Rozdział 1

304 23 4
                                    

Nadszedł ranek, wstałam i przetarłam oczy żeby się rozejrzeć, byłam oczywiście w swoim pokoju. Wykonałam codzienne poranne obowiązki, czułam że coś jest nie tak, ale tłumaczyłam to sobie złym powietrzem. Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół i powiedziałam głośno:

-Dzień dobry! - nikt nie odpowiedział.

-Mamo? Tato? Gdzie jesteście?- ciągle cisza, pomyślałaś że jeszcze śpią.

Zaczęłam robić śniadanie i czekałam aż ktoś się obudzi żeby zawieść mnie do szkoły. Po godzinie robienia i jedzenia śniadania nikt nie raczył zejść, postanowiłam sprawdzić co się dzieje. Poszłam do pokoju rodziców żeby ich obudzić, otworzyłam drzwi:

-Wstawać śpiochy!- krzyknęłam radośnie. Jedyne co zobaczyłam to puste łóżko i zaczęłam się zastanawiać gdzie są, do pracy na pewno nie poszli, więc...gdzie są? Z małym przerażeniem pobiegłam do pokoju mojej młodszej siostry, jej również nie było. Przypomniałam sobie że rano w telewizji lecą wiadomości, pomyślałam że może w końcu się czegoś dowiem. W pośpiechu włączyłam telewizor i kanał wiadomości i prezenterka od razu zaczęła mówić:

-Drodzy państwo, witam w dzisiejszym wydaniu wiadomości, mamy ważną informację do przekazania na skalę światową. To już potwierdzone, wirus Z10013 rozniósł się na cały świat. Prosimy pozostać w domach, odpowiednie oddziały ratunkowe przybędą do wszystkich miast. Naukowcy pracują nad antidotum i...- prezenterka przeraziła się- Pomocy! Nie! Zostaw mnie!- wizję ucięło. Boże...co tu się dzieje? Koniec świata? Gdzie jest moja rodzina kiedy jej potrzebuje? 

Postarałam się opanować i nie panikować i myśleć trzeźwo. Nagle usłyszałam kopnięcie i wyłamanie drzwi, powoli wyszłam z kuchni. Usłyszałam donośny krzyk:

-Halo?! Jest tu kto?!

-Halo? Jestem tu!- powiedziałam.

W mieszkaniu było trzech facetów w mundurach oraz z bronią, na początku się przeraziłam ale wiedziałam że mi pomogą. Po chwili jeden złapał mnie mocno za ramię i powiedział:

-Nazywam się Pułkownik Stonehead, jesteśmy z oddziałów ratunkowych, idziesz z nami, pomożemy ci.

Po chwili poczułam ukłucie w ramię i zasnęłam. Obudziłam się w małym namiocie do tego miałam na sobie moro. W namiocie nikogo nie było lecz na zewnątrz słyszałam głosy. Po wyjściu, okazało się że byłam w dobrze ogrodzonej bazie wojskowej, przez chwile zastanawiałam się co tu robię. Ogrodzenie było zrobione z grubego drutu zakończony ostrymi kolcami. Znajdowało się tu mnóstwo namiotów ale był także jeden mały budynek, prawdopodobnie siedziba dowódcy. 

Rozejrzałam się dookoła, gdy nagle podeszła do mnie dziewczyna wyglądająca na pielęgniarkę i zaczęła mówić:

-O, obudziłaś się w końcu, choć dowódca na ciebie czeka.

-Ale poczekaj, jak ja się tu znalazłam?

-Nie ze mną będziesz o tym rozmawiać, idziemy.

Nie miałam innego wyjścia jak robić to co każe. Mijałyśmy mnóstwo namiotów w których byli sami faceci może tylko w niektórych były sanitariuszki. Po krótkim marszu dotarłyśmy na miejsce,dziewczyna powiedziała:

-Wejdź do środka, nie mam pojęcia gdzie cię przydzielą ale powodzenia.

Byłam lekko wystraszona tym co może mnie tam spotkać z kolei czułam że tutaj mam szansę na przeżycie, więc...wchodzę. Gdy weszłam dostrzegłam dwóch mężczyzn w mundurach przy mapie (prawdopodobnie coś planowali). Kolejny którego zobaczyłam stał przy wejściu i bacznie mi się przyglądał, nagle usłyszałam niski donośny głos:

-O, witamy serdecznie, miło że się obudziłaś, spała pani chyba dwa dni-byłam w szoku ale starałam się słuchać dalej-niestety mamy dla ciebie smutne wieści. Pani rodzina nie żyje, zginęli prawdopodobnie podczas ucieczki z miasta lecz zostawili dla nas wiadomość w której polecili mi opiekę na tobą.

Czułam jak moje nogi powoli opadają na kolana, cała moja rodzina zginęła, łzy samoistnie zaczęły mi spływać po policzkach, chwile potem dowódca kontynuował:

-Bardzo mi przykro lecz teraz musimy panią przydzielić do jakiegoś wolnego namiotu-po chwili zastanowienia mężczyzna krzyknął-pułkowniku Stone (czytać Stołnie) do mnie!

Z innego pomieszczenia wyszedł ten sam chłopak który był u mnie w domu, uśpił i prawdopodobnie przywiózł tutaj. Miał ciemno brązowe włosy oraz piękne szmaragdowe oczy które patrzyły się w moją stronę odkąd mnie zobaczył lecz jedna rzecz przyciągnęła moją uwagę....jego blizna, blizna w kształcie tarczy. Był on ubrany oczywiście w moro jaki inni ale kiedy na mnie patrzył czułam silny ból klatce piersiowej, nagle zaczął mówić:

-Słucham dowódco-cały czas patrząc na mnie spytał-kto to jest?

-Będziemy mieć nowego rekruta.

-Ona? Haha,nie przyda nam się, lepiej będzie dla niej jak odeślemy ją do bezpiecznej strefy. To jest tylko dziewczyna i ma być jednym z rekrutów? Kto by chciał ją szkolić-śmiał się.

-Stone, nie kłóć się, to córka Marinsa, musimy znaleźć jej wolny namiot.

-Tak jest-po chwili kontynuował-ale chyba nie mamy już pustego namiotu, musimy ją przydzielić do kogoś kto ją wyszkoli.

Cały czas próbowałam rozumieć o czym mówią i zastanawiałam się co się ze mną stanie. Z tego co usłyszałam to szukają mi wolnego namiotu i kogoś to szkolenia. Dowódca myślał dłuższą chwilę, kiedy nagle spytał:

-Stone, ty masz jedno wolne łóżko w swoim namiocie, prawda?

-Co? Ja? Mo...może i mam-mówił zszokowany-ale dowódco, każdy pułkownik ma swój prywatny namiot.

-Tak ale tym razem zrobimy wyjątek-popatrzył się w moją stronę i zapytał-Jak się nazywasz?

-Ja? [Twoje imię] Marins-cicho wykrztusiłam.

-Więc postanowione, zamieszkasz ze Stonem, będzie cię szkolił.

-Co? Nie było mowy o szkoleniu-krzyknął półgłosem.

-Bez dyskusji, masz ją natychmiast zaprowadzić do namiotu i macie iść spać bo jutro rano pobudka 5:30. Odmaszerować.

Tak jak kazał wyszliśmy razem z budynku. Po chwili Stone złapał mnie mocno za rękę i prowadził prawdopodobnie do swojego namiotu. Przez całą drogę nie mogłam zebrać myśli, zastanawiało mnie wiele rzeczy, przecież jeszcze nie otrząsnęłam się po śmierci moich rodziców ale muszę być silna...aby przetrwać. W końcu dotarliśmy do właściwego namiotu i Stone zaczął mówić:

-Zajmij łóżko po lewej stronie, jutro rano pobudka 5:30 i zaczynamy trening, a teraz odpocznij zapewne miałaś ciężki dzień.

Zrobiłam jak kazał, przebrałam się w przygotowane dla mnie ubrania i położyłam się do łóżka. Przez większość nocy nie mogłam spać, miałam zbyt wiele myśli w głowie lecz finalnie udało mi się zasnąć. Czułam że zdążyłam przespać jakąś godzinę gdy obudziły mnie krzyki:

-Przestań! Zostaw mnie!

Wstałam aby zobaczyć kto krzyczy, ujrzałam tylko Stona który miota się po łóżku i krzyczy. Podeszłam do niego,lekko go szturchnęłam i powiedziałam:

-Hej, co się dzieje?

Ten znienacka się obudził i gdy zobaczył że stoję obok jego łóżka to przyciągnął mnie, położył w łóżku obok siebie i powiedział:

-Proszę, wiem że to nie jest normalne ale...czy możemy dziś tak zasnąć?



POOOLASAT 

Tak wiem pierwszy rozdział po tak długim czasie XDD

Ale ciiiiii 

Bayooo <3 


Żywa Tarcza//ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now