Rozdział 10

201 11 2
                                    


Nie potrzebowali żadnego magicznego zaklęcia wiążącego. Rose podejrzewała, że jedynie takie pozwoli im na polepszenie współpracy, jednak się myliła. To Malfoy zaproponował wspólne treningi i bardziej rygorystyczną naukę, która pozwoliłaby im zakwalifikować się do głównej części zawodów.

Mieli świadomość tego, by wziąć udział w finale, musieli wypaść najlepiej ze wszystkich, co podniosłoby ich stanowisko z jedenastego, do piątego miejsca.

Przesiadywali więc razem w pokoju znaczną część wolnego czasu. Raz czy dwa wpadli na pływalnię, przećwiczyć i odświeżyć swoje zdolności pływackie. Rose czuła się w niej wyzwolona, nie chciała wręcz stamtąd wychodzić. Malfoyowi jednak nie szło najlepiej. Zdarzało mu się tracić synchroniczność ruchów, przez co zaczynał się podtapiać.

- Musisz umieć to perfekcyjnie – marudziła Rose, patrząc ze zmartwieniem jak trenuje. Nie przychodzili jednak w środku dnia, gdy większość uczestników trenowała swoje umiejętności, a nocami.

Zakradali się do środka i zamykali zaklęciem drzwi, jednocześnie chroniąc się przed podsłuchem. Nadawało to ich treningom niepowtarzalnego klimatu. Zapalone świece zawieszone na murach pomieszczenia migotały delikatnie, odbijając blask swoich płomieni w zmarszczonej tafli wody.

Rose cieszyła się z każdej chwili spędzonej w basenie. Nawet zmarszczone dłonie i sine usta nie potrafiły odciągnąć jej od ciągłego nurkowania. Scorpius nie czuł się już tak cudownie, jak jego towarzyszka. Choć potrafił się utrzymać na powierzchni, pływał dość pokracznie.

- Wujek opowiadał mi, jak brał udział w Turnieju Trójmagicznym – powiedziała Rose, patrząc na kolegę z lekkim uśmiechem. – Jako drugie zadanie musiał nurkować w jeziorze przy Hogwarcie.

- A jako trzecie walczyć z Voldemortem – parsknął. To zdecydowanie odróżniało go od ojca. Bez cienia strachu wypowiadał jego imię. Może to przez epokę, w jakiej żył, może przez wiarę w zło, jakie ta postać siała. Rose nie wiedziała.

- Z tym na szczęście zmierzyć się nie będziemy musieli – odparła. Podpłynął do brzegu i wsparł się na dłoniach, patrząc na nią ukradkiem. Spięła włosy do pływania i teraz mokre, rude kosmyki otaczały ściśle jej twarz. Zanurzyła się po raz kolejny i pod wodą przepłynęła wzdłuż cały basen. Obserwował ją uważnie, goniąc się z myślami. Próbował przed nimi uciec, jednak podstępnie i pełne werwy wkradały się do głowy.

- A nawiązałaś do tego, ponieważ...? – dopytał, kiedy w końcu podpłynęła do niego. Nie chciał zabrzmieć nieuprzejmie, choć Rose najpewniej właśnie tego doszukała się w jego słowach, bo łypnęła nań niechętnie.

- Ah, okej, mogę się nie odzywać, panie nadęty – burknęła, marszcząc czoło.

- Nie to miałem na myśli – uśmiechnął się lekko, wciąż nieprzyzwyczajony, by robić to w jej towarzystwie i to nie w sposób chamski, czy sarkastyczny.

- Chodzi mi o powiązanie. My również musimy zmierzyć się z jeziorem. Jestem w stu procentach pewna, że zawody będą odbywały się pod wodą. A ty ćwiczysz pływanie jedynie na powierzchni – zauważyła, przekrzywiając lekko głowę. Westchnął, siadając na chłodnych kafelkach. Czuł wszechogarniające zmęczenie po dobrej godzinie pływania i nie miał ochoty podwajać tego czasu. Mina Rose mówiła mu jednak, że jest to koniecznością i choćby ze wszystkich sił starał się uniknąć, dopadnie go i przemówi do rozumu. Poddał się więc bez walki.

- Wydaje mi się, że najpierw powinienem nauczyć się poruszania na powierzchni... - rzucił na swoje usprawiedliwienie.

- Bzdura – zbagatelizowała i zanurkowała, ochlapując go wodą. Widział, jak prędko dopływa do przeciwległego brzegu i wynurza się, łapczywie nabierając powietrza. – Twoja kolej.

MPU - SCOROSEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz