Rozdział 28

4.1K 229 1
                                    

Przez następny tydzień ponownie wdrażałam się w moje obowiązki, stado nie miało do mnie żadnych pretensji za moją „przerwę", wszyscy byli bardzo wyrozumiali. A ci którzy nie byli.. cóż podobno Jared z Alanem z nimi porozmawiali i wszystko grało. Suszyłam im o to głowę przez ponad dwie doby, bo przecież wilki miały prawo się na mnie gniewać a Alfa nie powinien nikogo przekonywać prawym sierpowym, czy groźbą w przypadku kobiet. A propos Jareda, to układało nam się dobrze, mimo to, widziałam, że coś nie gra, nie byłam tylko pewna co. Gdy w końcu po całym dniu spotkaliśmy się na kanapie za oknem powoli się ściemniało a mój Partner siedział jak na szpilkach i wyraźnie na mnie czekał. Podeszłam do niego spokojnie, usiadłam obok i przytuliłam do jego boku. On jakby odruchowo mnie objął ale wciąż był roztargniony.

- Pozwól mi z nimi porozmawiać. - odezwał się w końcu spiętym głosem. Spojrzałam na niego, nie rozumiejącym wzrokiem.

- Z kim Kochanie? - Jared tymczasem popatrzył na mnie wyczekujący wzrokiem jakby spodziewał się, że się zorientuje. Prawda była taka, że wiedziałam o kogo mu chodziło, nie chciałam jednak żeby kontynuował ten temat i miałam nadzieje, że swoim zachowaniem go zniechęcę. Najwyraźniej nie doceniałam swojego Partnera.

- Z Przodkami. - powiedział pewnie. - Przodkiniami - poprawiłam automatycznie, na co ten przewrócił oczami.

- Cokolwiek. Proszę pozwól mi, naprawdę mi na tym zależy. - powiedział już bardziej proszący głosem. Westchnęłam ciężko.

- Jared to wszystko nie jest takie proste jak Ci się wydaje. Co ty myślisz? Że ja je zawołam a ty powiesz co? Bo w zasadzie co chcesz im powiedzieć? Żeby dały nam więcej czasu? Żeby dały nam jeszcze jedno dziecko? Czasu nie dostaniemy a dziecko i owszem ale będzie to dziewczynka. - mówiłam coraz bardziej wzburzonym głosem, pod koniec wstałam z kanapy i chodziłam po pokoju żywnie gestykulując - Taki dar, jak nasz syn się jeszcze nigdy nie zdążył rozumiesz? To była nasza JEDYNA szansa na męskiego potomka a ja ją zaprzepaściłam. Nie dam ci i stadu następcy, bo jestem chujową wilczycą!! - nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam krzyczeć a w moich oczach stanęły łzy. Jared podszedł do mnie i przygarnął bez słowa do swojego ciała. Liczyłam, że po moim wywodzie w końcu zrozumiał sytuacje.

- Jestem pewny, że jak z nimi porozmawiam to zmienią zdanie. - No i się przeliczyłam. Odepchnęłam go z całej siły i wrzasnęłam z frustracji na całe gardło. Kątem oka zauważyłam, że Alan wraz z kilkoma wilkami kręcącymi się po domu pojawiło się profilaktycznie w wejściu, zachowując jednak bezpieczną odległość.

- Czy ty masz chociaż jedną sprawną szarą komórkę w tym pustym mózgu?! Ja pierdole na ciebie to nawet paragrafu nie ma! NIE DA SIĘ, kumasz! - darłam się w niebogłosy bo poziom mojego gniewu sięgał zenitu. Chyba musiałam w końcu wywalić z siebie wszystkie emocje, a że Alfa znalazł się na lini strzału, ze względu na własną głupotę oczywiście, to już nie moja wina.

- Zjebałam po całości a ty nie musisz mi o tym ciagle przypominać i jeszcze próbować zmienić przeznaczenia! Chcesz tak bardzo syna? To sobie idź do innej, bo ja Ci go NIE DAM. Ja pierdole aaaaa!! - po ostatnim wybuchu upadłam na kolana tak mnie zabolała głowa. Nie wiedziałam do się dzieje i dlaczego odczuwam tak silny ból. Zebrało mi się na mdłości, byłam już blisko puszczenia pawia, aż zobaczyłam przed sobą swoją matkę, a raczej jej postać astralną.

- Mama? - zapytałam w szoku. W jednym momencie, wszystkie moje dolegliwości odeszły jakby po dotknięciu magiczną różdżką. Opadłam ciężko na tyłek i patrzyłam wyczekująco na moją rodzicielkę. Kobieta jednak miała mnie w głębokim poważaniu i od razu skierowała swoje „ciało" ku Jaredowi.

- Chciałeś porozmawiać. - jej głos rozniósł się po pomieszczeniu, wszystkich przeszedł dreszcz, niektóre, niżej postawione w hierarchii wilki zaskomlały. Uczucie nie było miłe, głos nie tylko jakby odbijał się od ścian pomieszczenia ale także w naszych czaszkach. Ja byłam przyzwyczajona do takich uczuć, więc nawet nie mrugnęłam, z ciekawością patrzyłam jednak na Alfę. Delikatnie się wzdrygnął, spojrzał na mnie, dopiero gdy upewnił się, że ze mną wszystko w porządku, spojrzał na Sieherę. Jej postać delikatnie rozmywała się, sukienka jakby powiewała na wietrze którego nie było, całość wyglądała jak na wyblakłym czarno-białym zdjęciu.

- Chcę spędzić więcej czasu z Dayą, chcę także abyśmy mieli szczeniaka, tak jak miało być. - powiedział pewnym głosem, który jednak załamał się gdy wspomniał o dziecku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że on też to musiał przeżywać, a ja byłam na tyle nieczuła, że nawet nie zwróciłam na to uwagi. Nie dość, że byłam beznadziejną Luną, beznadziejną kobietą, to jeszcze fatalną Partnerką, świetnie.

Matka spojrzała najpierw na niego, a później na mnie. Wiedziałam, że liczenie na jakiekolwiek pozytywne uczucia z jej strony było głupotą, bo nie dość, że spędziłam z nią bardzo mało czasu to na dodatek teraz występowała jako przedstawicielka Przodkiń, a nie moja matka.

- Jaredzie los Dayi został juz dawno temu ustalony, czegoś takiego nie można zmienić, Twoja Partnerka ci to tłumaczyła już nie raz z tego co widziałam. - powiedziała prawie bezpłciowym głosem. To była kolejna nieprzyjemna cecha, do której trzeba było przywyknąć.

- Wiem. - powiedział, a później zrobił coś czego bym się nigdy po nim nie spodziewała. Alfa upadł na kolana przed postacią astralną mojej matki i z łzami w oczach zaczął ją błagać. - Wiem, że się nie da, ale proszę was o więcej czasu. Daya wycierpiała w swoim życiu już wystarczająco, na litość boską dajcie jej chociaż trochę dobrych wspomnień, żeby kiedy już będzie musiała oddać swój dar naszej córce będzie miała do czego wracać. To miłość mojego życia a nie mogłem z nią na spokojnie spędzić nawet kilku tygodni. - powiedział z goryczą. - Wiem, że w dużej mierze to moja wina, ale wiem też, że zadaniem Dayi jest aby sprawić, że wilki nie będą bały się Szeptuch. Jeszcze tego nie osiągnęliśmy, więc musicie jej pozwolić na bycie ze mną. - przy ostatniej części zdania temperatura w pokoju gwałtownie spadła co oznaczyło tylko tyle, że Siehera nie była zadowolona z tych słów.

- Nie muszę NIC alfo. A nawet nie mogę wielu rzeczy. - powiedziała jeszcze bardziej przerażającym głosem, aż zjeżyły mi się wszystkie włosy, nie wiem nawet co przeżywał mężczyzna. Ten jednak pochylił głowę w poddańczym geście i powiedział cicho tylko jedno słowo: Proszę. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Trochę się porobiło co? Właśnie piszę epilog, więc wstawiam resztę historii, mam nadzieję, że wam się spodoba! Dawajcie gwiazdki i komentarze!

Szepcząc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz