30. ,,Jesteśmy twoimi przyjaciółmi!''

1.3K 101 70
                                    

Ansa nie wiedziała, czym na następnym treningu podpadła kapralowi, ale domyślała się, że na dzisiejszej kolacji również się nie pojawi. Zamiast tego Levi kazał jej okrążyć dwadzieścia razy twierdzę, zupełnie jakby chciał na dystans trzymać ją z dala od oddziału. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, a do kolacji zostało jeszcze trochę czasu, postanowiła wrócić do pokoju, paść na łóżko i zdrzemnąć się.

Zdjęła kurtkę, ledwo oddychając. I tak te przebieżki wyrobiły u niej lepszą kondycję, przez co męczyła się wolniej. Dała radę dojść do pokoju, ale to, co tam zastała przeszło jej wszelkie oczekiwania. Rozpięła dwa guziki koszuli, patrząc nerwowo na swoich znajomych. Na jej łóżku siedział Charles, Jordan i Astrid, tuż obok o drewnianą ramę opierał się z założonymi rękoma Rhysand. Laurys przebywała na swoim łóżku. Przy biurku siedział Noel, tuż za nim stał Artur. Ansa rozmasowała skronie, nie chcąc przez zmęczenie dać się ponieść nerwom.

- Co tu się dzieje? - zapytała spokojnie, odkładając kurtkę na biurko.

Noel uważnie śledził każdy jej ruch, by nie rozdrażnić jej jeszcze bardziej odsunął się nieco, by zrobić jej więcej miejsca. Każdy w pokoju zdawał sobie sprawę, że dziewczyna jest zmęczona, zirytowana, bo już kolejny dzień musiała za karę biegać do utraty sił. Faktycznie nie wydawała się szczęśliwa z dostania się do elity.

- To my raczej powinniśmy o to spytać. - Ciszę przerwał Charles, najbardziej znudzony ciszą i podchodami. Sama przecież nic nie powiedziałaby. - Nie chwaliłaś się, że dostałaś się do oddziału Ackermana. Jak to zrobiłaś?

Od razu pożałował swoich słów, bo syknął przeciągle, kiedy Laurys kopnęła go w tył głowy, nadal siedząc na swoim posłaniu na górze. Ansa napięła się jak struna, czyli o to chodziło. Nie chciała o tym mówić, nic w tym chwalebnego nie było. Nie miała powodu, by się cieszyć. Domyślała się, że będą o to pytać.

To było nagłe.

Oparła się o drzwi, czując na sobie niespokojne spojrzenia towarzyszy. Wsadziła ręce do kieszeni, nieco się rozluźniając. 

- Ansa... nie jesteś szczęśliwa - odezwała się Laurys. - A powinnaś! Przecież chciałaś dostać się tam! By chronić Petrę, prawda?

Ansa spuściła głowę, przygryzając wściekle wargę.

- Dostanie się do tego oddziału to niemałe wyróżnienie, gdzie twój zapał, kwiatuszku? - dodał łagodnie Jordan, chcąc rozluźnić atmosferę.

Kurtka zwiadowcy zsunęła się z biurka i upadła na podłogę, ale ani Ansa, ani siedzący przy biurku Noel, nie odważyli się ruszyć, by ją podnieść. Każdy ruch i słowo musiało być ostrożnie dobierane, bo było tak jak mówiła Laurys.

Coś się za tym kryło.

- Ansa? - Usłyszała głos Rhysanda, z dystansem, ale i prośbą.

- Nie - powiedziała w końcu. - Nie jestem szczęśliwa.

Niektórzy wypuścili powietrze z płuc. Temperatura w pokoju podniosła się o parę stopni, w końcu nigdy nie było tutaj aż tyle osób. Nikt także nie wpadł, aby otworzyć okno.

- Nie dostałam się tam ze względu na talent - mówiła dalej nim zdążyła ugryźć się w język. Przecież Levi zabronił jej o tym komukolwiek mówić! Jednak przez zmęczenie chciała zakończyć tę rozmowę jak najszybciej. - Jestem tam... z obowiązku.

- Czego nam nie mówisz? - sapnęła Astrid, wstając z łóżka.

Ansa uciekła wzrokiem, odchylając głowę, by oprzeć ją o drzwi. Gotowa do ucieczki. Rudowłosa prychnęła zirytowana zachowaniem przyjaciółki, przeskoczyła pod drzwi i złapała Ansę za koszulę, przyciskając mocniej do drzwi.

- Co się z tobą, do cholery, dzieje?! Dlaczego nam tego nie powiesz?! Jeśli coś się dzieje powinnaś z nami o tym rozmawiać! 

Aberald milczała, Artur i Noel spuścili głowę, gdy bursztynowe spojrzenie spoczęło na nich. Każdy nagle chciał uniknąć pochmurnych oczu Ansy, Laurys za wszelką cenę chciała pomóc swojej przyjaciółce, podobnie Astrid, która darzyła ją sympatią i szacunkiem. Nie zamierzała odpuścić, póki nie pozna prawdy. Zacieśniła dłoń na białej, nieco mokrej od potu, koszuli. Nie skrzywiła się pod jej wzrokiem.

Stała w miejscu, nieugięta i pewna, że wyrwie to z niej choćby siłą.

- Dlaczego miałabym z wami rozmawiać o tym? - spytała zduszonym głosem, zachrypniętym, wypranym z emocji, co nieco przeraziło resztę.

- Dlaczego?! - wysyczała Astrid, łapiąc obiema dłońmi koszulę i uderzyła Ansą mocno o drzwi, ale dziewczyna nawet nie jęknęła.

- Astrid! - zawołała przerażona Laurys.

Jordan i Rhysand znaleźli się za rudowłosym jeżykiem, gotowi w każdej chwili ją odciągnąć nim zrobi coś jeszcze gorszego. Wyciągnęli przed siebie ręce, ale Astrid nie zareagowała.

- Ponieważ jesteśmy twoimi przyjaciółmi! - wrzasnęła, a Ansa otworzyła szerzej oczy.

Otaksowała oczami każdego w pokoju, nikt już nie chował się przed jej spojrzeniem. Pewnie i zdecydowania wpatrywali się w nią. Oni wszyscy... byli jej przyjaciółmi? Miała przyjaciół? Miała kogoś poza Petrą i Laurys? Nie była sama... Mogła im zaufać. A mogła?

Złapała drżącymi dłońmi za nadgarstki Astrid, przez co ta je poluzowała. 

- Jestem oskarżona o zdradę - wypowiedziała ostrożnie, na jednym oddechu. 

Oczekiwała, że teraz wszyscy wstaną i wyjdą, zaczną krzyczeć lub coś mówić, ale zapanowała grobowa cisza. Nie zauważyła, kiedy Astrid od niej się odsunęła. Wygładziła koszulę, aż usłyszała pytanie z ust Astrid.

- Niby o co?

- O... zdradę... Jestem Ansa Aberald, córka Isolde Aberald, a także siostrzenica Kiernana Aberalda... a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie ma nikogo takiego jak Isolde Aberald, a wujek... nie jest moim wujkiem. Jego rodzina zginęła już dawno, nie miał rodzeństwa. Ktoś to odkrył i uważa, że jestem zamieszana w spisek. Ani Kiernan ani moja matka nie żyją, więc nie są w stanie niczego wyjaśnić. Ja sama nic nie wiem, co działa na moją niekorzyść, bo nie mogę się bronić. Nie wiem, czemu udawaliśmy rodzinę, nie wiem nic! - Złapała się za głowę, powoli zanosząc płaczem. - Kapral ma mnie pilnować, czy nic nie robię... A potem w ostateczności zabić... To wszystko jest pojebane... Jestem tam z powodu... oskarżenia, nie z powodu umiejętności.

- Czyli wystarczy poznać powód tej calej szopki - powiedział Charles. 

Ansa spojrzała na nich raz jeszcze. Nie uciekli - naprawdę byli jej przyjaciółmi i chcieli pomóc.

- Dlatego pytałaś, gdzie szukać... zatem zaczniemy od źródła. Mówiłaś, że twoją matkę zabili żandarmi, więc może w twoim domu coś się skrywa? Sekret, listy, cokolwiek?

- Pytanie jak się tam dostać, skoro kapral będzie ją pilnował - wtrącił się Artur.

Noel pstryknął palcami.

- Rhana! Ona pracuje w Stacjonarnych, mogłaby cię przemycić.

- Ryzykowne, ale można byłoby spróbować - przyznał z uznaniem Rhysand.

Ansa już miała coś odpowiedzieć, ale nagle za drzwiami rozległo się mnóstwo krzyków, głosów i tupanie ciężkich butów. Cała zgraja wypadła na korytarz, by zobaczyć, co się dzieje, jedno z okien było roztrzaskane, nikt nie zwracał na nich uwagę, nie mogli w ogóle rozeznać się w tej pokręconej sytuacji.

- Dowódca chce wszystkich widzieć na dziedzińcu za pięć minut! - wykrzyczał niski Zwiadowca.

- Co się dzieje?! - zapytał głośno Jordan, ale ten Zwiadowca zniknął za rogiem.

- Chyba dowiemy się na apelu...




Ai no Tsubasa | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz