Rozdział 28

Depuis le début
                                    

― Ej! Ty przeciwko mnie! ― bąka blondas.

― Chodźcie z tym drewnem ― wcinam się. ― Myślicie, że laski coś ugotowały?

― Prędzej spaliły kuchnię, dziadek by mi nie wybaczył, jakby boazeria w jego domku choć trochę się osmoliła ― zauważa Ralas.

Drewno zostawiamy przy miejscu na ognisko i udajemy się do domu. Do północy zostało jeszcze jakiś sześć godzin, więc spokojnie mam czas, aby dokończyć swoją niespodziankę. W domku panuje kompletna cisza, nawet szmeru nie słychać. Chłopaki zaczynają gadać pod nosem, włączając telewizor ustawiony na sosnowym stoliku w rogu niewielkiego salonu, w którym ostatniej nocy spał Michael. Niestety nasza sypialnia ma tylko dwa łóżka, ledwo jedna osoba mieści się na jednym, mamy za dużo mięśni. Tej nocy spałem wtulony w płaskie ciało Jaspera, nie powiedziałbym, że była to najlepsza rzecz na świecie.

― Tymon idź zobacz, co z dziewczynami, za cicho tu ― prosi Mikey.

― Okay. ― Rzucam szybki uśmiech w ich stronę.

Schody skrzypią i wydają z siebie wręcz pierdzące dźwięki. Z roku na rok ten domek przeraża mnie coraz bardziej i bardziej. Choć ma już z trzydzieści lat to wygląda na o wiele więcej, może dlatego, że dziadek Jaspera – Rigde nie ma o niego siły dbać, a jedyne życie jakie tętni w nim jest wtedy, kiedy przyjeżdżamy tu my.

Spoglądam przez małe okienko na ośnieżony domek obok, w którym mieszka poczciwy Ridge. Mimo wielu cyferek w swoim wieku nadal rąbie codziennie drewno dla ogrania drewnianej konstrukcji i każdego dnia ubiera mokasyny wraz z beżowymi spodniami. Dziwny, ale zarazem ciekawy człowiek. Podziwiam go także za to, że potrafi się zająć sparaliżowaną żoną.

Zaglądam do męskiej sypialni i oczom nie wierzę, gdy widzę idealnie posprzątane stare ciuchy, pościelone łóżka czy odsłonięte zasłony. Coś czuję, że to sprawka Alicii albo Harriet, to w ich stylu. Zapewne jest jakiś haczyk i tak naprawdę, siadając na łóżko pod tyłkiem strzeli mi kolorowy glut.

 Kobiety...

Zerkam jeszcze do łazienki i małe schowka, ale tu ich nie ma. Z kuchnie zaczynają dobiegać szmery i od razu rozpoznaje chichot Harriet.

Bingo! Jedna znaleziona!

Nie schodzę jednak na dół, wchodzę do sypialni dziewczyn wręcz na palcach. Kacey śpi skulona na swoim łóżku z wywalonym tyłkiem poza materac, Alicia chrapie jak suseł z rozdziawionymi ustami. A więc wychodzi na to, że siostry Larsen zabrały się gotowanie, a szanowna dwójka poszła spać.

Życie je tak zmęczyło?

Wracam do swojego pokoju po mały kajet i czarny długopis, muszę dokończyć pisanie swojego niecnego planu. Staję w futrynie sypialni dziewcząt i obserwuję delikatnie malujący się uroczy uśmiech Kacey. To właśnie on dodaje mi weny i powoduje, że serce przyspiesza niekontrolowanie. Mam kolejny pomysł, który muszę przelać na papier.

Hawk mruczy coś niezrozumiałego, trąciwszy dłonią czubek nosa. Nie mogę po części się skupić, gdy tak się wierci, pewnie o czymś śni. To musi być ciekawe, śniąc jako osoba niewidoma. Czytałem gdzieś, że w czasie snu takie osoby mogą doznawać zapachów, smaków czy dźwięków. Ale faza...

Spoglądam na jej dolną wargę, która jest nieco większa od górnej, od razu na myśl przechodzą mi gór, nie mam pojęcia czemu. Dopisuje kolejne frazy, badając wzrokiem, a raczej pożerając ją, bo jest moją weną, pomysłem i planem.

Największym natchnieniem...

Biorę małą kartkę, na której wspólnie z Leah w kółku od kilku miejscu notujemy inspirujące nas obrazki. I tak o to nagle fraza po frazie, powstaje tekst o winie, czasie, górach, miłości a między to przepleciona jest nadzieja, dokładnie taka sama, o jakiej pisał mój dziadek. Chciałbym kiedykolwiek napisać, choć w połowie tak dobry tekst jak on. Skurczybyk miał talent jakich mało, marnował się, nie tworząc profesjonalnie muzyki.

Utraceni | Tom 2Où les histoires vivent. Découvrez maintenant