Są takie dni w życiu, że czasem się człowiek śmieje i patrzy na swoje sukcesy i nie może uwierzyć, że to właśnie los jego obdarzył niecodziennymi, udanymi sprawami. No tak, przecież każdy chciałby mieć szczęście na wyciągniecie ręki. Kojarzycie ,,Dziady''* część II Adama Mickiewicza? Józio i Rózia mówili, że życie bez cierpienia nie ma sensu. Nasza egzystencja nie może cały czas być usłana różami. To jedna wielka karuzela, w której raz pniesz się ku górze, a czasem spadasz na dół.
Tak też jest u mnie. Może kiedyś moja historia była jak z bajki. Co prawda, nie znałam ''Dziadów", ale także nie miałam powodów, by myśleć o niepowodzeniach i smutku. Miałam wszystko, czego tylko zapragnęłam.
Minęło kilka tygodni od rozmowy z panem White'em. Cieszyłam się, że mam chwilę spokoju, ale również czułam, że i tak nic mnie nie ominie. Przez ten czas, kiedy nie było go w szkole, próbowałam zaprzątać sobie głowę innymi rzeczami.
W każdy piątek jadłam obiady na stołówce z uwagi na więcej godzin lekcyjnych na planie. To był najgorszy dzień w tygodniu, bo niemiłosiernie mi się dłużył. Miałam ochotę wyjść i nie pokazać się tutaj nigdy więcej, lecz gdy sobie przypomniałam, że do zakończenia liceum zostało mi dwa lata, załamałam ręce.
Już od kilku dobrych minut byłam oparta głową o jedną rękę i zawiesiłam wzrok na skupionej Corneli siedzącej naprzeciwko mnie. Jej niebieskie oczy wpatrzone były w tekst jakiejś książki. Była tak zaczytana, że nie wiedziała, co się dzieje wokół niej. Mimo że najbardziej kochała matematykę, potrafiła zainteresować się tym, czym ja — literaturą. Zawsze przynosiła ze sobą jakiś egzemplarz. Czas obiadowy w piątek to były jedyne 40 minut, kiedy ja i Cornelia w ogóle się do siebie nie odzywałyśmy, a pomimo tego, ciągle zajmowałam miejsce gdzieś blisko niej. Od czasów, kiedy zaczęłam się tym interesować, polecałam jej przeróżne pozycje lekturowe, które z chęcią wypożyczała. Było to dla mnie szokiem i jednocześnie szczęściem, kiedy widziałam ją w bibliotece lub w szkole trzymającą wspomniane przeze mnie dzieło.
Postanowiłam wyjąć słuchawki i posłuchać muzyki. Stwierdziłam, że skoro przyjaciółka jest zajęta, to nie będę jej przeszkadzać.
Akurat leciało ''Hotel California''* zespołu The Eagles. Gdybym zrobiła ankietę dotyczącą tego utworu, założę się, że byłby on ziemią nieznaną dla większości. Wspaniała solówka na gitarze elektrycznej idealnie odzwierciedla jej wspaniałą moc i piękno. Muzyką już Corneli zarazić nie mogę. Ona ma totalnie odmienny styl od mojego. Równałoby się z cudem, jakbym przekonała ją do jakiejkolwiek piosenki z lat dziewięćdziesiątych. Ledwo co się godzi na Eminema.
Nagle poczułam, że nierówna ławka się poruszyła. Zobaczyłam rówieśniczkę wpatrującą się w ekran telefonu. Nie mogłam w to uwierzyć, że przerwała swój relaks dla powiadomień z Facebooka. Skoro Cornelia mnie nie wołała, to znaczyło, że nic się nie działo. Przynajmniej tak myślałam. Bardzo się myliłam.
Gwałtownie moje słuchawki zostały wyrwane z uszu i wylądowały na kafelkach, co spowodowało, że znów słyszałam głośne rozmowy uczniów i dodatkowo przyjaciółkę wypowiadającą moje imię.
CZYTASZ
Infernum chao
Teen FictionI choć nigdy się nie przyznasz, że chcesz, i nie wydusisz słowa, ja i tak wpadnę w ten chaos. W piekielny chaos. Historia niepiękna. © Daailla ¦2020¦