ROZDZIAŁ 12 "Odchodzi"

2.2K 38 24
                                    

„Hejka, wiem... Dawno nie pisaliśmy, ale może chciałabyś się spotkać? Dziś właśnie wychodzę ze szpitala (na szczęście... Tydzień w szpitalu dłuży się, tak jak by był to jakiś miesiąc)" -wysłałem, boję się, że odpisze mi coś w stylu „wal się", albo co gorsza: nic nie napisze. Tak naprawdę to bym się jej nie dziwił. Jakoś dwa miesiące temu pokazała mi chłopaka na Facebooku który się jej podoba i ja głupi napisałem do niego... Zaczęło się od zwykłego „co tam?", a skończyło na tym, że wysłał mi swoje nagie foty i okazał się gejem. Wtedy Angelika mocno wkurzyła się na mnie. Tak naprawdę nic z tego nie wyszło z tym chłopakiem, ale i tak się mega obraziła. Myślałem nad nią, jak leżałem w szpitalu. Szczerze to myślałem nad wieloma sprawami, w szpitalu jest aż zbyt dużo wolnego czasu.


O tym, że dziś wychodzę, wiem już od trzech dni. Dlatego wczoraj napisałem do Mateusza i spotkaliśmy się na chwilę zamienić kilka słów -przynajmniej takie było założenie, a wyszło tak: na początku uśmiechnęliśmy się wzajemnie do siebie... On zapytał mnie, jak się czuję, więc powiedziałem mu, że już lepiej. Zadałem mu to samo pytanie, na które identycznie odpowiedział, po tym popatrzył się w moje oczy i nabraliśmy kontakt wzrokowy. Zupełnie odleciałem, wpatrywałem się w jego, jak by mnie zahipnotyzował, naprawdę... Nie mam pojęcia, jak długo to trwało, ale w końcu przerwał, powiedział, że już musi iść i że naprawdę cieszy się, że mnie tu poznał. Mocno mnie przytulił, ja też objąłem go rękami i je ścisnąłem. Usiadłem na krzesło i wpatrywałem się tylko w niego, jak odchodzi... był coraz dalej i nagle pomachał do mnie i skręcił w korytarz. Siedziałem tam jeszcze około pięciu minut, przez które zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będzie normalnie, czy w końcu znajdę tego jedynego i jak teraz będzie wyglądał powrót to rzeczywistości.


Mógłbym wyjść już wczoraj z tych czterech ścian, ale lekarze postanowili mnie przetrzymać, abym do domu wyszedł razem z mamą. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze jutro mam zjawić się na pogrzebie, znów w moich oczach zbierają się łzy... Nie mogę sobie wyobrazić, że już się do niego nie odezwę, nie przytulę czy, że się z nim nie pokłócę...


-Patryk, nie płacz -odezwała się moja mama, przytulając mnie.

-Przepraszam, to moja wina.

-Kochanie, tłumaczyłam ci już... Nie możesz się o to osądzać.

-Boję się, boję się powrotu do domu... Do tych ścian, na tę ulicę, po której biegłem, aby uciec...

-Patryś damy radę -W tym momencie moja mama nie wytrzymała i też zaczęła płakać, uśmiechnęła się do mnie i powtórzyła -Damy radę.

-Kocham Cię -w głębi ucieszyłem się, że mogę to jej jeszcze powiedzieć.

-Ja Ciebie też, za chwilę powinna być tu taksówka, może uda nam się dostać pieniądze z odszkodowania i zakupimy nowe auto.

Przyjechała taksówka, włożyłem walizkę, w której się znajdowały moje ubrania do bagażnika. Rzeczy te przywiozła mi moja ciocia, która nas teraz wspiera i pomaga bardzo... I w pogrzebie i nawet w posprzątaniu pokoju z mojej krwi.

Zająłem tylne miejsce, moja mama usiadła z przodu obok kierowcy, gdy ruszyliśmy, popatrzyłem na moją mamę, rozglądała się co chwila... Pewnie po wypadku się boi, a ja postanowiłem, że podłączę słuchawki i posłucham jakiejś piosenki. I tak minęła mi cała podróż, więc w końcu musiałem wysiąść, gdy zobaczyłem już nasz dom. Otworzyłem drzwi, wysiadłem i stanąłem, zamurowało mnie... Znów zobaczyłem tamtą chwilę, jak w moją rękę wbijałem żyletkę.  

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 30, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

To nie takie proste |Gay|Where stories live. Discover now