|7| Pozbawiony emocji

112 8 4
                                    

They call it a scene I call it disaster,
Down here the kids grow up faster,
Scared they're scared to the bone,
Like a pack of wolves they don't run alone
.One on one they won't look you in the eye,
But when the pack's together there's a battle cry,
I saw it fifteen on one,
When the crowd dispersed the kid was done.

Vanessa i Reese nie mogły uwierzyć własnym uszom. Słowa Daniel'a w stronę żony jego przyjaciela oraz przyjaciółki jego żony były bardzo niepodobne do niego samego. Na ogół był spokojnym i wrażliwym chłopakiem. Ale teraz ? Typowa patologia by się przestraszyła tych słów.

Ale co się dziwić. Danny naprawdę bardzo kochał Jorel'a i nie mógł słuchać, jak kobieta, której niegdyś tak zazdrościł, na jakim jest miejscu i której J-Dog tak zaufał, opowiada bez najmniejszych skrupułów czy chociaż poczucia winy o największym jego sekrecie. To tak jakby on dał jej przechować jakiś swój największy skarb na tydzień, a ona przez sześć dni chowała go w szafie, ale ostatecznie przeniosła go do śmietnika.

- Daniel, uspokój się, a jeśli dzieci to słyszały ?! - wygarnęła Reese. - Zapomniałeś, że je mamy ?
- To ty chyba zapomniałaś, skoro pokazujesz im taką tapeciare. Chciałabyś, aby Scarlett tak wyglądała jak dorośnie ? No bo ja nie. - odpowiedział na to, już o wiele spokojniejszy, ale naprawdę niewiele było trzeba by wybuchnął po raz kolejny.
- Przesadzasz. - odpowiada krótko jego żona
- Jebie mnie to. - mówiąc to, udał się w stronę drzwi. - Wychodzę.

Jak powiedział, tak też zrobił. Opuścił dom, a w międzyczasie postanowił odpisać na wiadomość Jorel'a.

" Wpadała do Reese jak burza i zaczęła mówić więcej niż powinna. Troszkę się wkurzyłem i ją opierdoliłem, nie panowałem nad sobą. Świetnie. "

Schował telefon do kieszeni. Pomyślał, dokąd właściwie mógłby pójść ? Wiedział, że Jorel cenił sobie samotność w takich momentach. Niby był natrętny, ale kiedy już są na takim etapie... nie chciał tego niszczyć.

Ale pomyślał, że skoro Johnny już wie o wszystkim, to nieuczciwe byłoby przetrzymywanie Dylan'a i Charlie'go w niewiedzy. Choć wydawało się to lekko chamskie opowiadać o tym bez Jorel'a, to w sumie on z George'm zrobił to samo. Napisał więc do Charlie'go.

" Napisz do Dylan'a, żeby przyszedł do ciebie. Ja zaraz też będę. Muszę coś wam wyznać. "

I ruszył na przystanek autobusowy. Miał dość daleko do Jordon'a, więc z buta nie tylko mu się nie chciało, ale i nie opłacało, a i by dłużej zeszło. Natomiast po samochód wolał się nie cofać. Nie chciał nawet myśleć co go czeka przy najbliższym spotkaniu z Theresa'ą. W końcu nieźle przegiął.

Znaczy przegiął tylko z jej perspektywy. Według niego powiedział Vanessie to, na co zasłużyła. I gdyby mógł cofnąć czas - zrobiłby to samo. Bo to ona z tej dwójki najbardziej przegięła.

Wiedział, jak wrażliwy jest brunet. Wiedział, że takie coś serio mogło go złamać. Czy się martwił ? Jak cholera. Jednak nie chciał jechać do J-Dog'a i truć mu dupy, bo wiedział, że to mogłoby zakończyć się opierdolem, albo nawet spiną. Dlatego po prostu liczył na to, że Decker dotrzymuje obietnicy.

Nie pomylił się jakoś bardzo. Jorel nie łamał obietnicy. To nie dlatego, że w ogóle się nie przejął tą sytuacją. Wręcz przeciwnie. Przeżywał to, nawet bardzo. Słowa żony go mocno dotknęły. I choć po jego policzkach spływały łzy, to starał się nie ciąć. Starał się, dobre sformułowanie. Toczył straszną walkę z samym sobą.

Część go uważała, że to jedyne słuszne rozwiązanie i że musi spróbować. Uspokoi się. Znowu żyletka wyleje złe emocje w postaci czerwonej cieczy. I będzie okej. Prześpi się, będzie tylko lepiej. Dzięki niej. Małym, zaostrzonym kawałku metalu.

Jednak ta druga część wiedziała, że to okropne. Z tego nie ma nic dobrego. Teoretycznie i tak kiedyś mu przejdzie. Do tego przybędą nowe blizny. Jednak co najgorsze - znowu złamie obietnice. Wiedział, że kiedy będzie z Danny'm ciężko będzie mu to ukryć. I tak dobrze, że wtedy był na tyle pijany, że nie zauważył.

To nie tak, że bał się konsekwencji za złamaną obietnicę. O to, co mogło by mu się stać totalnie nie dbał. Jednak zawsze zależało mu na innych. Bał się, że mógłby zranić blondyna. Przecież to coś, czego bardzo nie chciał. W siebie miał totalnie wyjebane, już dawno powinien nie żyć, nie, nie powinien się wcale urodzić.

Już od dawna wszystkie sytuacje, które mu się wydarzyły były do bani. Jego życie to była pomyłka. Był utrapieniem, nie tylko dla siebie. Pamięta jakim problemem musiał być dla rodziców, gdy będąc nastolatkiem wplątał się w jakieś gangi.

Wydawało mu się wtedy, że ma jakąś władzę. Kiedy chciał to brał do ręki broń i zwykli ludzie kłaniali się przed nim. W szkole był królem, bogiem, którego się unika i się z nim nie zadziera. W końcu, według przekonań, był w stanie kogoś zabić bez wyrzutów.

Jednak nie do końca tak było. Mimo wszystko był empatyczny i wiedział, że cudza śmierć bardzo by go ruszyła. Zwłaszcza, że za tamtych czasów już zaczynała się jego depresja.

Na początku czuł w sobie coś alla pustkę. Mało kiedy czuł czysty smutek. Jak już, to jakieś jego odmiany, uczucia podobne, lub inne, negatywne emocje, na przykład gniew, poczucie winy czy pogardę (głównie do samego siebie). Tylko kilka negatywnych emocji.

Za to szczęścia, ani niczego pozytywnego z tamtych czasów nie pamiętał. No, czasem zaśmiał się z żartu czy czegoś. Jednak szczęśliwy, spełniony czy chociażby dumny z siebie nie był wtedy wcale. Po prostu nie przypomina sobie ani jednej takiej chwili z tamtego okresu.

Był mieszanką negatywnych emocji, które ukazywały się i tak tylko okazjonalnie. Na przykład poczucie winy miał tyko jak coś zjebał. Na co dzień był po prostu pusty, całkiem pozbawiony emocji. Dlatego dołączył do gangu.

Dzięki temu czuł adrenalinę. Każde pobicie czy mijanie się z policją sprawiało, że przez chłopaka przechodziły dreszcze, a w głowie siedziało wiele niewiadomych. A co jeśli tym razem sprawa się odwróci i to on zostanie pobity? Nie wiedział jak to będzie. A co jeśli któryś z mijanych policjantów już go gdzieś widział?

Ten dreszcz choć nie był jakoś świetnym uczuciem to podobał mu się. Może nie był wtedy jakiś szczególnie szczęśliwy, ale dzięki temu czuł, że nie jest martwy w środku. Że żyje. Każdy przypływ adrenaliny sprawiał, że wreszcie nie było mu wszystko jedno czy przeżyje.

Może do tego czasu nie miał typowej depresji i nie, że chciał umrzeć. Mu po prostu było wszystko jedno. Choć nie robił nic by umrzeć, to też nie dbał o zdrowie itp. Wiedząc, że coś sprawiało, że szybciej umrze, wcale to nie sprawiało, że przestawał to robić. W końcu każdy kiedyś umrze, prawda? Co za różnica czy wcześniej czy później?

Jednak kiedy była taka sytuacja, że faktycznie mogło się to źle skończyć, wtedy czuł, że nie chce umierać i że to nie wszystko jedno. Choć na chwilę uświadomiła sobie, że życie jest jedno i jest krótkie i nie może zginąć czy zmarnować go sobie w szpitalu czy więzieniu. To była chwila, którą chciał kosztować jak najczęściej. Dlatego pakował się w coraz to bardziej pojebane akcje, byle tylko znów nie być wymytym z emocji. Jednak na chwilę obecną wie, że to najgorsze co zrobił w życiu.

Make me Levitate |Derillo| |YAOI|Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ