Wiatr

262 16 7
                                    


- No i jak tam, Panie Gwiazdo? – rzuciłam, przyśpieszając nieco kroku, by znaleźć się jak najszybciej koło chłopaka, który czekał na mnie siedząc na huśtawce.

Odpowiedzią był tylko krótki uśmiech, który mi w zupełności wystarczał. Nie musiał opowiadać mi, jak przebiegała cała trasa, ponieważ doskonale to wiedziałam. Dzwonił codziennie, dokładnie tak, jak obiecywał przed wyjazdem.

Już chciałam zająć wolną huśtawkę obok, jednak to on podniósł się ze swojej, wyrzucając resztę papierosa gdzieś w stronę trawnika.

- Też tęskniłem – mruknął, obejmując mnie mocno ramieniem, co wywołało jedynie uśmiech na mojej twarzy. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu znowu poczułam się pewnie, bezpiecznie, w odpowiednim miejscu. Czasami miałam wrażenie, że moje życie stoi w miejscu. Niemal tak, jak Wisła w spokojniejsze dni.

- No już się tak nie rozczulaj – mruknęłam nieco przedrzeźniająco, choć w głębi duszy wcale nie chciałam, by się odsuwał. Może nie było go tak naprawdę chwilę, ale odczułam jego brak tak, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej z rok.

Bo tak to chyba działa, prawda? Im bardziej się do kogoś przywiązujesz, tym bardziej odczuwasz nawet jego chwilowy brak przy nas.

Filip faktycznie przestał mnie obejmować, jednak nie odsunął się. Obserwował mnie przez dłuższą chwilę, co wprawiało mnie w zakłopotanie, a z drugiej strony schlebiało, choć nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. Zajęłam wcześniej planowane miejsce, spuszczając wzrok.

- Znowu mnie zakręciły te Twoje piwne oczy – stwierdził, odwracając swoje spojrzenie, by po chwili usiąść na tej samej huśtawce co wcześniej.

Nie do końca wiedziałam, jak powinnam na to zareagować. Raczej nie byłam przyzwyczajona do komentarzy podobnych do tego ze strony mężczyzn. A może nie zwracałam na nie wcześniej większej uwagi?

- Zimno się robi. – I to właśnie była genialna odpowiedź z mojej strony, wręcz mistrzowska. Zapewne właśnie od takich słów zaczynają się największe romanse wszech czasów.

- Nim się obejrzymy będzie zima – rzucił, a na jego twarzy pojawił się ten uśmiech, którego z jednej strony nienawidziłam, bo nie mogłam mu się oprzeć. – Ale spokojnie, mam coś i na to. Przygotowany ze mnie chłopak! – Nim się obejrzałam, to już grzebał w swoim niewielkim plecaku, z którego wyciągnął dwa plastikowe kubki, by chwilę później mogło się w nich znaleźć tanie wino.

- Kiedyś dostaniemy za to ładne mandaty, zobaczysz. – Pokręciłam jedynie głową, kryjąc śmiech, po czym upiłam niewielki łyk alkoholu. – I co dalej, Filip?

- Dalej? Na razie musimy dokończyć wino. I ewentualnie możemy zapalić. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 10, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Unexpected [Taco Hemingway]Where stories live. Discover now