Rozdział 2

186 26 52
                                    

Z ekscytacją podobną do wczorajszej przekroczyłam próg uniwersytetu. Mimo że poranek do złudzenia przypominał poprzedni, czekały mnie teraz zupełnie nowe doświadczenia. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać po pierwszych zajęciach i trochę się przez to denerwowałam.

Ruszyłam korytarzem, który prowadził do sali wykładowej. Im dalej się posuwałam, tym bardziej pusty się stawał i po chwili, kiedy dotarłam do jego końca, moim oczom wcale nie ukazało się miejsce, którego szukałam. Zaskoczona stwierdziłam, że odnalezienie się w tak dużym budynku, może być jeszcze trudniejsze niż się spodziewałam. Odwróciłam się i szybkim krokiem zaczęłam się cofać z powrotem do wejścia, zerkając na zegarek. Zostało mi nie całe pięć minut do rozpoczęcia, jeszcze tego by brakowało, żebym się spóźniła.

Stanęłam przy drzwiach i ściskając w ręce torebkę, wzięłam głęboki oddech. Nakazałam sobie nie panikować i spróbować jeszcze raz. Sprawdziłam numer sali, który sobie zapisałam i z uwagą przyjrzałam się planowi uczelni, wiszącemu niedaleko.

Miałam ochotę przybić sobie "piątkę" w czoło... pomyliłam piętra.

Wskazówka nieubłaganie zbliżała się do wyznaczonej godziny, więc pędem wbiegłam dwa piętra wyżej, przeskakując po kilka stopni na raz. Zdyszana i z kołaczącym sercem rzuciłam się w ostatniej chwili w kierunku zamykających się drzwi. Prawie wszystkie miejsca były już zajęte i nie zastanawiając się długo usiadłam z brzegu, żeby nie robić zamieszania. Dopiero kiedy byłam pewna, że nikt oprócz dziewczyny siedzącej koło mnie, nie zwrócił uwagi na mój wślizg do sali, odetchnęłam spokojniej.

– Prawie jak ninja. – Zachichotała cicho moja sąsiadka, na co odpowiedziałam jej uśmiechem.

Ukradkiem rozejrzałam się dookoła, szukając znajomych twarzy. Tym razem było nas zdecydowanie mniej niż wczoraj. Na pierwszy rzut oka oceniłam, że miejsca zajmowało około siedemdziesięciu osób, ale w porównaniu z tłumami na rozpoczęciu roku wydało się to zaledwie niewielką grupką. Słyszałam, że wykłady nie były obowiązkowe, ale na pierwsze chyba wszyscy zdecydowali się przyjść. Niestety nigdzie nie widziałam Olafa, co trochę mnie rozczarowało, więc albo był jednym z wyjątków, które postanowiły sobie odpuścić zajęcia, albo po prostu studiował na innym kierunku.

Kiedy stwierdziłam, że nie znam nikogo z pozostałych osób, skupiłam swoją uwagę z powrotem na dziewczynie obok, ale zanim zdążyłam zacząć z nią rozmowę, znikąd wyłonił się wykładowca.

– Miło mi powitać państwa na pierwszych zajęciach w tym roku akademickim! Niezmiernie cieszy mnie, że aż tylu młodych ludzi zdecydowało się na studiowanie turystyki przyrodniczej. Nazywam się... – Nie słuchałam już dalej.

Coś było nie tak... Bardzo nie tak. Ja przecież nie studiowałam turystyki przyrodniczej tylko weterynarię...

– Przepraszam... o czym on mówi? – Spanikowana szturchnęłam lekko w bok siedzącą obok mnie brunetkę.

– Yyy... przedstawił się nam – odpowiedziała szeptem z miną mówiącą, że jestem idiotką.

– Nie jesteście studentami weterynarii? – wyszeptałam z ostatkiem tlącej się nadziei.

Dziewczyna pokręciła głową, a ja niemal fizycznie poczułam zimno, kiedy mały płomyk w moim sercu zgasł.

Stłumiłam w ustach przekleństwo, którego mama na pewno by nie pochwaliła i powoli wsunęłam swój zeszyt i kolorowe długopisy z powrotem do torebki. Świetnie... co teraz?

Wszyscy naokoło wydawali się skrzętnie notować zasady oceniania, terminy kolokwiów i inne rzeczy, które w ogóle mnie nie interesowały. Musiałam wymknąć się i znaleźć odpowiednią salę. Nie wierzyłam, że mogłam być aż tak nieogarnięta i trafić nie tam, gdzie trzeba.

Nie uda Ci się ✔Where stories live. Discover now