— W porządku. Jak chcesz, tylko nie miej do mnie później pretensji. — Powiedziała i ponownie ułożyła się do snu. Nie miała już siły ani na dyskusję, ani na zwykłą rozmowę, tym bardziej, że przeczuwała, że za niecałe cztery godziny zostanie obudzona przez ukochane dziecko. Czkawka uśmiechnął się jedynie pod nosem, a następnie cmoknął skroń żony i również starał się zasnąć. W końcu jutro czekał go długi dzień. I nawet jeśli miał okazać się o wiele cięższym niż zazwyczaj, to był gotowy, a co więcej, nie mógł się wprost doczekać.

Astrid otworzyła oczy, czując się nieco dziwnie. Od miesiąca niemal każdy dzień wyglądał podobnie, a dzisiaj miała od rana świadomość, że Czkawka został w domu i ona nie musi zrywać się od razu z łóżka. Nie należała do osób, które wylegiwały się do południa, ale dzisiaj postanowiła choć przez chwilę poleżeć i odpocząć. Uśmiechnęła się sama do siebie. W kącie pokoju dostrzegła kołyskę. Codziennie rano sprawdzała czy z dzieckiem wszystko w porządku, po czym schodziła na dół, by przygotować śniadanie. Teraz jednak, kiedy podeszła do kołyski, zobaczyła tylko odkryty kocyk i brak maleństwa. Narzuciła na siebie ciepłe futro, po czym zeszła po schodach na dół.

Z kuchni usłyszała ciche podśpiewywanie Czkawki i uśmiechnęła się na samo wyobrażenie tej sytuacji. Mężczyzna nie przepadał za publiką, kiedy próbował swoich wokalnych sił, jednak Astrid postanowiła mu nie przerywać i oparła się biodrem o framugę drzwi, krzyżując ramiona. Obserwowała krzątającego się po kuchni wodza z uśmiechem na ustach.

— Uprowadziłeś mi dziecko — odezwała się nagle, zwracając na siebie uwagę szatyna. Odwrócił się momentalnie przodem do niej, czując się jakby przyłapany na gorącym uczynku. Podniósł ręce w geście obrony i wycofał się w tył. Astrid zaśmiała się, kiedy w chwili swojej nieuwagi, on chwycił za drewnianą łyżkę, której wcześniej używał do gotowania, i wycelował w nią.

— Broń się — powiedział, a blondynka wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.

— Wiesz... wiesz, że przez moment wierzyłam, że kiedyś zmądrzejesz... że oboje zmądrzejemy — wydukała przez śmiech.

— My? Coś takiego nie przetrwało, by nawet jednego marnego dnia. Życie bez ciebie byłoby po prostu nudne — odparł i podszedł do niej odkładając swoją „broń". Astrid uspokoiła się na tyle, by móc normalnie funkcjonować i kiedy Czkawka znalazł się na tyle blisko, objęła go w pasie. Sam wódz nie pozostał jej dłużny i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w spokojnym, pełnym pasji pocałunku. Nigdzie się nie spieszyli, mogli spożytkować czas tylko w swoim interesie i nie zamierzali z tego rezygnować. Do czasu... kiedy oboje usłyszeli głośny płacz, pełen niezadowolenia. Astrid oderwała się od ukochanego, choć mężczyzna nie był z tego powodu zbytnio zadowolony.

— Cześć myszko — powiedziała blondynka, nachylając się nad kołyską. Niemowlę rozpłakało się jednak na dobre i Astrid była zmuszona wyciągnąć je spod kocyków. Ułożyła sobie córeczkę w ramionach, po czym wróciła do Czkawki, który na powrót zajął się gotowaniem. Dziewczyna podeszła do niego powoli kołysząc ich córeczkę. Wiedziała, że mała jest głodna, dlatego usiadła przy stole w celu nakarmienia dziewczynki. Szatyn przyglądał się tej scenie z pewnym rodzajem fascynacji. Uwielbiał patrzeć na zatraconą w opiece nad Alfhild żonę. Oboje zaśmiali się cicho, kiedy maleństwo odsunęło się zdecydowanie od mamy i najedzone skierowało maleńkie rączki w kierunku taty. Mężczyzna bez wahania wyciągnął z ramion Astrid mały ciężar, układając go na torsie i obejmując opiekuńczo. Blondynka w tym samym czasie doprowadziła się do porządku. Podała ukochanemu kocyk, a sama zamieszała gotującą się właśnie zupę. Sięgnęła następnie po kromkę z pomidorem, która leżała na desce. Była potwornie głodna, a Alfhild nie dała jej nawet zjeść śniadania.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now