II

143 23 6
                                    

Z poślizgiem, ale jest! :D Mam nadzieję, że Wam się spodoba i dacie mi o tym znać w komentarzu. ;)


Mijając ludzi ubranych w długie zwiewne szaty, zastanawiałam się, czy tak może wyglądać niebo. Zbliżało się wielkimi krokami Boże Narodzenie. Wszędzie można było dostrzec pośpiech i liczne dekoracje zdobiące witryny sklepowe w oczekiwaniu na kolejnych klientów.

Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy mężczyzna o dość obfitych kształtach w kostiumie Mikołaja usiłował przekonać małego chłopca, że jest prawdziwy i przybył z Bieguna Północnego, żeby przywrócić wiarę w niego. Dziecko najwyraźniej potrzebowało lepszych dowodów, niż doklejana, choć bardzo realistycznie wyglądająca, siwa broda i czerwony strój.

Pokręciłam ze śmiechem głową na widok coraz bardziej mrużącego sceptycznie oczy chłopca, nim ruszyłam w stronę mojego celu, wysokiej kamienicy umiejscowionej na samym końcu ulicy. Zerknęłam w górę na złocony napis „Pensjonat u Magnolii", mieszczący się w niewielkim miasteczku Rothenburg w Bawarii, i westchnąwszy ciężko, zebrałam się na odwagę, by wejść do środka. Było to ostatnie miejsce, w którym musiałam uregulować stare sprawy, te z gatunku nie dających spokoju ducha.

Rozejrzałam się po wnętrzu, stwierdzając z rozrzewnieniem, że niewiele uległo ono zmianom. Nadal ściany były pomalowane na kolor różowy wpadający w jasny fiolet. Po lewej stronie stała stara kanapa pamiętająca zamierzchłe czasy, lecz nadal dumnie zdobiąca pomieszczenie. Tuż przed nią postawiono rzeźbiony stolik, a naprzeciwko dwa głębokie fotele w stylu retro. Po prawej dostrzegłam recepcję, zaś w samym centrum, już od progu niejako, piętrzyły się schody pokryte bordowymi dywanikami, prowadzącymi gości na piętro. Wokół wszystko zostało udekorowane świątecznymi ozdobami i migającymi radośnie lampkami.

Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc doskonale, kto był odpowiedzialny za tę urokliwą oprawę. Gdy zza drzwi prowadzących do niewielkiego biura, wyłoniła się młoda dziewczyna ubrana w strój elfa, o mało nie parsknęłam śmiechem. Z trudem się powstrzymałam i opanowałam wyraz twarzy. Podeszłam do kontuaru i, nie mogąc się powstrzymać, przycisnęłam dwukrotnie na dzwonek. Dziewczyna momentalnie zwróciła na mnie swoją uwagę, spoglądając spod zielonej czapeczki przyciskającej gęstą grzywkę. Jej mina mówiła wyraźnie, że dzwonienie nie było potrzebne.

— Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. — Odezwałam się, wzruszając ramionami. Uśmiechnęłam się przepraszająco, nim dodałam — chciałabym zatrzymać się u państwa na kilka dni.

Dziewczyna skrzywiła się, nie komentując mojej słabości do dzwonków. Otworzyła opasły zeszyt i przesunęła, po licznych wpisach, końcówką ołówka, który wyjęła zza ucha.

— Mamy wolny pokój numer siedem.

— Och, Gwiezdna grota! — wyrwało mi się, gdy przypomniałam sobie nazwę, jaką razem z Isabelle Petereit, dawną przyjaciółką, nadawałyśmy poszczególnym pokojom odpowiednie dla nich nazwy, które z czasem jej ciotka kazała wygrawerować na tabliczkach. Te, zawieszono na każdych drzwiach, przy akompaniamencie pisków przepełnionych ekscytacją dwóch małych, bardzo szczęśliwych wówczas, dziewczynek.

— Czyli odpowiada pani pokój? — Głos Elfki wyrwał mnie z przyjemnych wspomnień i zwrócił całą moją uwagę, na spoglądającą na mnie, wręcz z politowaniem, nastolatkę.

— Tak, oczywiście. — Posłałam jej serdeczny uśmiech, nie mogąc się już doczekać, aż ponownie zobaczę swoją gwiezdną sypialnię.

— Pani dane?

— Alicja Kindler.

— Proszę bardzo. Płatność dokonywana jest w ostatni dzień pobytu. Proszę jeszcze o podpis. — Dziewczyna podała mi kartkę. Szybko złożyłam swój podpis i odebrałam klucz do pokoju. Podziękowałam Elfce i ruszyłam w stronę schodów.

— Wydaje się, że zna pani drogę — stwierdziła recepcjonistka, przyglądając się mi uważnie. Kącik moich ust drgnął. O tak. Doskonale znałam, akurat tę drogę.

— Już tu kiedyś byłam — odparłam w końcu. Mrugnąwszy do dziewczyny okiem, zaczęłam wchodzić na piętro.

Kiedy przemierzałam korytarz wyłożony bordowym dywanem, przystanęłam na chwilę, chłonąc widok wazonów pełnych gałązek świerku. Przymknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze przesycone zapachem lasu i ciasteczek korzennych. To była woń domu.

— Alicja?

Głęboki, męski głos, pełen zaskoczenia wyrwał mnie z rozmarzenia, sprowadzając na ziemię szybciej, niż byłam na to gotowa. Doskonale wiedziałam, kto stał przede mną. Spojrzałam w te, cudowne zielone oczy, których wspomnienie nie zblakło z upływem lat, i dostrzegłam w nich niedowierzanie.

— Witaj Markus — powiedziałam miękko, czując jak wszystkie uczucia, które kiedyś wyparłam z myśli i serca, powróciły ze zdwojoną siłą.

Oto mój pierwszy niezamknięty rozdział — pomyślałam, mimo wszystko z rozczuleniem, uśmiechając się melancholijnie do jedynego mężczyzny, którego kiedykolwiek kochałam. 

Świąteczny cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz