Julie sądziła jednak inaczej. Na pytania, o to dlaczego uczyniła, odpowiadała milczeniem. Martin, z drobną pomocą Abby, zdołał namówić Louisa i Dustina, żeby przestali je zadawać. Pozostawało, mimo wszystko wiele pytań, na które nie potrafili odpowiedzieć. 

    - To jak? – Louis wyraźnie drążył temat i nie chciał odpuścić. – Poznajemy się lepiej?

    I tak już poznali się lepiej. Wzajemna zależność spowodowała, że zaczęli doceniać swoje dobre strony i nauczyli się je lepiej wykorzystywać. O złych woleli nie myśleć i starać się unikać sytuacji, które by je uwydatniały. 

    - To nie jest zły pomysł. – powiedziała Abby. Przemilczała zdanie, które krążyło gdzieś na końcu jej języka. „To nasz jedyny pomysł”.

    - Świetnie! – rzekł rozradowany swoim sukcesem Louis. – Zadajemy sobie proste pytania dotyczące nas samych, ponieważ siedzimy w kole… - Chłopak zamilknął na chwilę, myśląc nad tym co właśnie powiedział. – Dobra, w kwadracie, zresztą to i tak nie robi nam wielkiej różnicy. Tak czy siak, każdy zadaje pytanie osobie, która siedzi po jego prawej stronie. Ja zadaje pytanie Dustinowi, Dustin Julie, Julie Abby, Abby Martinowi, a Martin mnie. Przemyślcie dobrze swoje pytania, bo osoba, której je zadacie będzie musiała na nie odpowiedzieć, nie ważne co będzie się działo. Rozumiecie o co mi chodzi? 

    Czwórka nastolatków kiwnęła swoimi głowami na znak zgody. 

    - To kto chce zacząć? – spytał Louis.

    Odpowiedziało mu milczenie. 

    - Ludzie, więcej ikry! Nie możemy tutaj siedzieć i tylko użalać się nad sobą. – powiedział Martin. – Myślcie pozytywnie, pomyślcie, że po prostu jesteście w gronie dobrych znajomych i spędzacie miło czas. 

    Piękną twarzyczkę Julie wykrzywił grymas, jednak, gdy tylko dziewczyna spostrzegła, że Dustin się jej przygląda, uśmiechnęła się przymilnie.   

    - W takim razie, ja zacznę. – rzekł przeciągle Martin. – Może nie wszyscy o tym wiecie, ale Louis był kiedyś moim sąsiadem. Potem nagle, on i jego rodzina się przeprowadziła. Teraz wróciłeś, nie poinformowawszy o tym starego kumpla. Nie chowam urazy, ale dlaczego nie powiedziałeś mi, że wracasz? 

    - Stary, ja.. ja przepraszam. – wyjąkał Louis - To wszystko stało się tak szybko. Miałem się odezwać, ale miałem za dużo spraw na głowie. Do szkoły chodzę dopiero od kilku dni. Poza tym Shelly, nowa dziewczyna ojca…

    - Czekaj, a co z twoją mamą? – spytał Martin.

    - To już drugie pytanie. – odparł radośnie Louis, widocznie zadowolony zmianą tematu. – Teraz czas na mnie. Dustin, jakieś proste. Powiedz mi, dlaczego pobiłeś się z tym gościem na korytarzu. Tym, przez którego oboju tutaj trafiliśmy.

    - O co chodzi? – spytała Abby. – Jaki gość?

    - Ja go tam nie znam. – powiedział Louis. – Ale to bardzo dobry kolega Dustina. Może opowiesz nam całą historię?

    - Jemu chodzi o Johnny’ego Cartera. – Dustin widząc zdziwione miny Martina i Abby szybko dodał. – Tak, t e n  Johnny Carter, kapitan szkolnej drużyny futbolowej. Posprzeczaliśmy się trochę, bo on znowu chciał upokarzać pierwszoroczniaków. Tym razem mu się postawiłem. Louis jest świadkiem, że nie skończyło się to dobrze. Pobiliśmy się, trafiłem do kozy i wywalił mnie z drużyny. Ot, cała historia. Chociaż jak teraz o tym myślę, to w sumie dobrze, że tu trafiłem. Mogłem skończyć jak tamci na górze. 

    Jakby na potwierdzenie jego słów, rozległ się przeciągły jęk. 

    - Sądzę, że Julie ma dużo do powiedzenia na temat Johnny’ego. – kontynuował Dustin. – Zechcesz się podzielić z nami tą historią? To jest moje pytanie – co zaszło między tobą Johnnym?

    - To nie jest tajemnica. Byliśmy z Johnnym parą, potem się rozstaliśmy, to wszystko.

    - Julie, przecież wiesz, że nie o to pytałem. Co naprawdę zaszło między tobą a Johnnym? 

    Dziewczyna zacisnęła palce mocniej na swoim kubku. 

    - Johnny mnie oszukał. – odparła łamiącym się głosem. Martwo wpatrywała się w swój napój. – Karmił mnie kłamstwami, a potem zdarzył się ten straszny wypadek. On prowadził auto, a na tylnym siedzeniu była Molly, moja siostra. My się pokłóciliśmy i… - Julie już nie kryła łez, które strumieniem spływały na jej policzki. 

    - Och Julie.. – Abby po raz pierwszy w życiu odebrało mowę. Bez zastanowienia przytuliła szlochającą dziewczynę. 

    - Ale chodzi o, że nic się nie stało. Tylko ona leży w szpitalu, a rodzice twierdzą, że to moja wina i nie pozwalają mi się z nią zobaczyć. Ja chciałam się do niej wymknąć w czasie lekcji, ale przyłapali mnie. W ten sposób trafiłam tutaj.

    - Julie, ja przepraszam. – powiedział Dustin. – Sądziłem, że jest inaczej.

    - Przecież wiesz jak było naprawdę. – odparła dziewczyna.

    - Dobra, koniec smutków, Julie teraz czas na twoje pytanie. – Martin zmienił temat. 

    - Abby, chcę cię spytać o coś co mnie intryguje od samego początku. Po co ci torba sportowa? – Julie wskazała tą torbę, do której zostały zapakowane żaby, podczas szalonej akcji ratunkowej. 

    Abby popatrzyła na Martina, a następnie oboje wybuchnęli śmiechem. Szczerym, wesołym śmiechem.

    - To? Ona nie jest moja. – odparła Abby, kiedy ona i Martin trochę się uspokoili. – Leżała przed męską szatnią, a ja potrzebowałam czegoś dużego. Miałam zamiar ją później oddać, ale nie zdążyłam. 

    Dustin dostał nagłego olśnienia. Podszedł do sportowej torby, która leżała w kącie i dokładnie ją obejrzał. 

    - Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść? Myślałem, że to po prostu jakaś zwyczajna torba z emblematem naszej drużyny, ale teraz już wiem. To jest moja torba, to właśnie dlatego nie mogłem jej wcześniej znaleźć. Przynajmniej ją w końcu oddałaś, Abby. 

    - Dustin, wybacz… - Abby zaczęła już swoją mowę, która miała sprawić, że udobrucha Dustina, jednak chłopak przerwał jej – zaczął się śmiać. 

    - Nie gniewam się, jesteśmy drużyną i musimy sobie pożyczać rzeczy. 

    - Wiecie co? – powiedział nagle Martin. – Chyba wiem, co już powinniśmy zrobić, żeby się stąd wydostać. 

Zemsta UmarłychWhere stories live. Discover now