja decyzja?

-Nie... możesz mieć w kieszeni całe miasto, ale nie rodzinę Dupain-Cheng.

-A liczyłem, że będziesz mądrzejszy. Znajdźcie mi tą Sabine Cheng.-Dwóch mężczyzn, wycelowało w nas ze swoich pistoletów, a dwóch pobiegło schodami na górę do mieszkania, z którego po chwili wyprowadzili mamę.-Mmm, widać po kim córka odziedziczyła urodę. Daję ultimatum... ty przystaniesz na moją propozycję, a wtedy odzyskasz żonę.

-Puszczajcie mnie, brutale...

-Zostawicie ją.-Tata chwycił gaśnicę i rzucił nią w gangsterów powalając ich. Jednak po chwili rozległ się odgłos strzału. Obdarzony stał z pistoletem wycelowanym w sufit powoli zmieniając cel na mojego ojca.

-Tom! Musisz się wreszcie z tym pogodzić. Twoje pieniądze dadzą ci ochronę, a ja nie lubię przemocy.-Kolba pistoletu Smyrnova uderzyła tatę w głowę pozbawiając go przytomności.-Nie lubię patrzeć na bitego człowieka, zazwyczaj wtedy, gdy nie biję go ja.-Mężczyzna wydał po rosyjsku jakieś polecenia swoim ludziom po czym zwrócił się do mnie.-Tobą się jeszcze zajmę, ale jestem tu w interesach, więc się nie pobawię, a... widzę, że siniaki się zagoiły.-Moją mamę wrzucono do bagażnika samochodu. Schowałam się za ladą.

-Tikki! Kropkuj!-Przemieniłam się i z balkonu rzuciłam się w pościg za czarną wołgą., która była doskonale widoczna na tle białego puchu. Przeskakiwałam z kolejnych budynków, aż w końcu zeskoczyłam z budynku i użyłam swojego jojo jak Spider-man pajęczyny. Muszę przynajmniej uwolnić mamę. Wróci ze mną i nie pozwolę, by coś się jej stało. Będąc dostatecznie blisko pojazdu w moją stronę poleciał grad pocisków z karabinów. Użyłam więc tarczy kręcąc jojo z zawrotną prędkością za razem biegnąc przed siebie i przeskakując nad samochodami.-Pościg trwał, aż do jakiejś opuszczonej fabryki, w której to wszyscy wysiedli.

-Biedronko. Chcesz uratować kobietę, więc pokonaj moich ludzi. A ja sobie popatrzę.-Pietra stanął przy jednym z filarów. Sześciu mężczyzn zaatakowało równocześnie. Podskoczyłam i pomagając sobie moją bronią wywindowałam się na wyższy poziom, by z góry spojrzeć na zaistniałą sytuację. Może i nie ma tu Czarnego Kota, ale muszę sobie bez niego poradzić. Chwila... moje jojo może się nie skończenie wydłużać. Zaczęłam uderzać panów twardą stroną swojego kropkowanego "nunczako" po woli wyzbywając się jednego po drugim.

-Brawo, wedle obietnicy, oto kobieta.-Zeskoczyłam na przeciw swojego wroga, który otworzył bagażnik, w którym była przelękniona mama. Pomogłam jej wyjść. Gdy wszyscy byli już bezpieczni zastanawiało mnie jedno. Dlaczego poszło tak łatwo? Za łatwo.

Miłość jak malowana||NathanetteWhere stories live. Discover now