48. - "Zawsze będziesz moim synem"

2.7K 165 17
                                    

Nick:

Codziennie w pracy patrzyłem, czy przypadkiem ktoś zainteresował się sprzedażą mojego mieszkania, jednak nic z tego. Kompletnie nie wiem, co teraz zrobić. Dziś powinienem dać pieniądze temu frajerowi, który chcę odebrać mi syna, jednak nie mam nawet stu tysięcy dolarów... Powinienem poprosić rodziców, jednak wiem, że zaczną wypytywać, po co mi taka duża kwota.

- Cześć, tata! - do kancelarii wpada Riley, a zaraz za nim mój ojciec z mamą.

Poprosiłem ich, aby odebrali małego, bo musiałem dziś zostać godzinę więcej w pracy, a Sophie miała wolne, więc spędza cały dzień w domu z Phoebe.

Wstaję od biurka i biorę syna na ręce. W tym czasie tata poszedł do mojego szefa, zaś mama na szczęście została z nami.

- Dlaczego chcesz sprzedać mieszkanie? - nawet nie zdążyłem przywitać się z nią, a ta już zadaje mi pytanie.

- Potrzebuję pieniędzy. - wzycham, a ta kręci głową.

- Tak trudno przyjść i poprosić? Ile potrzebujesz?

- Milion. - mówię bardziej do siebie.

- W co ty się znowu wpakowałeś? - pyta poważnie.

- Wyjaśnię ci wszystko w najbliższym czasie. - obiecuję, stawiając małego na podłodze. - W innym razie Joe... - nie kończę, bo widzę, że tata do nas wraca.

- Wyślę ci przelewem. - mówi cicho, a zaraz potem uśmiecha się do męża, aby nie miał żadnych podejrzeń.

- To pójdziemy na tę pizzę? - mały patrzy na swoich dziadków z wielkim uśmiechem.

- No pewnie! - odpowiada tata.

- To ty sobie pójdziesz z dziadkami na obiad, a ja pojadę do domu, dobrze? - kucam przed nim, a ten kiwa głową.

Nie mam ochoty spędzać czasu na mieście, wolę pojechać do moich dziewczyn i trochę odpocząć. To był zbyt intensywny tydzień, najchętniej poszedłbym od razu spać, jednak muszę załatwić sprawę z tym gnojem...

***

Siedząc w salonie obserwuję, jak nasza córka próbuje stawiać pierwsze, samodzielne kroki, jednak każda próba kończy się upadkiem. Przynajmniej wzięła się do pracy, ciekaw jestem czy będzie tak samo narwanym dzieckiem jak Riley. Jeśli tak, to mamy przechlapane...

- Coraz lepiej, maleńka. - całuję jej pulchny policzek, a ta śmieje się głośno.

- Kochanie, twoja mama dzwoniła do ciebie. - podaje mi telefon.

Przewracam oczami, wybierając jej numer. Sądziłem, że dopiero wieczorem podrzucą nam małego, jednak znając go woli pograć w piłkę, w ogrodzie.

- Nick, błagam, przyjedź do parku przy kancelarii taty. - mówi roztrzęsiona.

- Co się stało? - zrywam się z podłogi i od razu zabieram kluczyki od auta.

- Ktoś porwał małego. Tata próbował go dogonić, jednak nie dał rady. - szlocha.

Nie ktoś, tylko Joe. Zabije tego gnoja! Jasno dałem mu do zrozumienia, że jutro otrzyma pieniądze. Pożałuje tego sukinsyn!

- Zaraz tam będę, tylko nie wzywajcie policji. Sam to załatwię. - zabieram kurtkę, po czym łapię za klamkę, jednak Sophie w ostatnim momencie mnie zatrzymuje.

- Joe zabrał małego. Nie martw się, wszystko załatwię. - całuję jej czoło, po czym ruszam szybkim krokiem do samochodu.

W czasie drogi informuję rodziców, aby wracali do domu. Nie ma sensu, aby stali bezczynnie w parku, skoro ja mogę od razu pojechać do tego idioty. Najbardziej boję się tego, że powiedziałem małemu prawdę, a przecież tego nie chcę. Co z niego może być za ojciec? Od zawsze miał tylko imprezy w głowie, a gdy przychodziły obowiązki, to uciekał, gdzie pieprz rośnie. Nie chcę, aby mieszał małemu w głowie, tym bardziej, że chce tylko wyłudzić pieniądze...

Podjeżdżam pod dom, w którym kiedyś mieszkał z rodzicami. Mam nadzieję, że jeszcze tam przebywa, bo w innym razie będę musiał pojechać na policję, a tego nie chcę.

Pukam do drzwi, jednak nikt mi nie otwiera. Słysząc głosy z tyłu domu, podchodzę do ogrodzenia, przez które po chwili przechodzę. Czym jestem bliżej, tym bardziej rozpoznaję głos syna. Gdy mnie zauważa, nie wie, co zrobić. Zapewne dowiedział się o wszystkim, bo w innym razie już znalazłby się w moich ramionach...

- Chodź, synku. - wyciągam ręce w jego stronę, jednak nadal stoi jak słup soli.

- Nie jesteś moim tatą. - mówi smutno, po czym odwraca się w stronę uśmiechniętego frajera.

Gdyby nie było przy nas małego, to już dawno dostałby w mordę. Nie mogę uwierzyć, że cieszy się z tej sytuacji.

- Mamusia i Phoebe czekają w domku, chodź. - podchodzę do niego bliżej i przyciągam do siebie.

- Chcę zostać z tatą! - odsuwa się ode mnie, a moje serce przestaje bić.

- Riley. - wzycham, kucając przed nim. - Wracamy. - patrzę prosto w jego smutne oczy.

Biorę go na ręce, po czym mocno przytulam. Odwracam się w stronę tego idioty i obiecuję mu, że go zniszczę. Przez niego ten dzień stał się najgorszym w moim życiu. Straciłem syna, który zresztą nie był mój...

Całą drogę powrotną nie odzywamy się do siebie. Chcę, aby Sophie pomogła mi w rozmowie. Nie wiem, co mu teraz powiedzieć. Strasznie go kocham, ale co z tego? Riley pewnie znienawidził mnie za te wszystkie kłamstwa...

Gdy tylko parkuję przed domem, mały momentalnie wybiega z auta i biegnie zapewnie do swojego pokoju. Z całej siły zamyka drzwi frontowe, czym mnie zadziwia. Nie sądziłem, że taki mały chłopiec ma tyle siły.

- Błagam cię, powiedz mi, że nie dowiedział się. - mówi załamanym głosem, przytulając zmęczoną Phoebe.

- A jak myślisz? - wzycham równie załamany, ruszając na górę. - Możemy pogadać jak mężczyzna z mężczyzną? - pytam siadając na łóżku małego.

Riley leży na brzuchu i ma głowę zwróconą ku ścianie.

- Nie! - krzyczy i już wiem, że zaczyna płakać.

Mam ochotę teraz wyjść, jednak wiem, że należą mu się jakieś wyjaśnienia.

- Riley, ja też niedawno dowiedziałem się o tym, ale jakoś nadal cię kocham, tak? - obracam go tak, aby spojrzał na mnie. - I to się nigdy nie zmieni, bo zawsze będziesz moim synem. To ja cię wychowuję razem z mamą, a nie tamten pan. - zauważam, a ten tylko słucha. - Chcesz pogadać z mamą? - kręci głową, wracając do poprzedniej pozycji.

Wychodzę z jego pokoju i od razu ruszam do ogrodu. Muszę pobyć chwilę na świeżym powietrzu. Z małej drewnianej szkatułki wyjmuję paczkę papierosów. Nienawidzę palić, ale co począć? To mnie w jakiś sposób uspokaja.

- Co my teraz zrobimy? - przy moim boku pojawia się Sophie.

- Miejmy nadzieję, że Joe szybko sobie odpuści, a wtedy będzie z górki. - mówię zgodnie z prawdą.

Gdyby nie on, to zrobiłbym wszystko, aby mały nigdy nie dociekł prawdy. Nie wyobrażam sobie, że do takiego gnoja będzie mówić "tato", a nie do mnie...

_________________

Tak się zastanawiam, czy opublikować 21 października nową książkę. 🤔 Nie wiem, czy dam sobie radę z pisaniem tak długich rozdziałów, jakie planuję, ale chyba spróbuję. 💪

Trzymajcie kciuki, aby się udało! 👍

Karix

Others IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz