07.11 Zniknął

149 7 0
                                    


Obudziłam się w jego ramionach, po raz pierwszy od tak dawna byłam szczęśliwa, szczęśliwa naprawdę. Tak dawno tego pragnęłam, tak bardzo o tym marzyłam. Za oknem panował jeszcze mrok, wstawanie o 5 nie należało do szczytu naszych marzeń, ale taka praca. Bezpieczeństwo całego miasta leżało w naszych rękach, mieliśmy z Mikołajem mnóstwo spraw, ale takiej sprawy nie mieliśmy nigdy. Po cichu wstałam, starają się go nie obudzić chciałam przygotować mu niespodziankę zrobić śniadanie. Nasze pierwsze wspólne śniadanie.

- Dzień dobry kochanie - Poczułam jak obejmuje mnie w pasie i całuje w policzek.

- Dzień dobry - Odwróciłam się w jego stronę, muskając jego usta - Chciałam zrobić Ci niespodziankę, a Ty mi ją popsułeś - Zaśmiałam się patrząc mu w oczy

- Dla mnie największą niespodzianką jesteś Ty i więcej nie potrzebuję - Musnął moje usta, uśmiechnęłam się uciekając z jego obięć

- Niestety musimy jeść i się zbierać - Mówiłam rozkładając talerze, Białach lekko posmutniał doskonale wiedziałam, że chciałby spędzić ten dzień razem ze mną nie w pracy, tylko w domu. Na komendzie zjawiliśmy się chwilę przed 6, reszta już była. Razem z Mikołajem przebraliśmy się szybko po czym poszliśmy na odprawę. Jaskowska przydzieliła nam nowe rewiry, przekazało na co zwracać uwagę, odprawa trwała wyjątkowo długo. Tuż przed 7 razem z Mikołajem siedzieliśmy w radiowozie wyjeżdżając na patrol, ten dzień był wyjątkowo zaplanowany. Każdy z nas miał wyznaczone godziny w jakich miał odebrać przerwę, Adaś co 15 minut miał kontaktować się z każdym z nas, i sprawdzać co się dzieje. Jak każdy z nas liczyłam, że uda nam się złapać go jeszcze dziś, i już jutro nie pamiętać co się działo.

- Niby nic się nie dzieję, ale dzisiejszy dzień jest wyczerpujący jak nigdy - Usiadłam przed biurkiem, mieliśmy godzinę na odpoczynek

- Złapiemy go szybko zobaczysz - Uśmiechnął się do mnie - To co ja idę po obiad, a Ty sobie odpocznij - ucałował mnie w policzek i zniknął.

- Mikołaj masz gościa - Nagle w pokoju zjawił się Jacek

- Białach poszedł po obiad, ale zaproś tego tajemniczego gościa niech poczeka - Wstałam od biurka, Jacek odsunął się na bok, tego się nie spodziewałam w pokoju pojawiał się Lena

- O cześć - Widać moja obecność zdziwiła ją nie bardziej, niż mnie jej

- Cześć Mikołaj zaraz wróci, siadaj proszę - Wskazałam jej ręką na krzesło, nie cieszyłam się z jej wizyty, ale musiałam stwarzać jakieś pozory

- To ja w takim razie uciekam, bo przerwa mi się kończy. Na razie

- Do zobaczenia potem - Uśmiechnęłam się w jego stronę, on pomachał i zniknął za drzwiami

- Może napiesz się czegoś ? - Zapytałam z grzeczności, chociaż w cale nie miałam ochoty jej usługiwać

- Nie dzięki, ja tylko chciałam rozmawiać z Mikołajem. - Spojrzała na mnie - Muszę wiedzieć na kiedy rezerwować bilety na powrót

- Mikołaj przecież mówił Ci, że nie wyjeżdża nigdzie - Zwróciłam się w jej stronę - Nie wiem czego nie zrozumiałaś jak wczoraj rozmawialiśmy

- Nie pozwolę, żebyś zrujnowała mu życie - Wycedziła przez zęby - Nie zasługujesz na niego

- Nie wydaje mi się żeby ta rozmowa do czegoś dążyła, myślę że powinnaś już pójść - Wskazałam w stronę drzwi, po czym je otworzyłam - Cześć - Lena bez słowa wstała i wyszła, mineło może pare minut kiedy Mikołaj wróci z obiadem od razu wyczuł, że coś jest nie tak. On znał mnie jak nikt inny, jak nikt inny wyczuwał moje emocje, temat ucięłam szybko, najszybciej jak się dało.

Dzień minął nam w miarę szybko, chciałam jak najszybciej znależść się już w domu

- Karolina mam mega prośbę, pojedziesz ze mną odebrać jedną rzecz ? - Spytała mnie błagalnie Emilka, kiedy z Mikołajem już wychodziliśmy - Max półtorej godziny

- Jedź ja poczekam na komendzie pomogę Krzychowi pomoc mu się przyda - Uśmiechnął się w naszą stronę, już po chwili siedziałam w samochodzie z Zapała i kierowałyśmy się w stronę miasta.

*

Jak się okazało jutro mija dokładnie 2 lata od kąd Emilka i Krzychu są razem chciała zrobić mu niespodziankę i pojechałyśmy zamówić tort, ja miałam robić za pomoc przy wyborze jak to się mówi zawsze trzeba na kogoś zrzucić

- A wam jak się układa ? - Zapytała tak nagle

- Co ? Komu ? - Na komendzie o nas nikt nie wie, i póki co nikt nie może się dowiedzieć

- No jak to komu ? Tobie i Mikołajowi

- Z Mikołajem tylko się przyjaźnimy

- Kochana, kogo jak kogo ale mnie nie oszukasz, patrzycie na siebie tak jak ja z Krzyśkiem na początku - Spojrzała na mnie - Swoją drogą pasujecie do siebie - Odwróciła się ponownie w stronę drogi

- Stoi ! - Krzyknęłam nagle, kiedy ujrzałam biała furgonetkę pędzącą w stronę komendy. Moje serce stanęło, straciłam zdolność oddychania, od razu ją poznałam to był ten samochód który tak szukaliśmy. Ten który przepowiadał tylko jedno, tragedie.

Usłyszeliśmy huk, ogromny przeraźliwy huk, a tuż po nim kłęby dymu zaczęły unosić się w powietrzu. W ułamku sekundy nasza Komenda stanęła w płomieniach

- Nie !!! - Krzyczałam jak oszalała, wybiegając z samochodu, słyszałam stłumiony krzyk Emilki, krzyczała płakała, błagała. Dokładnie tak samo jak ja, obie byłyśmy jak w jakimś amoku, całkowicie oderwane od rzeczywistości. Zerwałam się biegiem, chciałam biec pomóc im, ocalić jego, być przy nim. Nie mogłam poczułam jak silne ręce obejmują mnie w pasie i uniemożliwiają ruch, prosząc żebym się uspokoiła. Poznałam ten głos, to był Szymon. Błagałam, żeby mnie puścił, chciałam być tuż obok niego.

Dławiłam się łzami, które bezwiednie spływamy po moim policzku, dopiero co staliśmy się dla siebie tak bliscy, a w ułamku sekundy straciłam go, utraciłam wszystko co kochałam. Zaczęłam się hipowentylować, mój oddech był szybki i płytki, powoli czułam jak odpływam, jak coraz bardziej trace kontakt ze światem, który mnie otacza. Ostatnie co pamiętam to mój krzyk, jej płacz, ich błaganie w naszym kierunku, jakieś puste słowa skierowane w naszą stronę, coś co niby miało nas pocieszyć dodać otuchy. Ten ryk, cholerny ryk pogotowia straży, policji, panikę w ich oczach i płacz Emilii mój strach, ten cholerny starch, że już nigdy go nie zobaczę. Ludzie biegnący w naszą stronę, każdy z nich chciał pomóc. Zamknęłam oczy osuwając się na ziemie.

*

Jego twarz, jego błękitne oczy

Ten uśmiech i śmiech który tak kocham

Był tak blisko mnie, tak blisko mnie tuż obok

Szeptał coś, niemal bezgłośnie, prawie niesłyszalnie

Chciałam być, blisko niego

Bliżej, jeszcze bliżej niż teraz

Zrobiłam krok, wyciągnęłam dłoń

On też wyciągnął dłoń w moją stronę

Wtedy zapanowała jasność, zrobiło sie tak cholernie jasno

A on...

Zniknął
Zniknął tak po prostu 

Karolina Rachwał i Mikołaj BiałachWhere stories live. Discover now