7. Tu nie chodzi o ciebie

10.3K 404 62
                                        

Nasza kara dobiegła końca. Okazało się, że Anders nie do końca spełnił swoje obowiązki i po prostu zasnął w pokoju, z którego miał nas obserwować. Razem z Jasperem wróciliśmy do klasy i po prostu siedzieliśmy naprzeciwko siebie. On patrzył na mnie, a ja na niego. Mimo, że powinnam czuć się niezręcznie, to wcale tak się nie czułam.

Wyszłam ze szkoły sama, bo on zaczął z kimś rozmawiać. Stwierdziłam, że po prostu poczekam, bo on chyba nie posiadał auta. Oparłam się o maskę i wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki. Gdy odpaliłam internet, powiadomienia zaczęły się zsypywać w jednym momencie.

Boże, to tylko pięć godzin, a ja mam wrażenie, że zaczęła się III Wojna Światowa w internecie.

To ja się będę zbierał — usłyszałam, więc uniosłam głowę i schowałam telefon do kieszeni.

— Mogę cię odwieźć — rzuciłam szybko. — Nie mam nic do roboty, a każda okazja jest dobra, żeby popalić Joshowi.

Jego usta wygięły się w nikłym uśmiechu, który szybko zniknął. Nadal nie wiedziałam, co stało się podczas kary, ale też nie zamierzałam pytać. Nie byliśmy na tyle blisko, żeby zwierzać się sobie nawzajem ze swoich problemów.

— Jadę do Mike'a na mecz. Będą inni chłopacy. Wiesz, to trochę nie po drodze.

— To zawiozę cię do Mike'a.

— Nie chcę sprawiać problemu — podrapał się po karku, a ja machnęłam ręką. — No dobra.

Skąd we mnie tyle dobroci? To przed Świętem Dziękczynienia?

Wsiadłam do samochodu, a zaraz po mnie Jasper. Wyjechałam z parkingu, gdy szatyn starał się mnie prowadzić. Niestety, był tak upierdliwy, że musiał odpalić nawigację.

Dojechaliśmy do jednej z bogatszych dzielnic miasta po pół godzinie. Sam Jasper też chyba był tym zirytowany, bo wcisnął swój telefon do kieszeni ze zdenerwowaną miną.

— Dzięki — rzucił. — To widzimy się w poniedziałek, tak?

— Nie ma sprawy i pewnie tak — wzruszyłam ramionami.

***

Tak jak się spodziewałam, na Święto Dziękczynienia zostałam sama. Ojciec nienawidził tego święta, więc zawsze zostawał w pracy, a Josh był ulubieńcem rodziców Eliota. Mimo, że mnie też zapraszali, ja nie miałam ochoty wychodzić z domu. Co roku robiłam to samo. Zamawiałam jakieś dobre żarcie i włączałam ckliwe filmy romantyczne. Można by powiedzieć, że to one poprawiały mi humor. Bohaterki zawsze miały gorzej, bo były zakochane. Ja chyba nigdy tego nie doświadczyłam. Oczywiście, mówiłam chłopakom, że ich kocham, ale to nie była prawda. Z czasem to rozumiałam.

W tym roku postawiłam na ogromną pizzę na grubym cieście z wieloma dodatkami. Ojciec zostawił pieniądze, a ja zamierzałam je wydać w najlepszy możliwy sposób. Josh naje się indykiem u Eliota.

Usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać filmy dostępne na Netflixie. Wiele mnie kusiło, ale Forrest Gump był zawsze moim ulubionym.

Ten wieczór będzie wieczorem łez i obżarstwa.

Usłyszałam dźwięk dzwonka, więc szybko wstałam z kanapy i pobiegłam do drzwi z pieniędzmi. Zamówiłam pizzę dosyć dawno, więc na nią liczyłam, jednak przede mną nie stał dostawca, ani nawet moja pizza, a Jasper Quil.

Od naszej wspólnej kary minął tydzień. W szkole mijaliśmy się jakbyśmy wcale się nie znali. Nie przeszkadzało mi to. Przestał wtrącać się w moje sprawy. A przynajmniej tak myślałam. Do teraz.

ElitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz